Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°25°

- Usnąłem wczoraj? W sumie nie dużo pamiętam i... - powiedział Ryan, wchodząc do pokoju Brendona, po usłyszeniu „proszę".

Wręcz od razu zatrzymał się w progu. W sumie nie widział się z szatynem od czasu, gdy poprzedniego wieczoru usnął na kanapie, podczas oglądania filmu wraz ze starszym, a ten najpewniej przeniósł go do jego pokoju. - Co ci jest? - zmarszczył brwi, gdy zobaczył leżącego go na brzuszku w piżamce, mimo że dawno minęło południe.

- Zakwasy. - powiedział jedynie cierpiący teraz niewyobrażalnie szatyn - Wszystko mnie boli. - jęknął odwracając głowę w kierunku młodszego.

- Mogę jakoś pomoc? - Ryan przejął się stanem zdrowia chłopaka - Może przynieść ci jakieś leki przeciwbólowe czy coś? - zapytał. Pamiętał jak ten zawsze opiekował się nim i teraz on czuł się zobowiązany odwdzięczyć się za pomoc ze strony starszego.

- To nic nie da. - machnął na to ręką - Mama posmarowała mnie jakąś maścią, która niby miała pomoc, ale czuje się tak samo tylko bardziej lepki - dodał wzdychając.

Ryan nie wiedząc co poradzić usiadł na brzegu ultra miękkiego łóżka Brendona.

- To może jesteś głodny? Albo chce ci się pić - zapytał Ryan, chcąc jak najbardziej pomóc chłopakowi.

- Nie dzięki, wszystko jest okej - oznajmił uśmiechając się lekko - Ale będzie mi miło jak ze mną posiedzisz - dodał. Chciał spędzić z młodszym jak najwięcej wolnego czasu.

- Myślę, że mogę - Ryan lekko się uśmiechnął. - Może pooglądamy jakiś film czy coś?

- O dobry pomysł. - poparł go odwracając się jak najdelikatniej na plecy i robią miejsce Ryanowi. - mój laptop leży na biurku - dodał. Tak więc Ryan zabrał go stamtąd, po czym ułożył się obok na łóżku, opierając głowę o ścianę.

***
- ciekawe czy jest już druga część - oznajmił Ryan, gdy skończyli oglądać. Film był serio świetny i chłopak naprawdę chciał obejrzeć jeszcze 2 część.

 - nie, jest tylko w kinach - westchnął

 - trudno za jakiś czas go obejrzę. - wzruszył ramionami. Nie spieszyło mu się. Musiał po prostu poczekać, aż ten będzie dostępny online, iż na bilety do kina w żaden sposób nie było go stać.

- W sumie możemy pojechać, jeżeli chcesz. - napomknął Brendon - Nie mamy nic ciekawszego do roboty. - oznajmił.

- Nie no, nie musimy, zresztą na pewno wszystko nadal cię boli, powinieneś leżeć i odpoczywać - powiedział Ryan, mimo że w głębi duszy serio chciał jechać. Za wszelką cenę chciał uniknąć tego by jeszcze szatyn płacił za jego zachcianki. I tak brunet był już w pełni uzależniony finansowo od starszego i jego rodziców.

- Możemy pojechać wieczorem. Do tego czasu na pewno mi się polepszy - stwierdził Brendon się mając zamiany odpuścić. On również bardzo chciał obejrzeć drugą część.

- Zobaczymy. - Ryan uśmiechnął się do jego lekko. Wiedział, że zrobi wszystko by jednak nie pójść.

- Chciałbyś zrobić mi masaż? - zapytał szatyn jakby nigdy nic, gdy wśród nich zapadła chwila ciszy.

- Co?- Ryan odwrócił wzrok w jego stronę zdziwiony. Przesłyszał się?

- Mógłbyś mnie pomasować? - zapytał uśmiechać się do niego przyjaźnie, przez co Ryan na moment się zastanowił. Bardzo chciał dotknąć szatyna tak bliżej, ale się wstydził.

- W sumie mogę...- mruknął wydymając wargi - Ale nie wiem jak to się robi... - dodał nie mając pojęcia, od czego zacząć.

- Usiądź na mnie (oh my Josh jak to brzmi) i uciskaj trochę skórę. - wyjaśnił zdejmując swoją koszulkę i odwracają się na brzuch następnie kładąc się na nim. Ryan w sumie poczuł się dosyć niezręcznie. Podniósł się lekko przekładając nogę w celu przerzucenia jej przez ciało szatyna tak, że siedział teraz w rozkroku na jego tyłku.

- Nie jestem za ciężki?- przejął się nie chcą by starszemu było niewygodnie.

- Nie. - na tyle ile sytuacja mu pozwalał pokręcił głową.- Jest dobrze - mruknął mając głowę ułożoną na policzku.

- No dobrze...- mruknął lekko krzywiąc się, iż naprawdę nie wiedział co robić. Rozłożył szeroko palce u dłoni i przyłożył je do rozgrzanej skóry szatyna. To było naprawdę przyjemne uczucie. Ryan miał ochotę teraz położyć się na nim i zacząć wdychać jego zapach... Już nawet przestał powstrzymywać się przed takimi myślami.  Nie mógł na nie poradzić... Zatapiał dłonie w jego skórze słysząc cichy pomruk ze strony starszego, któremu równie podobała się ta pieszczota.

- Ym coś przyszło. - Ryan usłyszał dźwięk powiadomienia w telefonie Brendona, a widząc, że ten nie kontaktuje puknął go w ramię.

- Sprawdzisz, o co chodzi? - poprosił szatyn, mając zamknięte oczy i nie chcąc się ruszać.
Tak więc Ryan zabrał telefon z szafki nocnej odblokowując go, gdyż znał jego hasło. Sam mu je podał parę dni temu.

- Hej, czy możemy się dzisiaj spotkać? Dawno się nie widzieliśmy. Znowu się upijemy i zrobimy coś głupiego. - przeczytał SMS, przez co poczuł... W sumie nie do końca mógł określić co.. zazdrość? Ciekawość? Zastanawiał się kto był adresatem, gdyż był to nieznany numer. Może jakaś jego była dziewczyna, która liczy na szybki numerek?

- Pokaż. - Brendon otworzył oczy, marszcząc brwi, po czym odebrał od niego swój telefon. W sumie on sam nie wiedział kto pisze.

Brendon
Kim jesteś?

Nie musiał długo czekać by przyszła  wiadomość zwrotna.

Nieznany
Jack. Twój ukochany diler i przyjaciel. xd

Brendon
To ty żyjesz?

Mimowolnie na jego usta wcisnął się uśmiech, przez co Ryan zmarszczył brwi czując kolejne ukłucie zazdrości.

- Kto to?- zapytał w końcu nie mogąc wytrzymać.

- mój kolega, Jack, najwidoczniej wrócił do miasta i chce się spotkać. - oznajmił Brendon widząc minę Ryana. Od razu zdążył zauważyć spojrzenie zazdrości. Nie wiedział nawet czemu tak zareagował.

- O, Okey.- brunet od razu się rozluźnił.

Brendon
A jakbyśmy zebrali ekipę i spotkali się u ciebie?

Nieznany
Ekipę, czyli?

Brendon
Dallon, ja, takich dwóch też z drużyny i może mój.

W sumie przez moment zawahał się jak nazwać młodszego. Przecież nie mógł nazwać go osobą w której „potajemnie się podkochuje"

Brendon
przyjaciel

Dopisał.

Nieznany

No kk. Uchlejemy się heh.

Nieznany
Napisz do reszty. Dzisiaj o 19. Możecie zanocować jak coś. Mam własną chete więc na spokojnie.

Brendon
Kk.

- Jednak zmiana planów. - oznajmił szatyn, odkładając telefon i unosząc wzrok na młodszego. -Pójdziemy do Jacka, ale do kina w najbliższym czasie też.

- Em...- Ryan w sumie nie wiedział o kim on mówił, ale to wydawało się lepszą opcją niż ten okropny moment, gdy szatyn miałby zapłacić za ich dwójkę w kinie. - Dobrze. - zgodził się.

Krótszy rozdział i w sumie średnio sprawdzony, więc jeżeli znajdziecie jakieś błędy to piszcie.

Wg to już niedługo zaczyna się szkoła i rozdziały *niestety* będą pojawiały się rzadziej.. No raz w tygodniu w środę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro