Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. Ty jesteś z Vees!?

(Wybaczcie małe opóźnienie, ale byłam zmuszona zrobić sobie przerwę od wattpada i średnio miałam jak coś wrzucić. Już jednak wracam i mam nadzieję, że jeszcze dziś zdążę wydać nowy rozdział 😚)

- Więc? Pogodziliście się już? - Spytała Velvette, zaraz po tym jak ujrzała cię z Voxem, wychodzących z jego pokoju.

- Tak. - Uśmiechnęłaś się w stronę telewizora, po czym znów pokierowałaś swój wzrok na dziewczynę. - Miałaś rację.

- No widzisz. Mówiłam - odrzekła. - Teraz chodźmy po Val'a i ustalmy co dalej z Alastorem.

*****

- Kuźwa, Y/N! Jak mogłaś być tak nie ostrożna!? - Valentino ochrzanił cię zaraz po tym, jak dowiedział się o całej historii.

- Ej! Przypominam, że pomysł z miksturą nie był mój - oznajmiłaś.

- Dobra, ogarnijcie się. Już nie ważne czyj to był pomysł. Zastanówmy się lepiej, kogo wziąć na przeszpiegi - powiedziała Velvette.

Wszyscy zebrani przez chwilę zastanawiali się nad tym, a ci niestety żaden pomysł nie przychodził do głowy.

- Chyba już doskonale wiem, kogo wybiorę - rzekł Vox, z chytrym uśmieszkiem na ekranie.

Odchyliłaś lekko głowę, czekając na rozwinięcie.

- Sir Pentious. Ten desperat zrobi wszystko, by się nam podlizać - stwierdził.

- Co. - Bardziej stwierdziłaś, niż spytałaś. - Nie ma takiej mowy! Ten dureń prawie mnie kiedyś zabił! - odparłaś.

- Ty wraz z tą dzikuską Cherri Bomb zaczęłyście walkę. Nie myśl, że o tym zapomniałem - Vox skarcił cię spojrzeniem mówiącym samo za siebie.

- Ale i tak! Nie będę współpracować z tym żmijowatym ziutem - oznajmiłaś.

- Y/N. Proszę cię, nie zachowuj się jak dziecko. W końcu przypominam, że gdyby ktoś się nie wydał - Vel popatrzyła się na ciebie znacząco wzrokiem - to te całe szukanie szpiega nie byłoby nawet konieczne.

- Aha! Czyli to jednak moja wina, tak? - Oburzyłaś się delikatnie, krzyżując ręce.

- Ta- - chciał powiedzieć Valentino, jednak Vox skutecznie zakrył mu usta dłonią.

- Nie - zaprzeczył. - Ale nie rób już scen i po prostu zaakceptuj Pentiousa - rzekł telewizor.

- No dobra już - odparłaś, wywracając przy tym gałkami. - Ale mówię wam, że nie mam co do niego najlepszych odczuć.

Nie całą godzinę później, owy wąż był już w waszej wierzy, i niepewnie uchylił drzwi do waszego pokoju spotkań. Nie zbyt chciałaś tam być, jednak niestety był to twój obowiązek i nie mogłaś po prostu wrócić sobie do pokoju.

- Witam szanownych Veessss - zasyczał demon, zaraz po tym jak wpełz do środka.

Velvette nie zwróciła nawet na niego uwagi, z resztą podobnie jak Valentino. Vox natomiast przytaknął, wskazując wolne miejsce przy stole.

Za nim wąż jednak usiadł, jego wzrok powędrował na ciebie, a twoja obecność wyraźnie go zdziwiła.

- Co ona tu robi? - Wskazał na ciebie palcem, kierując swoje słowa do samsunga.

- Siedzę - odburknęłaś wrednie, zanim zrobił to niebieski.

Nawet Vel oderwała się na chwilę od komórki, by zerknąć okiem na sytuację. Czy on serio nie wiedział, że jestem z Vees? - Pomyślałaś.

- Czekaj.. - Pentious myślał przez chwilę, po czym zasłonił sobie usta w niedowierzaniu. - Ty jesteś z Vees!?

No shit Sherlock.

- Niespodzianka. - Po raz kolejny pokręciłaś oczami.

Grzesznik zaraz po twoich słowach, natychmiast ukłonił się nisko, zaczynając przepraszać jak w amoku.

- Proszę o wybaczenie - powtarzał. - Nie miałem pojęcia, że panienka należy do tej jakże zacnej kampanii.

- Dobra, wstawaj - odparłaś lekko zirytowana.

- Tak jest - odrzekł salutując, po czym w mgnieniu oka usiadł na krześle.

Wytłumaczenie wszystkiego wężowi nie zajęło zbyt długo. Nie minęło nawet pół godziny, kiede ten wyszedł, by zrealizować swoje zadanie. Przed wyjściem, Vox dał mu jeszcze zegarek, by grzesznik miał jak się z wami komunikować i przekazywać informacje.

(Pomińmy scenkę przybycia Pentiousa do hotelu, myślę że każdy ją dobrze zna, a autorka jest zwyczajnie zbyt leniwa by ją pisać 😞)

- Czekaj.. - usłyszałaś głos Voxa dochodzący z salonu, który właśnie z kimś rozmawiał. - Złapali cię!? Nie minął nawet dzień - zadrwił.

Już domyślałaś się, z kim gada telewizor. To było dla ciebie nieco oczywiste.

- Nie mogę uwierzyć, że myśleliśmy, że poradzisz sobie z nawet tak prostą rzeczą - wciąż mówił.

Szybko wstałaś z fotela i zaczęłaś kierować się w stronę głosów z czystej ciekawości.

- Wiesz co? Zrób mi przysługę - oznajmił niebieski, gdy byłaś już pod drzwiami. - Jeśli oni cię nie zajebią, to zrób to kurwa sam!

- Głośniej się nie da? - spytałaś, zaraz po wejściu do środka.

- Wybacz - odrzekł, od razu kończąc rozmowę. - Ten jebany skurwiel nie wytrzymał tam nawet dnia.

- A nie mówiłam? - zaczęłaś się wywyższać, robiąc przy tym chytry uśmieszek.

- Mówiłaś, mówiłaś. - Pokręcił oczami. - Nie zmienia to jednak faktu, że mamy dość duży problem. Skoro z Pentiousa już raczej nici, kto teraz będzie pilnował Alastora? - Zadał pytanie, które miałaś wrażenie że bardziej było skierowane do niego samego niż do ciebie.

- Nie wiem - odparłaś. - Pomyślmy nad tym jutro, dziś jest już późno.

Telewizor przytaknął, jednak zaraz po tym na ekran koło niego znów przyszło połączenie.

- Chwila, ten jełop znów wydzwania - odparł, na co zachichotałaś.

- Co znowu!? - Spytał Sir Pentiousa nie miłym tonem, jednak chwila.. Po przyjrzeniu się obrazowi z telewizora mogłaś dojrzeć, że to w cale nie był Sir Pentious.

- Następnym razem będziesz musiał bardziej się postarać, stary kumplu - powiedział Alastor, przez co nieco zesztywniałaś.

Kurwa. Przyłapani po raz drugi

Wyświetlacze zaczęły tracić sygnał, natomiast sam Vox budził wrażenie, jakby odczuwał właśnie nie mały ból. Niebieski złapał się za głowę, próbując ustać na nogach.

- Vox! - powiedziałaś, pomagając mu się nie wywalić.

- Skurwiel - przeklnął pod nosem, gdy zakłócenia ustały.

- Już, już. Spokojnie - odparłaś. - Ogarniemy to jutro, tak? Teraz chodźmy już spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro