Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°70°

the moon looks beautiful tonight.
yeah, let's have sex.

— Nie wypuszczę was z domu jeżeli nie dacie zrobić mi zdjęcia. — Kobieta wciąż krążyła za chłopcami. — Wyglądacie tak ślicznie. — Jej zachwyt nie znał granic, a duma rozpierała całe ciało.

— Nie odpuścisz? — Chłopak przewrócił oczami, kończąc zapinanie koszuli.

— Doskonale wiesz, że nie. — Kobieta podeszła do Ryana, widząc, jak ten nieporadnie próbuje zawiązać sobie krawat. — Bal jest jednym z najwspanialszych wspomnień z liceum, więc chciałbym je uwiecznić, aby kiedyś moc pokazywać te zdjęcia wnukom. — Zaśmiała się gładko, próbując jednocześnie ułożyć kilka kosmyków włosów bruneta, odstających od reszty fryzury. — A tak po za tym, oboje powinniście iść do fryzjera -— stwierdziła, odwracając głowę w kierunku swojego syna, którego włosy również odbiegały wyglądem od tego, jak ona sama chciała by wyglądały.

— Miałem taki zamiar, ale Ryan cały czas to opóźnia. Mam wrażenie, że chce zapuścić włosy do ramion — mruknął, na co brunet jedynie przewrócił oczami, gdyż nie była to prawda.

— Nie ufam fryzjerom, zresztą uważam, że sam obciąłbym się lepiej — wytłumaczył, chcąc zmazać z siebie poprzednie oskarżenia. W rzeczywistości, chyba nigdy nie był w żadnym salonie fryzjerskim, a przynajmniej jego pamięć nie sięgała do takich wydarzeń.

— Porozmawiamy później o twoich umiejętnościach fryzjerskich, bo właściwie, powinniśmy się już zbierać. — Skwitował Brendon, widząc godzinę którą wskazywał już zegarek.

— Dobrze, to ustawcie się jakoś ładnie — Kobieta nie mogła ukryć uśmiechu, widząc ich razem. Patrząc na Brendona cały czas nie dowierzała, że ten jest już dorosły. Wydawało jej się, jakby dopiero wczoraj wypowiedział pierwsze słowo, a w rzeczywistości jej mamy Brenny wyrósł na przystojnego mężczyznę, który odnalazł swoją miłość.

— Naprawę płaczesz? — Chłopak nie spodziewał się, że jego mama rozleii się po raz kolejny dzisiejszego dnia.

— Po prostu nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się na prawdę. — Szybko otarła swoje łzy, biorąc głęboki oddech. — Jestem z was taka dumna. — Uśmiechnęła się, patrząc na nich na przemiennie, po czym bez słowa podeszła do nich, uwiężając ich w matczynym uścisku.

Ryanowi uśmiech sam cisnął się na usta, a serce wręcz łomotało z radości. Czuł, jakby nagle miliony motyli latało w jego brzuchu, a to wszystko przez jeden, wydawało by się, że nic nie znaczący gest jakim był uścisk.

— To robimy te zdjęcia? — Brendon przerwał tą jakże piękną chwilę kilkoma obojętnymi słowami. Nie odczuwał teraz niczego nadzwyczajnego, jednak nie powinno się go za to winić. W końcu umówmy się, był on przyzwyczajony do tego typu zachowań od początku swojego życia, więc nie widział w nich niczego specjalnego, a wręcz w pewnym stopniu denerwowały go. Osoba która zaznała w życiu tyle miłości co on, nigdy nie zrozumie potrzeby odczuwania tego uczucia.

— Tak, tak już możemy.  — Grace wypuściła ich ze swych ramion, wygładzając im jeszcze koszule.

Brendon objął ręką talię bruneta, przyciągając go tym samym jeszcze bliżej siebie.

Oboje uśmiechnęli się do obiektywu, a po chwili chwila ta została uwieczniona na wieki w postaci milionów pikseli.

***

— Wreszcie jesteście! — Gdy tylko Tyler zauważył w oddali Brendona i Ryana, ciągnąc za sobą swojego chłopaka udał się do nich.

— Moja mama nas zatrzymała — wytłumaczył szatyn, witając się z nimi, tak samo jak brunet.

— Mamy dla was świetną wiadomość! — Wyszczerzył się kolorowowłosy, obrzucając ich uradowanym spojrzeniem.

— Wakacje mają zostać przedłużone o miesiąc z powodu zmian w ministerstwie edukacji? — powiedział szybko Brendon, wcinając się przed Josha.

— Nie, ale to jeszcze fajniejsze — oznajmił  — Otóż mój kuzyn zaproponował, że mogę pojechać wraz z znajomymi do jego domku nad jeziorem. Niby jest w całkowitej dziurze, gdzie nie ma zasięgu, ale mimo wszystko uważam, że może być całkiem fajnie.

— I zastanawialiśmy się, czy może nie chcecie jechać z nami — wtrącił Tyler — moglibyśmy uznać to za taki wyjazd rekreacyjny dla par.

— Naprawę? Było by świetnie co nie Ry? — Brendon od razu podłapał temat.

— No myślę, że mogło by być fajnie.. — Brunet mimo wszystko nie tryskał takim dużym entuzjazmem jak inni. W jego głowie siedziała myśl, ile taki wyjazd może kosztować.

— A jeżeli chodzi o kasę to jedyną rzeczą na którą musielibyśmy się złożyć jest jedzenie. — dodał Josh, znając nieco cała sytuację materialną Ryana.

— Na pewno się zastanowimy i jeszcze wam powiemy — oznajmił Brendon, chcąc przegadać to jeszcze z młodszym na spokojnie w domu.

— Tylko się streszczajcie, bo wyjazd jest planowany na niedzielę za tydzień — oznajmił Tyler — no a teraz wybaczcie, ale ja i Josh musimy skoczyć jeszcze w jedno miejsce. Widzimy się później — dodał z uśmiechem, po czym wyminął ich, trzymając kolorowołosego za rękę i prowadząc go w stronę wyjścia.

— Skoro zostaliśmy sami, to może zatańczymy? — zaproponował szatyn, wystawiając w stronę młodszego dłoń.

— Ja nie tańczę. — Zaśmiał się Ryan, kręcąc przecząco głową.

— Tańczysz i to całkiem nieźle — powiedział Brendon.

— W cale nie! — Ryan kompletnie nie zgadzał się z jego słowami. — Ruszam się jak kłoda.

— Nie jest aż tak źle spokojnie — uspokoił go starszy — no chodź. — Nie dawał za wygraną, cały czas próbując wyciągnąć młodszego na parkiet.

— Tylko tak mówisz. — Ryan próbował zaprzeć się nogami, gdy Brendon zaczął ciągnąć go za dłonie w kierunku reszty tańczących.

Brunet w końcu uległ, pozwalając zaprowadzić się na środek sali.

— Ale tylko jedna piosenka — dodał, układając swoje ręce na ramionach starszego, po tym jak ten umieścił swoje dłonie na jego talii.

— Zobaczymy jeszcze. — Uśmiechnął się do niego Brendon, zaczynając poruszać się w rytm muzyki.

Oboje nie przejmowali się krzywymi spojrzeniami ze strony reszty obecnych. Kiedy byli razem, wszystko inne traciło na znaczeniu. Oboje nie widzieli po za sobą świata.

Spojrzeli sobie głęboko w oczy, tak jak mieli w zwyczaju robić to cały czas. Lecz teraz, gdy zaczęli kołysać się na boki, coś się zmieniło. Zatapiali się coraz bardziej, jak gdyby stali po kolana w ruchomych piaskach, a podłoga wciągała ich jeszcze głębiej.

Żaden z nich nie miał wpływu na to, że usta obydwóch samodzielnie przybliżają się, by finalnie spocząć przywarte do siebie, niczym, dwa magnesy.

Ryanowi, wręcz od razu przypomniała się impreza, na której w końcu (z drobna pomocą swojej podświadomości, która z lekka go oszukała) wreszcie przełamał się i pocałował starszego. Wtedy to właśnie przyznał się przed sobą, jak i Uriem, że jednak czuje coś do tego totalnego dupka, który z jednej strony traktował go tak źle, a z drugiej jednak, jako jedyny tak bardzo pomógł. Bez dwóch zdań chłopak mógł powiedzieć, że zawdzięcza mu życie.

— Czy całowanie na terenie szkoły nie jest niedozwolone? — Po chwili powolnego pocałunku, Ryan odsunął swoją głowę lekko od tej Brendona, opierając swoje czoło o podbródek starszego.

— Może trochę — odpowiedział mu Brendon — ale i tak raczej nikt nie podjedzie do dwójki całujących się chłopaków, aby im przerwać, bo wyszedłby na homofoba.

— No ale może jednak nie ryzykować.. — mruknął Ryan, przygryzajac lekko wargę i unosząc swój wzrok na oczy szatyna. 

— Może po tej piosence rzeczywiście moglibyśmy udać się w jakieś przestronniejsze miejsce.. — Chłopak doskonale zrozumiał myśli młodszego, podchwytając temat. 

— Wspaniale. — Młodszy wręcz wyszeptał te słowa, układając swoją głowę na klatce piersiowej Brendona i powoli kołysając się w rytm muzyki.

***

— Księżyc wygląda dzisiaj wyjątkowo pięknie. — Gdy tylko znaleźli się na dworze, szatyn, któremu oczy błyszczały się niczym drogocenne kryształy, wciąż wpatrywał się w połyskujące ciało niebieskie, zawieszone wysoko nad nimi.

Od pewnego czasu w zupełnie inny sposób zaczął postrzegać otaczający go świat. Wszystko jakby stawało się ciekawsze i piękniejsze.

— Tak to prawda. — Ryan nie podzielał jednak jego zainteresowania i był myślami zupełnie gdzieś indziej. — Chodźmy się kochać.

Brendon zdezorientowany spojrzał na chłopca, oczekując, by ten powtórzył.

— Co powiedziałeś? — zapytał z niedowierzeniem, przez jego bezpośredniość.

— Doskonale słyszałeś. — Ryan uśmiechnął się do niego, łapiąc za dłoń i kierując w stronę auta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro