Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°55°

Ryan, czując, że to ten moment, uchylił lekko powieki. Już miał zobaczyć znajome mu meble znajdujące się w pokoju, jednakże coś zaczęło boleśnie jakby uderzać w jego źrenice, przez co zmuszony był je zamknąć. Po paru chwilach ponowił próbę, lecz słońce padające z okna było zbyt rażące dla jego podrażnionych oczu.

- Wreszcie wstałeś. - Usłyszał znajomy głos i dźwięk uderzania stóp o podłogę. Chwilę później poczuł jak materac obok niego się ugina, co świadczyło o tym, że postać ta usiadła.

- Wody - powiedział jedynie Ryan, cały czas zaciskając mocno powieki. Jego gardło nigdy nie było tak suche, a dodatkowo strasznie drapało. Czuł, jakby nie pił nic od co najmniej tygodnia.

- Proszę. - Brendon już wcześniej naszykował wodę i tabletki na kaca, domyślając się w jakim stanie będzie Ryan po przebudzeniu. Ile to już razy doświadczył tego okropnego stanu, jakim był kac. Było to chyba najgorsze skurwysyństwo które wypełzło z puszki pandory. Nawet HIV wydawał się być przy tym niegroźnym problemem.

- Jak się czujesz? - W głosie szatyna było czuć troskę. Dokładnie wiedział jaki koszmar przeżywa teraz młodszy i jak okropnie się czuję.

- Źle - wyznał szczerze - czy to jest ten słynny kac? - Zaśmiał się rozpaczliwie, ponownie opadając bezsilnie na poduszkę.

- Tak. - Brendon również parsknął śmiechem. - Ale nie martw się, niedługo ci przejdzie - zapewnił, gładząc go po policzku. W sumie to trochę kłamał, bo ten stan na pewno utrzyma się jeszcze przez jakiś czas. - kluczem do sukcesu jest picie dużej ilości wody.

- Przepraszam, że zwymiotowałem na środku pokoju - westchnął Ryan. Czuł wstyd, przypominając sobie to wydarzenie. Chyba jeszcze nigdy nie był, aż tak zażenowany tym, co zrobił.

- Każdy kiedyś zrobił coś podobnego - pocieszył go starszy - raz zrzygałem się w aucie Jacka i od tamtego momentu mnie do niego nie wpuszcza. - Zaśmiał się, przypominając sobie tą sytuacje. Do dziś wspominał ją mimo wszystko całkiem dobrze.

- Ale wiesz.. myślę, że powinniśmy porozmawiać. - Ton jego głosu stał się poważny. - Co takiego stało się wczoraj, kiedy poszedłeś z Dallonem?

Gdy Ryan usłyszał to imię, poczuł dziwny ucisk w żołądku.Wszystkie wydarzenia z wczorajszego wieczoru powróciły jak bumerang. Jego zimne dłonie, suche usta i ten dziwny smak którego nie był w stanie do niczego porównać.

- Coś ci nagadał? - Kontynuował, widząc, że Ryan nie chce nic powiedzieć. - Proszę Ry powiedz mi. Przecież wiesz, że możesz mi ufać.

- Bo po prostu.. - Ryan nie widział jak ma to powiedzieć. Bał się, że Brendon źle zareaguje, gdy wyzna mu prawdę.

- Hej no... - Przysiadł się na przeciw niego, by móc patrzeć mu w oczy.

- Może po prostu zapomnijmy? - Ryan rzucił pomysł, ale i tak wiedział, że Brendon na to nie przystanie. Będzie chciał znać każdy najmniejszy szczegół i powód jego wczorajszego zachowania.

- No dalej - zachęcał go - będziemy mieli to z głowy. - Jego uśmiech jakby miał zapewniać, że to serio nic i nie ważne co byłoby powodem, ten nie będzie problemem.

Ryan nadal niezbyt przekonany zaczął uciekać wzrokiem po pokoju, byle by tylko nie patrzeć na szatyna.

- Bo.. - myśli kłębiły się w jego głowie, przez co kompletnie nie wiedział co miałby powiedzieć. - Dallon on.. ja naprawdę nie chciałem.. ale on.. on.. podszedł do mnie i.. - Wziął głęboki oddech, zamykając przy tym oczy - Pocałował mnie. - Słysząc, że Bren nic nie mówi, stwierdził, że ma kontynuować - Dotykał mnie, ale ja tego nie chciałem i starałem się jakoś wyrwać, ale był silniejszy...

Straszemu, słysząc to odjęło mowę. Nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Dallon on.. nie mogł, może i od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie w obecności Ryana, ale nigdy nie spodziewałby się, że był on w stanie, zrobić coś takiego.

- Zabiję go - wycedził przez zaciśnięte zęby. To, że był zły to mało powiedziane, on był po prostu wściekły.

- Brendon nie rób nic głupiego. - Ryan złapał go za dłoń, gdy ten miałl zamiar wstawać. Zdawał sobie sprawę, że szatyn hiperbolizuje z planem zabicia kolegi, ale mimo to obawiał się, że między nimi dojdzie do jakiejś bójki, a nie był w stu procentach pewny, czy Brendon jest silniejszy od Dallona... zresztą był niższy. To, że miał mniejsze szanse na wygraną było oczywiste.

- Jak ten kutas w ogóle mógł pomyśleć o czymś takim, a co już zrobić?! - Wyrwał swoją dłoń z uścisku, zaczynając nerwowo chodzić po pokoju. Ryan zagryzł wargi, widząc, że nie ma nad starszym żadnej kontroli- Pożałuje za to wszystko. - Zaczął ubierać się w rzeczy, leżące na podłodze. Miał zamiar już teraz jechać do Dallona i z nim to wyjaśnić. Oczywiście nie pokojowo. To nie było w jego stylu.

- Brendon nie. - Ryan, widząc co ten ma zamiar zrobić stanął w drzwiach, tym samym chcąc je zablokować.

- Dlaczego ty w ogóle go bronisz?! - Szatyn nie rozumiał zachowania młodszego. - Chyba, że może ty też tego chciałeś. - Wlepił w niego gniewne spojrzeniem. Już w swojej głowie stworzył miliard scenariuszy, gdzie Ryan najzwyczajniej w świecie zdradza go i to z jego własnym przyjacielem.

- Co? Nie. Jak w ogóle możesz tak mówić? - Ryan nie dowierzał, że szatyn był w stanie pomyśleć o czymś takim. - To, co zrobił było okropne, ale to mimo wszystko to nadal twój przyjaciel.

- Przyjaciel by się tak nie zachował - prychnął Brendon.

- Wiem Bren. - Ryan położył mu dłoń na klatce piersiowej, która teraz chaotycznie unosiła się i opadała - Ale mimo wszystko uważam, że powinieneś z nim porozmawiać, a nie się bić. - Spojrzał mu w oczy, czekając, aż ten ulegnie i przyzna mu rację. Doskonale wiedział, że Brendon w głębi serca też tego nie chce. Nie był w cale tak agresywny na jakiego się kreował.

- Nie rozumiem dlaczego tak łatwo mu to wybaczyłeś. To podchodzi pod napaść na tle seksualnym - oznajmił zły, jednak mimo to powoli uspokajają się i zaczynając oddychać spokojniej.

- To nie tak, że mu wybaczyłem, ale byłbym w stanie w przyszłości.. Dallon był pijany, może nie rozumiał co takiego robi. - Mimo wszystko starał się jakoś usprawiedliwić jego zachowanie. Wierzył, że chłopak po prostu nie panował nad sobą i nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego ponownie.

- Takiego czegoś nie można wybaczyć. A gdyby nie udało ci się uciec? Gdyby zrobił coś gorszego? Wtedy też mógłbyś mu wybaczyć? - Zapytał reterocznie. Zaraz po jego słowach zapadła chwila ciszy, iż do Ryana dotarło coś ważnego.

- Kto jak kto, ale myślę, że ty powienieś znać odpowiedź na to pytanie. - Brendon momentalnie zamilkł. Jego brwi już nie wyglądały wściekłe, a raczej smutno. On również zdał sobie sprawę z pewnej ważej rzeczy. - Po prostu z nim porozmawiaj - dodał Ryan, przenosząc dłonie na jego ramiona - i myślę, że lepiej nie teraz, bo obstawiam, że on czuje się teraz tak samo jak ja.

- No dobrze -odetchnął Brendon odpuszczając.

- Świetnie, a teraz chodźmy się położyć bo pęka mi już głowa - Ryan zdał się na lekki uśmiech, widząc, że udało mu się wpłynąć na starszego.

Meeeem nocyyy!!!
*a ta mała ikonka msg to mój fandom tøpa*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro