Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°67°

Ryan jak poparzony wyskoczył z łóżka i w ekspresowym tempie wybiegł z pokoju, zostawiając zdumionego wciąż tym wszystkim Dallona samego.

— Bre...

— Przesadziłeś, rozumiesz to Ryan? Przesadziłeś. — Brendon wręcz wysyczał te słowa, będąc w totalnej rozsypce. Opierał się o ścianę korytarza pomiędzy dwoma drzwiami. Nie trudził się nawet, by ściszyć ton swojego głosu. W najmniejszym stopniu nie obchodziło go to, czy ktoś usłyszy to co miał do powiedzenia. Czuł tylko jak targa nim teraz zazdrość i pewnego rodzaju rozczarowanie chłopcem.

Brunet doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że starszy ma teraz rację. Nie powinien robić czegoś takiego w akcie zemsty i z jakiegokolwiek innego powodu, gdyż było to po prostu nie na miejscu. W końcu sam również byłby wściekły i zawiedziony, gdyby to Brendon całował się z jakąś inną osobą.

— Przepraszam. — Spuścił wzrok, nie będąc w stanie patrzeć teraz w jego szlachetnie wyglądające tęczówki.

Mętlik w głowie wręcz go paraliżował. Zdawał sobie sprawę z tego, że dalsze tłumaczenie się nie przyniesie oczekiwanego efektu.

— Czasami naprawę widzę bardzo dużą różnicę wiekową między nami — oznajmił chłopak. Zaczął rozumieć dlaczego inni dziwili się, że zdecydował się na związek z młodszym od siebie chłopakiem.

Ryan odpowiedział tylko ciszą, bo jak inaczej miał zareagować?

— Jeżeli zrobię ci loda to mi wybaczysz? — Odważył się unieść wzrok, lecz napotkał jedynie rozbawioną minę Brendona.

— Ty serio myślisz, że mi obciągniesz i po sprawie? — Zaśmiał się pogardliwie. — Ogarnij się dzieciaku i nie szmać na lewo i prawo. — Może i trochę to wyolbrzymił, ale kierowały nim teraz jedynie emocje. Musiał się jakoś wyładować.

Chłopak naprawę nigdy nie spodziewał się, że Ryan mógł pomyślał, że coś takiego może załatwić sprawę. Jeżeli tak będzie chciał zachowywać się w dorosłym życiu, daleko nie zajedzie.

— Nie szmace się! — Ryan zmarszczył brwi, nie chcąc żeby Brendon tak o nim mówił. W końcu to nie prawda.

Momentalnie młodszy został przyparty do ściany tak, że twarze obydwojga dzieliło zaledwie parę centymetrów.

— To dlaczego dajesz obmacywać się Dallonowi, jak gdyby nigdy nic rozbierasz się przed nim i jeszcze go całujesz? — Silnie trzymał jego nadgarstki, nie panując teraz nad złością.

— Bo... — Ryan kompletnie nie wiedział jak ma wytłumaczyć swoje dzisiejsze zachowanie. — Chciałem żebyś był zazdrosny..

— Myślisz, że będę zazdrosny, gdy będę widział, że zachowujesz się jak tania dziwka? — znowu wysyczał te słowa. Ryan nie mógł ukryć, że go to zabolało. Nie chciał, by Brendon ponownie myślał o nim w ten sposób. nie chciał być uważany za kogoś tego pokroju.Tym bardziej, przez najważniejszą osobą w jego życiu.

Nagle poczuł jak jego oczy zachodzą łzami, których w żaden sposób nie mógł opanować, a tym bardziej zakamuflować, gdyż Brendon cały czas mocno trzymał jego nadgarstki.

— Jezu, nie płacz już. — Szatyn zorientował się, że może rzeczywiście trochę przesadził ze słowami.

Puścił jego nadgarstki odsuwając się lekko, mimo wszystko musiał grać twardego, co jednak nie było aż tak proste jak myślał, tym bardziej widząc, że zranił Ryana.

— Przepraszam. — Młodszy pociągnął nosem, cicho chlipiąc — Będę się trzymał z dala o Dallona. — Obecnie kompletnie zapomniał o tym, że w końcu to Brendon pisał ze swoją byłą. Teraz to tylko on obwiniał się o to wszystko i przyjął na siebie cała winę. Za wszelką cenę chciał, aby wszystko wróciło do wcześniejszego stanu, a oni sami już się nie kłócili. W końcu zależało mu na Uriem i nie chciał go stracić.

— Nikt po za tobą nie będzie mnie dotykał. — Wykonał nieśmiały ruch w jego stronę, nie wiedząc, czy może szatyn po raz kolejny go nie odepchnie. Wyciągnął niepewnie dłoń, po czym dotknął nią klatki piersiowej starszego, czując jak ta spokojnie opada. Uznał to jako dobry znak, więc zdecydował się kontynuować. — Tylko ciebie będę całował, bo tylko ciebie kocham. — Te słowa zadziałały na Brendona niczym tabletka xanaxu. Wręcz automatycznie wyparowała z niego cała wcześniejsza złość, a to wszystko za sprawą tych magicznie brzmiących słów. Już zaczął mieć wyrzuty sumienia przez to, co przed chwilą powiedział swojemu chłopaków. W końcu wcale tak nie uważał, ale jednak w akcie złości wypowiedział te wszystkie obraźliwe słowa.

— Czyli zgoda? — Ryan wytrzeszczył swoje oczy, wpatrując się w starszego wyczekująco. Miał nadzieję, że będą mogli już o tym zapomnieć i mieć za sobą.

— Zgoda. — Brendon też nie chciał już dłużej kłócić się z młodszym. Również bardzo to przeżywał, jednak nie okazując tego tak mocno jak Ryan.

— Przytulisz mnie? — Raczej poprosił błagalnym głosem niż zapytał. Potrzebował teraz mocnego wsparcia, które mógł mu bez problemu dać Brendon.

Nadal czuł ogromną rozpacz i smutek z powodu tego wszystkiego i miał wrażenie, że mimo, iż bardzo się powstrzymał zaraz się rozpłacze.

Brendon wciągnął głośno powietrze, jednak finalnie objął chłopca obydwoma rękami tak, że już po chwili trwali w bezgłośnym przytulasie.

Starszy cały czas jedną dłonią gładził  młodszego po plecach, zataczając na nich kółka, za to drugą miał umiejscowioną w jego włosach, chcąc jak najbardziej  przyciągnąć go do siebie.

— Lubisz mnie jeszcze? — Głowa chłopca uniosła się nieznacznie. — Wiesz, po tym co ci zrobiłem — zapytał smutno.

— Nie mógłbym cię nie lubić, zresztą ja też nie byłem bez winy — powiedział uśmiechając się lekko do niego, aby okazać mu otuchy.

— Pocałujesz mnie? — Znowu chciał poczuć to piękne uczucie.

Brendonowi wręcz miękkło serduszko, słysząc cichy głosik swojego chłopaka.  Kompletnie nie rozumiał, jak jeszcze przed paroma chwilami mógł się na niego gniewać. Przecież to całkowicie niemożliwe.

Powoli przełożył jedną dłoń na policzek chłopca, drugą nadal trzymając na jego plecach, po czym zbliżył swoje usta do tych bruneta, by chwilę później zacząć standardową grę języków. Z każdą sekundą pocałunek stawał się coraz intensywniejszy i namiętniejszy. Zachowywali się jak totalnie nieodpowiedzialne i napalone dzieciaki. Już całkowicie nie przejmowali się tym, że jeszcze niedawno bardzo mocno się pokłócili. To już nie miało żadnego znaczenia. Skupiali się teraz tylko i wyłącznie na taj chwili. Nie grało również dla nich roli to, że całując się na środku korytarza, jakiś czas po ciszy nocnej, gdzie w każdym momencie jakiś nauczyciel mógł ich nakryć. Ich ciałami władał teraz jakiś dziwny, trochę zwierzęcy instynkt, powodujący, że ich pocałunki stawały się coraz bardziej agresywne i wręcz nachalne, co z perspektywy widza wyglądało trochę jak przepychanka i pewnego rodzaju walka.

Ryan, chcąc dać poparcie swoich wcześniejszych słów, sam przeniósł dłonie szatyna na swoje pośladki sygnalizując mu, że może zacząć posuwać się coraz dalej.

Brendonowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu z zapałem zaczął błądzić po ciele chłopca, jednocześnie przypierając go mocniej do ściany.

Szatyn po chwili powędrował dłonią do krocza chłopca, następnie bez chwili zawahania ścisnął je tak, że brunet jęknął w jego usta. Dosyć szybko można było wywnioskować, kto przegrywa całe to starcie.

— Kotku, pojęcz dla mnie jeszcze troszkę. — Sprawnie wsunął całą dłoń w spodnie od piżamy Rossa, przez co ten jeszcze bardziej się spiął.

Nagle oboje usłyszeli odgłos otwieranych drzwi, tak więc oboje skierowali swój wzrok w stronę źródła dźwięku, zastygając w bezruchu.

Kilka metrów dalej w ich stronę patrzył się jakiś bardzo mocno zdezorientowany chłopak. Gdy tylko wyrwał się z osłupienia zdał sobie sprawę co takiego widzi. Niestety jakaś nieznana siła uniemożliwiała mu poruszenia się, czy nawet oderwania wzroku, wręcz paraliżując go.

— Zjeżdżaj stąd młody. — Brendon jako pierwszy się ogarnął chcąc, by ten sobie poszedł, a on i Ryan mogli kontynuować pieszczotę.

Ross natomiast jedynie cały czas usilnie starał się wyjąć dłoń kruczowłosego ze swoich spodni, iż ten widok był mocno kompromitujący dla nastolatka przypartego do ściany. Lecz chyba tylko dla niego, gdyż szatyn ewidentnie nie przyjmował do tego aż takiej uwagi i za nic nie miał zamiaru ruszyć swojej dłoni.

— Ja ja.. — Chłopakowi wręcz odebrało mowę. Nie kończąc swojej wypowiedzi szybko spuścił wzrok, aby następnie ponownie wrócić do pokoju z którego jeszcze przed chwilą wyszedł.

— Wreszcie. — Brendon uśmiechnął się półgębkiem, zadowolony, że ponownie zostali sami, tak więc już bez żadnych przeszkód ponownie zaczął poruszać dłonią w spodniach i bokserkach Rossa. Przez co chłopak nie mógł powstrzymać odgłosów rozkoszy wydobywających się z jego ust, a tym bardziej poprosić aby przeszli w bardziej ustronne miejsce.

— Co tu się dzieje? — Znowu usłyszeli męski głos, przez co Brendon wkurwił się jeszcze bardziej.

— Spierdalaj co? — Zaraz po wypowiedzeniu tych słów odwrócił się z impetem, jednak szybko orientując się, jak duży był to błąd.

— Przepraszam, ale mógłby pan powtórzyć panie Urie? — Mężczyzna, stojący kilka metrów dalej wyglądał na mocno zdenerwowanego.

Ryan odepchnął dłoń szatyna, będąc przy tym masakrycznie przerażonym. Patrzył się tylko na nauczyciela szeroko otwartymi oczami, kompletnie nie wiedząc co powinien zrobić. Jedynie czekał, aż Brendon się odezwie i może wyratuje ich z opresji.

— Przepraszam, myślałem, że to ktoś inny. — Szatyn stał teraz jakiś metr od młodszego, iż w szoku po zobaczeniu nauczyciela odskoczył.

— Mhm.. — Mężczyzna tylko przetarł oczy — Jest już po ciszy nocnej, to pierwsze, a po drugie moglibyście nie robić takich rzeczy w miejscach publicznych. — Skarcił jednego i drugiego, jednak swoją złość wylewając w większości na Uriem. — Dziesiąte klasy śpią na pierwszym piętrze, więc zmykaj już. — Teraz zwrócił się do Ryana, już milej i cieplej.

Mężczyzna trochę uczył już Brendona i często widywał go z jakimiś dziewczynami, z którymi obchodził się w równie bardzo wyniosły sposób, kompletnie nie przejmując się tym, że często znajduje się w nieodpowiednim miejscu. Tak więc kiedy teraz widział chłopca przypartego do ściany, obmacywanego przez szatyna nie zrobiło to na nim aż tak dużego wrażenia. W sumie spodziewał się, że kiedyś chłopak przerzuci się na drugą płeć, gdy najzwyczajniej skończą mu się potencjalne dziewczyny.

Może i powinien jakoś na to zareagować, tym bardziej, że chłopak wyglądał na trochę młodszego od Brendona. Ale z drugiej strony był już bardzo zmęczony użeraniem się cały dzień z gromadą niewychowanych uczniów, a jako, że i tak ta dwójka raczej dzieci nie zrobi, zdecydował, że odpuścić i zakończyć to jedynie upomnieniem.

— Tylko, że ja śpię na tym piętrze — wtrącił cicho Ryan, bojąc się jakkolwiek odezwać, by nie ściągnąć na siebie jeszcze większych kłopotów.

— Tak? — zdziwił się nauczyciel. Był mocno niezadowolony, że cały czas coś utrudnia mu położenie się spać. Najpierw wbił do pokoju w trakcie gdy jakaś dziewczyna się przebierała, a teraz jeszcze musiał zmagać się gejemi.

— Dobrze, mniejsza z tym, idźcie do swoich pokoi i proszę zachowujcie się w miarę cicho z racji, że jest już po ciszy nocnej.

I tak zakończyło się ich spotkanie, iż każdy rozszedł się do swoich pokoi. Tak jak się spodziewali, Dallon już spał. Ryan nie licząc już na kontynuację poprzedniej gry wstępnej, miał zamiar udać się już spać, tak więc położył się w łóżku szatyna, czekając aż ten wróci przebrany.

— Co robisz? — Brendon zmarszczył brwi, widząc, jak Ryan przykrywa się kołdrą.

— Myślałem, że mamy spać razem. — Nastolatek przetarł oczy, chcąc się podnieść i przenieść na swoje łóżko.

— No tak, ale jeszcze nie teraz — wytłumaczył Brendon, chcąc naprostować sytuację — teraz, możemy dokończyć to co zaczęliśmy na korytarzu — oznajmił, uśmiechając się do niego półgębkiem.

— Przecież Dallon śpi. — Młodszy zetknął na chłopaka, leżącego w łóżku pod ścianą i dokładnie opatulonego kołdrą.

— No właśnie. Śpi. — Brendon uśmiechnął się znacząco, mając już plan na dzisiejszą noc.

WYBÓR

1. — Pogrzało cię? A jeżeli się obudzi. Idźmy spać, jutro to dokończymy.. — Ryan wciąż nie ustępował, zresztą nie miał najmniejszego zamiaru uprawiać seks z myślą, że ich kolega śpi jakieś trzy metry dalej.

2. — To słaby pomysł... — Ryan wciąż nie był do końca przekonany.

— Jeżeli będziemy cicho nikt się nie zorientuje. — Brendon nie miał zamiaru odpuścić, gdyż czuł, że jest w stanie przekonać do tego bruneta.

3. — Mogę ci ewentualnie zrobić loda — odparł, ulegając i już zaczynając wymyślać co powie, jeżeli Dallon jednak się obudzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro