°26°
- A kto to dokładnie ten Jack?- brunet uniósł głowę, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili w pokoju znalazł się Brendon ubrany wyłącznie w bokserki. Bez dwóch zdań przed momentem brał kąpiel, gdyż z jego włosów kapała woda.
- Mój dawny kolega. - wyjaśnił pokrótce wycierając włosy o ręcznik - mieliśmy razem parę odpałów i było śmiesznie. - podszedł do szafy, jednocześnie widząc skanujący go wzrok młodszego.
- Chodzi też tu do szkoły? - wzrok Ryana cały czas skupiony był na szatynie który aktualnie stał tyłem do niego.
- dawno ją skończył. - mruknął wyjmując z szafy jakąś białą koszulkę i spodnie- już pracuje- dodał zaczynając się ubierać zaraz po tym, gdy odwrócił się przodem do młodszego. Kompletnie nie peszyła go ta sytuacja.
- To ile on ma lat?- Ryan rozszerzył oczy.
- Teraz...- zastanowił się przez moment. - 21, a za jakiś miesiąc 22 - odpadł, przez co Ryan lekko zbladł. Nie spodziewał się, pisze się na spotkanie z aż tak starszym chłopakiem.. Już w sumie mężczyzną. Przecież ich różnica wieku wynosiła prawie siedem lat.
- Jak się poznaliście? - zadał kolejne pytanie, bo z jego obliczeń wynikało, że Jack powinien skończyć szkołę jakieś cztery lata temu.
- Kiedyś jak zerwałem się z lekcji z Dallonem to on kupił nam fajki, a potem jakoś tak się potoczyło, że zajaraliśmy razem zioło - odparł jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Ryan jednie otworzył buzię ze zdziwienia, gdyż czegoś takiego się nie spodziewał
- Paliłeś marihuanę?- cały czas nie dowierzał.
- No. - odpowiedział mu Brendon jakby to było oczywiste.
- Wow. - tylko tyle potrafił z siebie wydusić młodszy.
- Możemy iść? - zapytał po założeniu na siebie jeszcze niebieskiej marynarki.
- Myślę, że tak - odparł Ryan niezbyt pewnie, gdyż zaczął się mocno obawiać wyjścia. Udał się jednak grzecznie na dół zatrzymując się przy drzwiach wyjściowych, by włożyć buty.
- Może załóż sobie bluzę, bo będzie ci zimno - zauważył dosyć trafnie szatyn. Pogoda panująca na dworze nie należała do najbardziej sprzyjających, mimo że była już dosyć późna wiosna. Co gorsza, zapowiadało się na deszcz a Brendon za nic nie chciał zniszczyć sobie fryzury, którą specjalnie stawiał na żel chwilę przed zejściem na dół.
- To poczekaj, skoczę na górę. - mruknął Ryan już mając zamiar wracać do swojego pokoju, gdy starszy go zatrzymał.
- Czekaj. - złapał go za ramię - Masz załóż moją.- podał mu do ręki swoją nierozpinaną bluzę, która wisiała akurat pod ręką na wieszaku.
- No okey. - młodszy nie spodziewał się takiego ruchu ze strony chłopaka, jednak nie protestując założył ubranie, następnie udając się wraz z nim na zewnątrz. - Ta bluza jest dużo za duża- stwierdził widząc za długie rękawy i krawędź materiału sięgającej do połowy uda. - Widać, że nie jest moja.- zaśmiał się podciągając je lekko, lecz w dalszym ciągu nie za bardzo, by nie było widać jego nadgarstków, których akurat niezbyt chciał pokazywać.
- To powiesz, że jest twojego chłopaka. - mruknął szatyn - W sensie- od razu potrząsnął głową- nie, że moja tylko kogoś innego.. - doszedł do wniosku, że nie zabrzmiało to tak jak chciał - Dobra mniejsza - Teraz jedyną słuszną opcją było przemilczenie tego.- pójdziemy na piechotę, bo Jack mieszka blisko. - oznajmił, zmieniając temat.
- Okej - mruknął Ryan również stwierdzając, że najlepiej będzie zapomnieć poprzednie słowa szatyna. Oboje zaczeli iść w odpowiednią stronę, dosyć wolno, gdyż BrendAn wciąż miał zakwasy.- Jaki on jest? - zapytał w końcu brunet, chcąc zacząć jakąś rozmowę, bo ta minuta drogi w ciszy była stanowczo za długa. - W sensie ten Jack.
- Zabawny, niezwykle odpowiedzialny, ale po alkoholu już nie - oznajmił - kiedyś jak poszliśmy na imprezę to on tak się upił, że płcie mu się pomieszały i w sumie to prawie przeruchał się z chłopakiem- wybuchnął śmiechem. O dziwo, Ryana również dosyć rozbawiła ta krótka historyjka, a na jego buzi pojawił się uśmiech.
- A wy zamierzacie pić alkohol?- przypomniał sobie podstawową rzecz.
- Pewnie tak. - szybko udzielił mu odpowiedzi, przez co Ryan trochę się zaniepokoił, gdyż nie zbyt przemawiała do niego alternatywa picia. Wolał być trzeźwy, gdy szatyn miał być jak przypuszczał pijany.- Nie będziesz musiał pić spokojnie. - poczochrał mu włosy, wiedząc, że chłopak nie jest jakimś fanem trunków dla dorosłych.
- To już tutaj. -wskazał na mały jednopiętrowy domek gdzieś na uboczu po kilku minutach drogi. - Przynajmniej tak myślę, bo taki adres mi podał.- dodał bardziej sam do siebie. Jeszcze raz upewnił się, że to na pewno tu, po czym wraz z młodszym podszedł na werandę. Pewny siebie zapukał, lecz gdy to nie przyniosło rezultatów zadzwonił dzwonkiem. Jakieś auto stało na podjeździe, więc nie było opcji by Jacka nie było w domu.. no, chyba że to nie jego dom.
- Nie stresuj się - Brendon od razu zauważył jak młodszy nerwowo miętoli w palcach rękawy przydużej bluzy. - Na pewno go..- nie dokończył, gdyż w drzwiach pojawił się nieznajomy Ryanowi dotąd mężczyzna. Szybko zdążył wywnioskować, że jest to Jack po tym, gdy zarówno na ustach Brendona, jak i blondyna pojawił się uśmiech, a zaraz po tym przytulili się do siebie.
Ogólnie dzisiaj pojawi się jeszcze jeden rozdział!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro