Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°26°

- A kto to dokładnie ten Jack?- brunet uniósł głowę, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili w pokoju znalazł się Brendon ubrany wyłącznie w bokserki. Bez dwóch zdań przed momentem brał kąpiel, gdyż z jego włosów kapała woda.

- Mój dawny kolega. - wyjaśnił pokrótce wycierając włosy o ręcznik - mieliśmy razem parę odpałów i było śmiesznie. - podszedł do szafy, jednocześnie widząc skanujący go wzrok młodszego.

- Chodzi też tu do szkoły? - wzrok Ryana cały czas skupiony był na szatynie który aktualnie stał tyłem do niego.

- dawno ją skończył. - mruknął wyjmując z szafy jakąś białą koszulkę i spodnie- już pracuje- dodał zaczynając się ubierać zaraz po tym, gdy odwrócił się przodem do młodszego. Kompletnie nie peszyła go ta sytuacja.

- To ile on ma lat?- Ryan rozszerzył oczy.

- Teraz...- zastanowił się przez moment. - 21, a za jakiś miesiąc 22 - odpadł, przez co Ryan lekko zbladł. Nie spodziewał się, pisze się na spotkanie z aż tak starszym chłopakiem.. Już w sumie mężczyzną. Przecież ich różnica wieku wynosiła prawie siedem lat.

- Jak się poznaliście? - zadał kolejne pytanie, bo z jego obliczeń wynikało, że Jack powinien skończyć szkołę jakieś cztery lata temu.

- Kiedyś jak zerwałem się z lekcji z Dallonem to on kupił nam fajki, a potem jakoś tak się potoczyło, że zajaraliśmy razem zioło - odparł jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Ryan jednie otworzył buzię ze zdziwienia, gdyż czegoś takiego się nie spodziewał

- Paliłeś marihuanę?- cały czas nie dowierzał.

- No. - odpowiedział mu Brendon jakby to było oczywiste.

- Wow. - tylko tyle potrafił z siebie wydusić młodszy.

- Możemy iść? - zapytał po założeniu na siebie jeszcze niebieskiej marynarki.

- Myślę, że tak - odparł Ryan niezbyt pewnie, gdyż zaczął się mocno obawiać wyjścia. Udał się jednak grzecznie na dół zatrzymując się przy drzwiach wyjściowych, by włożyć buty.

- Może załóż sobie bluzę, bo będzie ci zimno - zauważył dosyć trafnie szatyn. Pogoda panująca na dworze nie należała do najbardziej sprzyjających, mimo że była już dosyć późna wiosna. Co gorsza, zapowiadało się na deszcz a Brendon za nic nie chciał zniszczyć sobie fryzury, którą specjalnie stawiał na żel chwilę przed zejściem na dół.

- To poczekaj, skoczę na górę. - mruknął Ryan już mając zamiar wracać do swojego pokoju, gdy starszy go zatrzymał.

- Czekaj. - złapał go za ramię - Masz załóż moją.- podał mu do ręki swoją nierozpinaną bluzę, która wisiała akurat pod ręką na wieszaku.

- No okey. - młodszy nie spodziewał się takiego ruchu ze strony chłopaka, jednak nie protestując założył ubranie, następnie udając się wraz z nim na zewnątrz. - Ta bluza jest dużo za duża- stwierdził widząc za długie rękawy i krawędź materiału sięgającej do połowy uda. - Widać, że nie jest moja.- zaśmiał się podciągając je lekko, lecz w dalszym ciągu nie za bardzo, by nie było widać jego nadgarstków, których akurat niezbyt chciał pokazywać.

- To powiesz, że jest twojego chłopaka. - mruknął szatyn - W sensie- od razu potrząsnął głową- nie, że moja tylko kogoś innego.. - doszedł do wniosku, że nie zabrzmiało to tak jak chciał - Dobra mniejsza - Teraz jedyną słuszną opcją było przemilczenie tego.- pójdziemy na piechotę, bo Jack mieszka blisko. - oznajmił, zmieniając temat.

- Okej - mruknął Ryan również stwierdzając, że najlepiej będzie zapomnieć poprzednie słowa szatyna. Oboje zaczeli iść w odpowiednią stronę, dosyć wolno, gdyż BrendAn wciąż miał zakwasy.- Jaki on jest? - zapytał w końcu brunet, chcąc zacząć jakąś rozmowę, bo ta minuta drogi w ciszy była stanowczo za długa. - W sensie ten Jack.

- Zabawny, niezwykle odpowiedzialny, ale po alkoholu już nie - oznajmił - kiedyś jak poszliśmy na imprezę to on tak się upił, że płcie mu się pomieszały i w sumie to prawie przeruchał się z chłopakiem- wybuchnął śmiechem. O dziwo, Ryana również dosyć rozbawiła ta krótka historyjka, a na jego buzi pojawił się uśmiech.

- A wy zamierzacie pić alkohol?- przypomniał sobie podstawową rzecz.

- Pewnie tak. - szybko udzielił mu odpowiedzi, przez co Ryan trochę się zaniepokoił, gdyż nie zbyt przemawiała do niego alternatywa picia. Wolał być trzeźwy, gdy szatyn miał być jak przypuszczał pijany.- Nie będziesz musiał pić spokojnie. - poczochrał mu włosy, wiedząc, że chłopak nie jest jakimś fanem trunków dla dorosłych.

- To już tutaj. -wskazał na mały jednopiętrowy domek gdzieś na uboczu po kilku minutach drogi. - Przynajmniej tak myślę, bo taki adres mi podał.- dodał bardziej sam do siebie. Jeszcze raz upewnił się, że to na pewno tu, po czym wraz z młodszym podszedł na werandę. Pewny siebie zapukał, lecz gdy to nie przyniosło rezultatów zadzwonił dzwonkiem. Jakieś auto stało na podjeździe, więc nie było opcji by Jacka nie było w domu.. no, chyba że to nie jego dom.

- Nie stresuj się - Brendon od razu zauważył jak młodszy nerwowo miętoli w palcach rękawy przydużej bluzy. - Na pewno go..- nie dokończył, gdyż w drzwiach pojawił się nieznajomy Ryanowi dotąd mężczyzna. Szybko zdążył wywnioskować, że jest to Jack po tym, gdy zarówno na ustach Brendona, jak i blondyna pojawił się uśmiech, a zaraz po tym przytulili się do siebie.

Ogólnie dzisiaj pojawi się jeszcze jeden rozdział!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro