Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°5°

— Co ty robisz gówniarzu?! Ile razy mówiłem ci, żebyś mnie nie budził? — zaczął mówić podniesionym głosem mężczyzna, który pojawił się w progu, na co Ryan tylko spuścił głowę. Mimo, że słyszał takie teksty już wiele razy, to z ust jego własnego ojca one bolały podwójnie.

— Przepraszam tato — wydukał speszony chłopak.

— Masz... — nogi mężczyzny zachwiały się lekko, co spowodowane było dużą ilością alkoholu w organizmie — zakaz... wychodzenia — ponownie się zachwiał, przez co musiał złapać się framugi — z domu, do odwołania! — krzyknął

— Ale ja mam szko... — zaczął tłumaczyć się nastolatek, lecz kiedy poczuł, jak twarda dłoń ojca przelatuje ocierając się o jego nos i wargę oraz zostawiając po sobie mocne pieczenie na skórze, momentalnie zamilkł spuszczając ponownie głowę. W ustach poczuł jedynie nieprzyjemny smak krwi z jego nosa i rozciętej wargi . Skapitulował. Nie miał siły się bronić.

— Kurwa mać — usłyszał nagle znajomy głos zza pleców — niech się pan od niego odwali — głos stawał sie coraz głośniejszy, co zmobilizowało chłopaka, by podnieść głowę i spojrzeć na swojego wybawcę. Jak się okazało, był nim nie kto inny, jak Brendon Urie.

— Twój chłopaczek? — zapytał kpiąco mężczyzna śmiejąc się i widząc biegnącego szatyna — ile razy ta dziwka ci już obciągnęła, hm? — zwrócił się tym razem do Brendona.

— To już chyba tylko moja sprawa — zaczął starając się zachować spokój. Widział kątem oka, jak Ryan przebiega między nim, a ojcem by przedostać się niezauważony do domu. Jego plan się powiódł, jednak w ostatniej chwili ktoś złapał go za nadgarstek — czekaj, chodź ze mną — powiedział stanowczym głosem.

— Pewnie znowu chce cię pieprzyć — mruknął facet w stronę syna — nie wstyd ci popaprańcu? — zapytał z obrzydzeniem

Wtedy Urie'mu puściły nerwy i zamachnąwszy się, porządnie przyłożył mężczyźnie prosto w twarz. Obydwoje widzieli, jak ten upada i traci przytomność. Jedynie z nosa wypływała mu strużka krwi brudząc podłogę i próg.

— Chodź — powtórzył szatyn ostrzej widząc zszokowaną minę Ryana, który za nic nie chciał się ruszyć z miejsca — chodź już — po raz kolejny warknął ciągnąc młodszego za rękę — kurwa — zaklął widząc paraliż chłopaka i bez uprzedzenia po prostu wziął go na ręce, zaniósł do samochodu i posadził na miejscu pasażera. Odpalił auto i jak najszybciej odjechał, mając nadzieję, że nikt z sąsiadów ich nie widział, bo w przeciwnym razie, miałby poważny problem, szczególnie, iż miał już wcześniej do czynienia z policją.
Droga mijała im w ciszy, gdyż żaden z chłopaków nie potrafił się odezwać.

— Gdzie cię zawieźć? — zapytał w końcu starszy, zaczynając rozmowę; nie wiedział, gdzie ma jechać

— W sumie, to nie wiem — mruknął cicho Ryan dalej próbując poukładać sobie w głowie co sie wydarzyło.

— Dziadkowie? Ciocia? Wujek? Cokolwiek — spojrzał pytająco na bruneta, który tylko pokręcił przecząco głową — a może jacyś kumple? Bo w domu raczej nie zostaniesz — mruknął spoglądając na drogę i przelotnie na młodszego, który to w dalszym ciągu się nie odzywał, co było dla towarzysza jednoznaczną odpowiedzią — nie chcę, żeby ktoś zniszczył moją zabaweczkę — dodał jakby chcąc się samemu usprawiedliwić z tego że, pomaga młodszemu uśmiechając się pod nosem — dobra kurwa — po kilku minutach drogi w ciszy kruczowłosy podjął decyzję — nie wierzę, że to robię — mruknął do siebie ciszej, jednak po chwili ponownie podniósł głos — możesz na razie zostać u mnie — spojrzał na Rossa pytającym wzrokiem

— Ta... tak — odparł cicho brunet — dziękuję — dodał szybko, bo w istocie był cholernie wdzięczny za pomoc. Nagle kompletnie zapomniał o tym, że kilkadziesiąt minut temu został jakby nie patrzeć zgwałcony w szkolnej toalecie przez tego samego człowieka, który teraz oferuje mu bezcenną pomoc.

Gdy tylko auto zatrzymało się przed domem szatyna, obydwoje z niego wysiedli.

— Dasz radę wejść po schodach? — Ryan pokiwał twierdząco głową, jednak już przy pierwszym stopniu syknął z bólu — czyli jednak nie — westchnął Urie bez zapowiedzi i jednym ruchem podniósł chłopaka łapiąc go pod plecami i kolanami — nikt ma się o tym nie dowiedzieć, jasne? — burknął mu do ucha, był bardzo zirytowany obecną sytuacją. O wiele korzystniej byłoby dla niego, gdyby zostawił chłopaka w łazience, wtedy Ryan sam jakoś przywlókłby się do domu, a on sam nie miałby tego problemu.

W końcu po wejściu na piętro otworzył cholerne drzwi do pokoju i położył go na dużym łóżku samemu kładąc się po drugiej stronie — jeśli piśniesz o tym komukolwiek choćby słówko, to cię zabiję — kładł nacisk na każde słowo które wypowiadał wręcz sycząc — najpierw zerżnę, a potem zabiję — poprawił się uśmiechając chytrze.

— Yhm... — tylko tyle potrafił w tym momencie wydobyć z siebie młodszy, nieśmiało wycierając zaszklone oczy rękawem bluzy. W tym samym czasie Brendon wstał i wyszedł z pokoju wracając po paru minutach z dużą miską pełną wody i ręcznikiem.

— Pokaż to — rzucił niechętnie szatyn siadając obok Ross'a, który podniósł się do pozycji siedzącej splatając swoje chude nogi w kokardkę. Urie wyciągnął dłoń w kierunku jego twarzy chwytając go za podbródek i tym samym obracając jego głową, co spotkało się z sykiem bólu ze strony bruneta, jednak Brendon w dalszym ciągu z kamienną twarzą dokładnie analizował jego obrażenia. Namoczył ściereczkę, wycisnął ją z nadmiaru zimnej wody i przyłożył do nosa młodszego zmywając zaschniętą krew. Kiedy tylko mocniej nacisnął, usłyszał głośny pisk bólu spowodowany jego dotykiem — przepraszam — wyszeptał szybko Ryan zamykając oczy i szykując się na uderzenie za strony kruczowłosego za krzyk, co jednak nie nastąpiło. Dopiero gdy spostrzegł się, że Brendon płucze szmatkę, otworzył niepewnie oczy. Nic się nie działo. Towarzysz nie miał zamiaru go bić, jedynie odetchnął z ulgą.

— Dobra, to chyba tyle — mruknął ciemnowłosy wstając i podnosząc miskę z wodą w kolorze krwi — ja idę to ogarnąć, jak chcesz, to idź spać — dodał suchym głosem pozbawionym empatii i wyszedł z pokoju. Ross jednak nie zamierzał zasypiać, szczególnie, że był się w tak dziwnej sytuacji, dlatego też stwierdził, że po prostu poczeka na starszego. W tym samym czasie rozejrzał się po pokoju w którym się znajdował. Leżał bez ruchu na dużym dwuosobowym łóżku. Po prawej stronie stała szafka nocna z lampką, a przy samej ścianie - masywna metalowa szafa. Po paru minutach Bren wrócił do pokoju i zastając nieśpiącego chłopaka lekko się zdziwił.

— Chcesz coś do przebrania...? — zapytał w końcu zauważając jego zakrwawioną bluzę — bo ewentualnie możesz spać nago — dodał uśmiechając się na samą myśl o takiej możliwości.

— Możesz mi coś dać... — mruknął lekko zaczerwieniony brunet, nie wiedząc jak się zachować.

— Masz — Urie podszedł do szafy i rzucił w jego stronę biały t-shirt oraz czerwone spodenki — najmniejsze rzeczy jakie posiadam, więc powinny pasować.

Ryan wziął w garść ubrania i już miał wstawać z łóżka, kiedy usłyszał chrząknięci ze strony towarzysza i zobaczył jego karcący wzrok, czym chciał zasygnalizować młodszemu, aby przebierał się tutaj. Ryan cicho westchnął, lecz w końcu niepewnie łapiąc za dół koszulki zaczął ją podwijać ku górze by w końcu zdjąć, starając się nie przejmować wręcz świdrującym wzrokiem szatyna, który bezkarnie wgapiał się w jego nagie ciało. Dopiero kiedy przebrał spodnie, Brendon jakby się ocknął - jesteś głodny? - zapytał spoglądając pytająco na chłopaka

— Ymm, trochę — odpowiedział zgodnie z prawdą

— To ja skocze na dół, za chwilę wracam. Nic nie ruszaj — mówił szybko i w wojskowych słowach, po czym zniknął za drzwiami.

Ryan rozejrzał się po raz kolejny po pomieszczeniu starając się dostrzec jak najwięcej szczegółów, by dowiedzieć się czegokolwiek o starszym. Siedząc na dwuosobowym łóżku ( swoją drogą całkiem wygodnym lecz z zbyt twardym materacem) doskonale widział drzwi znajdujące się na przeciwko tym samym powodując, że mebel na którym siedział dzieliło pokój na dwie części. Po lewej stronie przy ścianie gdzie znajdowało się okno stało również biurko z obrotowym krzesłem a wśród papierów podręczników śmieci można było dostrzec laptop którego brunet wcześniej niż zauważył. Natomiast po lewej stronie widniała duża rozsuwana szafa wykonana najpewniej z jakiegoś drewna i pomalowana farbą. Mimo wszystko uwagę nastolatka przykuło najbardziej czarne pianino stojące w rogu pokoju schowane we wnęce. Było to o tyle zaskakujące, iż nie spodziewał się po Brendon'ie, że ten potrafił grać na tak delikatnym i wymagającym uczucia instrumencie, jakim było pianino. Ta umiejętność raczej nie pasowała do tak zwanego "fejma" i szkolnego chuligana w jednym.

Rozmyślania Rossa przerwał dźwięk otwieranych cholernych drzwi i niski, lekko zachrypnięty głos szatyna — jestem — poinformował wchodząc dalej, zamykając za sobą drzwi i niosąc w dłoniach dwa talerze z kanapkami.

Chłopak bez słowa podał siedzącemu jeden z nich słysząc ciche "dziękuję" z jego strony, a sam usiadł obok wyciągając nogi przed siebie. Nagle drzwi do pokoju ponownie się otworzyły, jednak tym razem zza nich wyszła uśmiechnięta od ucha do ucha blondynka w średnim wieku.

— Cześć Ryan — przywitała się widząc piętnastolatka — podobno zostajesz na noc?

— Yhm... tak, dzień dobry — odparł lekko speszony, mimo to zdobywając się na lekki uśmiech.

— Czuj się jak u siebie — dodała wychodząc z pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro