13. Cherri i umowa.
Po odzyskaniu zdrowego rozsądku, chciałaś spowrotem odzyskać miskę używając swojej mocy, jednak zapomniałaś o tym że przecież nie umiesz jej używać, przez co nie zbyt ci się to udało.
- Co to było?- spytał Al, przerywając na chwilę jedzenie po zobaczeniu twojego dość nietypowego ruchu.
Zarumieniłaś się lekko z zawstydzenia, po czym zmarnowana położyłaś głowę na stół w myślach rozpaczając nad tym, że nie umiesz kontrolować tego swojego całego daru.
- Czyżby nasza Vivi nie umiała przywołać do siebie miseczki?- zaczął się z tobą droczyć, a ty mimo że w tamtym momencie go nie widziałaś, to i tak mogłaś się domyślić że jego twarz za pewne pokrył ten chytry uśmiech pełny władzy i poczucia wyższości.
- Nie odzywaj się. Chciałeś te płatki to je sobie jedz.- syknęłaś, wciąż opierając głowę o blat.
Usłyszałaś jak radiowy kontynuuje ciamkanie, a chwilę później twój telefon zawibrował delikatnie.
Natychmiast się podniosłaś, patrząc na numer dzwoniący i niemal że poraz drugi spadłaś z krzesła, jednak tym razem z wrażenia a nie ze strachu.
- Cherri Bomb!?- wrzasnęłaś na głos podekscytowana, zaraz po dojrzeniu jej imienia na wyświetlaczu.
Cherri była tym typem przyjaciółki, z którą widziałaś się raz na ruski rok jednak mimo to byłyście bardzo zżyte. Poznałaś ją niedługo po przybyciu do piekła, jednak ze względu na to że Vee's jej nie lubiły, nie miałaś wyjścia i musiałaś spotykać się z nią w sekrecie.
Nie raz walczyłyście razem przeciwko nijakiemu wężowi i jego jajami, a przy ostatnim takim pojedynku zostałaś dość mocno zraniona. Wszystko było w telewizji, więc gdy tylko Vox i reszta to zobaczyli, momentalnie cię ochrzanili i jakimś sposobem przekupili Bomb, by się z tobą więcej nie zadawała.
Bardzo zdziwił więc cię fakt, że dziewczyna do ciebie dzwoni, jednak mimo to niemal natychmiast odebrałaś, nie zwracając już nawet uwagi na Alastora.
- Cherri!- krzyknęłaś głosem przepełnionym radością.- Ile to już czasu?
- Y/N! Stara, tęskniłam!- odpowiedziała również z wielkim entuzjazmem.
- Wybacz, że tak nagle. Ale chcesz się może spotkać? Nie widziałyśmy się jakiś rok.- dodała.
- Jeszcze pytasz? Jasne! Mów tylko gdzie i o której.- zachichotałaś.
Po krótkiej rozmowie dokładnie ustaliliście czas i miejsce spotkania, nie rozwijając mocno innych tematów gdyż zwyczajnie chciałyście to zrobić osobiście.
Wciąż podjarana spowrotem usiadłaś przy stole, nie mogąc przestać się uśmiechać.
- Kto to był?- spytał Alastor, który swoją drogą już skończył płatki.
- A co cię to?- odparłaś, natychmiast zmieniając charakter na wersję "zimna suka".
- Tylko pytam.- powiedział, przewracając oczami.
- Przyjaciółka. Vee's nie pozwalają mi się z nią spotykać, jednak i tak dzisiaj wychodzimy. Chyba po raz pierwszy od roku!- rzekłaś, a twój entuzjazm w głosie momentalnie wrócił.
- Nie pozwalają? Czyli nadal z nimi trzymasz?- stwierdził, posyłając ci chytry uśmiech.
- Co? nie! Miałam na myśli, że nie pozwalali.- zaczęłaś się tłumaczyć.
- Y/N..- chciał coś powiedzieć, jednak wtedy nachyliłaś swoje ciało nad blatem, zasłaniając jego usta dłonią, przez co nie mógł się wymówić.
- Vivienne!- krzyknęłaś, patrząc mu głęboko w oczy.
Chwilę później jednak zarumieniłaś się, zdając sobie sprawę że dotykasz go w taki sposób.
- Dobra, więc Vivienne..- zaczął, odsuwając powoli i delikatnie twoją rękę z jego twarzy.- jesteś po prostu kłamczuchą.
- Mówiłem już, że wiem iż nie odeszłaś z Vee's, więc nie musisz mi kłamać.- odpowiedział.
- Dobra, masz mnie. Ale błagam! Nie mów reszcie, proszę cię.- zaczęłaś błagalnym tonem.
Już z lekka zaczęłaś żalować, że tak łatwo mu się przyznałaś, jednak z drugiej strony doskonale miałaś świadomość, że dalsze przekonywanie go do tego oszustwa nie ma sensu i że nie zadziała.
- Lubię jak błagasz~- skomentował.
- Alastor!- wrzasnęłaś poirytowana.
- Niech ci będzie. Nikomu nic nie powiem, jednak pod jednym warunkiem..- zaczął.
Popatrzyłaś jedynie na niego, czekając aż kontynuuję.
- Zawżyjmy małą umowę.- dodał.
- Umowę?- zaśmiałaś się delikatnie.- coś ci się chyba pomyliło. Nie będę zawierać z tobą żadnych umów.
- Ah, tak? Więc chyba muszę zawołać Charlie i jej agresywną dziewczynę z włócznią..- rzekł, pogrywając z tobą.
- Nie! Nawet nie próbuj.- ostrzegłaś.
- Cha!- już chciał wołać, jednak momentalnie mu przerwałaś.
- Dobra, dobra! Tylko przestań!- powiedziałaś.
- Więc, umowa stoi?- spytał wstając z krzesła na równe nogi, po czym przez stół wyciągnął ci dłoń.
- Stoi.- odpowiedziałaś krótko i dość niepewnie, po czym ścisnęłaś jego rękę.
Zaraz po tym całe pomieszczenie przepełniła zielona aura, a uśmiech Alstora stał się znacznie większy i bardziej przerażający.
Trawało to może jakieś 5 sekund, jednak dla ciebie były one jak wieczność.
Lekko cię sparaliżowało i jedynie wpatrywałaś się w niego czując delikatny strach.
Boże.. co ja zrobiłam?- pomyślałaś, i za pewne pogrążałabyś się w tych myślach jeszcze dłużej, gdyby nie radiowy głos który wyrwał cię z transu.
- Długo tak jeszcze będziesz mnie trzymać?- spytał chłopak, przez co momentalnie się ocknęłaś.
-co?- spytałaś zmieszana, a za raz po tym spojrzałaś na wasze wciąż splecione dłonie.- ah, tak. Wybacz.- dodałaś, natychmiast zabierając rękę.
- Czego właściwie będziesz odemnie chciał?- spytałaś błagalnie, wciąż żałując tego, że zawarłaś z nim umowę.
Z drugiej strony jednak, gdyby powiedział dla Charlie prawdę, ta za pewne wyrzuciłaby cię z hotelu, przez co nie mogłabyś tu węszyć.
- Niczego nadzwyczajnego, nie martw się. Pozwól, że wykorzystam to w odpowiednim czasie.- rzekł spokojnie, spowrotem siadając na krzesło.
Nie. Nie ma prawa żądać czegoś strasznego. Mam jego duszę, nie podskoczy mi.- myślałaś wciąż stojąc w miejscu.
- Coś nie tak słodziutka? Może usiądziesz?- zaproponował Al, który wydawał się teraz być w znakomitym humorze.
Nie zbyt myśląc zrobiłaś to co powiedział, wciąż pogrążając się w swoich czarnych scenariuszach.
- Może kawy?- spytał, poraz kolejny wyrywając cię z transu.
- T-tak, pewnie.- odrzekłaś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro