Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✝️80✝️

My one problem disappear but a new one appeared

:( :( :(

— Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę się dzieje! — Ryan jeszcze nigdy nie był aż tak szczęśliwy. W dzień wyjazdu praktycznie od samego rana promieniował radością, tak więc Brendon chcąc to wykorzystać cały czas dawał mu jakieś nowe zadania.

Gdy ponumerował już wszystkie pudełka z ich rzeczami, uprzednio starannie je porządkując, ponownie ogarnęła go niepohamowana eksytacja. Miał wrażenie, że w jego brzuchu lata milion motyli. Tak bardzo nie mógł doczekać się, aż zobaczy ich nowe, wspólne mieszkanie po raz pierwszy. Z opowieści Brendona wysnuł pewne wyobrażenie tego miejsca, jednak nie miał pojęcia czy zgadza się ono z rzeczywistymi realiami. Brendon, chcąc zrobić mu niespodziankę i jednocześnie trochę go podrażnić nie chciał pokazać mu żadnych zdjęć wnętrza, czy chodźby okolicy. Nie wiedział nawet na jakiej ulicy będą mieszkać. Wszystko pozostało dla niego totalną tajemnicą.

— Bardzo cię kocham... — Jeszcze raz wtulił się w starszego podskakując ze szczęścia i piszcząc jak mała dziewczynka.

— Powtarzasz mi to dzisiaj co 5 minut. — Zaśmiał się z niego starszy, posyłając mu rozbawione spojrzenie. Od dnia urodzin, Ryan jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zmienił się o 180°. Zupęłnie jakby to wszystko co wydarzyło się wcześniej nie miało znaczenia. W przeddzień wyjazdu spotkał się ze wszystkimi przyjaciółmi, chcąc się z nimi pożegnać. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że w ciągu niecałego roku jego życie może aż tak bardzo się zmienić. Poznał wielu wspaniałych ludzi, a już dzisiaj miał zamieszkać ze swoja wielką miłością w ich nowym mieszkaniu. Właśnie rozpoczął się całkowicie nowy rozdział w ich życiu. To tylko i wyłącznie od nich zależało jutro i nikt nie mógł tego zmienić.

— Bo dalej nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. — Uniósł lekko głowę, następnie pocałował krótko szatyna.

— Brendon! — Nagle, z dolnego piętra rozległ się krzyk Grace.  — Chodź na chwilę! — Doskonale słychać było każde słowo, przez otwarte na oścież drzwi.

— Kontynuuj pakowanie, ja za chwilę wrócę. — Ostatni raz szatyn ucałował chłopca, następnie udał się do swojej rodzicielki.

— O co chodzi? — zapytał, schodząc po schodach i kątem oka widząc swoją mamę, stojącą z kimś przy drzwiach — Mamo? — Gdy tylko w jego polu widzenia znalazły się dwie kolejne osoby, aż pobladł ze strachu. — Czy coś się stało? —  Zmarszczył zaniepokojony brwi, skanując postacie wzrokiem. Pierwsza z nich, wysoka kobieta z włosami upiętymi w schludnego koka i grubymi okularami na nosie wyglądała na niezwykle poważną i oschłą. Zaraz obok znajdował się grubszy policiant, ewidentnie zasmucony powodem wizyty.

— Dzień dobry nazywam się Danielle Johns — przedstawiła się kobieta, wyciągając w jego stronę dłoń.

— Dzień dobry... — Jego głos był niepewny i pęłen obaw. — Możecie wytłumaczyć o co chodzi? — Wzrok chłopaka bładził po twarzach wszystkich, ostatecznie zatrzymując się na swojej mamie.

— Dostaliśmy informację, że może przebywać tu niejaki Ryan Ross ... — Zaczęła kobieta z głosem płynnym do perfekcji.

— A w jakim celu go szukacie? — Przełknął nerwowo ślinę,  mając w głowie najgorsze.

— Chodzi o to, że osoby niepełnoletnie zmuszone są mieszkać z rodzicami do czasu ukończenia 18 roku życia... A kiedy żaden z prawnych opiekunów dziecka nie żyje...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro