Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°3°


Chłopak pośpiesznie zaczął kierować się w stronę parkingu, na którym znalazł się już po paru minutach. Gdy spojrzał na wyświetlacz telefonu, okazało się, że był chwilę po czasie. W momencie kiedy, zobaczył Brendona cicho przełknął ślinę i podszedł do chłopaka, opierającego się o czerwony samochód.

— Spóźniłeś się. — Zauważył, spoglądając na zegarek i cmokając z dezaprobatą.

— Przepraszam. — Westchnął cicho brunet, spuszczając momentalnie wzrok na swoje buty.

— Dobra, potem zajmiemy się tresurą, a teraz wsiadaj —  odparł sucho, obchodząc auto dookoła i siadając za kierownicą. Młodszy posłusznie wykonał polecenie zajmując miejsce pasażera. Gdy zapiął pasy, a samochód ruszył zaczął nerwowo bawić się swoimi palcami, zastanawiając się, nad tym gdzie właściwie jadą. Niby mógł spytać się o to Brendona, ale strach sparaliżował jego ciało do tego stopnia, że Ryan nie był w stanie wydusić z siebie nawet słowa. Po chwili poczuł nieprzyjemny wręcz paraliżujący dreszcz rozchodzący się po całym jego ciele, zaczynając od uda co spowodowane było, jak zdążył zauważyć, dłonią kruczowłosego spoczywającą w tym właśnie miejscu. Chłopak cały czas  rozważał wszelkie możliwe opcje i inne wyjścia z tej sytuacji jednak, oprócz poddania się lub pobiciu Brendona (co nie wchodziło w grę, iż Urie był od niego o wiele wyższy i silniejszy) nic innego nie przychodziło mu do głowy. Zaraz jednak jego zainteresowanie przykuł pokaźnych rozmiarów biały dom, który można było by nawet nazwać willą. Po podjechaniu bliżej auto zatrzymało się, a ciemnowłosy dał mu znak, by ten wysiadł i podążał za nim.

— Bądź cicho, bo moja matka jest w domu — mruknął niechętnie na co chłopak pokiwał głową na znak, że rozumie. Weszli powoli przez próg zdejmując kurtki i buty.

— Bren? — Po pokoju rozległ się kobiecy, lekko zachrypnięty głos — Czy to ty?

— Fuck — szepnął sam do siebie, po czym dodał głośniej — tak, idę do pokoju. — Spojrzał ponowie na Ryana ściszając lekko głos — szybko — mruknął, chcąc uniknąć konfrontacji ze swoją rodzicielką.

Już mieli wchodzić po schodach na piętro, gdy kobieta w średnim wieku złapała Brendona za rękaw.

— A gdzie wam się tak śpieszy, hm? —  zapytała, spoglądając to na syna, to na Ryana — Może przedstawisz mi swojego kolegę? — mówiąc to zatrzymała wzrok na niższym. Zaraz po tym jej oczy zrobiły się większe.

— Boże kochany, dziecko co ci się stało?  — Dotknęła lekko jego policzka oglądając ślad od ostatniego pobicia parę dni temu, do którego zresztą przyczynił się sam Brendon — chodź do kuchni dam ci lodu — dodała, lekko szarpiąc chłopca za rękaw i ciągnąc do innego pomieszczenia.

— To jak sie nazywasz? — zapytała, gdy brunet zdezorientowany siedział przy wysepce. Jeszcze nikt nigdy nie przejął się nim tak bardzo, co wywołało u niego nie małe zdziwienie, że kogoś w ogóle interesuje jego życie.

— Ryan — odparł cicho po chwili namysłu spoglądając ukradkiem na wściekłego Brendona opierającego się o blat stołu.

— To my może już... — Zaczął Brendon, na co brunet wstał od stołu podążając za wyższym.

— Poczekajcie chwilę — przerwała im kobieta — nie widzę nigdzie lodu —mówiła grzebiąc w zamrażarce — pomóż mi Bren — zwróciła się patrząc na kruczowłosego, na co ten tylko stęknął z niezadowolenia, po czym bez żadnego więcej zbędnego gadania zaczął przeszukiwać zakamarki zamrażarki, a jedynie Ryan mógł usłyszeć z jego ust ciche "no rzesz kurwa nie wierze" bo w rzeczywistości żaden z nich nie wierzył w prawdziwość tej sytuacji.

— Mam — powiedziała wreszcie po chwili wyciągając woreczek z lodem.

— Świetnie — odparła kobieta — przyłóż Ryanowi do oka ale zawiń w ściereczkę.

W odpowiedzi kobieta usłyszała tylko ciche warknięcie, lecz mimo tego już po chwili Brendon trzymał lód owinięty w ściereczkę przy oku młodszego w miejscu sinej plamy. Była to dla niego niezwykle dziwna sytuacja, w końcu właśnie osoba która przyczyniła się do spowodowania ogromnego siniaka parę dni temu teraz trzymała mu okład przy oku.

— To my już pójdziemy — po raz kolejny Urie powiedział to samo i tym razem udało im się prześlizgnąć do pokoju starszego. Ross cały czas trzymał okład dając ulgę bolącemu miejscu, obserwując Brendon'a który zamykał właśnie drzwi na klucz.

— Na co czekasz? — spytał zdziwiony chowając klucz do kieszeni — Odkładaj lód i rozbieraj się. Chyba, że mam ci pomóc. — Raczej warknął niż zaproponował.

Przerażony chłopak powoli odłożył ściereczkę na stolik nocny stojący obok po czym trzęsącymi sie dłońmi zaczął niezdarnie ściąganąć koszulkę.

— Japierdole — westchnął Brendon, widząc nieporadność chłopaka, przez co podszedł do niego i złapał za koszulkę pomagając mu ją ściągnąć.

Ryan momentalnie przypomniał sobie o posiniaczonym ciele co spowodowane było kłótniami z ojcem alkoholikiem wiec odruchowo zakrył sie rękami.

— Co to? — zapytał starszy przyglądając się brzuchowi nastolatka który praktycznie cały był w fioletowych plamach. Delikatnie dotknął sinych miejsc, odsuwając jego ręce, przez co młodszy zasyczał z bólu. Był zdziwiony, iż nie przypominał sobie, aby po za siniakiem pod okiem i paru uderzeń które zadał chłopakowi tygodnie temu on lub Dallon bił go, szczególnie w takim stopniu. Dziwił się, że nie zauważył tego pare godzin wcześniej będąc w szatni.

— Nieważne — odparł cicho, ponownie się zakrywajac.

—Powiedz, bo inaczej szybciej przejdziemy do ruchania, a wtedy zerznę cię jak dziwkę i gwarantuje ci, że wtedy nie będzie czasu na gadanie. Więc lepiej mów — odparł spokojnym głosem. Brendon jebany Urie – mistrz wyciągania zeznań. Pewnie gdyby nie liczne zawieszenia i wykroczenia jakie popełnił policja z pewnością, by go przyjęła.

— Jakiś chłopak mnie pobił. — Skłamał, lecz wolał by nikt ne dowiedziłą sie o jego sytuacji rodzinnej — Ale już mnie nie boli — mówiąc to zmusił sie na udawany uśmiech.

— Skoro tak — odparł, łapiąc za pośladki młodszego, zmuszając go tym samym, by  podskoczył i oplótł się nogami w około jego talii. Ryan lekko przerażony, złapał się za szyję chłopaka. Ten jednak po chwili położył niższego na łóżku i zaczął całować go zjeżdząjąc ustami na szyje chłopaka zostawiając tam pare malinek, na co brunet tylko cicho zaskomlał, nie znając nigdy takiego uczucia. W końcu, poczuł coś mokrego na swojej klatce piersiowej co okazało się być wargami kruczowłosego które zjeżdzały coraz niżej również po drodze zostawiając sine ślady. Lecz już po chwili chłopak poczuł przeszywający ból z powodu dotknięcia przez starszego bolącego miejsca co spowodowało u niego syk. Brendon spojrzał na niego pytająco.

— Na pewno wszystko okey?

—  Tak — odparł Ryan, ponownie kłamiąc, bojąc się chłopka i nie chcąc mu sie sprzeciwiać. W końcu szatyn odsunął się od leżącego zdejmując swoją koszulkę i pozbywając sie spodni drugiego. To spowodowało że serce nastolatka zabiło szybciej widząc idealnie wyrzeźbione ciało starszego przez co poczuł się dość niezręcznie, gdyż jego było raczej chude i poobijane przez to, że na ogół służył za worek treningowy ojca i paru osób w szkole.

W końcu powrócił do Ryan'a zasysając sie na jego obojczyku i zostawiając na nim małe strużki śliny. Ten w odpowiedzi jęknął z aprobatą. Nie wiedział czemu ale zaczęło mu się to cholernie podobać.

— No dalej jęcz dla mnie — odparł Brendon — jęcz moja dziwko. — Chłopak tylko posłusznie wykonał polecenie starszego. Lecz gdy ten ponownie zjechał z pocałunkami niżej do sinych miejsc brunet ponownie pisnął z bólu wykrzywiając twarz. Urie uniósł głowę patrząc na Ryana.

— Kurwa przecież widzę, że cię to boli.  powiedział ostro — Ja raczej nie dojdę od twoich krzyków bólu i płaczu. — westchnął kładąc się na łóżku obok. — Kto to był dokładniej. Musze wiedzieć kogo zlać bym mógł wreszcie cię wypieprzyć.

— Eee to Dallon — odparł, wymyślając kogokolwiek na poczekaniu.

— Kiedy to zrobił? — Zaciekawił się.

— Wczoraj.

— Kurwa dopiero co mówiłem gnojowi, by cię nie ruszał — warknął sam do siebie zaciskając pięści ze złości. — ale czekaj, czekaj. Pobił cie wczoraj po szkole? —zapytał, spoglądając na niego.

— tak — wydukał, brnąc w swoje kłamstwo. Nie umiał kłamać i doskonale o tym wiedział.

— Ale wczoraj Dallon po drugiej lekcji urwał się z Sarah, a potem już nie wracali. — Ryan będąc przyłapanym na kłamstwie mocno się speszył przeklinając w myślach. — Czemu kurwa kłamiesz? — zapytał momentalnie naskakując na młodszego i siadając na jego biodrach okrakiem po czym przygwożdżając dłonie Ross'a swoimi do materaca. — Czemu mnie do cholery okłamujesz? — Wysyczał, patrząc mu cały czas w oczy wręcz świdrując go.

Ten jednak tylko spojrzał na niego przerażony w końcu nie mógł powiedzieć mu prawdy. Po prostu nie mógł.

— Chyba nie chcesz aby te nagrania zobaczyła cała szkoła co? — mówił oschłym głosem. — Lepiej mów prawdę.

— Dobrze już... — spuścił wzrok wymijając oczy Brendona — to przez ojca. — krążył wzrokiem wszędzie aby ominąć świdrujący wzrok starszego. Ten jednak złapał podbródek Ross'a nakierowywując jego twarz na swoją.

— Co on ci... — Jednak po chwili zrozumiał głupotę swojego pytania — Dlaczego? — Poprawił się.

— To przez alkohol — odparł cicho i równie niechętnie Ryan.

— To zdarza się często? — zapytał z nutką współczucia w głosie. W końcu pomimo swojego imeagu który tworzył nie był on wcale aż tak bezuczuciowy. Może po prostu czasem zbyt pewny siebie co tworzyło złudny obraz aroganckiego Brendona.

— A czemu niby ciebie to interesuje co? — chłopak nagle się ożywił gdyż wrócił na ziemie przypominając sobie co się dzieje — Przecież ciebie to nie obchodzi. Jestem tylko twoją sex-zabawką więc co ci do tego? Interesuje cię to tylko po to byś mógł szybciej dobrać mi się do tyłka. — warknął przez nagły napływ odwagi. Nagle zapanowała kompletna cisza. W pokoju uniosiły się tylko cieżkiej oddechy dwójki chłopaków.

— W sumie — mruknął jakby sam do siebie — masz racje. —  Zaraz po tym zszedł z chłopaka uwalniając go z uścisku — Możesz już iść. Jak będę coś chciał wyśle ci sms'a — odparł głosem bez jakiejkolwiek empatii.

— em ok — mruknął w odpowiedzi po czym zaczął się ubierać — pa — odparł cicho pociagając za klamkę chcąc otworzyć drzwi te jednak były zamknięte. Odwrócił się do Brendon'a na co ten rzucił klucz w jego stronę którym Ryan szybko otworzył drzwi i odrzucił go z powrotem wychodząc.

Czy był zdziwiony takim obrotem sprawy. nie zupełnie w końcu to właśnie było do przewidzenia a Uriemu chodzi tylko o sex, a nie przyjaźń.

— Do widzenia — powiedział, przechodząc obok matki Brendona.

— Już idziesz? — zapytała z lekkim zdziwniem —  zostań na obiad, zrobiłam kurczaka.

— Nie naprawde nie mogę, ale dziękuje — odparł grzecznie.

— Skoro już zerwaliście się z lekcji to wykorzystajcie ten czas — powiedziała uśmiechając się przyjaźnie — Bren — zawołała głośniej by ten usłyszał ją z piętra — wyglądasz mizernie — dodała, zwracając się z powrotem do Ryana.

— Nie naprawdę ja muszę iść. Do widzenia — pożegnał się pośpiesznie i ubierając się wyszedł z domu w obawie, by nie minąć się z szatynem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro