°70°
— the moon looks beautiful tonight.
— yeah, let's have sex.
— Nie wypuszczę was z domu jeżeli nie dacie zrobić mi zdjęcia. — Kobieta wciąż krążyła za chłopcami. — Wyglądacie tak ślicznie. — Jej zachwyt nie znał granic, a duma rozpierała całe ciało.
— Nie odpuścisz? — Chłopak przewrócił oczami, kończąc zapinanie koszuli.
— Doskonale wiesz, że nie. — Kobieta podeszła do Ryana, widząc, jak ten nieporadnie próbuje zawiązać sobie krawat. — Bal jest jednym z najwspanialszych wspomnień z liceum, więc chciałbym je uwiecznić, aby kiedyś moc pokazywać te zdjęcia wnukom. — Zaśmiała się gładko, próbując jednocześnie ułożyć kilka kosmyków włosów bruneta, odstających od reszty fryzury. — A tak po za tym, oboje powinniście iść do fryzjera -— stwierdziła, odwracając głowę w kierunku swojego syna, którego włosy również odbiegały wyglądem od tego, jak ona sama chciała by wyglądały.
— Miałem taki zamiar, ale Ryan cały czas to opóźnia. Mam wrażenie, że chce zapuścić włosy do ramion — mruknął, na co brunet jedynie przewrócił oczami, gdyż nie była to prawda.
— Nie ufam fryzjerom, zresztą uważam, że sam obciąłbym się lepiej — wytłumaczył, chcąc zmazać z siebie poprzednie oskarżenia. W rzeczywistości, chyba nigdy nie był w żadnym salonie fryzjerskim, a przynajmniej jego pamięć nie sięgała do takich wydarzeń.
— Porozmawiamy później o twoich umiejętnościach fryzjerskich, bo właściwie, powinniśmy się już zbierać. — Skwitował Brendon, widząc godzinę którą wskazywał już zegarek.
— Dobrze, to ustawcie się jakoś ładnie — Kobieta nie mogła ukryć uśmiechu, widząc ich razem. Patrząc na Brendona cały czas nie dowierzała, że ten jest już dorosły. Wydawało jej się, jakby dopiero wczoraj wypowiedział pierwsze słowo, a w rzeczywistości jej mamy Brenny wyrósł na przystojnego mężczyznę, który odnalazł swoją miłość.
— Naprawę płaczesz? — Chłopak nie spodziewał się, że jego mama rozleii się po raz kolejny dzisiejszego dnia.
— Po prostu nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się na prawdę. — Szybko otarła swoje łzy, biorąc głęboki oddech. — Jestem z was taka dumna. — Uśmiechnęła się, patrząc na nich na przemiennie, po czym bez słowa podeszła do nich, uwiężając ich w matczynym uścisku.
Ryanowi uśmiech sam cisnął się na usta, a serce wręcz łomotało z radości. Czuł, jakby nagle miliony motyli latało w jego brzuchu, a to wszystko przez jeden, wydawało by się, że nic nie znaczący gest jakim był uścisk.
— To robimy te zdjęcia? — Brendon przerwał tą jakże piękną chwilę kilkoma obojętnymi słowami. Nie odczuwał teraz niczego nadzwyczajnego, jednak nie powinno się go za to winić. W końcu umówmy się, był on przyzwyczajony do tego typu zachowań od początku swojego życia, więc nie widział w nich niczego specjalnego, a wręcz w pewnym stopniu denerwowały go. Osoba która zaznała w życiu tyle miłości co on, nigdy nie zrozumie potrzeby odczuwania tego uczucia.
— Tak, tak już możemy. — Grace wypuściła ich ze swych ramion, wygładzając im jeszcze koszule.
Brendon objął ręką talię bruneta, przyciągając go tym samym jeszcze bliżej siebie.
Oboje uśmiechnęli się do obiektywu, a po chwili chwila ta została uwieczniona na wieki w postaci milionów pikseli.
***
— Wreszcie jesteście! — Gdy tylko Tyler zauważył w oddali Brendona i Ryana, ciągnąc za sobą swojego chłopaka udał się do nich.
— Moja mama nas zatrzymała — wytłumaczył szatyn, witając się z nimi, tak samo jak brunet.
— Mamy dla was świetną wiadomość! — Wyszczerzył się kolorowowłosy, obrzucając ich uradowanym spojrzeniem.
— Wakacje mają zostać przedłużone o miesiąc z powodu zmian w ministerstwie edukacji? — powiedział szybko Brendon, wcinając się przed Josha.
— Nie, ale to jeszcze fajniejsze — oznajmił — Otóż mój kuzyn zaproponował, że mogę pojechać wraz z znajomymi do jego domku nad jeziorem. Niby jest w całkowitej dziurze, gdzie nie ma zasięgu, ale mimo wszystko uważam, że może być całkiem fajnie.
— I zastanawialiśmy się, czy może nie chcecie jechać z nami — wtrącił Tyler — moglibyśmy uznać to za taki wyjazd rekreacyjny dla par.
— Naprawę? Było by świetnie co nie Ry? — Brendon od razu podłapał temat.
— No myślę, że mogło by być fajnie.. — Brunet mimo wszystko nie tryskał takim dużym entuzjazmem jak inni. W jego głowie siedziała myśl, ile taki wyjazd może kosztować.
— A jeżeli chodzi o kasę to jedyną rzeczą na którą musielibyśmy się złożyć jest jedzenie. — dodał Josh, znając nieco cała sytuację materialną Ryana.
— Na pewno się zastanowimy i jeszcze wam powiemy — oznajmił Brendon, chcąc przegadać to jeszcze z młodszym na spokojnie w domu.
— Tylko się streszczajcie, bo wyjazd jest planowany na niedzielę za tydzień — oznajmił Tyler — no a teraz wybaczcie, ale ja i Josh musimy skoczyć jeszcze w jedno miejsce. Widzimy się później — dodał z uśmiechem, po czym wyminął ich, trzymając kolorowołosego za rękę i prowadząc go w stronę wyjścia.
— Skoro zostaliśmy sami, to może zatańczymy? — zaproponował szatyn, wystawiając w stronę młodszego dłoń.
— Ja nie tańczę. — Zaśmiał się Ryan, kręcąc przecząco głową.
— Tańczysz i to całkiem nieźle — powiedział Brendon.
— W cale nie! — Ryan kompletnie nie zgadzał się z jego słowami. — Ruszam się jak kłoda.
— Nie jest aż tak źle spokojnie — uspokoił go starszy — no chodź. — Nie dawał za wygraną, cały czas próbując wyciągnąć młodszego na parkiet.
— Tylko tak mówisz. — Ryan próbował zaprzeć się nogami, gdy Brendon zaczął ciągnąć go za dłonie w kierunku reszty tańczących.
Brunet w końcu uległ, pozwalając zaprowadzić się na środek sali.
— Ale tylko jedna piosenka — dodał, układając swoje ręce na ramionach starszego, po tym jak ten umieścił swoje dłonie na jego talii.
— Zobaczymy jeszcze. — Uśmiechnął się do niego Brendon, zaczynając poruszać się w rytm muzyki.
Oboje nie przejmowali się krzywymi spojrzeniami ze strony reszty obecnych. Kiedy byli razem, wszystko inne traciło na znaczeniu. Oboje nie widzieli po za sobą świata.
Spojrzeli sobie głęboko w oczy, tak jak mieli w zwyczaju robić to cały czas. Lecz teraz, gdy zaczęli kołysać się na boki, coś się zmieniło. Zatapiali się coraz bardziej, jak gdyby stali po kolana w ruchomych piaskach, a podłoga wciągała ich jeszcze głębiej.
Żaden z nich nie miał wpływu na to, że usta obydwóch samodzielnie przybliżają się, by finalnie spocząć przywarte do siebie, niczym, dwa magnesy.
Ryanowi, wręcz od razu przypomniała się impreza, na której w końcu (z drobna pomocą swojej podświadomości, która z lekka go oszukała) wreszcie przełamał się i pocałował starszego. Wtedy to właśnie przyznał się przed sobą, jak i Uriem, że jednak czuje coś do tego totalnego dupka, który z jednej strony traktował go tak źle, a z drugiej jednak, jako jedyny tak bardzo pomógł. Bez dwóch zdań chłopak mógł powiedzieć, że zawdzięcza mu życie.
— Czy całowanie na terenie szkoły nie jest niedozwolone? — Po chwili powolnego pocałunku, Ryan odsunął swoją głowę lekko od tej Brendona, opierając swoje czoło o podbródek starszego.
— Może trochę — odpowiedział mu Brendon — ale i tak raczej nikt nie podjedzie do dwójki całujących się chłopaków, aby im przerwać, bo wyszedłby na homofoba.
— No ale może jednak nie ryzykować.. — mruknął Ryan, przygryzajac lekko wargę i unosząc swój wzrok na oczy szatyna.
— Może po tej piosence rzeczywiście moglibyśmy udać się w jakieś przestronniejsze miejsce.. — Chłopak doskonale zrozumiał myśli młodszego, podchwytając temat.
— Wspaniale. — Młodszy wręcz wyszeptał te słowa, układając swoją głowę na klatce piersiowej Brendona i powoli kołysając się w rytm muzyki.
***
— Księżyc wygląda dzisiaj wyjątkowo pięknie. — Gdy tylko znaleźli się na dworze, szatyn, któremu oczy błyszczały się niczym drogocenne kryształy, wciąż wpatrywał się w połyskujące ciało niebieskie, zawieszone wysoko nad nimi.
Od pewnego czasu w zupełnie inny sposób zaczął postrzegać otaczający go świat. Wszystko jakby stawało się ciekawsze i piękniejsze.
— Tak to prawda. — Ryan nie podzielał jednak jego zainteresowania i był myślami zupełnie gdzieś indziej. — Chodźmy się kochać.
Brendon zdezorientowany spojrzał na chłopca, oczekując, by ten powtórzył.
— Co powiedziałeś? — zapytał z niedowierzeniem, przez jego bezpośredniość.
— Doskonale słyszałeś. — Ryan uśmiechnął się do niego, łapiąc za dłoń i kierując w stronę auta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro