23.
Axel
Zastanawiam się, kiedy ostatni raz czułem tak palącą zazdrość, że jej powód najchętniej starłbym w pył. Z gniewem jestem oswojony, ale z zazdrością? Gówniane uczucie.
Dobrze, że Mel nie była w stanie poczuć tego, co ja, gdy powiedziała, że byli razem.
Serio? Kurwa ten typ nie dorasta jej do pięt! Miałem ochotę wyrwać mu język i nakarmić nim świnie, gdy słyszałem jak nią manipuluje. Z początku nie miałem zamiaru się ujawniać ze swoją obecnością, ale słysząc jej zdezorientowanie, i jak z każdą chwilą traciła pewność siebie, nie mogłem siedzieć bezczynnie.
Znam typów, jak on. Moja matka, po tym jak ojciec kopnął ją w dupę po śmierci Nelly, przyprowadzała do domu mnóstwo nowych fagasów. Był jeden taki „Aaron”. Skurwiel najgorszy ze wszystkich. Pod płaszczykiem fałszywej troski chował się niezły manipulant.
Ja też pamiętam tego brunecika. Upatrzył sobie mnie, jako chłopca do bicia, bo nigdy się nie broniłem. To jest jeden z powodów, dla których dziwię się, że Melody w ogóle zwróciła na niego kiedykolwiek uwagę. Ze swoim złotym sercem była przeciwna wszelkiej formie przemocy. Tylko dlatego mu nie przywaliłem na „powitanie”. Nie chciałem sobie nagrabić u niej na starcie.
Wiem, że pan B. jeździ po nią, gdy kończy pracę, a prośba, żeby zrezygnowała, będzie bezcelowa. Jest uparta. Nie wiem też, czy miałbym prawo ją do tego nakłaniać. Ale nie mogę zaprzeczyć, że kiedy wpadła do chatki i zaczęła wylewać z siebie swoje żale, dotarło do mnie, że to jedyna kobieta, którą bym chciał. Którą byłbym w stanie zaakceptować w swoim życiu.
Uwielbiam jej cięty język, wybuchy emocji, w których można dowiedzieć się całkiem sporo ciekawych rzeczy. Mam nadzieję, że to nigdy się nie zmieni. Jest moim całkowitym przeciwieństwem, ale tylko przy niej czuję się pełny.
W każdym razie od spotkania z brunecikiem nosi mnie i swędzą mnie dłonie. Harvey, jako sparing partner odpada. Już po ostatnim razie widziałem wyraźnie, że chciałby z tym skończyć na dobre. Walczył ze mną tylko dlatego, że ciężko mi tak szybko zmienić fakt, że wpierdolenie komuś oczyszcza mój umysł.
A teraz Mel przy mnie nie ma. Pojechała z mamą i ciotką w teren, Harvey poszedł z klaczą i panem B. na spacer...
Jestem sam na ranczu. Jak bardzo nierozsądnym rozwiązaniem byłoby spotkanie się z tym frajerem i przemówienie mu do słuchu, że ma trzymać się z dala od Melody?
Beznadziejnym...
Potrząsam głową. Jestem kiepski w używaniu języka do słów, mogłoby to się skończyć źle.
Nie ma przy mnie Mel i czuję niepokój. Kręcę się jak gówno w przeręblu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Jakbym każdą popieprzoną do granic możliwości cząstką siebie, bał się, że w każdej chwili ona rozpłynie się i ponownie ją stracę. Chciałbym ją zobaczyć. Najlepiej już teraz.
Kiedy tylko Harvey i pan B. wracają na ranczo, bez słowa jadę do klubu. Na chwilę obecną to jedyny sposób, jaki znam na rozładowanie wewnętrznego napięcia. Poprzednim razem odmówiłem zmierzenia się z jednym z klubowych bokserów. Byłem tresowany jak psy do walki w klatkach – gryźć tak, żeby zabić, więc wolałbym nie budzić swoich demonów, stając na ringu z kimś nieznanym. Harvey to mój przyjaciel, nie zrobiłbym mu krzywdy. Ale nie ufam sobie w kwestii nieznanych osobników. Skoro on odpada, pozostaje mi worek. Ewentualnie mogę poszukać zaczepki na ulicy...
Nie, cholera. Mam głodzić moje demony, a nie dawać im pożywkę.
Kiedy wyjeżdżam z rancza, dostrzegam Mel z mamą i ciotką, wracające do domu. Przez szybę słyszę śmiech Melody, a kiedy zjeżdżają końmi na pobocze, aby zrobić mi przejezdną drogę, szukam jej spojrzenia. Gdy nawiązujemy kontakt wzrokowy, uśmiecham się, puszczam jej oczko, a w lusterku widzę, że się za mną obraca.
Skoro już jest, mam ochotę zawrócić. Trochę przeraża mnie intensywność uczuć do niej. Przeraża mnie też myśl, że może przyjść taki moment, w którym zobaczy to, co tak skrzętnie skrywam i zwyczajnie ucieknie przed mrokiem, który w sobie noszę.
Pozbywam się tych myśli, mając w pamięci rozmowę z panem B. Proponował dzisiaj, że jego znajoma może polecić mi dobrego terapeutę, bo siedzi w tych klimatach i zna ludzi. Ale na chwilę obecną nie jestem gotowy, aby wracać do tego syfu ze swojego życia i odkopywać trupy. Jak wyleje się na mnie całe gówno, przed którym latami uciekałem, nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzę, skoro zwykła zazdrość o dziewczynę, doprowadza mnie do szału.
Tak naprawdę nie mam pojęcia na czym stoję w związku z Melody. Jedno jest pewne – ta dziewczyna działa na wszystkie moje zmysły, a mój kutas stoi na baczność za każdym razem, gdy jest blisko. Chociaż w kwestii swojej orientacji mogę być spokojny.
Dziewica... I to przeze mnie.
Parskam śmiechem, przypominając sobie jej reakcję na niekontrolowanie wypowiedziane słowa. Podoba mi się to, że na przestrzeni lat nie zatraciła siebie. Może przy niej uda mi się również odnaleźć to, co zgubiłem w mojej popieprzonej drodze życia. Wiele razy miałem wrażenie, że mój życiorys pisał najebany diabeł i nie potrafię do końca, jak Harvey, poddać się tej „nowej drodze życia”. Ciągle jest we mnie oczekiwanie na najgorsze. Nie wiem, kiedy odetchnę...
Najlepiej mi się oddycha przy Mel – jej oddechem, gdy nasze usta są ze sobą złączone. Ona jest biciem mojego serca, a gdybym ponownie ją stracił...
Po dwudziestu minutach drogi podjeżdżam pod klub i wysiadam z samochodu. W piątkowy wieczór jest spore oblężenie, co mi przeszkadza. Nie przepadam za ludźmi i jestem zaskoczony, jak dobrze jest mi teraz na ranczu w otoczeniu natury, w boksie Hope, z dala od cywilizacji, otoczony dobrymi wspomnieniami.
Zakładam kaptur na głowę, co pomaga mi odciąć się od otoczenia i pewnym krokiem wchodzę do środka.
*
Kiedy wracam na ranczo, jestem wykończony. Moje treningi mają to do siebie, że mogę napieprzać w worek, dopóki nie stracę przytomności z wycieńczenia. Możliwe, że tym razem bez asekuracji Harveya byłoby tak samo przez wzgląd jak wiele emocji się we mnie kłębi. Ale skończyło się na tym, że jedynie mam opuchnięte, zakrwawione całe dłonie przez starte kostki. Okazało się, że przyjechałem tylko półtorej godziny przed zamknięciem klubu. Wystarczyło jednak czasu, abym uspokoił w sobie burzę.
Parkuję przed stajnią i przykładam czoło do kierownicy, biorąc głębokie wdechy. Ból w głowie jedynie ćmi, ale już mam zawężone pole widzenia. Wysiadam z samochodu i zamykam drzwi. Mam nadzieję, że prochami przeciwbólowymi uda mi się jeszcze przystopowałam natężenie rodzącego się bólu.
Stajnia jest już zamknięta, wokół panuje kojąca cisza. Przechodząc obok domu Melody, odruchowo spoglądam w jej okno. Nie sprecyzowaliśmy, w jaki sposób mamy spędzić ze sobą wieczór, a teraz obawiam się, że przez mój łeb nie będę w stanie poświęcić jej wystarczająco dużo uwagi.
Staram się zdusić w zarodku myśli, że ona zasługuje na coś więcej niż popierdolonego mnie. Przecież mam zamiar popracować nad sobą. Coś zmienić. Spojrzeć w przyszłość, a nie żyć jedynie od chwili do chwili.
Kiedy wchodzę do domu pierwsze, co do mnie dociera to dźwięki pianina i śmiech Mel. Następnie jakiś przyjemny zapach, na który burczy mi w brzuchu. Rzucam torbę w kąt i zaglądam do salonu.
– A to znasz? – pyta wesoło Melody i zaczyna grać jakaś skoczną melodię. Śmieje się, gdy nie trafia w akordy i próbuje jeszcze raz, a Harvey strzela tytuł piosenki. Dobrze się bawią.
– Ax! – Pierwszy zauważa mnie kumpel. Mel przestaje grać, a uśmiech schodzi jej z twarzy.
Świetnie, już samo patrzenie na mnie odbiera jej radość. Mam nadzieję, że to nie przez to jak potraktowałem jej znajomego...
Wstaje od pianina, a ja odruchowo patrzę na jej nogi w opiętych jeansach podkreślające kształty. Ma na sobie koszulę wiązaną w pasie, przez co mogę popatrzeć na jej płaski, lekko zarysowany brzuch. No i oczywiście trzy odpięte guziki, rozczochrane włosy, pięknie błyszczące oczy i...
– Miałam zapytać, czy dobrze się czujesz, ale sądząc po tym, jak ślinisz się na mój widok chyba nic ci nie jest – mówi złośliwie, podbierając się pod boki.
Harvey parska śmiechem i wrzuca chipsa do ust, czekając na moją reakcję. Świdruje mnie rozbawionym wzrokiem. O dziwo nie mam ochoty mu przywalić.
Przecieram twarz, próbując zetrzeć z niej durnym uśmieszek. Potrząsam lekko głową, co nie jest dobrym ruchem. Mam wrażenie, jakbym w ten sposób poruszył opuchnięty mózg i przenika mnie ból. Krzywię się. Przykładam dłonie do skroni.
– Co ci się stało? – Mel podchodzi do mnie i odciąga dłonie od twarzy, przyglądając się zakrwawionym, startym kostkom. W jednej chwili blednie, patrząc mi głęboko w oczy. Dotyka mojego czoła. Ma ciepłą dłoń. Aż mam ochotę wtulić w nią policzek i po prostu położyć się spać. Przy niej. Jak dawniej. – Nie masz gorączki, a tak właśnie wyglądasz...
– Stoisz tak blisko, to jak mam wyglądać? – mruczę i chwieję się. Mel podtrzymuje, próbując utrzymać na nogach.
Kurwa, ciemno mi przed oczami.
– Harvey, co się dzieje? – pyta przestraszona.
– Szlag! Przyniosę mu leki, jeszcze nie jest źle. – Znika w kuchni, a Melody obejmuje mnie i sadza na kanapie. Nagle robi mi się słabo. Zalewają mnie zimne poty, ale przez ciało przechodzą gorące fale. Nienawidzę tej mieszanki, a dopiero się rozkręca.
– Co mu jest? – pyta przejęta Mel. Chwyta moje policzki w dłonie, skupiając na sobie mój wzrok.
– Chryste, jesteś taka piękna, ale muszę zamknąć oczy, bo twój blask mnie oślepia – mamroczę, coraz bardziej czując jak odcina mnie od rzeczywistości. Czuję poszturchiwania Harveya. Wsadza mi tabletkę do ust i podtyka szklankę.
Słyszę jego ciężkie westchnięcie. Na pewno jest już mną zmęczony...
– Otwórz okno w sypialni, Melody i zmocz w zimnej wodzie jak najwięcej ręczników. Cud, że udało ci się w ogóle wrócić, kretynie – zwraca się do mnie napiętym ze złości głosem i podnosi mnie.
Drżą mi nogi, a serce wali tak, że czuję je w całym ciele. W każdym pierdolonym miejscu, w którym tylko można czuć puls. Z każdą chwilą ta zjebana pompa zaczyna rosnąć coraz bardziej, wypełniając klatkę piersiową. Ciężko mi oddychać.
– Będzie dobrze, obiecuję – łagodny szept Melody, to ostatnie, co słyszę, zanim opadam miękko na materac chłodnego łóżka. – Jestem przy tobie, Axel. Wszystko będzie dobrze... Jestem.
Melody
Nie do końca tak wyobrażałam sobie nasze wieczorne spotkanie. Myślałam, że pośmiejemy się, posiedzimy w przyjemnej atmosferze... Zrobiłan kolacje, czekając na niego, ale kiedy tylko zobaczyłam Axela, wiedziałam, że coś jest nie tak. Był blady, po czole spływały kropelki potu, wzrok miał dziwnie zamglony, rozbiegany i mówił z wyraźną trudnością, a jego dłonie... Boże, co on z nimi zrobił? Chciałam mu je opatrzyć, gdy zasnął, bo nie mogłam znieść myśli, że cierpi, ale Harvey prosił, żebym go nie dotykała, bo w takich momentach jest zbyt wrażliwy na dotyk i mogłabym jedynie pobudzić atak paniki.
Mój Boże, do tego wszystkiego atak paniki?
W pokoju panuje całkowita ciemność. Wszędzie są pogaszone światła, a mi kołacze się w głowie pytanie: dlaczego on?
Czy mało wycierpiał się w dzieciństwie, będąc zmuszonym do mieszkania z obcymi ludźmi? Już sam fakt, że cokolwiek zadziało się w jego rodzinie i był pozbawiony rodzicielskiej troski jest straszny!
Była między wami ciekawa synchronizacja, Mel. Kiedy pewnego dnia, gdy miałaś dwanaście lat, dyrektorka przyszła do mnie na zajęcia i powiedziała, że muszę cię zabrać do domu, bo się pochorowałaś, następnego dnia, spotkałam Elenę w sklepie. Rozmawiałyśmy i zmartwiona powiedziała, że również musiała przyjechać po Axela, bo został znaleziony na boisku szkolnym, skulony i zmarznięty, cały zapłakany, nie dał się dotknąć. Miał atak migreny, choć od dwóch lat się nie zdarzał i mieli nadzieję, że to już za nim. Bardzo cierpiał podczas ataków – przypominają mi się słowa mamy, gdy próbowała mi przetłumaczyć, że tamtego dnia, gdy Axel zakończył naszą znajomość coś się stało i również cierpiał.
Ścieram dłonią mokre od łez policzki, starając się płakać tak cicho jak tylko mogę, byle tylko nie wydać z siebie dźwięku, który mógłby go zranić.
Wyciągam dłoń, aby go dotknąć, ale powstrzymuję się. Dociera do mnie, że byłam tak bardzo skupiona na swoim bólu i złości, gdy ponownie go ujrzałam, że nawet nie chciałam dopuścić do siebie tego, co mówiła mama. I tamtej nocy, gdy powiedziała, że tata jest u niego, a ja nawet nie chciałam znać powodu jego wizyty. I wtedy w stajni, gdy tak bardzo źle wyglądał...
Przykładam dłoń do opuchniętego boleśnie serca, a w gardle pali od wstrzymywanego szlochu, aż sama czuję, jakbym miała się zaraz udusić. Nic nie poradzę, że właśnie tak reaguję na cierpienie innych. Również je odczuwam, dlatego byłam mało pomocna tacie przy koniach, które przywoził z interwencji.
Słyszę kroki przed sypialnią, i gdyby Harvey mógł zobaczyć moje spojrzenie, padłby trupem. Chciałabym wygłuszyć cały dom, żeby tylko do Axela nie dotarły żadne dźwięki, ale Harvey zapewniał mnie, że leki zostały wystarczająco wcześnie podane, żeby atak nie osiągnął maksymalnych rozmiarów i on teraz będzie spał.
Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, gdy dowiedziałam się, że to tata sprowadził do Axela lekarza, który przepisał mu leki. Chciałam jednocześnie pobiec do niego i powiedzieć jak bardzo go kocham, jak i zostać z chłopakiem, żeby chociaż czuł moją obecność, skoro nie mogę mu jej dać fizycznie.
– Melody, chodź ze mną – szepczę Harvey, a ja z trudem opuszczam Axela.
Dopiero gdy wychodzimy na zewnątrz, łapię głębszy wdech i siadam na schodkach.
– To w sumie normalne, co się dzieje, ale ty nie jesteś z tym oswojona – wzdycha. – Zazdrość. Uczucie do ciebie, które pozbawia go kontroli. Na pewno wkurwił się tym twoim kolegą i dam sobie głowę uciąć, że nieźle się powstrzymywał, żeby mu nie obić gęby, ale serio, Mel. Ten facet ma w sobie coś mega wkurwiającego.
Wzdycham ciężko, bo dobrze to wiem. Pewnie wyparłam wiele drobnych niepokojących wspomnień z Aaronem, chcąc się skupić na tym, co było dobre, a te sygnalizujące, że nie do końca jest taki cudowny, schowałam gdzieś na dnie serca.
Ale narazie pomijam ten temat. Nie czuję, żeby Aaron był dla mnie jakimś zagrożeniem.
– Opowiedz mi o tych atakach Axela. Jest coś konkretnego, co je wywołuje? Chcę zrozumieć.
– Wcześniej zdarzały się raz na długi czas. Od pół roku są bardzo częste, a powodem są tłumione emocje. Ax nie umie dać im w pełni upustu, wszystko się w nim kumuluje i... Bum! – Robi zamaszysty ruch dłońmi, chcąc mi zobrazować skalę zniszczeń.
– Coś się stało pół roku temu, że one się nasiliły?
Harvey unika odpowiedzi. Jego dłoń odruchowo wędruje do brwi. Powstrzymuję go i splatam nasze palce, przykrywając jego dłoń swoją. Może chociaż w ten sposób dodam mu trochę otuchy.
– Słyszałam waszą rozmowę. Kłótnie właściwie. Mówiliście o pieniądzach okupionych krwią. Bestii... – Tyle wystarczy, żeby Harvey się wzdrygnął, ale nadal nie odpowiada. – Proszę. Możesz mi zaufać. Chcę go zrozumieć. Was. Nie wierzę w przypadki. Jesteście u nas, bo mieliście tu trafić.
Harvey milczy ze wzrokiem wbitym w ziemię. Daję mu czas na zebranie myśli, a kiedy wydaję mi się, że nic nie powie, on zaczyna mówić:
– Poznałem Axel’a na ulicy, kiedy miałem piętnaście lat. Uciekłem z domu. On też. Uratował mi wtedy życie, po tym jak napadało na mnie dwóch bezdomnych Odwrócił ich uwagę, rozjuszył i przejął na siebie ciosy. Ktoś zadzwonił po policję, a my uciekliśmy. Inaczej Axel trafiłby do domu dziecka, a nie chciał tego nigdy więcej. Ja bałem się, że oddadzą mnie z powrotem ojcu. Wolałem żyć na ulicy niż do niego wrócić.
Harvey opowiada o tym jak walczyli o przetrwanie. O facecie, zwanym w podziemiach Bestią, który zwrócił uwagę na Axela, podczas jednej z bójek, co było na porządku dziennym w ich życiu – walczyli z innymi o miejsce do spania, jedzenie, lub tak po prostu, bo musieli, jeśli chcieli w ogóle przeżyć na ulicy – i zaproponował pomoc.
Gdy opowiada o formie tej „pomocy” jestem po ludzku przerażona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro