10.
Melody
Trzy dni w zamknięciu w domu i nie wyściubianiu z niego nosa, podziałało na mnie jak wyjazd do spa.
Po przespanej dzisiaj całkiem dobrze nocy, już jest mi lepiej. Padłam wczoraj jak dziecko przed dwudziestą, jakby mózg odłączył zasilanie po nagłej, gwałtownej niszczycielskiej szare komórki burzy, i obudziłam się jak zwykle o piątej. Mój umysł pewnie chciał zachować mnie przy zdrowych zmysłach i zaoszczędzić mi nawracającego widoku spojrzenia Axela, tamtego dnia w stajni. Ten jeden moment, gdy wydawało mi się, że w reakcji na moje słowa coś w nim pękło i chciał uciec przed dalszą konfrontacją.
W każdym razie, pozbawiona przez te ostatnie trzy dni jego widoku, wydaję mi się, że widzę już wszystko jaśniej. Ostatnie miesiące były dla mnie na tyle trudne, że chciałam w spokoju odpocząć, a widok Axela po takim czasie, gdy już dawno o nim zapomniałam, po prostu wywołał małe emocjonalne trzęsienie.
Ot, i zagadka całego zamieszania wyjaśniona.
Te trzy dni temu perfidnie się mną zabawił, a to znaczy jedynie, że to ja zawsze żyłam w złudzeniu odnośnie naszej relacji. To jasne, że dopuścił mnie wtedy do siebie, bo po prostu był za młody, żeby mnie zabić i zakopać, aby się ode mnie uwolnić. Czekał na odpowiedni moment.
I tak w końcu to zrobił, ale w znacznie gorszy sposób. Wolałabym, żeby mnie zadźgał zwykłym kuchennym nożem.
Powiedziałam mu prawdę i nie żałuję. Z resztą, zgodził się ze mną, tak? Powiedział, że mam rację i zawsze był dupkiem.
A to, że po powrocie ze spaceru z Aaronem, który ewidentnie miał ochotę mnie pocałować, a ja go odepchnęłam, bo czułam, jakby Axel się temu przyglądał, choć nie było go nawet w pobliżu – wiem, bo się rozejrzałam – to już sygnał, że nadaje się na terapię.
Okazuje się, że od dziecka cierpiałam na zaburzenia psychiczne. Cudownie. Całe życie byłam wariatką i dopiero teraz to wyszło.
Kochałam swoje urojenie, które miało oczy skrywające tajemnice, które chciałam odkryć. Wyruszyć w podróż i odkryć skarby, które w sobie miało.
Zabawne, jak bardzo naiwna byłam.
A mimo wszystko, kiedy patrzę w lustro w cale nie mam ochoty się śmiać. Czuję się jakoś żałośnie pokonana.
Ale to nic. Jeszcze zacznę się z tego śmiać. Nie jestem kimś, kto będzie się nad sobą użalał zbyt długo. Nikt nie ma prawa mnie traktować, tak jak zrobił to on. Nikt nie ma prawa bawić się moimi uczuciami, ani na nie pluć. Już na to nie pozwolę. A szczególnie jemu. Niech się tylko zbliży jeszcze raz...
Nie będą to już dziecięce przepychanki.
Przemywam twarz zimną wodą, myję zęby, i schodzę na dół.
Po chwili wracam biegiem na górę i wyciągam spod łóżka skrzynkę. Serce zaczyna trzepotać jak skrzydła spłoszonego ptaka, ale ignoruję je. Ma milczeć, swoje już powiedziało i nawet rozum na tym ucierpiał.
Zabieram skrzynkę, zaciskając palce wokół drewnianych krawędzi, i ruszam z powrotem na dół. Czuję, jak moje serce bije mocniej z każdym krokiem, a emocje wzbierają we mnie, niczym rwąca rzeka szukająca ujścia. Moje dawne wspomnienia, wszystkie chwile zamknięte w tej skrzynce, nagle stają się cięższe, jakby każdy z nich przybrał na wadze przez te lata.
W kuchni napotykam mamę, popijającą kawę. Głowę podtrzymuje dłonią. Wygląda na wykończoną.
– Chora jesteś? – pytam, zaskoczona jej widokiem. Unosi na mnie zmęczony wzrok i pociera palcem powieki.
– Dlaczego chora?
– Bo tu jesteś, a jest dopiero po piątej.
– Nie mogłam spać.
– Coś się stało? – Siadam na przeciwko i stawiam skrzynkę na stole. Mama zerka na nią okiem, ale nic nie mówi, tylko podsuwa mi filiżankę kawy. Wypijam łyk.
– Tata nie wrócił na noc. Przesiedział całą w stajni.
– Jak to? On tak się nie zachowuje.
Mama wzdycha ciężko i uśmiecha się lekko.
– Czasem tak. Gdy coś go bardzo martwi, Mel. Zanim się tym ze mną podzieli musi sobie poukładać to w głowie, a nie mogłam zasnąć, bo po prostu nie lubię, gdy go nie ma obok mnie w łóżku.
– Pytałaś go, o co tak się martwi? – Mój głos jest cichy i niepewny, bo sama nie wiem, czy chcę wiedzieć. Przypominam sobie wkroczenie taty do stajni i jego wzrok. To, jak spojrzał na Axela. Jego łagodny ton, gdy pytał, czy lepiej się czuje. Nic z tego nie rozumiem. Naprawdę.
Mama przekrzywia lekko głowę.
– Mądra dziewczyna jesteś. Pierwsza myśl to rozmowa, prawda? Tak, jak zawsze ci mówiłam. Trzeba. Rozmawiać.
– Wy zawsze rozmawiacie – mruczę. Wiem, że jej słowa mają drugie dno, a to dno ma na imię Axel. Ale dla mnie rozmowa ze ścianą, byłaby tylko potwierdzeniem, że naprawdę nadaję się do leczenia. Już to widzę: ja wylewam swoje żale, a on śmieje mi się prosto w twarz. Na co mi to? Po co się narażać na ból, skoro już raz się sparzyło?
– Ale nie zawsze tak było, wiesz? To, co widzisz na co dzień, to lata wzajemnej pracy nad wyrobieniem sposobu komunikacji, uczenia się siebie – odpowiada cicho i odwraca zamyślony wzrok w stronę okna, a ja marszczę brwi, w zadumie nad jej słowami.
– Tego trzeba chcieć, mamo – mówię, gdy dociera do mnie jej przekaz. Rozmowa. To wydaje się takie proste. Ale rozmowa plus Axel, wydaje się być sprzecznością. Z nas dwojga to ja potrafiłam gadać jak najęta, a z niego trzeba było wszystko wyciągać. Najwięcej mówił, rysując. W skrzynce mam pełno takich jego listów.
Mama spogląda na mnie i uśmiecha się.
– Owszem, ale nie mogę się wyzbyć wrażenia, że mamy podobny gust, co do mężczyzn. Otwarty? Zabawny? Mówi, co czuj? Nuda. – W jej głosie pojawia się weselsza barwa, a na mrugnięcie okiem, przewracam oczami i wstaję od stołu.
– Nie obrażaj taty, porównując go do Axela. On nie ma uczuć – burczę, kończąc rozmowę. Ten chłopak to jedyny temat na jaki nie mam ochoty.
– Jesteś pewna?
Zatrzymuję się w pół kroku i obracam w jej stronę.
– Tak, mamo. To dupek.
– Teraz przemawia przez ciebie gniew. Niezaleczone rany potrafią bardzo długo boleć, gdy widzisz osobę odpowiedzialną za swoje cierpienie, budzi się naturalny odruch obronny. Poczekaj. – Mama unosi dłoń, gdy otwieram usta. – Ale była między wami ciekawa synchronizacja, Mel. Kiedy pewnego dnia, gdy miałaś dwanaście lat, dyrektorka przyszła do mnie na zajęcia i powiedziała, że muszę cię zabrać do domu, bo się pochorowałaś, następnego dnia, spotkałam Elenę w sklepie. Rozmawiałyśmy i zmartwiona powiedziała, że również musiała przyjechać po Axela, bo został znaleziony na boisku szkolnym, skulony i zmarznięty, cały zapłakany, nie dał się dotknąć. Miał atak migreny, choć od dwóch lat się nie zdarzał i mieli nadzieję, że to już za nim. Bardzo cierpiał podczas ataków. Pomyślałam, że może cię to zainteresować. – Mama pozwala tym słowom zawisnąć między nami, wniknąć we mnie i przywołać tamten dzień, choć nie chcę do niego wracać, bo wciąż tak bardzo boli. Po tym, co mi Axel powiedział, zamknęłam się w szkolnej łazience i płakałam tak bardzo, że zwymiotowałam śniadanie. Nie potrafiłam się uspokoić, któraś z dziewczynek zaalarmowała nauczycielkę, że chyba umieram.
I naprawdę tak się czułam.
Nie jestem w stanie nic powiedzieć. Nie wiedziałam, że Axel cierpiał na migreny. Owszem, były okresy, kiedy nie było go w szkole, dłuższe lub krótsze, ale... Nie wiedziałam. Nie mówił. Nigdy się nie skarżył na nic.
Kiedy ja po tygodniu wróciłam do szkoły, jego wciąż nie było. A kiedy pojawił się ponownie, znowu było tak, jak byśmy się nie znali, co każdego dnia łamało mi serce na nowo, po czym wyjechał. Bez pożegnania. Bez żadnego słowa. Po prostu zniknął.
Dlaczego mama myśli, że to, co powiedziała ma mieć jakiś wpływ na moje spojrzenie na niego? Dlaczego jej tak na tym zależy?
– Może coś kiedyś było, mamo. Ale to on z tego zrezygnował. – Wzruszam ramionami. – Mamy gdzieś zapalniczkę?
– Pierwsza szuflada – odpowiada z ciężkim westchnięciem, jakby coś osiadło jej na piersi. Z resztą tak samo na mnie patrzy. Odwracam wzrok. – Pójdę wziąć prysznic.
Mama idzie na górę, a ja otwieram szufladę i wyciągam potrzebną mi rzecz. Naciskam pstryczek i zapatruję się w ogień.
Decyzja.
Nasze życie składa się z decyzji. I ja właśnie ją podejmuję. Być może najważniejszą w życiu.
Wychodzę i idę szybkim krokiem, trzymając w dłoniach skrzynkę, a kiedy przechodzę obok stajni, wychodzi z niej Axel. Rzucam mu zaledwie przelotne spojrzenie, unoszę dumnie brodę, wystawiam środkowy palec na powitanie, i idę dalej.
Idę twardo przed siebie, i nie! Nie odwrócę się. Nie. Nie ma mowy. Nie zrobię tego. Nie. To moje symboliczne podążanie naprzód i nie odwracanie się za siebie, bo właśnie to zrobię w chwili, gdy dotrę na pomost nad jeziorem. Tam gdzie mnie pocałował...
Przy bramie przystaję. Biorę głęboki wdech. Odwracam się przez ramię. Axel stoi z dłońmi w kieszeniach bluzy. Patrzymy na siebie. Czekam aż odejdzie. Niech on pierwszy przerwie ten kontakt. Jest w tym dobry. Niech odejdzie.
Ale nie odchodzi.
Odwracam się pierwsza.
*
Mel, 11 lat
– Zawsze jesteś taki smutny. Płaczesz czasem? – pytam szeptem, gdy leżymy oboje na moim łóżku, a pokój oświetla łuna mojego ukochanego księżyca. Cieszę się, że Axel jest ze mną, bo kiedy jest pełnia nigdy nie mogę spać.
– Nie.
– Nigdy? – Obracam się na bok. Axel też się obraca tak, że teraz leżymy twarzami do siebie. Wyciąga dłoń, jakby chciał mnie dotknąć, ale cofa ją. Szkoda.
– Kiedyś często płakałem, ale nie wolno mi było, więc przestałem – odpowiada burkliwie.
– Dlaczego nie mogłeś płakać? Moja mama zawsze mówi, że płacz pomaga oczyścić duszę i żebym się tego nie wstydziła.
Zamyka oczy i nie odpowiada. Wzdycham. Nigdy nie odpowiada na moje pytania. Już się do tego przyzwyczaiłam.
– Axel?
– Co znowu, mała łamago? – mruczy sennie.
– Mogę cię przytulić? Nie lubię jak jesteś smutny. A dzisiaj jesteś przygnębiony cały dzień.
Kolejna porcja ciszy. Wsuwam dłoń pomiędzy jego palce. Tak bardzo chciałabym, żeby w końcu się uśmiechnął.
– Możesz się przytulić, Melody – szepta w końcu.
*
Mel, 12 lat
Siedzimy obok siebie na pomoście, z nogami zanurzonymi w wodzie, która jest przyjemnie chłodna. Powietrze pachnie lasem i wodą, a słońce kładzie się na powierzchni jeziora, odbijając ciepłe złote światło. Jest cicho, idealnie spokojnie, tak jak lubimy. Tylko on i ja.
– O czym myślisz? – pytam, bo nadal nie potrafię usiedzieć zbyt długo w ciszy. Lubię słuchać jego głosu. Dopiero ostatnio to do mnie dotarło.
– Myślę, że... – zaczyna niespodziewanie, zerkając na mnie kątem oka. Jego spojrzenie jest inne, cieplejsze niż zwykle, jaśniejsze. Wstrzymuję oddech. – Myślę, że jesteś naprawdę dziwna. Jakaś inna niż wszyscy i... – milknie, jakby nie wiedział, co powiedzieć.
Parskam śmiechem, choć w brzuchu czuję dziwny ścisk. Jego słowa mają w sobie coś więcej, co sprawia, że moja twarz się rozgrzewa. Od jakiegoś czasu inaczej odczuwam jego obecność. Inaczej na niego czekam. Inaczej go dostrzegam. A on jest bliżej, ale też w inny sposób, którego nie rozumiem do końca.
– Nie miałem na myśli nic złego – mruczy, próbując ukryć zdenerwowanie, ale przygląda mi się dłużej, niż kiedykolwiek wcześniej.
– Z twoich ust to brzmi jak wyznanie miłosne – żartuję.
– Może jest, nie bardzo wiem, co to jest miłość – mamrocze, a mój śmiech niknie. Powietrze robi się jakieś gęstsze, a on pierwszy raz odkąd się znamy, nie ucieka przed moim wzrokiem. Przez to wydaje się być tak blisko, jak jeszcze nigdy.
– Mogłabym ci pokazać czym jest miłość, gdybyś chciał – mówię nieśmiało.
Jego oczy są już tak blisko, że czuję, jak moje serce przyspiesza, jakby chciało przebić się przez moją klatkę piersiową. Axel wciąż nie odwraca wzroku – wpatruje się we mnie z intensywnością, jakiej nigdy u niego nie widziałam. Jest cichy, jakby wstrzymał oddech, jakby bał się poruszyć i zepsuć ten moment.
Przełykam nerwowo ślinę, a moje ręce lekko się trzęsą, choć próbuję udawać, że wszystko jest w porządku.
– Obiecasz mi coś? – pyta szeptem, nachylając się do mnie tak blisko, że mogę poczuć ciepło jego oddechu na policzku.
– Tak – odpowiadam pewna swoich słów. – Co zechcesz.
– Nigdy mnie nie zostawiaj – mówi, a w jego głosie jest coś, co mnie rozczula. Cichy, ledwie słyszalny, błagalny szept.
– Obiecuję – odpowiadam, a słowa wychodzą ze mnie, zanim zdążę się zastanowić. Czuję, że wiążą mnie z nim w szczególny sposób, którego jeszcze nie rozumiem, ale chcę, by w nie wierzył. Bo ja nie odejdę. Nigdy go nie zostawię. Nic nas nie rozdzieli.
Jego oczy błyszczą, a wtedy dzieje się coś, co zupełnie mnie zaskakuje. Axel powoli, niepewnie, zbliża się, jakby chciał sprawdzić, czy to, co robi, jest w porządku. Po chwili jego usta stykają się z moimi, delikatnie i miękko, jakby dotykał czegoś kruchego, czegoś, czego nie chce zniszczyć. Zamykam oczy, czując ten niewinny dotyk, który sprawia, że wszystko wokół mnie znika – szum wody, zapach lasu, nawet bicie mojego serca. Jego dłoń spoczywa na moim policzku, ale mam wrażenie, że dotyka mnie znacznie głębiej. Dotyka mojego serca i duszy, jakby w ten sposób składał we mnie swój podpis, że on również obiecuje, że mnie nie zostawi.
Gdy Axel odsuwa się, a ja otwieram oczy, na jego twarzy widzę mieszaninę emocji, które tak skrzętnie chował pod skorupą obojętności, ironii i milczenia. Czuję, jak moje policzki płoną, jakby ten krótki pocałunek zapalił coś we mnie, czego nie da się już ugasić.
Oboje patrzymy na siebie w milczeniu, a ja w głębi serca wiem, że ten moment zapamiętam na zawsze. Uśmiecham się i podaję mu dłoń. Bez wahania splata nasze palce i tym razem czuję śmieszne łaskotanie w brzuchu.
– Co czujesz? – pytam, nie spuszczając z niego wzroku. Teraz, gdy w końcu odpowiada na moje spojrzenie, chyba już nigdy nie będę potrafiła patrzeć w żadne oczy, które nie będą jego.
Axel ujmuje moją dłoń i przykłada ją do swojej klatki. Czuję szybciej bicie jego serca i po raz pierwszy uśmiecha się, jakby nie był niczym skrępowany, co mnie zachwyca, a moje wargi samoistnie rozciągają się w odpowiedzi. W prawym jego policzku pojawia się mały dołeczek. Nigdy go nie widziałam. Nigdy, bo to pierwsza chwila, w której jego uśmiech jest tak szeroki.
– Jakby... tutaj – dociska moją dłoń do swojej piersi – rozlał się kubek gorącej, słodkiej czekolady.
– Jesteś szczęśliwy, Axel – mówię wzruszona, że to ja jestem tego powodem.
– Tak. Jestem. Dzięki tobie.
*
– Co się wtedy stało? – pytam, czytając mój ostatni wpis z pamiętnika. Cała strona jest ozdobiona kolorowymi serduszkami. Ostatni raz trzymałam ten zeszyt w dłoniach, gdy miałam trzynaście lat.
Pociągam nosem i ocieram łzy. Powrót do tamtych chwil jest wciąż bolesny. Nie wiem, jak długo już siedzę, czytając swoje stare pamiętniki. Wszystko kręciło się wokół Axela od pierwszej chwili, gdy przyjechał do miasteczka i spotkałam go w szkole. Tu są zapisane cztery lata naszej znajomości. Już wtedy wzbudzał we mnie skrajne emocje. Choć sporo mówiłam rodzicom, szczególnie na początku, później przestałam i wszystko spisywałam. Swoje myśli, uczucia. Był moją tajemnicą. Droga od pierwszego spotkania do tego pocałunku była długa, bo Axel nie otworzył się w kilka tygodni, ani nawet miesięcy. Tamten dzień, gdy po raz pierwszy przyszedł do mnie pod osłoną nocy, aby oddać mi bransoletkę i na moją prośbę został ze mną, był przełomem.
A wszystko rozpadło się jak byśmy tamtego dnia tym pocałunkiem wdepnęli na minę, która rozsadziła nasze serca, rozrywając je na strzępy. Bo jeśli to, co mama powiedziała dotyczy rzeczywiście tamtego dnia, wygląda na to, że Axel też cierpiał.
Ale to już nieważne. Miał wiele lat, aby się do mnie odezwać. Czekałam.
Wyciągam z kieszeni zapalniczkę i zapatruję sie w jej płomień, gdy nagle słyszę za sobą skrzypnięcie deski.
Coś we mnie drga ze strachu i zamieram. Oddycham szybko, a wyobraźnia zaczyna szaleć. Miasteczko zawsze było raczej bezpieczne, ale... Czekam chwilę, a gdy całą sobą wyczuwam czyjąś obecność za mną, staram się zachować spokój.
Wstaję niepozornie, aby nie dać po sobie poznać, że jestem świadoma obecności intruza. Odludzie, woda, wokół las – idealne miejsce na morderstwo.
Zbieram w sobie całą odwagę i robię gwałtowny zamach, wyrzucając pięść, która zostaje sprawnie zablokowana, jakby spodziewał się dokładnie takiego ruchu, i w mgnieniu oka zostaję obrócona tyłem i uwięziona w jego ramionach. Mocno przyciskam stopę do jego nogi, celując w górę goleni.
– Kurwa, ty wariatko... – syczy, a jego chwyt na sekundę słabnie, wystarczająco, bym mogła wyrzucić łokieć w bok, trafiając go w bok brzucha, co sprawia mi niesamowitą satysfakcję, szczególnie, gdy wiem już, kogo mi tu licho przywiało. Chwała ojcu za naukę samoobrony.
– Nie zachodź mnie od tyłu – warczę.
– Nie lubisz od tyłu, zapamiętam – odpowiada ironicznie.
Wykorzystuję moment, by odwrócić się i wyprowadzić pchnięcie w jego kierunku, z tym, że za nim jest krawędź pomostu.
Piszczę, gdy wciąż trzymający mnie za ramiona Axel, traci równowagę, i z pluskiem wpadamy do lodowatej wody.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro