33. Vox
Obudziłaś się w dość dużym szoku, po czym zaczęłaś szybko oddychać, w tym samym momencie podnosząc się do siadu.
- Co jest - wymamrotałaś, widząc, że znajdujesz się w dobrze znanym ci budynku.
- O, obudziłaś się - powiedziała Velvette, siedząca na fotelu koło łóżka, na którym się znajdowałaś.
- Co ja tu robię? - spytałaś, nieco uspokajając oddech.
Dziewczyna popatrzyła się na ciebie z widocznym szokiem na twarzy, po czym zaczęła się dość głośno śmiać.
- T-ty na prawdę nic nie pamiętasz? - zapytała rozbawiona.
Zaraz po jej pytaniu dokładnie zaczęłaś wszystko analizować. No tak! Ta jebana herbata! - myślałaś. - Wypiłam ją; zemdlałam; ocknęłam się; poszłam do Alastora i.. - zasłoniłaś sobie usta z szoku. - O kurwa. Ja się z nim całowałam! Jebany Valentino, nosz kurwa! Ja przecież wiedziałam. Wiedziałam, że to się tak skończy! Ale co było dalej? Dlaczego nagle z hotelu znalazłam się w V tower?
- Wszytko w porządku? - Velvette dostrzegła zmieszanie na twojej twarzy.
- Nie. - Odparłaś szczerze, jednak jednocześnie w twoim głosie było coś zabawnego. - Proszę, powiedz że nie zrobiłam niczego dziwnego.
- Dziwnego? - znów zachichotała. - Stara. Dziwnego to za mało powiedziane. Taką szopkę tu odpierdoliłaś, że nawet Valentino był pod wrażeniem.
- Nic a nic nie możesz sobie przypomnieć? Serio? - dodała.
- Nie - odpowiedziałaś, na co ta znów parsknęła.
- Siadaj i słuchaj, bo na stojąco nie dasz rady - rozkazała.
- Przecież siedz- chciałaś powiedzieć, jednak ta przerwała ci uciszającym gestem dłoni.
- Jakoś koło trzeciej wtargnęłaś tu pół naga, budząc wszystkich w wierzy. - Zaczęła, starając się kontrolować śmiech. - Zaczęłaś walić do pokoju Valentina, a gdy ten ci otworzył, kopnęłaś go w jaja, przy okazji przeklinając wszystko i wszystkich. Gdy on wił się z bólu, ja i Vox również się obudziliśmy i poszliśmy w stronę hałasu by sprawdzić co się dzieję. Gdy tylko nas ujrzałaś, zaczęłaś kleić się do Voxa mówiąc, że chcesz go wyruchać - teraz to ty jej przerwałaś.
- Powiedz, że sobie żartujesz. - Zasłoniłaś twarz dłonią z zażenowania.
- Niestety nie. A to tylko początek - odparła.
- Odciągnęłam cię od niego i chciałam cię ocucić, a gdy spojrzałaś mi w oczy, już było jasne o co chodzi. Zamiast źrenic miałaś bordowe serca, a reszta powierzchni twoich oczu była różowa - wyjaśniła. - Od razu domyśliliśmy się, że wypiłaś miksturę od Vala, dlatego jak najszybciej chcieliśmy zaciągnąć cię do łóżka, byś poszła spać i obudziła się trzeźwa. Zamiast jednak posłusznie iść, ty zaczęłaś się drzeć jak jakiś jebany kojot, totalnie bez powodu, tak że dla naszego Voxa prawie pękł ekran. Valentino z zemsty w końcu jebnął cię delikatnie zgaszonym szlugiem w policzek, przez co się uspokoiłaś. W końcu udało mi się cię zabrać do twojego pokoju, a gdy chciałam na ciebie coś założyć, byś tak nie eksponowała swoich atutów, zaczęłaś się kleić tym razem do mnie. - Już nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- Vel! To nie jest śmieszne! - okrzyczałaś ją cała w rumieńcach.
- Wybacz. Dla mnie jest - próbowała się opanować. - Zawołałam Voxa, by mi z tobą pomógł, a gdy ten przyszedł to zaczęłaś go rozbierać. Gdy ledwo co udało nam się położyć cię w tym jebanym łóżku, zaczęłaś śpiewać. Razem z Voxem spojrzeliśmy po sobie w niezłym szoku po czym przykryliśmy ci poduszką łeb.
- Nie no. Dzięki - wywróciłaś oczami na ostatnią wzmiankę.
- Po jakichś dwudziestu minutach zasnęłaś, więc wyszliśmy z twojego pokoju, i to był duży błąd. Zrobiłaś tam taki rozpierdol, że głowa mała, przez co musieliśmy cię przenieść tutaj. Do pokoju Voxa. Potem już było w miarę normalnie, ale na wszelki z tobą zostałam. Vox spał w salonie - dokończyła swoją opowieść.
Nastała chwila ciszy, podczas której miałaś ochotę tylko i wyłącznie zapaść się pod ziemię. Super. Czyli chciałam wyruchać trzy osoby jednej nocy? Nie no, spoko - myślałaś.
- Ale ostatecznie, z nikim się nie przespałam, tak? - spytałaś tak na wszelki wypadek.
- Valentino był chętny, ale go powstrzymaliśmy. A tak ogólnie to nie - odparła. - Ale muszę przyznać, że było ciekawie. Nigdy nie widzieliśmy cię aż takiej napalonej.
- Nie pomagasz - burknęłaś, wciąż nie mogąc przetrawić tego, co dziewczyna ci opowiedziała.
- Dobra już. Wyluzuj. Przecież to tylko my, tak? Gorzej by było, gdyby był to ktoś inny. Ale dobrze, że byłaś pod wpływem mikstury w naszej obecności - próbowała cię jakoś pocieszyć.
Tylko oni? - pomyślałaś. - Fakt. Gdybym zatruła się tą miksturą tutaj a nie w hotelu, to nawet bym się nie martwiła. Ale kurwa właśnie nie zatrułam się tutaj tylko w hotelu! A Alastor widział moje zachowanie po wypiciu tego gówna!
- Velvette.. Nie tylko tym się martwię - zaczęłaś po krótkiej chwili. Przez moment zastanawiałaś się, czy na pewno powiedzieć jej o "przygodzie" z demonem.
- Hm? - przechyliła głowę z ciekawością.
- Ja chyba.. No ten.. Ja.. - zaczęłaś się jąkać.
- No mów - rozkazała, kręcąc oczami.
- Przelizałam się z Alastorem - powiedziałaś w końcu na jednym wydechu.
Nastała chyba najbardziej niezręczna chwila ciszy w całym twoim życiu. Po raz kolejny zasłoniłaś twarz dłońmi, nie chcąc patrzeć na reakcję dziewczyny.
- Co. - Bardziej stwierdził, niż spytał wkurzony głos z wejścia do pokoju.
- Vox? - spytałaś przerażona, widząc chłopaka z kubkiem herbaty w ręku, który dopiero co wszedł do pomieszczenia.
- Ten sukinsyn śmiał cię dotknąć!? - powiedział, wydając z siebie jakieś zakłócenia telewizora.
- Vox, sam widziałeś, jak się wczoraj zachowywała - próbowała uspokoić go Velvette.
Mogłabyś się założyć, że gdyby nie gniew Voxa, ona sama teraz by cię ochrzaniała.
- Czekaj! - krzyknęłaś, widząc jak TV wychodzi z pokoju, puszczając wcześniej trzymany kubek na ziemię.
- Kuźwa, gdzie on idzie!? - dodałaś, wstając z łóżka jak poparzona.
- Y/N. Stój. - Vel złapała cię za ramię, gdy szłaś już w stronę drzwi. - On musi ochłonąć. Sam.
- Ochłonąć!? - Zadrwiłaś sobie, w niezbyt miły sposób. - Rozumiem, że lizanie się z jego największym wrogiem, może nie jest dla niego miłą niespodzianką, no ale no kurwa! To był najładniejszy dywan w tej całej, jebanej wieży! - wskazałaś ręką na zalaną wykładzinę.
Grzeszniczka popatrzyła się na ciebie z niezłym zmieszaniem na twarzy.
- Aha, czyli przejmujesz się dywanem? - spytała w końcu, na co wydałaś z siebie poirytowany odgłos.
- Wiesz co, już nie ważne. Po prostu mnie zostaw - rzuciłaś dość wrednym głosem.
Sama nie wiedziałaś już o co ci chodziło. Lubiłaś Voxa i nienawidziłaś sprawiać mu zawodu, jednak jednocześnie go nie rozumiałaś. To tylko jakiś pocałunek, tak? Przecież to oni dali mi tą potkę, bym zatruła nią Alastora. Skoro jej działanie byłoby u niego takie same jak u mnie, zapewne tak czy siak skończyłoby się przelizaniem. - Rozkminiałaś, podczas przemierzania korytarzy budynku. - Mogli mi jej nie dawać i tyle.
- Vox? Voooox! - krzyczałaś, podczas zaglądania do każdego z pokoi w wieży.
Nigdzie. Go. Nie było.
- Gdzie Vox? - Spytałaś w końcu Valentina, którego zastałaś oczywiście w jego studiu.
- Skąd mam wiedzieć? - Odparł niewzruszenie.
- Z dupy. Dobra, pa - syknęłaś, trzaskając drzwiami.
Wtedy pewna myśl przyszła ci do głowy. - Czy to możliwe, że..? Ja pierdole! Czy on serio poszedł do Alastora!? - Spanikowana pobiegłaś w stronę drzwi wyjściowych z budynku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro