Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•45•

Każda następna sekunda sprawiała, że Ryanowi zaczęło wydawać się, że jego serce zaraz wyskoczy z piersi. Już za parę minut miał przyjechać Brendon. Był zły na siebie, że odwalił coś takiego. Zachował się jak najgorszy i niewdzięczny gówniarz, zdradzając szatyna pod jego nieobecność. Jednak najgorsze z tego wszystkiego było to, iż nie wiedział, czy Urie mu wybaczy. Równie dobrze mógł teraz pokazać mu środkowy palec i kazać spierdalać z powrotem do ojca. Tego chyba obawiał się najbardziej.

Gdy autokar w końcu wjechał na parking wszyscy, którzy znajdowali się w środku zaczęli po kolei wysiadać z pojazdu. Każdy wyglądał na lekko smutnego, ale nikt się nie dziwił. W końcu jak mogła wyglądać drużyna po przegranych mistrzostwach?

Brendon wyszedł z pojazdu jako ostatni od razu rozglądając się w poszukiwaniu Ryana. Nie mógł ukryć, że był trochę zły i zawiedziony, że młodszy zrobił coś takiego i doskonale wiedział, że muszą na ten temat poważnie porozmawiać.

Nie przewidział jednak tego, że gdy tylko jego oczy spotkają się z tymi bruneta wszystkie negatywne emocje wyparują.

Ryan uśmiechnął się do niego lekko widząc, że ten patrzy się w jego stronę. Nie wiedział czy szatyn był bardzo zły i szczerze mówiąc liczył że nie, bo naprawdę nie chciał doprowadzić miedzy nimi do kłótni.

Starszy od razu odwzajemnił lekko uśmiech cały czas nie zmieniając obiektu zainteresowania. Dla młodszego był to wystarczający znak, by do niego podejść, żeby się przywitać, tak więc zaczął iść w jego stronę starając się opanować szybko bijące serce.

- Przepraszam - powiedział Ryan, jedynie wtulając się w niego. Wiedział, że musi to powiedzieć. Nie miał tylko pojęcia, co zrobi Brendon. Bał się, że ten go odrzuci, bo to, co zrobił było niedopuszczalne. Na szczęście nic takiego się nie stało, a szatyn również objął młodszego.
- Tęskniłem - napomknął brunet zgodnie z prawdą, chowając twarz w jego bluzie i wdychając zapach starszego, którego tak bardzo mu brakowało.

- Nie wątpię - powiedział jedynie szatyn wzdychając, a po chwili odsuwając się od niego. Nie mógł zapomnieć, że mają przed sobą poważną rozmowę i musiał chociaż udawać, że jest zły, aby taka sytuacja już więcej nie miała miejsca. Popatrzył jedynie na niego z politowaniem widząc jego smutny i zawstydzony wzrok.

- Wracajmy do domu. - zaproponował, tak więc oboje udali się w stronę stojącego już od trzech dni pod szkołą auta.

***

- Naprawdę przepraszam... - Ryan dalej stał przed łóżkiem, podczas gdy Brendon krzywiąc się przez zakwasy usiadł na nim.

Rossowi było tak głupio, że nie potrafił nawet patrzeć na starszego, więc stał tak, ze spuszczonym wzrokiem na podłogę. Drewniane płytki w końcu nie mogły go obluzgać prawda?

- W ogóle jak do tego doszło? - zapytał szatyn. - coś więcej się tam działo, czy tylko się całowaliście? - chciał najpierw ustalić podstawową rzecz.

- Tylko całowaliśmy. - oznajmił Ryan cały czas mając spuszczoną głowę. Strasznie wstydził się tej całej rozmowy, ale wiedział, że jest ona nieunikniona.

- A jak to się stało? - zapytał wiedząc, że ten, nie kłamał by w takiej sprawie. Wierzył mu na słowo, że na całowaniu skończyli.

Nastolatek mruknął jedynie coś cicho pod nosem, przez co starszy nie był w stanie go zrozumieć.

- Co? - zmarszczył brwi nie rozumując co ten mówi - usiądź - poprosił spokojnie przywołując go do siebie. Ryan wykonał to o co poprosił, zajmując miejsce obok niego na łóżku.

- Po prostu tam był alkohol. Trochę wypiłem i zaczęliśmy grać w taką grę... - tłumaczył się - I tak jakoś wyszło. - cały czas omijał go wzrokiem.

- Chciałeś tego? - patrzyła na niego, jak skulony siedział starając się trzymać dystans.

- To była wina alkoholu. - spojrzał na niego smutno. Nie mógł kłamać, w końcu, w tamtej chwili chciał tego pocałunku.

- Naprawdę strasznie przepraszam. - dalej mówił czując, że jego oczy zaczynają się szklić - nie wiem co wtedy myślałem - dodał - to było tak strasznie głupie... Nie gniewaj się proszę. - usłyszał jedynie westchnienie - proszę wybacz mi. - teraz myśląc instynktownie po prostu zsunął się z łóżka na podłogę klękając - nie chciałem. - złączył ręce jak do modlitwy znajdując się między jego nogami.

- Myślałem, że powstrzymasz się i nie wykorzystasz pierwszej lepszej okazji, gdy wyjadę, aby mnie zdradzić. - patrzył na młodszego znajdującego się teraz na podłodze. Wiedział, że chłopak bardzo żałuje tego co zrobił, a widząc smutek w jego oczach, on również tak się czuł.

- To był głupi nic nieznaczący pocałunek. - Ryan nie miał zamiaru odpuścić - Nie wiedziałem co robię przez ten alkohol. - to właśnie na trunek chciał zwalić to wszystko. W końcu, jeżeli czegoś nauczyły go pornosy to tego, że najlepiej zwalić na kogoś.

- Jakoś na tamtym filmiku nie wyglądałeś na niezadowolonego, gdy ten chłopak cię dotykał - prychnął. Mimo wszystko czuł się trochę zazdrosny.

- Wierz mi, że gdybym mógł cofnąć czas nawet bym tam nie poszedł. - oznajmił Ryan patrząc na niego.

- To nie zmienia faktu, że kiedy wyjechałem ty całowałeś się z jakimś losowym chłopakiem, upiłeś się i nie odbierałeś żadnych wiadomości. - skrzyżował ręce by ukazać swoją złość - strasznie się martwiłem i nie wiedziałem co się z tobą dzieje. - mówił z wyrzutem.

- Przez to przegraliście... - powiedział Ryan, opuszczając swoje dłonie.

- Oczywiście, że nie przez ciebie. - powiedział szybko Brendon, nie chcąc żeby chłopak obwiniał się o ich przegraną - dobra, skończmy już ten temat. - westchnął nie chcąc doprowadzić Ryana do płaczu.

- Czyli wybaczysz mi? - Ryan zapytał z nadzieją układając dłonie na udach starszego.

- Jeżeli obiecasz mi, że nie będziesz już więcej pił alkoholu bez mojej zgody. - brunet wręcz od razu pokiwał głową zgadzając się - i nie będziesz przystawiał się do innych chłopaków - mówił, a Ryan cały czas ze wszystkim się zgadzał. Brendon widząc to, postawił postawić jeszcze jeden warunek - i zrobisz mi loda. - powiedział, nie wiedząc, czy nie przegina. Chciał szybko dodać, że chłopak nie musi tego robić jeżeli nie chce, ale widząc, że Ryan szybko rozpina mu spodnie, by następnie je zsunąć wiedział, że nie powiedział nic nieodpowiedniego.

- Chcesz, żebym się rozebrał? - zapytał Ryan, chcąc się jeszcze bardziej podlizać, wiedząc tym samym, że gdy będzie w pełni nagi szatyn łatwiej się podnieci.

- Jeżeli chcesz to tak - Brendon pokiwał chętnie głową, tak więc Ryan zdjął najpierw koszulkę, a potem spodnie, by finalnie pozbyć się również bielizny, zostając jedynie w skarpetkach, bo skarpetki nie zaliczają się do ubrań.

Cały czas utrzymując kontakt wzrokowy ze starszym napluł na swoją dłoń, następnie łapiąc w ręce jego penisa, by po chwili włożyć go do ust.

Brendon jedynie zaczął cicho pojękiwać, czując to w cholerę przyjemne uczucie. Pogłaskał chłopca po głowie delikatnie pociągając za kosmyki jego włosów, by finalnie zacząć poruszać lekko jego głową i samemu wypychać biodra, wręcz błagając o więcej. Nie przejmował się zbytnio odgłosami dławienia, gdyż był zbytnio zatracony w tej przyjemnej dla niego chwili. Ryan natomiast starał się zignorować to uczucie, tłumacząc sobie, że jest to kara za złe zachowanie i w pełni na to zasłużył.
Z zamkniętymi oczami odliczał sekundy do tego, aż starszy wreszcie dojdzie i będą mieli to już za sobą.

W końcu, na jego szczęście, szatyn spiął się niespodziewanie wydając jeden stłumiony jęk i dochodząc w ustach nastolatka, który mógł się wreszcie odsunąć. Chłopak potrzebował jeszcze chwili, by przełknąć słonawy płyn, nie mając przy tym odruchu wymiotnego.

- odpokutowałem? - Ryan zapytał po chwili, unosząc wzrok na szatyna.

- Zdecydowanie - chłopak położył się na łóżku oddychając ciężko, będąc cały czas w stanie poorgazmowym.

- Przynieść ci coś może na zakwasy? - zapytał Ryan, domyślając się, że po meczu Brendon nie czuje się najlepiej.

- Mógłbyś - odparł widząc, że Ryan wstaje z klęczków - taka maść rozgrzewająca powinna być w apteczce w szafce nad zlewem - oznajmił chłopak

- Okey. - brunet pokiwał głową, zabierając z ziemi pierwszą lepszą koszulkę, która jak się okazało należała do szatyna i nakładając ją na siebie, chcąc jakkolwiek zasłonić swoje nagie ciało. - Ym... - zatrzymał się trzymając już klamkę w dłoni - Twoich rodziców nie ma? - zapytał. Wydawało mu się, że są sami, lecz wolał się upewnić, by nie zrobiło się niezręcznie.

- Będą wieczorem. - powiedział szatyn podnosząc się do pozycji siedzącej i krzywiąc się przy tym, przez ból mięśni jaki temu towarzyszył.

- Dobrze - brunet już bez skrępowania wyszedł z pokoju schodząc do kuchni. W głębi duszy cieszył się, że Brendon mu wybaczył i wszystko jest już między nimi okej.

🍆🍆🍆

no więc wbijajcie na ryllonika mojego i memix. wg wracam do systematycznego dodawania rozdziałów so... możecie się spodziewać kolejnej części standardowo w środę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro