Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. Vox

Obudziłaś się w dość dużym szoku, po czym zaczęłaś szybko oddychać, w tym samym momencie podnosząc się do siadu.

- Co jest - wymamrotałaś, widząc, że znajdujesz się w dobrze znanym ci budynku.

- O, obudziłaś się - powiedziała Velvette, siedząca na fotelu koło łóżka, na którym się znajdowałaś.

- Co ja tu robię? - spytałaś, nieco uspokajając oddech.

Dziewczyna popatrzyła się na ciebie z widocznym szokiem na twarzy, po czym zaczęła się dość głośno śmiać.

- T-ty na prawdę nic nie pamiętasz? - zapytała rozbawiona.

Zaraz po jej pytaniu dokładnie zaczęłaś wszystko analizować. No tak! Ta jebana herbata! - myślałaś. - Wypiłam ją; zemdlałam; ocknęłam się; poszłam do Alastora i.. - zasłoniłaś sobie usta z szoku. - O kurwa. Ja się z nim całowałam! Jebany Valentino, nosz kurwa! Ja przecież wiedziałam. Wiedziałam, że to się tak skończy! Ale co było dalej? Dlaczego nagle z hotelu znalazłam się w V tower?

- Wszytko w porządku? - Velvette dostrzegła zmieszanie na twojej twarzy.

- Nie. - Odparłaś szczerze, jednak jednocześnie w twoim głosie było coś zabawnego. - Proszę, powiedz że nie zrobiłam niczego dziwnego.

- Dziwnego? - znów zachichotała. - Stara. Dziwnego to za mało powiedziane. Taką szopkę tu odpierdoliłaś, że nawet Valentino był pod wrażeniem.

- Nic a nic nie możesz sobie przypomnieć? Serio? - dodała.

- Nie - odpowiedziałaś, na co ta znów parsknęła.

- Siadaj i słuchaj, bo na stojąco nie dasz rady - rozkazała.

- Przecież siedz- chciałaś powiedzieć, jednak ta przerwała ci uciszającym gestem dłoni.

- Jakoś koło trzeciej wtargnęłaś tu pół naga, budząc wszystkich w wierzy. - Zaczęła, starając się kontrolować śmiech. - Zaczęłaś walić do pokoju Valentina, a gdy ten ci otworzył, kopnęłaś go w jaja, przy okazji przeklinając wszystko i wszystkich. Gdy on wił się z bólu, ja i Vox również się obudziliśmy i poszliśmy w stronę hałasu by sprawdzić co się dzieję. Gdy tylko nas ujrzałaś, zaczęłaś kleić się do Voxa mówiąc, że chcesz go wyruchać - teraz to ty jej przerwałaś.

- Powiedz, że sobie żartujesz. - Zasłoniłaś twarz dłonią z zażenowania.

- Niestety nie. A to tylko początek - odparła.

- Odciągnęłam cię od niego i chciałam cię ocucić, a gdy spojrzałaś mi w oczy, już było jasne o co chodzi. Zamiast źrenic miałaś bordowe serca, a reszta powierzchni twoich oczu była różowa - wyjaśniła. - Od razu domyśliliśmy się, że wypiłaś miksturę od Vala, dlatego jak najszybciej chcieliśmy zaciągnąć cię do łóżka, byś poszła spać i obudziła się trzeźwa. Zamiast jednak posłusznie iść, ty zaczęłaś się drzeć jak jakiś jebany kojot, totalnie bez powodu, tak że dla naszego Voxa prawie pękł ekran. Valentino z zemsty w końcu jebnął cię delikatnie zgaszonym szlugiem w policzek, przez co się uspokoiłaś. W końcu udało mi się cię zabrać do twojego pokoju, a gdy chciałam na ciebie coś założyć, byś tak nie eksponowała swoich atutów, zaczęłaś się kleić tym razem do mnie. - Już nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.

- Vel! To nie jest śmieszne! - okrzyczałaś ją cała w rumieńcach.

- Wybacz. Dla mnie jest - próbowała się opanować. - Zawołałam Voxa, by mi z tobą pomógł, a gdy ten przyszedł to zaczęłaś go rozbierać. Gdy ledwo co udało nam się położyć cię w tym jebanym łóżku, zaczęłaś śpiewać. Razem z Voxem spojrzeliśmy po sobie w niezłym szoku po czym przykryliśmy ci poduszką łeb.

- Nie no. Dzięki - wywróciłaś oczami na ostatnią wzmiankę.

- Po jakichś dwudziestu minutach zasnęłaś, więc wyszliśmy z twojego pokoju, i to był duży błąd. Zrobiłaś tam taki rozpierdol, że głowa mała, przez co musieliśmy cię przenieść tutaj. Do pokoju Voxa. Potem już było w miarę normalnie, ale na wszelki z tobą zostałam. Vox spał w salonie - dokończyła swoją opowieść.

Nastała chwila ciszy, podczas której miałaś ochotę tylko i wyłącznie zapaść się pod ziemię. Super. Czyli chciałam wyruchać trzy osoby jednej nocy? Nie no, spoko - myślałaś.

- Ale ostatecznie, z nikim się nie przespałam, tak? - spytałaś tak na wszelki wypadek.

- Valentino był chętny, ale go powstrzymaliśmy. A tak ogólnie to nie - odparła. - Ale muszę przyznać, że było ciekawie. Nigdy nie widzieliśmy cię aż takiej napalonej.

- Nie pomagasz - burknęłaś, wciąż nie mogąc przetrawić tego, co dziewczyna ci opowiedziała.

- Dobra już. Wyluzuj. Przecież to tylko my, tak? Gorzej by było, gdyby był to ktoś inny. Ale dobrze, że byłaś pod wpływem mikstury w naszej obecności - próbowała cię jakoś pocieszyć.

Tylko oni? - pomyślałaś. - Fakt. Gdybym zatruła się tą miksturą tutaj a nie w hotelu, to nawet bym się nie martwiła. Ale kurwa właśnie nie zatrułam się tutaj tylko w hotelu! A Alastor widział moje zachowanie po wypiciu tego gówna!

- Velvette.. Nie tylko tym się martwię - zaczęłaś po krótkiej chwili. Przez moment zastanawiałaś się, czy na pewno powiedzieć jej o "przygodzie" z demonem.

- Hm? - przechyliła głowę z ciekawością.

- Ja chyba.. No ten.. Ja.. - zaczęłaś się jąkać.

- No mów - rozkazała, kręcąc oczami.

- Przelizałam się z Alastorem - powiedziałaś w końcu na jednym wydechu.

Nastała chyba najbardziej niezręczna chwila ciszy w całym twoim życiu. Po raz kolejny zasłoniłaś twarz dłońmi, nie chcąc patrzeć na reakcję dziewczyny.

- Co. - Bardziej stwierdził, niż spytał wkurzony głos z wejścia do pokoju.

- Vox? - spytałaś przerażona, widząc chłopaka z kubkiem herbaty w ręku, który dopiero co wszedł do pomieszczenia.

- Ten sukinsyn śmiał cię dotknąć!? - powiedział, wydając z siebie jakieś zakłócenia telewizora.

- Vox, sam widziałeś, jak się wczoraj zachowywała - próbowała uspokoić go Velvette.

Mogłabyś się założyć, że gdyby nie gniew Voxa, ona sama teraz by cię ochrzaniała.

- Czekaj! - krzyknęłaś, widząc jak TV wychodzi z pokoju, puszczając wcześniej trzymany kubek na ziemię.

- Kuźwa, gdzie on idzie!? - dodałaś, wstając z łóżka jak poparzona.

- Y/N. Stój. - Vel złapała cię za ramię, gdy szłaś już w stronę drzwi. - On musi ochłonąć. Sam.

- Ochłonąć!? - Zadrwiłaś sobie, w niezbyt miły sposób. - Rozumiem, że lizanie się z jego największym wrogiem, może nie jest dla niego miłą niespodzianką, no ale no kurwa! To był najładniejszy dywan w tej całej, jebanej wieży! - wskazałaś ręką na zalaną wykładzinę.

Grzeszniczka popatrzyła się na ciebie z niezłym zmieszaniem na twarzy.

- Aha, czyli przejmujesz się dywanem? - spytała w końcu, na co wydałaś z siebie poirytowany odgłos.

- Wiesz co, już nie ważne. Po prostu mnie zostaw - rzuciłaś dość wrednym głosem.

Sama nie wiedziałaś już o co ci chodziło. Lubiłaś Voxa i nienawidziłaś sprawiać mu zawodu, jednak jednocześnie go nie rozumiałaś. To tylko jakiś pocałunek, tak? Przecież to oni dali mi tą potkę, bym zatruła nią Alastora. Skoro jej działanie byłoby u niego takie same jak u mnie, zapewne tak czy siak skończyłoby się przelizaniem. - Rozkminiałaś, podczas przemierzania korytarzy budynku. - Mogli mi jej nie dawać i tyle.


- Vox? Voooox! - krzyczałaś, podczas zaglądania do każdego z pokoi w wieży.

Nigdzie. Go. Nie było.

- Gdzie Vox? - Spytałaś w końcu Valentina, którego zastałaś oczywiście w jego studiu.

- Skąd mam wiedzieć? - Odparł niewzruszenie.

- Z dupy. Dobra, pa - syknęłaś, trzaskając drzwiami.

Wtedy pewna myśl przyszła ci do głowy. - Czy to możliwe, że..? Ja pierdole! Czy on serio poszedł do Alastora!? - Spanikowana pobiegłaś w stronę drzwi wyjściowych z budynku.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro