14.
Melody
Skrzypnięcie drzwi do pokoju, wyrywa mnie z resztek snu. Uchylam powieki, i uśmiecham się na widok mamy. Boli mnie gardło i głowa, w nocy męczył kaszel, ale gorączka spadła.
– Jak się czujesz, kochanie? – pyta, i siada na brzegu łóżka. Dotyka dłonią czoła, sprawdzając temperaturę. Przespałam cały wczorajszy dzień.
– Lepiej – chrypie.
– Axel chyba wykupił pół apteki – parska mama.
– Hm?
– Rzadko chorujesz, tata jest z tytanu, a ja lubię nalewki cioci Crystal, szybciej mnie stawiają na nogi niż lekarstwa, więc odkąd wyjechałaś nie uzupełnialiśmy zapasów. Axel pojechał wczoraj do apteki po leki dla ciebie.
– Och... – odchrząkam i siadam. Kręci mi się w głowie, ale zdecydowanie nie jest już tak źle, jak wczoraj. – Tak, pamiętam.
Jak przez mgłę, ale pamiętam, że siedział przy mnie.
– Zapraszałam chłopaków na śniadanie, ale nie chcieli przyjść.
– Nic na siłę – mruczę, w duchu ciesząc się, że nie przyszli. Coś mi się wydaję, że wczoraj strasznie się wygłupiłam.
– Wczoraj przyszła Crystal, przyniosła ciasto. Była u ciebie, ale spałaś.
– Jestem okropna, że jej nie odwiedziłam zaraz po przyjeździe. – Zasłaniam twarz dłońmi, bo jest mi naprawdę wstyd. Axel wyparł z moich myśli totalnie wszystko. Muszę to ogarnąć i wrócić do życia.
– Nie gniewa się, skarbie. Poszła do stajni odwiedzić Arabellę i spotkała Axela. Od razu go poznała.
– Uhm. Jest charakterystyczny.
– Charakterystycznie przystojny – parska mama.
Uśmiecham się blado na tą uwagę, ale nie komentuję.
O Aaronie rozmawiałam z nią bez żadnych zahamować. Naprawdę jest moją najlepszą przyjaciółką, ale jeśli chodzi o Axela i uczucia względem niego nie potrafię się otworzyć. Już w dzieciństwie sprawiał, że robiłam się tajemnicza, miałam swoje sekrety i myśli tylko dla siebie. To przez relację z nim zaczęłam pisać pamiętnik. Axel był wtedy tylko mój. A ja jego.
– Odwiedzę dzisiaj ciocię – decyduję, a mama się krzywi.
– Poleż jeszcze dzisiaj. Jesteś strasznie blada. Już przecież nigdzie nie wyjeżdżasz, zdążycie się jeszcze zobaczyć, a przed nami i tak babski wypad. Ja zaniosę chłopakom chociaż ciasto, skoro nie chcą z nami zjeść śniadania.
– Ja zaniosę – mówię szybko, a mama unosi brew. – No bo ten... Podziękuję, nie? Axelowi. Za leki. I... No. Tak zrobię. – Odrzucam kołdrę i wstaję z łóżka. – I skontroluję, jak opatrzył Harveya. Nie ufam mu pod tym względem.
Mama wzdryga się.
– Okropna ta rana. Powinien iść do lekarza, nie wygląda to dobrze, ale nie chciał.
– Może ja go przekonam. Ale najpierw prysznic. – Wyciągam z szafy czyste ubrania, a mama schodzi na dół.
Po prysznicu czuję się trochę bardziej jak człowiek, choć nadal słaba. Nie tylko fizycznie. Psychicznie również. Ale kiedy schodzę na dół, przywdziewam na twarz piękny uśmiech, obejmuję od tyłu tatę, siedzącego przy kuchennym stole, i całuję go w policzek.
– Lepiej się czujesz? – pyta, obserwując jak przejmuję od mamy pudełko z kawałkami ciasta i... drugie z kanapkami, a pod pachę termos z kawą. Normalnie, jakbym miała iść z nimi na piknik, pff.
– Tak, lepiej – odpowiadam, próbując wszystko utrzymać.
– Daj jeszcze Harvey’owi tą maść. – Mama wciska mi w kieszeń spodni tubkę.
– Czuję się jak czerwony kapturek zmierzający do chatki babci – parskam.
– Jeden z nich to wilk, uważaj – mruczy tata.
– Czyha na moją cnotę? – kpię, a on krztusi się kawą, posyłając mi groźne spojrzenie. W odpowiedzi dostaje ode mnie mrugnięcie okiem. Jest kochany, ale czasem nie mogę się powstrzymać, żeby się z nim trochę nie podrażnić.
– Mel, nie żartuj sobie z taty, dopóki nie zrobi badań na serce, na które dostał skierowanie pół roku temu – mówi mama, próbując przykryć swoje rozbawienie, lekką naganą, skierowaną do nas obojga.
– Skoro nadal żyję, i kocham was obie, to jestem chory na pewno, ale na głowę – burczy i wstaje od stołu, ale obie usadzamy go z powrotem, całując w policzki – jedna z prawej strony, druga z lewej. To zawsze go zmiękcza.
Mama pomaga mi założyć buty, bo mam zajęte ręce, otwiera drzwi i obładowana zmierzam w stronę chatki. Na luzie, bez żadnych myśli, choć z walącym dziwnie sercem.
Kiedy jestem blisko, staję jak wryta na wściekły, znajomy głos, który niesie się przez otwarte okno w salonie.
–... nie prosiłem cię o to, Harvey!
– Nie. Nie prosiłeś, ale obaj dobrze wiemy, że gdybym nie zrobił nic, ty byś nie odszedł, zostałbyś tam i nawet nie pomyślałbyś, że możesz żyć inaczej. O co się wściekasz? Nie korzystałeś z tych pieniędzy, rozdawałeś je bezdomnym, albo zostawiałeś pod sierocińcami. Mówiłeś, że są okupione krwią i ich nie chcesz.
Huk, jakby po uderzeniu pięścią w stół, sprawia, że podskakuję i ledwo utrzymuję pakunek. Serce wali mi jak szalone, i nie wiem, czy powinnam się wycofać, czy ujawnić ze swoją obecnością. Stoję jak wryta, gdy ponownie słyszę ostry jak brzytwa głos Axela, aż przechodzą mnie ciarki:
– Nie mieliśmy tu zostać. Celem był wyjazd do Anglii! Co ty sobie, kurwa, myślałeś zostawiając prawie całą kasę pod domem dziecka? Ja pierdolę, Harvey!
– Zostawiłem tyle, żeby nam wystarczyło na start. I wiesz co, Ax? Jesteś idiotą – prycha. – Bo jeśli myślałeś, że bezczynnie będę patrzył jak każdego dnia znikasz coraz bardziej, to się przeliczyłeś. To nie była. Twoja. Wina. Rozumiesz? Tyler sam zaoferował, że pójdzie za ciebie.
Marszczę brwi na słowa Harvey’a, a kolejny dreszcz przebiega mi wzdłuż kręgosłupa. Wiedziałam, że coś ukrywają, ale czy ojciec ma świadomość, co takiego? Bo dla mnie to nie brzmi dobrze.
Na chwilę zapada cisza.
– Kurwa, zaplanowałeś sobie wszystko, co? – warczy Axel.
– Ta. I możesz się wściekać, ale jeszcze mi podziękujesz. A jeśli nie, proszę bardzo, droga wolna. Możesz wrócić do Bestii. Możesz wyjechać, gdziekolwiek zechcesz, jak sobie trochę zarobisz w legalny sposób, bo na łatwiznę już nie pójdziesz, nie ma kasy – prycha Harvey. – Ja tu zostaję. Mam dach nad głową, spoko pracę, koleś świetnie płaci, a nie chcę już żyć w strachu. Mam dość tego całego gówna...
– Zostaw tą cholerną brew! – syczy Axel, a to już jest dla mnie impuls, żeby ruszyć się z miejsca.
Przywdziewam na twarz szeroki uśmiech, mówiący „ jestem tu od sekundy, nic nie słyszałam” i zaglądam przez okno.
– Hej! – wołam radośnie, mając nadzieję, że drżenie w moim głosie nie jest nazbyt słyszalne. – Dzień dobry, jak niedzielny poranek?
Obaj obracają głowy w moją stronę, i staram się utrzymać na twarzy uśmiech, widząc ich miny. Spoglądają na siebie niepewnie.
– Mam coś dla was. Mogę wejść?
Pierwszy z letargu otrząsa się Axel. Podchodzę do drzwi, a kiedy je otwiera i stajemy na przeciwko siebie, dostrzegam w jego oczach istną burzę. Twarz ma napiętą, aż mam ochotę zrobić krok w tył, ale powstrzymuję się.
– Ciasto, kanapki i kawa z ekspresu – wyjaśniam, wciąż utrzymując na twarzy uśmiech.
On go nie odwzajemnia. Patrzy na mnie pustym, obcym spojrzeniem, jakbym była jakimś domokrążcą, który chce im wcisnąć wadliwy sprzęt, i zastanawiam się, czy ten Axel z wczoraj naprawdę mi się tylko nie przyśnił. Utrzymuję z nim kontakt wzrokowy, znowu doszukując się w jego oczach czegoś znajomego.
Ale nie ma go. Znowu się ukrył.
– Dzięki – burczy i chce odebrać ode mnie pakunek, ale wymijam go sprawnie, ignorując ciche przekleństwo z jego ust, i wchodzę do salonu.
– Melody! – Wita się ze mną Harvey, i rozkłada ramiona, na co parskam śmiechem. Pozwalam mu się objąć, rzucając krótkie spojrzenie w stronę Axela. Jego twarz pozostaje bez wyrazu, co jest dla mnie porażające. Stoi u progu, patrząc na mnie z zimnym dystansem, jakbym właśnie zakłóciła ich spokój. Staram się nie dać po sobie poznać, że jego reakcja mnie zabolała, więc zwracam uwagę na Harveya.
– Mam dla ciebie specjalną maść od mamy – mówię, wyciągając tubkę. – Musisz dbać o tą ranę
– Skoro szefowa tak mówi, to nie man wyjścia jak zwalczyć swoje masochistyczne zapędy. – Obejmuje mnie ramieniem i przechodzi do kuchni, odbiera ode mnie pudełka i kawę, ustawiając na stole.
Rzucam szybkie spojrzenie Axelowi, który nadal stoi w progu, jakby miał ochotę wyjść i nie wracać. Dzieli nas tylko kilka kroków, ale czuję, jakby to była przepaść, której nie jestem w stanie pokonać. Zmuszam się do pogodnego tonu, starając się przełamać panujące napięcie.
– Może powinieneś pójść z tym do lekarza?. Jeśli wda się infekcja, może zrobić się poważnie – mówię łagodnie. – No i opatrunek jest fatalnie zrobiony. Plaster już się odkleja. Gazik przesiąkł, przydałoby się go zmienić.
Harvey parska nerwowo, ale patrzy na mnie z taką sympatią, że jest w tej chwili ogromnym kontrastem dla spojrzenia Axela, który wygląda, jakby chciał się mnie jak najszybciej pozbyć.
Mam to gdzieś. Niech on wyjdzie.
– Mogę to zobaczyć? – pytam miękko, wskazując na brew.
– Tobie pozwoliłbym się nawet pokroić na żywca, i gdybyś tak się do mnie nadal pięknie uśmiechała, na pewno nie czułbym bólu – odpowiada, zerkając na Axela. – Możesz nas zostawić samych, Ax? To może być dość intymna chwila. Odsłonię przed nią swoją ranę i pozwolę się opatrzeć.
Dlaczego mam wrażenie, że Harvey mówi do niego w sugerujący coś sposób?
– Nie – warczy Axel. – Zostanę, jeszcze zemdleje. Przynajmniej ktoś ją złapie.
– Nie jestem taka delikatna, jak ci się wydaję – odpowiadam z wyższością.
– Taa. Chętnie popatrzę. – Uśmiecha się, ale bez cienia wesołości, podaje mi opatrunek i siada na krześle. – Działaj, Melody.
Wiedziona jego prowokacyjnym tonem, przechodzę do Harveya, starając się zignorować obezwładniające spojrzenie Axela, które zdaje się mnie palić. Wzdycham i podwijam rękawy, gotowa stawić czoła zadaniu. Ale gdy tylko uchylam kawałek przesiąkniętego gazika, widok rozcięcia wywołuje u mnie dreszcze. Czerwone, opuchnięte brzegi rany są pełne zaschniętej krwi. Przełykam ślinę, a żołądek podchodzi mi do gardła.
Na ten widok mrugam szybko i oddycham przez nos, próbując powstrzymać mdłości. Każdy centymetr mojego ciała krzyczy, bym się wycofała, ale nie chcę dać Axelowi satysfakcji. W końcu, czując jego spojrzenie na sobie, biorę głęboki wdech, i przymykam oczy, próbując odzyskać równowagę.
– Harvey, to nie wygląda dobrze... – szepczę, czując, jak krew odpływa mi z twarzy. – Powinieneś naprawdę iść do lekarza.
Harvey kręci głową, lekko się uśmiechając, jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.
– Dam radę, Mel. To tylko zadrapanie – odpowiada, próbując mnie uspokoić, ale widzę, że on sam czuje dyskomfort.
– Zadrapanie? – parskam, choć ledwo słyszalnie. Serce bije mi jak oszalałe, a kolana mam jak z waty. – Musisz przestać dotykać to miejsce.
Harvey milczy, a Axel obserwuje mnie w ciszy. Staram się nie patrzeć w jego stronę, ale czuję, jak moje dłonie drżą, gdy zakładam rękawiczki, po czym najdelikatniej jak potrafię, żeby nie sprawić mu więcej bólu, oczyszczam ranę i nakładam maść, po czym zakładam nowy opatrunek. Nie mogę wytrzymać już dłużej i odwracam wzrok, starając się złapać powietrze.
– Dzięki, Mel – mówi z wdzięcznością Harvey, łapie mnie za dłonie i całuje, zerkając w stronę Axela. Odnoszę dziwne wrażenie, że go prowokuje. – Ucz się, dupku, jak przyjmować pomoc i być wdzięcznym.
Harvey puszcza moją dłoń, serce wciąż bije mi jak oszalałe, a ręce lekko drżą, ale staram się to ukryć.
– To tylko zmiana opatrunku – rzucam lekko, starając się zignorować palące spojrzenie Axela.
– Nie tylko, Mel. To troska – mówi Harvey z żartobliwym dramatyzmem, robiąc teatralny gest ręką. – A jeśli Axel nie potrafi docenić troski, to jego problem, nie nasz.
Axel przewraca oczami, a jego twarz przybiera chłodny wyraz. Ma ochotę odpowiedzieć, to widać, ale powstrzymuje się, zaciskając wargi. Mam wrażenie, że jego cierpliwość jest już na granicy wytrzymałości. Kątem oka widzę, jak splata ręce na piersi, próbując zachować dystans, ale jego oczy nie spuszczają ze mnie wzroku, jakby wyczekiwał kolejnego ruchu.
– Ja również potrafię ją docenić, i dziękuję, że wczoraj się mną zaopiekowałeś – mówię miękko, bo... bo cholera, sama nie wiem, ale...
W jego oczach na ułamek sekundy pojawia się coś innego – jakby cień emocji, którą natychmiast próbuje zdusić. To trwa tylko chwilę, ale zauważam to, zanim odwraca wzrok, kręcąc głową. Jakby nie chciał, żebym widziała cokolwiek, co mogłoby mnie do niego zbliżyć.
– W każdym razie, dzięki za śniadanie – mówi oschle. – Możesz wrócić do domu, Melody.
Harvey parska śmiechem.
– Czy on cię wyprasza? – pyta z rozbawieniem, spoglądając na mnie. – Nie słuchaj go i zostań jeszcze chwilę. Zjemy razem.
Widzę, jak Axel zaciska pięści, ale pozostaje cicho, jedynie mierząc przyjaciela chłodnym spojrzeniem. Harvey celowo go prowokuje, a ja, choć powinnam się wycofać, uśmiecham się i siadam przy stole, nalewając sobie kawy z termosu.
– Może nawet zacznę tu częściej zaglądać – rzucam pogodnie.
Harvey spogląda na mnie z lekkim uśmiechem, podczas gdy Axel daje jasne sygnały, że chce, abym wyszła – to oczywiste. Ale ja nie zamierzam dać mu tej satysfakcji.
Wyjmuję z pudełka kawałek ciasta, kładę go na talerzu przed Harveyem, a następnie podaję drugi Axelowi.
– Dziękuję – odpowiada krótko, nie dotykając ciasta.
Wzdycham w duchu, ale staram się nie dać po sobie poznać, że jego lodowata postawa mnie dotyka. Po prostu staram się delektować kawą i cieszyć się rozmową z Harveyem, choć Axel jest jak cień, stale obecny, ale cichy, ledwo zauważalny.
Nie je, nawet gdy podsuwam mu pod nos kanapkę, przyjmuje jedynie kubek kawy, ale kiedy wybucham śmiechem na głupi żart Harvey’a, rzuca mi krótkie, przelotne spojrzenie. Przez ten moment widzę, jakby w jego oczach zapaliło się jakieś światełko. Jego twarz łagodnieje, a nasze spojrzenia się spotykają na ułamek sekundy, bo szybko odwraca wzrok.
– Twój chłopka nie będzie zazdrosny, że z nami siedzisz? – pyta Harvey, na co oczy Axela kierują się z powrotem na mnie. Znowu widzę ten błysk. Tym razem zdaje się być zainteresowany.
Czuję, jak rumieniec wypływa mi na policzki, ale staram się to ukryć, biorąc kolejny łyk kawy.
– A który chłopak, Harvey? – odpowiadam lekko, unikając bezpośredniej odpowiedzi.
– Ten, z którym się całowałaś kilka dni temu.
Krztuszę się ciastem. Chłopak poklepuje mnie po plecach, ale intensywne, badawcze spojrzenie Axela w cale nie pomaga mi złapać tchu. Podsuwa mi swój kubek kawy, bo mój jest już pusty. Wypijam resztę i krzywię się na gorycz. Bez cukru i mleka. Ohyda.
– Z nikim się nie całowałam, nie wiem skąd takie przypuszczenia. Póki co, nie mam żadnych zobowiązań – mówię, zdławionym głosem.
– Relacje bez zobowiązań też są spoko, ale koleś wygląda na większego dupka niż Ax – odpowiada z przekąsem Harvey. – Mam nosa do ludzi, zaufaj mi.
– Aaron jest w porządku – mruczę, domyślając się, że to o niego chodzi, ale postanawiam nie dawać jasnej odpowiedzi, czy coś mnie z nim łączy. Nie wiem, co Harvey widział, ale może to pomóc zachować odpowiedni dystans.
Przypominam sobie o propozycji pracy, którą złożył mi Aaron. Byłabym głupia, gdybym jej nie przyjęła. To największe ranczo w najbliższym okręgu, praca u Gregorego to marzenie. Mogłabym spłacać dług u rodziców, dorzucać się do mieszkania i mieć na własne wydatki.
– Pójdę już. – Wstaję. Żaden nie protestuje, choć widzę jak Harvey daje dziwne sygnały oczne Axelowi w moją stronę.
Ale on nic nie robi, więc kieruję się do wyjścia, jednak zatrzymuje mnie widok pianina w salonie. Przystaję i uśmiecham się z nostalgią. Podchodzę i otwieram klapę.
– Grasz? – pyta Harvey.
– Troszkę. – Przesuwam palcami po klawiszach i naciskam pierwszy dźwięk. Nie jest rozstrojone. Cudownie. – Moja mama jest pianistką. Uczy w szkole. Nauczyła mnie co nieco, ale nie miałam zapału do nauki utworów, nudziło mnie to. Wolałam to... – Obejmuje wzrokiem całą klawiaturę i wybieram tonację F-Dur, jedną z moich ulubionych.
Niewiele myśląc, zaczynam delikatnie, grając kilka pojedynczych dźwięków, by wsłuchać się w brzmienie pianina i przyzwyczaić palce, które są nieco usztywnione i niepewne. Nie śpieszę się. Pozwalam, aby to muzyka przejęła nade mną kontrolę, tak jak uczyła mnie mama – bez myślenia nad kolejnymi dźwiękami, jedynie ze znajomością danej tonacji, bez strachu o błędy, technikę. Powoli wchodzę w melodię, pozwalając, by moje palce same prowadziły. Melodia nie jest skomplikowana, składa się zaledwie z pięciu dźwięków, ale jest moja, staje się moimi słowami, których nie potrafię wypowiedzieć. Zamykam oczy, a palce płynnie przesuwają się po klawiaturze, wyrażając moje emocje – cichą tęsknotę, radość, niepewność, a także ukryty żal.
Czuję na sobie spojrzenia chłopaków, ale nie przestaję grać. Popełniam błąd, nie trafiając w dźwięk, zapominam o zmianie pedału, gdy melodia nabiera tempa, mylę akordy, ale gram dalej, czując jak coraz bardziej mnie ponosi. Kochałam to uczucie. Przypominało galop po leśnej ścieżce, gdy w końcu skończyły się żmudne ćwiczenia na ujeżdżalni pod okiem surowego nauczyciela, a zarazem mojego taty. To poczucie wolności, że nic mnie nie ogranicza.
Kiedy kończę przez chwilę trwa cisza. Odwracam się do nich z uśmiechem. Harvey siedzi na kanapie, patrząc na mnie z rozdziawioną buzią, a Axel przysiadł na krawędzi stołu.
Harvey pierwszy odzyskuje mowę i śmieje się, kręcąc głową.
– To było... naprawdę niesamowite, Mel. Serio, nie spodziewałem się! – mówi, a jego spojrzenie jest pełne szczerego podziwu. – Myślałem, że to "troszkę" grania, ale... kurczę, dziewczyno, masz talent. Co to za utwór?
Axel nadal milczy, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Melodia mojego serca – parskam i nawiązuję kontakt wzrokowy z Axelem, wiedząc, że powinien zrozumieć, o czym mówię.
Patrzę na niego, próbując wyczytać z jego twarzy coś więcej, ale jego wyraz pozostaje tajemniczy, z lekkim cieniem emocji, którego nie potrafię zidentyfikować.
– Moja mama prowadzi z moim wujkiem szkółkę muzyczną. Nazywa się „melodia serc”. To darmowe zajęcia dla każdego, kto chce. Mama ma dar do nauczania. Nie skupia się tylko na nudnych nutach i teoriach, w zasadzie nawet nie trzeba ich znać, kto nie chce, nie musi się ich uczyć. Uczy wyrażać siebie poprzez muzykę, bawić się nią, odkrywać. Axel też tam chodził – wypalam bez zastanowienia i przygryzam wargę, bo nie wiem, czy życzy sobie, abym wyciągała to na wierzch.
– Razem chodziliśmy – mówi cicho.
Ożywiam się trochę na to, że się nie wycofał.
– A to pamiętasz? – Odwracam się z powrotem do pianina i zaczynam grać prostą melodię, którą kiedyś stworzyliśmy razem w ramach zadania, otrzymanego od mamy. Była to gra w parach. Oczywiście my byliśmy razem.
Zaczynam grać utwór, który zaczęliśmy nagrywać siedem lat temu, niedługo przed jego odejściem, i zerkam na Axela, ale jego ponure spojrzenia sprawia, że rezygnuję i tracę zapał. Chyba nie ma ochoty na wspominki.
– Nieważne – wzdycham. – Już naprawdę pójdę, zasiedziałam się.
Wstaję od pianina, w tym samym momencie, gdy Axel się podnosi.
– Siadaj. To nie było tak. Z resztą, ja byłem melodią, a ty akompaniamentem, więc lepiej pamiętam swoją partię.
Siadam ponownie, choć moje serce bije szybciej. Axel podchodzi bliżej i układa palce na klawiaturze. Zaczynamy grać razem, bardzo powoli, próbując odnaleźć się we wspólnym rytmie. I znowu nie jest to idealne. Nie mam nawet pewności, czy takie samo jak dawniej, ale doskonale pamiętam progresje akordów, bo grałam tą melodię aż do wyjazdu na studia. Urywa się w pewnym momencie, bo nie dokończyliśmy jej nigdy, a ja sama się na to nie zdobyłam.
Gdy kończymy, Axel opiera dłonie na klawiaturze, nie odrywając wzroku od pianina. Czuję, jak coś ciepłego rozchodzi się w mojej piersi. Nie potrzeba słów, by zrozumieć, że ta melodia wciąż jest w nas żywa, że wciąż mamy wspólny język, nawet jeśli czasami zapominamy, jak się nim posługiwać.
W końcu Axel spogląda na mnie, a w jego spojrzeniu jest coś łagodniejszego, choć nadal trudno czytelnego.
– Mama zawsze mówiła, że muzyka jest jak rozmowa – uśmiecham się nieśmiało. – Czasem daje możliwość powiedzenia rzeczy, których nie można wyrazić słowami.
– Pamiętam. Chyba w końcu zaczynam to rozumieć – mówi cicho, jakby sam do siebie, po czym prostuje się, jakby wracając do swojej zwykłej, zamkniętej postawy. – Dzięki za... to.
Jego ton jest obojętny, ale w głębi czuję, że ta chwila go poruszyła, choćby na krótki moment.
Mnie na pewno.
Nie chcąc dłużej przeciągać struny, wstaję od pianina.
– No dobrze, to idę. – Uśmiecham się do nich, zatrzymując wzrok na chwilę na Harvey’u, który wygląda jak zahipnotyzowany.
Gdy na mnie spogląda ma łzy w oczach, co mnie martwi, i zastanawiam się momentalnie, jak wielki ból obaj w sobie skrywają, o którym nie mówią światu. Axel otacza się murem, a Harvey chowa się pod przykrywką wesołego chłopaka. Mruga powiekami i przyciska palce do nasady nosa.
– Dzięki, Melody – mruczy, odchrząka, jakby ta chwila wzruszenia była dla niego wstydliwa, a twarz Axela wyraża troskę. Kładzie mu dłoń na ramieniu i uśmiecha się, w sposób, który mnie roztapia. Przyglądam się temu pełnemu wsparcia gestowi i... cóż. Cieszę się, że mają siebie.
Żegnam się cicho, ale zanim wyjdę z domu, Harvey pół żartem, pół serio woła za mną, żebym wpadała częściej.
Gdy tylko wychodzę z domu, przypominam sobie podsłuchaną rozmowę. W ich towarzystwie szybko o niej zapomniałam, a gęsta atmosfera z początku jakoś rozeszła się po kościach.
Przed czymś uciekają. Z każdym krokiem przypominam sobie więcej szczegółów z rozmowy. „Pieniądze okupione krwią”. Sytuacja z jakimś Tyler’em, przez którą Axel czuje się winny czegoś.
„Obaj dobrze wiemy, że gdybym nie zrobił nic, ty byś nie odszedł, zostałbyś tam i nawet nie pomyślałbyś, że możesz żyć inaczej.” Gdzie by został Axel? Dlaczego mieli wyjechać do Angli?
Padło również słowo o jakiejś bestii. Na samą myśl wzdrygam się, i rozum mi mówi, że nie powinnam wnikać. Powinnam zająć się swoim życiem, ale... Czy tata wie?
Jakby przywołuję go myślami, bo wychodzi właśnie z domu ze strzelbą. Przystaję.
– Gdzie idziesz? – pytam.
– Po chłopaków.
– Po co?
– Mam zgłoszenie. Koń w potrzebie. Zainteresuje ich ten aspekt pracy. – Czochra mnie po włosach, a ja patrzę za nim, dopóki nie zniknie w chatce.
Ponownie przebiega mnie dreszcz po plecach. Gdy dostrzegam nadjeżdżającą furgonetkę z przyczepą, a ze środka wysiada dwóch mężczyzn, domyślam się, że to nie będzie łatwa akcja. Na te lżejsze interwencje tata jeździ sam, albo w duecie. Gdy potrzebuje więcej ludzi, oznacza to, że może być niebezpiecznie.
Wchodzę do domu, a mama już jest blada i przestraszona. Nienawidzi tego, tak samo jak ja. Trzy lata temu tata został postrzelony, a jego wspólnik prawie zginął, ale koń został uratowany. Podziwiam jego determinację, ale czasem wolałabym, żeby po prostu prowadził jazdy i się nie narażał.
Gdy przez okno widzę, że wychodzi z chatki razem z Axelem i Harvey’em, boję się potrójnie.
Mogę udawać przed całym światem, ale siebie przecież nie oszukam, że Axel nigdy nie przestał być dla mnie ważny. Wciąż go kocham, i bez względu na to, co kiedyś się wydarzyło, nadal chciałabym, żeby był w końcu szczęśliwy. Ta krótka, podsłuchana rozmowa kładzie się cieniem na mój żal wobec niego. Bo on ciągle cierpi.
I obawiam się, że nigdy nie przestał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro