°65°
— O Dall tu jesteś! — Ryan zatrzymał starszego chłopaka, łapiąc go za ramię i wyprzedzając.
— Ryan? Brendon musi bardzo szybko kończyć. — Sam zaśmiał się ze swojego żartu
— Co?— Początkowo w ogóle nie zrozumiał o co chodzi — A... nie, w sensie do niczego nie doszło — wytłumaczył się, podskakując ciupkę przy każdym kroku, idąc krok w krok za Dallonem, który zmierzał teraz do jednego z pokoi na końcu korytarza — Nie mam ochoty mu teraz ssać fiuta. — Teraz to on się zaśmiał, a Weekes wręcz na moment zaniemówił, przez jego bezpośredniość. Tego wyjątkowo się po chłopcu nie spodziewał.
— Okey?— Po ciszy, która zapadła, wywnioskował, że musi teraz coś odpowiedzieć— Czyli mam rozumieć, że idziesz ze mną do Josha.
I nie długo potem, a wręcz po paru sekundach, znaleźli się wewnątrz pokoju 342, gdzie zakwaterowani byli Josh, Tyler i jeszcze jakiś dwóch chłopaków, których Ryan kojarzył tylko z widzenia.
— Hej. — Niepewnie wystawił rękę, machając do czterech chłopaków, znajdujących się w pomieszczeniu. Zaraz za nim wszedł Dallon, zamykając drzwi.
— A gdzie Brendon?— Zdziwił się Josh, nie widząc nigdzie kruczowłosego, co raczej było dziwne, iż najczęściej ten pojawiał się z Rossem.
— Siedzi w pokoju i chyba się obraził. — Brunet wzruszył ramionami, stając pod ścianą i lekko rozglądając się, zaczął szukać wolnego miejsca.
— A nie poszedłbyś po niego?
Ryan spojrzał na osobę, z której ust wypłynęło to pytanie. Był to blondyn z czarnowłosy ściętymi praktycznie na jeżyka i w dresach z trzema paskami po boku.
— Po co?— Nie do końca rozumiał po co on mu do szczęścia. Wyjątkowo nastolatek chciał spędzić trochę czasu bez swojej 'niańki'.— Jak chcesz to sam po niego idź. — Wzruszył ramionami.
I tak zakończył się temat Brendona. Cała szóstka, a po paru minutach już piątka, iż wcześniej wspomniany blondyn wyszedł z pokoju, pod pretekstem 'obgadania czegoś ważnego z Brendonem, zaczęła rozmowę na jakiś luźny temat, do którego nawet Ryan co i rusz mówił coś od siebie. Jakoś nie czuł żadnej presji, a nawet brak obecności swojego chłopaka nie powodowała, że czuł się w jakikolwiek sposób niezręcznie. Zupełnie na luzie żartował ze wszystkimi, a szczególnie z nowo poznanym chłopakiem - Philipem.
Jasny blondyn o szczupłej budowie cały czas przyciągał jego wzrok. Jego włosy były dosyć długie, jednak mimo to nie opadały na żadną stronę jak u Ryana, co bardzo interesowało młodszego, który zaczął odczuwać nagłą chęć dotknięcia ich, aby sprawdzić jakie są w dotyku.
— Mogę dotknąć? — wypalił nagle Ryan, wystawiając w jego kierunku dłoń.
— Co? — Chłopak w pierwszej chwili kompletnie nie zrozumiał o czym mówi brunet.
— Twoich włosów — wytłumaczył, jednocześnie zdając sobie sprawę, że to musiało zabrzmieć dosyć dziwnie.
— Okey? — Philip, nadal lekko zdziwiony pytaniem Ryana, pochylił lekko głowę w jego stronę wymieniając z Dallonem zdezorientowane spojrzenia.
Brunet gdy tylko otrzymał pozwolenie ułożył obydwie dłonie i ku jego zaskoczeniu włosy po zabraniu rąk wróciły do swojego poprzedniego stanu puszystości.
— On ma 15 lat, nie dziw się. — Zażartował Weekes, widząc jak ten z zapałem dotyka mięciutkich włosów dopiero co poznanego chłopaka.
— Śmieszne Dall. — Prychnął Ryan od razu odsuwając się od starszego, jednak finalnie zdając sobie sprawę z tego, że jest to ciupkę dziwne.
— Serio 15? — Philip spojrzał na niego dziwnie — Wiedziałem, że jesteś młodszy ale nie, że aż tak. — Trochę wytrzeszczył oczy, iż w chwili obecnej był od Ryana starszy aż o trzy lata, tak sam zresztą jak Brendon, a nie mówiąc już o Dallonie który na chwilę obecną miał już 19 lat.
— Rocznikowo 16 — przypomniał nastolatek, chcąc przypomnieć wszystkim, że wcale nie jest znowu takim dzieckiem za jakiego wszyscy go mieli, co było dosyć wkurzające.
— No spoko. — Chłopak wzruszył ramionami, zerkając na Tylera i Josha którzy teraz leżeli razem na sąsiednim łóżku i oglądali jakich film na telefonie będącym podpiętym do słuchawek. Kompletnie ignorowali fakt, że właściwe w ich pokoju są jacyś inni ludzie i w sumie mogli by sobie iść do kogoś innego.
— Za dwadzieścia minut musimy wyjść— ogłosił Dallon, gdyż przed momentem spojrzał na zegarek.
Przesiedzieli tak jeszcze parę minut gadając, gdy do pomieszczenia wszedł również Brendon.
— Ry musimy już iść — oznajmił, skupiając swój wzrok na swoim chłopaku, który był pochłonięty rozmowa z Philipem, przez co nie zorientował się nawet, że ktoś przyszedł.
— Idz sam, ja pójdę z Philipem i Dallem — odparł zauważając w końcu Brena. Nie zamierzał przerywać rozmowy z nowo poznanym kolegom.
Mówiąc szczerze, Brendon się czegoś takiego nie spodziewał, przez co wręcz zaniemówił. Widział z jaką miną Ryan wręcz wpatrywał się w Philipa przez co zaczął już nie tylko obawiać się Dallona jako konkurencji walczącego o względy chłopaka, ale również i jasnego blondyna.
— Chodź no, nie rób problemów. — Przewrócił oczami, w myślach wywalając za okno tego całego Philipa, który siedział teraz wyjątkowo za blisko Ryana, a przy okazji Dallona, gdyż on również z nim rozmawiał. W około jego chłopaka zebrało się zdecydowanie za dużo innych chłopaków. O całe dwa za duzo.
— Nie robię problemów. — Prychnął nie ustępując, bo za wszelką cenę chciał spędzić trochę czasu z Lipem, za to szatyn zamierzał wyciągnąć nastolatka z towarzystwa starszych i całkiem atrakcyjnych chłopaków. To znaczy i tak według niego samego to on był najprzystojniejszym chłopakiem na ziemi, ale wolał na wszelki wypadek wyeliminować zagrożenie. Tym bardziej, że Ryan był młodszy i martwił się o stałość jego uczuć.
— Chodź — powtórzył nieco ostrzej i bardziej stanowczo, chcąc zaznaczyć, że to nie jest już prośba, a najzwyczajniej nakazuje mu wyjścia z pokoju.
— Dobra w sumie to i tak powinniśmy się zbierać. — Philip, wyczuwając, że Brendon jest już mocno zirytowany faktem, że jego chłopak z nim rozmawia zadecydował jakoś zareagować. Tak samym uprzedzając Ryana, przez powiedzeniem czegoś nie zbyt stosownego. Od dłuższego czasu miał wrażenie, że chłopiec w pewien sposób stara się jak gdyby flirtować, czy rzucać jakimiś podtekstami co było i tak niedorzeczne z powodu, iż Lip był w stu procentach hetero.
— Mamy jeszcze ponad 8 minut. — Ryan wydął wargi niezadowolony, że bardzo atrakcyjny chłopak chce już go opuścić.
— Idź już z Brandonem, a my spotkamy się po obiedzie. — Uśmiechnął się lekko, chcąc pójść Uriemu na rękę i nie pogarszać już i tak napiętej sytuacji, czując jednak na sobie przeszywający wzrok szatyna uświadomił sobie, że stwierdzenie 'spotkamy się po obiedzie' nie było za odpowiednie.
Ryan przewrócił oczami, jednak tak jak powiedział mu Philip wstał, jednocześnie ukazując swoją niechęć i podchodząc do szatyna.
— No to chodźmy — powiedział bardzo zirytowanym głosem, jakby chcąc pyskować starszemu.
— Musisz być aż tak uparty? — zapytał Brendon, przepuszczając w drzwiach młodszego. W jego głosie nie było już raczej zdenerwowania. Cała złość zdążyła ulecieć, zresztą zagrożenie minęło, więc już nie musiałam być o nic zły.
— A czy ty musisz mi rozkazywać? — zapytał z ogromną dozą złości.
— Nie rozkazuje ci. — Prychnął chłopak, nie zgadzając się z oskarżeniami.
— A właśnie że tak.— Dalej drążył Ryan — chodź tu, chodź tam, jego ignoruj, a mi zrób loda
— Ej, ja tak nie mówię. — Obruszył się słysząc jego głosik, próbujący parodiować ten szatyna.
Ryan tylko zmierzył go wzrokiem mówiącym 'zabije cię jeżeli się nie zamkniesz'.
— Zresztą to ty przystawiasz się do jakiegoś pierwszego lepszego chłopaka.
Na te słowa oskarżenia Ryan jedynie przewracil teatralnie oczami.
— A co to nie prawda? — Uniósł brew — Wchodząc usłyszałem tylko kawałek rozmowy cytuje "musiałbyś świetnie wyglądać bez koszulki" albo "jeszcze nigdy nie robiłem loda blondynowi" serio?
— Teraz to ty przekręcasz — oznajmił Ryan, wystawiając w jego kierunku palec. Nie powiedział bowiem nic o robieniu loda.. no a przynajmniej blondynowi.
— Mhm. — Pokiwał głową prześmiewczo — Może zapomnijmy o tym i chodźmy na obiad? — Postanowił zakończyć ten temat, gdyż nie chciał kłócić się z chłopakiem, bo jak zdążył się zorientować bardzo łatwo się wkurza, a dodatkowo potem to go trzeba przepraszać, nawet gdy nie było się winnym, bo Ryan po prostu obrazi się i przestanie odzywać dopóki nie postawi na swoim.
— O Phil! — Nastolatek wręcz w ekspresowym tempie znalazł na "stołówce" kolegę siedzącego obok Josha. Zajął ostatnie wolne obok niego miejsce.
W tamtym momencie Brendon stwierdził, że posiadanie chłopak jest równie trudne co dziewczyny. Czasami czuł się jakby musiał być jednocześnie jego chłopakiem i ojcem co w sumie było trudne, gdyż musiał wykazać się jakąkolwiek odpowiedzialnością.
Może i mógł robić za jego 'tatusia', ale tylko w łóżku, a nie na pełny etat.
Finalnie postanowił na osobności porozmawiać z Philipem i poprosić go o to, by ten w jakiś sposób ostudził zapał piętnastolatka i oznajmił mu, że nie jest nim zainteresowany. To na szczęście się udało i Brendon po krótkiej rozmowie przed stołówką zaraz po obiedzie mógł ruszyć z powrotem do swojego pokoju w którym teraz przebywali Ryan i Dall.
— Co robicie? — zapytał podejrzliwie, skanując ich wzrokiem zaraz po wejściu do środka.
— Gadamy. — Ryan wzruszył ramionami, widząc, że starszy jest już na wejściu zazdrosny — Nie mogę sobie z przyjacielem pogadać? — zapytał wyniośle, obejmując starszego ramieniem tak, że był teraz bardzo blisko niego, a Dalon instynktownie dotknął go w talii.
— A czy ja coś mówię? — Prychnął, decydując się przybrać obojętną postawę. Może jeżeli on również zacznie interesować się przeciwną płcią, a przynajmniej udawać zainteresowanie wywoła u młodszego trochę skruchy — Pójdę do Molly, bo wiem, że chciała o czymś pogadać. Wy sobie tu siedźcie — oznajmił głosem jak najbardziej obojętnym potrafił, by następnie wyjść z pomieszczenia.
Tym razem to Ryan zaniemówił, nie spodziewając się tego. Kompletnie stracił zainteresowanie Dallonem i tym co ten właśnie do niego mówił. W głowie skupiał się na tym co teraz może robić Bren, a co najgorsze z Molly. Co on sobie myślał idąc do niej? Ta suka nie miała nawet prawa zbliżyć się na krok do szatyna, a co już zamienić z nim choćby dwa słowa.
— No i dlatego...
Dallon nie zdążył dokończyć nawet zdania, bo Ryan pędem wybiegł z pokoju, by dogonić swojego chłopaka.
Proszę dzieci rozdział podano.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro