•72•
- I will signify you and you'll belong to me forever.
•••
- Moi rodzice już wyszli. - Brendon wrócił do pokoju z dwiema szklankami soku ananasowego, dokładnie takiego, jaki jego chłopak lubił najbardziej.
- A kiedy mają wrócić? - zapytał brunet, przejmując od niego napój i od razu łapczywie go pijąc. Naprawę nie spodziewał się, że pierwsze dni wakacji będą aż tak ciepłe i mimo, że w pokoju wręcz przez cały czas pracował wiatrak, upał nadal był odczuwalny.
- Obstawiam, że jakoś po północy. - Chłopak przysiadł się obok niego na łóżku. - Też im się zachciało chodzić na randki - prychnął, przewracając oczami - mam tylko nadzieję, że nie zrobią mi młodszego brata.
- My też moglibyście wykorzystać jakoś ten czas kiedy jesteśmy sami. - Ryan odstawił naczynie na etażerkę. - To co robimy? - Uśmiechnął się cwaniacko, mając w głowie już tylko jedną myśl.
- Zaczynasz mieć ostatnio strasznie dużą chcicę wiesz?
- Dojrzewam i staje się prawdziwym mężczyzną to dlatego - wyjaśnił mu chłopak, co spotkało się jedynie śmiechem ze strony starszego.
- No co? - Ryan nie rozumiał dlaczego jego słowa zostały uznane za żart. - Ja mówię poważnie. - Zmarszczył brwi, patrząc się na niego i wyczekując wytłumaczenia.
- Nie no, ja w stu procentach wierzę w twoją męskość. - Próbował się wybronić chłopak, widząc, jak oczy bruneta wręcz przewiercające go na wylot.
- A brzmisz jakby tak nie było. - Prychnął urażony. - Jestem bardzo męski.
- Yhym, szczególnie jak masz na sobie strój kota. - Brendon nie zaprzestawał się z nim droczyć. Naprawę z trudem powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.
- To było dawno i nie prawda. Zresztą zauważyłeś, że jesteś strasznie wkurzajacy? - Chłopak, czując, że jest już na przegranej pozycji, zdecydował zmienić temat.
- Może i jestem, ale i tak mnie kochasz - Brendon wzruszył ramionami, uśmiechając się do niego.
- Może i tak.. ale tylko trochę. - Ryan uklęknął na łóżku, przekładając swoje ręce za kark szatyna.
- A ja jednak myślę, że bardziej niż trochę - oznajmił Brendon, układając swoje dłonie na jego talii, tym samym przyciągając go do pocałunku.
- Też cię kocham Ry - wyszeptał szatyn, tym samym przerywając poprzednią pieszczotę.
- Wiem. - Brunet chciał jak najszybciej ponownie skosztować ust swojego chłopaka.
Wraz z upływem czasu, gdy atmosfera coraz bardziej gęstniała, na ich ciałach pozostawało coraz to mniej ubrań.
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko wiesz? - odezwał się Ryan, by zaczerpnąć trochę tlenu. Oparł swoje czoło o te Brendona, oddychając ciężko. - Absolutnie wszystko. - Ponownie chciał wbić się ustami w te szatyna, jednak zostało mu to uniemożliwione.
- Jesteś pewien? - Przerwał mu starszyn, patrząc się w jego błyszczące od podniecenie oczy.
Młodszy pokiwał jedynie lekko głową, utwierdzając prawdziwość swoich słów. Był teraz w pewien sposób omamiony tym wszystkim co się teraz działo, przez co nie do końca zdawał sobie sprawę, co takiego mówi.
- Nawet gdyby skutki tego czynu były nie odwracalne? - Cały czas skupiał się na oczach młodszego, starając się wręcz wniknąć do jego duszy i doszukać się w niej odpowiedzi.
- Tak, bo ufam ci i wiem, że nie zrobiłbyś mi krzywdy
- Dobrze - Brendon pokiwał jedynie głową, widząc, że młodszy jest świadomy tego, co mówi. - Poczekaj na mnie chwilę. - wypuścił z objęć chłopaka, aby zaraz potem wstać z łóżka i udać się do łazienki i wrócić chwilę później.
Ryan obserwował go uważnie, gdy ten szukał czegoś w jednej z szafek. Mimo, że zastanawiał się co to takiego, siedział w milczeniu, cierpliwie czekając, na powrót Uriego.
- Powiedz mi jeżeli będziesz chciał przestać - poprosił Brendon, wracając do pokoju z chusteczkami i małą żyletką w dłoni.
- Dobrze. - Pokiwał głową, przełykając głośniej ślinę. Mimo swoich wcześniejszych słów, teraz nabrał pewnych obaw co do zamiarów chłopaka.
- Połóż się. - Szatyn lekko naparł na klatkę piersiową bruneta, tym samym zmuszając go do tego. - To nie będzie przyjemne - ostrzegł, odsuwając lekko materiał majtek chłopaka, po czym przystawiając ostrze do jego skóry.
Na raz jakby pieczenie i szczypanie ogarnęło ciało Ryana, przez co z jego ust wydobył się niekontrolowany pisk.
- Wszystko dobrze? - zapytał z troską - możemy przestać jeżeli chcesz - zapewnił, uśmiechając się ciepło.
- Nie. - Brunet zacisnął mocno oczy, jakby chcąc odciąć się od tego wszystkiego i nie myśleć o przeogromnym bólu, jaki sprawiała mu żyletka, przecinająca jego skórę.
- Jeszcze chwila skarbie. - Chłopak pogłaskał go po udzie, aby ten się odstresował.
Wreszcie po kilku minutach czułego uspokajania i składania pocałunków na jego ciele, wszystko się skończyło. Szatyn ostatni raz zbliżył usta do rany, zlizując tym samym resztę krwi jaka wypłynęła, po czym zakleił ją plasterkiem.
- Byłeś dzielny. - Urie bez wahania pocałował krótko Rossa, przez co i ten poczuł specyficzny metaliczny smak swojej własnej krwi na języku.
- Mogę zobaczyć? - Podniósł się lekko, opierają na swoich łokciach. Jeszcze ani razu nie widział "dzieła" szatyna, a był bardzo ciekawy co to takiego.
- Chodź do lustra. - Podał mu dłoń, pomagając wstać.
Po chwili oboje znaleźli się przed dużym zwierciadłem, znajdującym się w rogu pokoju. Szatyn objął talię chłopaka, następnie całując go w kark.
- Jesteś teraz oznaczony i mój na zawsze - szatyn wypowiedział te słowa do ucha nastolatka, odklejając w tym samym czasie plasterek.
- To jest... - Nagle zabrakło mu słów w buzi. Jedynie tępo wpatrywał się w ranę, która miała swój własny nakreślony kształt.
- Uznaj to za własnoręczny podpis, złożony na twoim ciele.
Kolejne pocałunki zaczęły napływać na ciało chłopaka, którego myśli wiąż walczyły ze sobą. Właśnie w miejscu bardzo widocznym, bo trochę wyżej niż linia majtek widniała zaczerwieniona literka "B".
Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony ogarnął go ogromny strach, że to właśnie ten ślad może przysporzyć mu masę problemów w przyszłości, a z drugiej, usta Brendona schodzące coraz to niżej, zasysające się na jego bladym ciałku działały jak ogłupiacz.
Gdy wreszcie szatyn ukląkł przed nastolatkiem, następnie zaczynając masować przez materiał majtek penisa bruneta, ten nie myślał już o niczym innym niż niesamowitej przyjemności przepływającegj przez jego ciało.
- Zasłużyłeś. - Usłyszał szatyna, który ostatni raz pocałował ranę, ściągając przy tym bieliznę już do samego końca. - Dzielny chłopiec - wymruczał te dwa słowa, następnie zassał się na prąciu Ryana, chcąc udowodnić mu jak dobrze się dziś spisał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro