°2.13°
— Pójdziemy gdzieś? — Szatyn uśmiechnął się znacząco, chcąc wyrwać się chociażby na moment. Od kilku tygodni totalnej ciszy ze strony Ryana jedynym sposobem jaki pomagał mu w niekończącym się dołku życiowym, był jedyny, od dawna znany mu przyjaciel. Może i ich drogi od czasu nieprzyjemnego incydentu krzyżowały się za często, jednak Brendon wydawał się być nie wzruszony na jego skutki.
— A ty nie zaczynasz wykładu za jakieś 40 minut? — zapytała dziewczyna, idącą tuż obok kolegi z roku.
— A czy to ważne? Chodźmy gdzieś i się zrelaksujmy... — Brendon nie chciał odpuścić. Czuł kolejny przypływ smutku... Musiał go czymś zapełnić... Szybko zatkać krwawiące serce. Czymś je znieczulić.
— Ale tylko na godzinę, maksymalnie dwie. — Blondynka postawiła warunek. — Potem wracasz z powrotem na pozostałe wykłady. — Jej głos był stanowczy. Widać było, że martwiła się o kolegę, który coraz częściej opuszczał szkołę. A przecież tak cieszył się gdy tylko zaczął tam uczęszczać. Zapamiętała go jako zupełnie inną osobę. Pozytywną, raczej spokojną, stroniącą od imprez. Zazwyczaj widziała go albo w szkole, albo za barem w weekendy kiedy dorabiał sobie by opłacić jakoś systematyczne wydatki.
A teraz? Aż dziwiła się, że ten znajdował czas na nauke, gdyż teraz, cały swój wolny czas spędzał na upijaniu się do nieprzytomności lub pseudo randkach kończących się przygodnym seksem z naiwnymi dziewczynami z tindera.
***
— Jeszcze jeden.. — Brendon chciał sięgnąć po kolejną puszkę ulubionego trunku, lecz coś, a raczej ktoś stanął na drodze. Dziewczyna trzymała go teraz za nadgarstek starając się powstrzymać.
— Tobie już wystarczy... Zresztą i tak przegapiłeś wszystkie dzisiejsze zajęcia.... — westchnęła. — Dasz radę wrócić sam do domu, czy mam cię odprowadzić?
— Maddie... Nie rób mi tego — Totalnie zignorował jej wypowiedź.
— Możesz zostać u mnie na noc aż wytrzezwiejesz... — Spojrzała na niego niechętnie widząc, że to nic nie da.
— Z chcęcią. — Szatyn ożywił się, gdy tylko usłyszał propozycje. Był już mocno wstawiony, a co za tym idzie jego myśli schodziły na coraz to bardziej seksualny tor.
— Nie dopowiadaj sobie, śpisz na kanapie — zaznaczyła, od razu tłumiąc jego pośpiech.
— No ej no... Nie chciałabyś ze mną spać? — Zrobił dziubek z ust, chcąc pokazać swój smutek.
- Nie - odpowiedziała stanowczo, nie mając najmniejszej ochoty spać z pijanym chłopakiem. Mimo że już od dawna marzyła się jej sytuacja, by zostać z Uriem sam na sam teraz, gdy ten był pijany nie chciała ryzykować...
Nie chciała być dla niego jednonocną przygodą, a kimś więcej.
Może i w przyszłości partnerką? Bardzo liczyła na coś więcej... Ona sama nie była typem osoby rozwiązłej i zazwyczaj angażowała się w związku i tego typu rzeczy.
— Połóż sie... Wrócę do ciebie rano. — Uśmiechnęła się lekko, chcąc udać się już na górę. — Masz tu koc. — Podała mu narzutkę leżącą na fotelu obok.
— A całus na dobranoc? — zapytał niewinnym głosem, gdy Maddie zamierzała już odejść.
— Wydaje mi się, że jesteś na to już trochę za dużym chłopcem.
— Każdy ma swoje odchyły — oznajmił szatyn, nie mając zamiaru odpóścić.
— Dobrze, ale tylko taki malutki — Dziewczyna, z pełnym uśmiechem podeszła do sofy, nachylając się, by dać mu całusa w czoło.
Zanim zdążyła jednak przyłożyć swoje usta do jego ogromneeego czoła, Brendon wykonał szybki ruch, a ta już leżaka na nim zdezorientowana i zamiast w czoło boleśnie zderzyła sie z jego ustami.
Brendon nie tracąc ani sekundy od razu pogłębił pocałunek, wręcz automatycznie przenosząc swoje dłonie na jej talie.
Maddie, oszołomiona tym wydarzeniem, niekontrolując swoich odruchów zaczęł oddawać pocałunki, jednak gdy tylko oprzytomniała i zdała sobie sprawę co takiego robi, odsunęła swoją twarz.
— Bren my nie...
— Przystań. — Przyłożył jej dłoń do ust, chcąc ją uciszyć. — Oczywiście, że możemy... — Uśmiechnął się, mając już w głowie plan jak to rozegra.— Wystarczy, że tylko zdejmiesz swoją bluzeczkę i pokażesz mi swoje... — Bez uprzedzenia dotknął jej piersi na co ta zmarszczyła brwi zszokowana jego zachowaniem.
— Nie przestań. — Od razu go odepchnęła. Gardziła takim zachowaniem. Nie podobało jej się to, że Brendon za wszelką cenę chciał zdobyć to co chciał.
— Dlaczego ty tak wszystko utrudniasz?— fuknął szatyn, przewracając jedynie oczami.
— Bo najwyraźniej nie jestem łatwa, jak twoje poprzednie dziewczyny. — Odepchnęła jego ręce sflustrowana — Nie będziesz mnie tak traktować — odparła podnosząc się z kanapy.
— Mysiałem że tego chcesz. — Przewrócił oczami. — Przecież na mnie lecisz — mruknął, przecierając swoje zmęczone oczy, by następnie przeciągnąć się niedbale, ukazując tym samym swoje podejście do tej sytuacji.
Maddie, widząc jego lekceważące podejście kompletnie zaniemówiła, patrząc na niego z niedowierzeniem.
— Pogadamy jak już wytrzezwiejesz — oznajmiła, odwracając się na pięcie i bez żadnego pożegnania, po prostu ruszyła do swojego pokoju. Nie mogła uwierzyć, że dzisiejszy Brendon, to ta sama osoba o której fantazjowała przez ostatnie tygodnie.
— Okej — westchnął Brednon i tak tracąc ochotę na dalsze nocne zabawy. Nagle ogarnęło go ogromne zmęczenie i jedyne o czym marzył to sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro