°9°
- Bren, zejdź tu i mi pomóż! - usłyszeli kobiecy lekko ochrypnięty głos, parę minut po tym, jak Dallon opuścił dom. Brendon usłyszawszy to bez słowa po prostu wyszedł z pokoju, pośpiesznie schodząc po schodkach i podchodząc do brunetki gdy tylko ją zobaczył.
- Daj to - powiedział chłopak troskliwie przejmując od zmęczonej kobiety zakupy i stawiając je na blacie.
- Jest Ryan? - spytała nieco podejrzliwie skanując go wzrokiem, następnie rozejrzała się nieznacznie po pomieszczeniu w poszukiwaniu chudego bruneta.
- Tak - wymamrotał zaczynając wypakowywać warzywa z torby i chować je do lodówki. - Jak ci minął dzień? - zapytał, wiedząc, że musi zacząć dobrze rozmowę, którą miał zamiar teraz przeprowadzić.
- Całkiem, całkiem. Niedługo wyjadę na szkolenie z pracy, ale to za jakiś czas - mówiła również rozkładając produkty po szafkach. - Nie było dzisiaj takiego ruchu... Czekaj - zatrzymała się nagle. - Ty czegoś chcesz - przejrzała syna nie wierząc w jego bezinteresowność.
- Co? Nie - oburzył sie Brendon. - Po prostu chciałem się dowiedzieć, jak ci minął dzień - wzruszył ramionami, przyglądając się bakłażanowi, którego trzymał w dłoniach. - To do lodówki? - zapytał wskazując na warzywo.
- Tak - mruknęła kobieta. - Bren, jestem twoją matką już ponad osiemnaście lat i doskonale wiem, że czegoś ode mnie chcesz, więc proszę, mów teraz - odwróciła się do niego przodem gdy ten zamknął lodówkę.
- No dobra, wygrałaś - poddał się. - Bo w sumie to jest sprawa - zaczął niepewnie, nie wiedząc czego może się spodziewać po drugiej stronie.
- Słucham? - kobieta zaczęła się zastanawiać, jaką prośbę będzie miał tym razem jej potomek.
- Bo w sumie, to Ryan pomieszka tu przez parę dni - powiedział na jednym wdechu. - Okey? - zapytał po chwili widząc jej niewyraźną minę, z której nie do końca mógł wyczytać reakcję na tą wiadomość.
- Ym... - zastanowiła się chwilę, przez co chłopak zaczął lekko panikować! w obawie, że matka jednak się nie zgodzi, a wtedy jego cały plan pójdzie w pizdu. - No raczej okey, pod warunkiem, że mamy dosyć miejsca, ale musiałabym pogadać z jego rodzicami i przede wszystkim dlaczego? Coś się stało? - zaciekawiła się.
- Sprawy rodzinne... - zaczął rozpakowywać kojeną siatkę zakupów, próbując mówić krótko i zwięźle, nie chcąc wchodzić w - jego zdaniem zbędne - szczegóły.
- Czyli? Jeżeli uciekł z domu, to nie chcę narobić sobie kłopotów u innych rodziców. Ucieczka nie jest dobrą drogą. Chyba od razu pójdę porozmawiać o tym z Ryanem -kobieta mowiła szybko, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
- Jego ojciec pije - wypluł szybko Brendon, widząc po chwili lekko zmieszaną minę rodzicielki. W obecnej sytuacji ostatnie, co chciał usłyszeć, to rozmowa Grace Urie z Georgem Ryanem Rossem III.
- O mój Boże, to dlatego on miał... - błyskawicznie łączyła wszystkie fakty, jednocześnie tracąc poprzedni zapał do rozstrzygania nastoletnich problemów.
- Tak... - Brendon mimo wszytko nie wydawał się być wielce tym wzruszony, czy przejęty. - Czyli się zgadzasz? - wolał się upewnić.
- Tak... - pokiwała głową. - Tak, oczywiście - dodała po chwili.
- Czyli mogę już iść? - zapytał nastolatek, odkładając ostatnią rzecz z siatki na miejsce.
- Tak, idź, ale przyjdźcie za godzinę na obiad - mruknęła kobieta, widząc kątem oka, jak chłopak opuszcza kuchnię i znika za ścianą. Zaczynała na spokojnie wszystko sobie układać w głowie. Wciąż miała przed oczami Ryana z podbitym okiem. Wcześniej myślała, że było to za sprawą jakiejś bójki, jak to się zazwyczaj zdarza w szkole, jednak nie sądziła, że jest on ofiarą przemocy domowej.
Godzina minęła wręcz błyskawicznie, przez co Grace zanim się obejrzała, już musiała wołać chłopaków w góry.
- Dzień dobry - przywitał się brunet z lekkim uśmiechem, gdyż zdążył polubić ową kobietę, która traktowała go chyba najlepiej w porównaniu do innych otaczających go osób.
- Witaj Ryan - odpowiedziała z jeszcze bardziej przyjaznym uśmiechem niż zwykle. - Co u ciebie? Jesteś głodny? Słyszałam, że u nas zostaniesz na trochę dłużej, prawda? - kobieta wystrzeliła z masą pytań, na które Ryan nie nadążał odpowiadać.
- Uhm, wszystko dobrze i... tak, najwyraźniej zostanę... - lekko zawstydzony starał się uśmiechnąć do kobiety. Chwilę niezręcznej ciszy przerwał żołądek Ryana, który ewidentnie domagał się pachnącego już obiadu pani Grace.
- No, no, słyszę, że jesteś już głodny - westchnęła, jakby budząc się ze snu. - Proszę chłopcy, siadajcie, już wam podaję obiad - zaczęła nakładać porcje na talerze.
Bardzo dziękuję, że mogę tu zostać - Ryan uśmiechnął się siadając tuż obok Brendona, który właśnie zasugerował mu ruchem ręki, aby usiadł po jego lewej stronie. Po chwili, kiedy usadził się na wygodnym krześle, poczuł dużą dłoń starszego na swoim udzie, przez co przez jego ciało przeszedł lekki dreszcz, a jego policzki się zaróżowiły.
- Ależ nie ma za co - mówiła wręcz śpiewającym głosem mama Brendona. - Proszę - podała im talerze pełne jedzenia, które już po chwili było pochłaniane przez dwóch głodnych chłopaków. Nie minęło parę sekund, kiedy młodszy poczuł, jak ręka Urie'go zaczęła przesuwać się do wewnątrz jego uda, aż w końcu trafiając na kroczę bruneta.
- Dziękuję - wymamrotał Ry, starając się zachować spokojny wyraz twarzy.
Po skończonym posiłku chłopak i strzepnął delikatnie dłoń kruczowłosego i wstał od stołu, jednak spotkał się z gniewnym wzrokiem z jego strony.
- Smakowało? - zapytała kobieta spoglądając na chłopców.
- Tak, dziękuję - odparł z nieznacznym uśmiechem Ryan, natomiast Brendon rzucił w jego kierunku krótkie "chodź" i poprowadził młodszego po schodach w górę.
- O co chodzi? - zapytał zmieszany Ryan.
Wyższy łapiąc go za ramiona i ściskając je syknął cicho:
- Nikt i nic się nie dowie o niczym, co się dzieje między mną, a tobą - wręcz zabijał młodszego wzrokiem. - Nikt o niczym, rozumiesz?
Ry lekko przestraszony pokiwał głową wlepiając wzrok w podłogę.
Widząc jego zachowanie Brendon podszedł do niego i lekko objął ramieniem.
- Dobra, tym razem ja muszę lekcje odrobić - mruknął niechętnie.
- Nie sądziłem, że zobaczę cię kiedyś odrabiajacego pracę domową - zaśmiał się Ryan, jednak po chwili zdając sobie sprawę z tego, co powiedział, dodał: "przepraszam" i spuścił głowę. - Za dużo mówię - stęknął, starszy jednak to zignorował, w głowie ciesząc się z uległości Rossa, gdyż będzie mógł to w łatwy sposób wykorzystać w przyszłości.
- Ty też na pewno masz lekcje - powiedział po chwili, zerkając na niższego.
- Uhm, no tak. Ale raczej nikt mi nie powie, co jest zadane - odparł Ryan wzruszając ramionami z rezygnacją. - Najwyżej zgłoszę nieprzygotowanie.
- Dobra, pomogę ci dowiedzieć się, co z lekcjami - Brendon stęknął niezadowolony chwytając telefon. - Co dzisiaj miałeś?
- Um, bodajże matematykę, angielski, chyba fizykę i hiszpański podstawowy wyliczał, a Bren wszystko zapisywał
- Okey - powiedział Brendon. - A nauczyciele?
- Sweek, Roberts, pani Prings i pan Fauts
- Okey, za kilka minut ktoś się odezwie - powiedział rzucając chłopakowi swoją komórkę. - Hasło to 7925 - bez skrępowania podał mu hasło do własnego telefonu, wiedząc, że ten i tak zbytnio bałby się cokolwiek zrobić szkodliwego, szczególnie, że galeria, w której miał filmik z szatni była również na hasło.
- Uhm, okey, dzięki - odparł, siadając na łóżku, kiedy Brendon podszedł do biurka rozkładając swoje zeszyty.
- Ale radzę, bez żadnych numerów, bo dostaniesz taki wpierdol, że się nie pozbierasz - zagroził "profilaktycznie" szatyn, wiedząc jednak że nastolatek nie byłby w stanie zrobić czegokolwiek niepokojącego w obawie o konsekwencje.
Po kilku minutach po pokoju rozległ się dźwięk powiadomienia z telefonu Brena. Ryan spojrzał na wyświetlacz i odblokował telefon. Starając się nie wchodzić w jakieś inne konwersacje na Messengerze i szybko zaczął sprawdzać, co napisali jego znajomi, by zacząć odrabiać już lekcje. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że aplikacja ta była tak inteligenta, że nowe wiadomości wyświetlały się same.
Na grupie, na której się znajdował Ryan (aka Brendon Urie) było mnóstwo osób z różnych klas, jednak w większości byli to "popularsi" a na dodatek sami chłopcy. Brunet przeciągnął palcem do góry, żeby zobaczyć wcześniejsze rozmowy. To, co przykuło jego uwagę, to jego imię i jakieś zdjęcie, które, jak się okazało, przedstawiało jego samego bez koszulki. Zestresowany zaczął przypominać sobie, kiedy mogło powstać to zdjęcie i po chwili przypomniał sobie moment, kiedy wydawało mu się, że słyszy dźwięk aparatu w szatni przed wf - em. Przełykając ślinę spojrzał na osobę, która je wysłała. Jak się można było spodziewać, był to Brendon, ale jeszcze gorsze były inne wiadomości pod nim:
Dallon:
No to teraz możemy sprzedać to zdj napalonym pedałom?
Max
Ej, a może wystawimy go na dark necie i sprzedany jakiemuś pedofilowi xDD
Brendon:
W sumie czemu nie lol.
Dallon:
On jest chyba prawiczkiem c'nie?
Brendon:
Myślę że nawet na pewno, a co?
Max
A może naślemy na niego tego pedała Tylera, niech go rozdziewiczy
Brendon:
XDD
Dallon:
Popieram xDD
- Co czytasz? - zapytał Urie, przez co Ryan automatycznie wyłączył telefon.
- Nic - odrzekł szybko. Zdecydowanie za szybko. - To znaczy sprawdzałem lekcje, które wysłali - powiedział prawdę. No, może nie cała prawdę.
- Hm, no okey - odpuścił w końcu szatyn, wracając do nauki i wierząc że młodszy nie odważyłby się skłamać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro