°19°
Sam
To idziesz?
Ryan momentalnie spojrzał na wyświetlacz telefonu, aby przeczytać wiadomość od kolegi.
Ryan
Myślę, że tak.
Sam
To świetnie, spotkajmy się już na miejscu ok?
Ryan
Ok.
Gdy odpisał, odłożył telefon na półkę i podszedł do szafy stojącej obok biurka. Starał sobie przypomnieć jak ubierał się Brendon, gdy ten gdzieś wychodził. Sam bowiem nie był na żadnej imprezie przez co nie wiedział jak właściwie powinien wyglądać. Znacznym problemem okazał się również fakt, że szatynowi było dobrze chyba we wszystkim w przeciwieństwie do niego i to, że Brendon miał zdecydowanie więcej ubrań więc mógł wybierać z pośród większej ilości ciuchów.
Po kilku minutach wybierania odpowiedniego stroju; nic nadzwyczajnego zwykły czarny T-shirt i dosyć mocno obcisłe spodnie, w sumie jedne z 2 par jakie posiadał wyszedł z domu.
Na umówionym miejscu, czyli przy dość dużym domu był jakieś 20 minut później. Wiedział, że to tutaj gdyż słyszał bardzo głośną muzykę. Zaczął się strasznie sterować tym bardziej, że nigdzie nie widział Sama. Czyżby ten go wystawił? Nie no niech to nie dzieje się ponownie. Takiego ciosu Ryan by już nie przyjął. Zaczął panikować, że może pomylił adres, dzień, albo cokolwiek, przez co w pewnym momencie miał ochotę wrócić do domu i nigdy w życiu już nie wspominać o tej strasznej pomyłce. Uniemożliwiło mu to jednak nagłe pojawienie się kolegi, który od razu pomachał do niego, na znak żeby do niego podejść. Uff.. Jednak jego obawy były zbędne.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz. - zaśmiał się Sam, gdy Ryan znalazł się obok niego.
- Ja też. -Ryan czując rosnący stres zagryzł do środka ust wnętrze swoich policzków.
- Chodźmy do środka. - Piegus zaczął iść w stronę wejścia, co zrobił również Ryan, nie chcąc zostać w tyle.
- Chcesz się czegoś napić? - Sam spojrzał przelotnie na Ryana gdy obydwoje naleźli się już w środku. Brunet od razu zaczął się rozglądać, gdyż nigdy wcześniej nie był na żadnej imprezie. Co prawda czasami wyobrażał sobie jak mogłyby takowe wyglądać, ale to gdzie się teraz znajdował przechodziło jego najśmielsze oczekiwania. Wszędzie alkohol i masa już pijanych dzieciaków niezgrabnie ocierajacych się o siebie, całujacych lub po prostu wygłupiających się. Dodatkowo całkiem niezła muzyka, jednak co chwila przeplatana szczerze powiedziawszy słabym dubstepem, jeżeli w ogóle coś takiego zaliczamy do muzyki. Ale skupmy się na alkoholu którego tutaj było pod dostatkiem i to ogólnie dostępnego. Chłopak pokiwał twierdząco głową, mimo, że w sumie nie był do tego do końca przekonany. Tak więc po chwili trzymał w dłoni plastikowy kubek i niepewnie zbliżył go do ust upijając mały łyk. Od razu poczuł nieprzyjemny, gorzki smak, więc nie mając zamiaru więcej tego pić po prostu nosił ten kawałek plastiku w dłoni udając, że pije a po kryjomu wylewając co jakiś czas po trochu do kwiatków doniczkowych lub do innych wolno stojących naczyń.
- Przedstawię cię paru osobą. - zaproponował Sam łapiąc kolegę za ramię i nie czekając na jego odpowiedz pociągnął go w stronę jakiejś grupki.
- O... okey. - Ryan przełknął ślinę, iż raczej był sceptycznie nastawiony do poznawania nowych ludzi jednak nie miał już wyboru jak podążać za pulchniejszym, a co za tym idzie silniejszym od niego samego chłopakiem.
***
- Hej Brendon, grasz w never ever?- ktoś dotknął ramienia szatyna, który momentalnie odwrócił się zauważając średnio lubianą przez siebie postać.
- No spoko Luke, mogę. - odparł dopijając zawartość kubeczka, po czym idąc za młodszym chłopakiem. Nie za bardzo przepadał za nim gdyż wydawało mu się, że ten od jakiegoś czasu próbuje się mu przypodobać czy w jakiś sposób wcisnąć się do jego łask. Krążyły słuchy, że to on stanie na czele szkoły zaraz po odejściu z niej poprzedniego "króla" Brendona Urie.
Nie lubił go tak samo jak i większości osób przebywających na tej imprezie jednak słyszał, że coś ma się na niej wydarzyć. Coś wielkiego czego on sam nie może przepuścić tak więc zgodził się i przyszedł. Jedyne co go zaniepokoiło to obecność bruneta z grzywką opadającą na jedno oko. Od kiedy on się zadawał z takim towarzystwem? Zaczął bać się, że to „coś" może w pewnym stopniu dotyczyć Ryana.
Usiadł w kołku na przeciwko jakiejś dziewczyny i Rossa. Serce zabiło mu szybciej nie wiedząc, czy powinien się z nim przywitać, czy kompletnie zignorować jednak finalnie postawił na to drugie.
- Zacznę. - oznajmiła jakaś dziewczyna. Chyba szatyn spał z nią kiedyś ale nie był pewny. Niby kojarzył twarz ale nie mógł sobie przypomnieć tamtej nocy w 100% - Ja nigdy przenigdy nie zdradziłam swojej drugiej połówki. - powiedziała szczerze, przez co dwie osoby z kółka westchnęły i wypiły po połowie kubeczka.
- Nigdy przenigdy. - zaczął jakiś chłopak siedzący obok niej- Nie brałem narkotyków- tym razem dziewczyna, która przed momentem się wypowiadała wypiła alkohol tak samo zresztą, jak parę osób.
- Nigdy przenigdy nie posuwałem chłopaka.- Ryanowi stanęła gula w gardle bojąc się tego jak zareaguje szatyn ten jednak niezbyt przejęty po prostu napił się.
Oczywiście od momentu opublikowania posta na Facebooku wszyscy w szkole dowiedzieli się o biseksualności Uriego. O dziwo po za parunastoma komentarzami od przeciwników stowarzyszenia lgbtq i kilku złośliwych żartów nic się nie zmieniło. Sprawa przycichła. Najwyraźniej aż tak nikogo nie obchodziło w kim spuszcza się szatyn.
Kilka osób później i trzech małych łykach alkoholu Ryana nadeszła kolej na Sama który uśmiechnął się znacząco do Luka.
- Nigdy przenigdy nie chciałem dawać dupy za hajs.- Sam spojrzał wymownie na bruneta, gdy nadeszła jego kolej na mówienie wyznania. Moment. skąd on wiedział? Ryan zaczął panikować! i momentalnie zbladł.
Nikt nie wypił alkoholu, a jedynie Luke i Sam patrzyli na niego wnikliwie.
- No co ty Ryan nie napijesz się?- blondyn siedzący zaraz obok Brendona zrobił dziwną minę.
- O czym ty mówisz?- zmarszczył brwi, czując jak jego ręce zaczynając się mocno pocić. Teraz chyba każdy zainteresowany był ich rozmową, przez co Ryan miał wrażenie, że zaraz zapadnie się pod ziemie.
- Jak to o czym? Czy to nie ty właśnie w ten sposób chciałeś zdobyć jakieś pieniądze?- zapytał uśmiechając się głupkowato. Brendon sam zaczął się gubić.
- Nie - odpowiedział szybko zaprzeczając. Chyba trochę za szybko, bo zabrzmiało to jak jawne przyznanie się do winy.
Brendon patrzył z przerażeniem na rozwój akcji. Sam nie wiedział o co chodzi, ani jak ma zareagować. Bał się przerwać to co się działo. W gruncie rzeczy nie był taki odważny jak mogło się to wydawać. Panikując! wstał i po prostu wyszedł z kółka pod pretekstem, że znudziła mu się ta dziecinna zabawa, jednak tak na prawdę z boku przyglądał się całemu zajściu.
- Wiesz, że jeżeli ktoś nakryje cię na kłamstwie w tej grze to czeka cię kara?- zapytał retorycznie Luke wstając, by jednoczenie zagórować nad nim.
Ryan przestraszony spoglądał po wszystkich, którzy cicho podśmiechiwali się i szeptali coś do siebie. Najdłużej zatrzymał wzrok na Samie, który śmiał się głupkowato przybijając piątkę z jakimś chłopakiem i Lukiem. Teraz wszytko zaczęło mu pasować. Dlaczego ten niby zadawał się z nim. Piegowaty miał go tu zwabić, aby oni wszyscy mogli go następnie ośmieszyć. Od razu zrobiło mu się z tego powodu strasznie przykro, bo naprawdę liczył, że uda mu się zaprzyjaźnić z chłopakiem. Zawiódł się po raz kolejny...
Nagle wszyscy okrążyli go nie pozwalając mu nigdzie iść, przez co ten bezradnie klęczał pośrodku okręgu zrobionego z innych osób.
- A teraz patrz. - Luke pojawił się po chwili z powrotem w pokoju z jakimś wiadrem i uśmiechnął się w stronę Brendona. - Mam nadzieje, że teraz pozwolisz przyłączyć mi się do waszej paczki. - odparł i bez namysłu wylał na klęczącego w kręgu bruneta całą zawartość wiadra. Biało przezroczysta maź oblepiła go momentalnie zaczynając skapywać na podłogę. Ryan dalej siedział nie wiedząc co się dzieje z otwartą buzią. Wokoło siebie słyszał tylko głośnie śmiechy wszystkich dookoła. Czas na moment jakby się zatrzymał. Zamrowiło go, a dookoła przebijały się jedynie szydercze śmiechy oprawców.
- C-co to jest?- czuł jak maź zasłania mu oczi i zlepia włosy na głowie. Dalej nie potrafił się ruszyć z szoku.
- To, co dziwki szukające starych obleśnych sponsorów lubią najbardziej. Co prawda to końska, ale zawsze sperma to sperma.- zaśmiał się, przez co Ryan myślał, że zemdleje, albo zwymiotuje, albo to i to na raz. Wszyscy wręcz momentalnie się od niego odsunęli z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Oto on, Ryan Ross został doszczętnie upokorzony i zmasakrowany psychicznie znajdując się wśród innych nastolatków, cały w nasieniu.
- Jesteś podły- krzyknął w stronę Sama- wy wszyscy jesteście- w sumie już prawie łamał mu się głos. Odgarnął sobie płyn z twarzy, następnie wstał i wybiegając z pomieszczenia. Kompletnie nie przejmował się teraz opinią ludzi którzy zobaczą go i najpewniej będą na niego krzywo patrzeć. To się nie liczyło.
- Pojebało cię do reszty?- Brendon który dopiero jakby ocknął się z transu naskoczył na blondyna, który dalej śmiał się głupio.
- No przestań. To było śmieszne. - dalej się śmiał, nie przejęty tym jak potraktował chłopaka.
- Sperma? Serio? Wiesz jak on to będzie przeżywał? - zapytał retorycznie - jesteś chujem Luke.
- No przestań to tylko żelatyna. - uspokoił go - ale minę miał zajebistą. - widocznie to, że doszczętnie zniszczył kogoś psychicznie nie sprawiało mu problemu.
-Leczcie się wy wszyscy. - Brendon zwrócił się do Sama i kilku innych ludzi dalej śmiejących się z zajścia, a sam wyszedł z domu zaczynając biec w poszukiwaniu bruneta. Bał się, że ten może coś sobie zrobić, a tego i on sam by nie przeżył. Na całe szczęście zauważył wolno idącą postać po chodniku.
-Ryan poczekaj. - szatyn podbiegł do niego i zapał go za ramię odwracają do siebie.
- Idź sobie! - chciał go od siebie odepchnąć, lecz jedynie stracił równowagę potykając się o własne nogi, zatoczył koło a Brendon złapał go by nie upadł.
- Wiedziałeś. O wszystkim wiedziałeś- szlochał - jesteś taki sam jak wszyscy. - płakał co chwila zapowietrzajac się.
- Przysięgam, że nie wiedziałem.- bronił się, jednocześnie przytrzymując bruneta samemu brudząc siebie mazią.
- Mogłeś jakoś zareagować cokolwiek. - wykrzywił się wiedząc, w jak złej sytuacji się znajduje.
Chciał go uderzyć, jednak na próżno wymachiwał w powietrzu dłońmi i pięściami, gdyż szatyn szybko robił uniki. Brendon w mgnieniu oka go objął nie chcąc wypuścić z uścisku, ignorując to, że sam teraz jest w żelatynie. Ryan po chwili przestał się siłować, zaczynając wypłakiwać się jego koszulkę. Stali tak przez dobre kilka minut, aż ten się nie uspokoił.
- Pójdziemy do mnie? - Zapytał Brendon odgarniając mu włosy do tyłu, żeby ten cokolwiek widział - Twój dom jest dużo dalej. - miał ukrytą nadzieje, że ten uda się udobruchać i zostanie u niego już na dłużej.
- No nie wiem. - Ryan pociągnął nosem odsuwając lekko twarz od jego koszulki. Nie chciał po raz kolejny zawieść się na kimś.
- No chodź. - starał się namówić go Brendon - Będziesz spał w gościnnym.- Obiecuje, że nawet nie będziesz musiał ze mną gadać, tylko daj sobie pomóc.
Ryan westchnął po chwili rozważania czy to dobry pomysł, co było jednoznaczne z tym, że zgadza się na propozycje szatyna. Tak więc wraz z nim powoli zaczął kierować się w stronę domu starszego. Brendon cały czas obejmował młodszego, gdyż ten non stop miał łzy w oczach, przez co rozmywał mu się obraz i nie chodził zbytnio prosto.
Pod domem Brendona było po kilkunastu minutach. Chłopak jak najciszej otworzył drzwi, gdyż no cóż, jego rodzice nie pochwalali zbytnio jego wyjść na imprezy. Chocisz tym razem nie wypił dużo. Maks półtora kubka alkoholu.
- Chodź od razu na górę. - oznajmił Brendon cicho, nie chcąc obudzić rodziców. Tak więc po chwili byli nq piętrze.
- No to tu będziesz spał. - szatyn wskazał dłonią na średnich rozmiarów pokój z dwuosobowym łóżkiem i paroma szafkami, na co Ryan pokiwał głowa. - Tam jest łazienka - wskazał na następne drzwi.- Przyniosę ci ręcznik i coś do przebrania. - dodał szatyn, gdy brunet poszedł w tamtą stronę i chwilę później zniknął za drzwiami. Ryan spojrzał na siebie w lustrze. Cały był w mazi która już zastygła. Niby domyślił się, że to nie sperma, gdyż sperma tak nie śmierdziała, ale to nie było w żadnym stopniu pocieszające. Po raz kolejny zdał sobie sprawę jak bardzo jego życie jest beznadziejne. Po chwili po pomieszczeniu rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę. - mruknął beznamiętnie, pozwalając szatynowi wejść do środka.
- Masz - położył ubrania i jakiś ręcznik na blacie, po czym spojrzał na Ryana. Chciał do niego podejść, przytulić i już nigdy nie puścić, ale wiedział, że Ryan nie ma do niego zaufania. Mimo to, musiał dowiedzieć się, o co chodziło z tym całym sponsorem i czy Ryan wpadł w jakieś kłopoty, ale to dopiero jutro. Młodszy zasługiwał teraz na odpoczynek.
- To ja już idę, jakby co jestem w pokoju - oznajmił po krótkiej chwili milczenia która okazała się być bardzo niezręczna dla obojga, następnie wyszedł z pomieszczenia. Ryan od razy zamknął drzwi i się rozebrał. Jego ubrania były już zdecydowanie niezdatne do ponownego użytku, przez co westchnął, gdyż no coż były to chyba najlepsze, jakie miał.
Po dosyć długim prysznicu i staraniu się jakoś wyczyścić całkowicie posklejane włosy, przebrał się w ubrania naszykowane przez starszego. Pachniały nim. Ryan mimowolnie przyłapał się na tym, że zaczął zaciągać zapachem, którego mimo wszystko brakowało mu przez te paręnaście dni. Szybko się przebrał i zawędrował do pokoju. Leżał na łóżku gapiąc się na sufit. Chociaż bardzo nie chciał cały czas myślał o dzisiejszych wydarzeniach. Już nawet nie był w stanie płakać.
Ogólnie rozdziały z oznaczeniem „•" (np. •2•) zawierają sceny EROTYCZNE, CIELESNE, SEKSUALNE, EROS. No a takie z oznaczeniem „°" są normalne.
I wg dzisiaj na 92% będzie jeszcze jeden rozdział, przeprosinowy za długibrak rozdziału.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro