Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°10°

Ryan widząc, że starszy niczego nie podejrzewał, postanowił dalej przeglądać wiadomości tej samej grupy, aż trafił na jedne z nowszych:

Ty:
Dobra, chcieliście, to macie

*wysłano plik jpg*

Dallon:
WTF

Bren, w ogóle jak ci się udało zrobić takie zdjęcie???

Ty:
Powiedzmy, że mam swoje sposoby i niezłego dilera od pigułek

Joshua:
Stary, ja zaczynam się ciebie poważnie bać...

Ty:
Zawsze do usług xD

Ale pamiętaj, połowa zysków dla mnie


Ryan nagle poczuł, że ktoś wyrywa mu telefon z ręki. Spojrzał do góry i ujrzał Brendona wpatrującego się w ekran komórki.
- Co ty robisz do cholery?! - głos szatyna był naprawdę nieprzyjemny. - Miałeś tylko sprawdzić lekcje, a nie czytać moje zasrane wiadomości! - warknął, przez co brunet skulił się będąc obezwładnionym samym jego podniesionym głosem.

- Przepraszam - zaczął się tłumaczyć Ryan. - Po prostu byłem ciekawy... i zobaczyłem tam swoje zdjęcie, więc... - nie dokończył, ponieważ przerwał mu ból spowodowany policzkiem wymierzonym przez szatyna. Młodszy tylko złapał się za pulsujące miejsce i z dalej otwartą buzią wpatrywał się w wyższego przestraszonymi oczami.

- Kurwa mać! - krzyknął jeszcze raz. - Więcej tak nie rób. Ostrzegam cię po raz ostatni, rozumiesz? - wyciągnął palec wskazujący w stronę chłopca, na co ten tylko pokiwał głową, starając się nie rozpłakać, mimo iż łzy same napływały mu do oczu, co mu wręcz sprawiało ból. - Jeśli się to powtórzy, wszyscy, dosłownie wszyscy będą mieli wgląd na to, jak mi obciągasz. Wszyscy - podkreślił ostatnie słowo bardzo dobitnie. - Więc lepiej się pilnuj, zrozumiano? - Ryan ponownie pokiwał głową, a stojący poklepał go po zaczerwienionym policzku, widząc jak ponownie się krzywi.
Brendon odszedł z miejsca zbrodni ze wszystkimi i żadnymi uczuciami na raz, tym razem zabierając ze sobą telefon i rzucił praktycznie nieświadomie do Rossa - napiszę ci to, co miałeś zadane. - Podszedł do biurka, wyciągnął pierwszą lepszą kartkę i podał ją nadal zestresowanemu Ryanowi, który drżącą dłonią złapał świstek papieru wgapiając się w niego i siadając po turecku na łóżku, by następnie zacząć rozmasowywać dalej piekący policzek.

- Przepraszam - Ry mruknął cicho po parunastu minutach siedzenia w ciszy, spoglądając na starszego chłopaka, który również akurat odwrócił wzrok w jego stronę, jednak po chwili wewnętrznej walki z samym sobą, ciemnowłosy wrócił do swojej dawnej pozycji, i jakby nigdy nic zajął się nauką.

Ryan westchnął cicho, po czym kontynuował: - wiem, że nie powinienem tego czytać, ale zobaczyłem siebie, no i się zaciekawiłem... - mówił ze smutkiem w głosie, czując się samemu sobie winnym tego, co się wydarzyło. Coś wewnątrz kazało mu obwiniać się za to wszystko, a tym samym zmuszało go do coraz większego emocjonalnego przywiązania do swojego oprawcy. Czy Ryan właśnie zaczął wariować? Nie, to niemożliwe. Po prostu to Brendon był w głębi serca piękną osobą, a instynkt Ryana podpowiadał, a właściwie krzyczał do niego, że to prawda. Już sam nie wiedział, co o tym myśleć.

Czarnowłosy dalej wgapiał się w kartkę przed sobą. Nie udawał nawet, że czyta, po prostu słuchał, co młodszy ma do powiedzenia. Wiedział dobrze, że prawdopodobnie każdy zachowałby się podobnie, lecz teraz nie mógł pokazać mu, że to on miał rację. W końcu to Brendon miał być tu "samcem alfa" i miał on być w oczach młodszego wszechmocny i nieomylny, by móc utrzymać swoją pozycję, co udało mu się, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Po chwili ciszy Ross zaczął: - a czy wy serio wstawiliście gdzieś moje zdjęcia? I o jakie zyski chodziło? - uniósł głowę, przez co jego grzywka lekko wpadła mu do oczu i musiał ją poprawić.

- Dobra będę szczery - Brendon odwrócił się do niego przodem.
"Wow" pomyślał Ryan.
- Zrobiłem ci zdjęcie, Dallon wystawił ogłoszenie, że sprzeda zdjęcia "gorącego napalonego nastolatka" - chłopak zrobił cudzysłów palcami. - I jakiś stary zboczeniec je kupił - wzruszył ramionami nie przejęty sytuacją. - Więc teraz najpewniej do twojego zdjęcia spuszcza się jakiś stary dziad - po wszystkich wyjaśnieniach z jego strony ponowie odwrócił się tyłem do młodszego zajmując się nauką. Ryan również nie mając już więcej pytań podszedł do kartonu gdzie trzymał swoje rzeczy i wyjął z niego parę zeszytów zaczynając odrabiać lekcje.

- Jesteś może głodny? - zapytał szatyn po jakieś godzinie wstając od biurka. - Dochodzi dwudziesta - nie słysząc odzewu ze strony młodszego, co najpewniej spowodowane było strachem, po prostu mówił dalej. - Dobra, to ja idę zrobić jakieś kanapki, czy coś. Będę za parę minut - westchnął Bren wychodząc z pokoju i zostawiając Ryana samego.

Bruneta ciągnęło bardzo, by sprawdzić co jeszcze Brendon i jego koledzy pisali o nim na grupie, jednak z powodu wciąż bolącego policzka nie był w stanie ruszyć jakiejkolwiek rzeczy należącej do starszego. Bał się po prostu kolejnego wybuchu złości z jego strony.

- Idź już może spać, wyglądasz na śpiącego - stwierdził Brendon, gdy wrócił po paru minutach z dwoma talerzami kanapek. Ryan miał już widocznie zaspane oczy, mimo iż za oknem było jeszcze całkiem jasno. Pokiwał jedynie głową.
- Dobra, to zjedz i się połóż. W końcu nie na darmo robiłem tyle kanapek -mruknął ponownie szatyn i siadając przy biurku i zajął się nauką co chwila gryząc kanapki.

- To się już położę, jeżeli to nie problem - wymamrotał Ryan, który nawet nie słuchał tego, co przed chwilą powiedział mu starszy. Po skończonej kolacji odstawił talerz na szafkę obok łóżka, dalej czując się skrępowanym obecnością Urie'go.

- Mhm - starszy wzruszył ramionami nawet nie odwracając się do bruneta.

-A gdzie ja mam spać? - zapytał po paru chwilach, nie wiedząc, czy ma spać na podłodze, czy jak.

- W łóżku - odparł zdziwiony takim pytaniem Brendon, Sądził, że to akurat będzie oczywiste, szczególnie, że już noc wcześniej spał z nim w jednym łóżku.

- O... okey - mruknął lekko zszokowany brunet, sądząc, że starszy nie będzie chciał z nim spać, szczególnie, że miał mu służyć tylko do zaspokojenia jego "potrzeb". - To ja się... - wstał z łóżka podchodząc do kartonu, w którym miał swoje rzeczy i wyjął piżamę. - Pójdę się przebrać... - mówił niepewnie, jednak nie usłyszał odpowiedzi ze strony starszego, więc po prostu wszedł do łazienki, której drzwi znajdowały się w tym samym pokoju, tuż obok pianina i drzwi prowadzących na korytarz.

Wrócił po parunastu minutach przebrany z ubraniami w ręce i odłożył je na kupkę do kartonu, po czym sam położył się pod kołdrę i zamknął oczy, nawet nie fatygując się by zapytać szatyna o to, czy może zgasić światło, bo doskonale znał odpowiedź na to pytanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro