Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Niechętnie otworzyłam opuchnięte od płaczu oczy. Czułam się naprawdę fatalnie. W moich uszach cały czas jak echo rozbrzmiewały słowa Noah, który mówił, że jestem pieprzonym problemem. W tej chwili żałowałam, że nie odważyłam się przyłożyć mu wczorajszego wieczoru w te jego parszywą i niewyparzoną mordę.

Sięgnęłam po telefon leżący na szafce nocnej, który wskazywał dopiero dziewiątą godzinę. Poza tym na ekranie widniała ikonka informująca o kilkunastu nieodczytanych wiadomościach. Pominęłam wiadomości od Noah, odczytując te od przyjaciółki.

April: I jak udała się randka?

April: Czyżby wydarzyło się coś więcej o czym nie chcesz mi powiedzieć?

April: Zoe?!

April: Gadaj co zaszło między wami!

April: Jeśli nie odpiszesz mi do południa, obiecuję, że pojawię się w twoim domu i wszystko mi wtedy wyśpiewasz.

Zoe: Opowiem ci wszystko w szkole, teraz nie mam siły o tym gadać.

Westchnęłam , przechodząc do wiadomości od Noah. Z jednej strony, nie chciałam ich czytać, tylko usunąć, tak jak jego z mojego życia, co jak na razie było niewykonalne. Z drugiej strony jednak korciło mnie żeby przeczytać co tam napisał i ostatecznie to właśnie moja ciekawość zwyciężyła.

Noah: To chyba jednak poważnie zastanowię się zanim cię wpuszczę XD

Noah: Jesteś tam?

Noah: Dobra nie rób sobie jaj tylko odpisuj.

Noah: Mam zacząć się bać?

Noah: Odpisz bo zaczynam się naprawdę martwić.

Noah: Mam dzwonić po policję, że zaginęłaś?

Noah: Pieprzyć policję, jeśli w ciągu godziny nie zobaczę cię całej i zdrowej to sam załatwię tego gnoja jeśli cokolwiek coś ci się stanie.

Jedyne co czułam po odczytaniu tych wiadomości to mętlik w głowie. Naprawdę nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Zwłaszcza o jego wahaniach nastroju. Najpierw potrafił być troskliwy i martwić się o mnie, a kiedy się zjawiłam był zupełnie innym Noah. Takim, którego do tej pory nie znałam. I chyba nie chciałam widzieć ponownie. Wiedziała, że prędzej czy później czeka nas bardzo długa rozmowa. Jednak ja wolałam, aby było to później.

Wstałam z łóżka, starając się jako tako doprowadzić do porządku. Wzięłam długi i zimny prysznic, który swoją drogą w ogóle mi nie pomógł, po czym przebrałam się w jeasny i szary ciepły sweter. Włosy związałam w wysokiego kucyka, a cały makijaż ograniczyłam tylko do tuszu do rzęs. Nadal mając na nogach moje królicze kapcie zeszłam na dół, żeby coś przekąsić. Jak się okazało Toby i Charlie nadal smacznie spali w swoich łóżkach, podczas gdy Noah drzemał na kanapie w salonie. Przeszłam najciszej jak umiałam do kuchni, żeby tylko go nie obudzić. Nie musiałam zaglądać do lodówki, żeby wiedzieć, że jest pusta po imprezie. W końcu oni jak termity wyżarli wszystko. Dlatego chwyciłam ostatnie jabłko z półmiska stojącego na blacie i ruszyłam w stronę drzwi, żeby się ubrać i wyjść do sklepu po coś do jedzenia.

Ubrana w czarną skórzaną kurtkę i trapery w tym samym kolorze, już miałam wychodzić, kiedy zobaczyłam jak brunet przekręca się na kanapie, zrzucając tym samym z siebie koc. Westchnęłam, po czym podeszłam do niego z powrotem go przykrywając. Może i zalazł mi ostatnio za skórę, ale nie byłam na tyle zimną osobą, żeby pozwolić mu marznąć. Zwłaszcza, że był już październik, a na dworze nie było już zbyt ciepło.

-Zoe?- spytał nie otwierając oczu, kiedy przez przypadek dotknęłam jego ramienia.

-Tak śpij dalej, ja zaraz wrócę bo idę do sklepu- poinformowałam go, powoli oddalając się.

-Iść z tobą?- Usłyszałam jego głos, chwilę po tym jak złapał mnie za rękę, ciągnąc lekko w swoją stronę.

Spojrzałam na niego widząc, że otwiera oczy. Widziałam jak zaczyna wstawać nie puszczając mojej dłoni, którą cały czas kurczowo trzymał, tak jakby się obawiał, że zaraz zniknę.

-Nie, dam sobie radę- uśmiechnęłam się, odsyłając go z powrotem na kanapę.-Połóż się, dobrze ci to zrobi.

Noah przytaknął puszczając w końcu moją dłoń i wracając jednocześnie pod koc. Praktycznie od razu zasnął, dlatego też powoli wycofałam się, podążając w stronę drzwi.

Kiedy tylko wyszłam na zewnątrz, uderzył mnie powiew świeżego zimnego powietrza. Wzięłam głęboki oddech, zamykając na chwilę oczy.

-Jakie to wszystko jest popieprzone- westchnęłam, opierając się o framugę drzwi wejściowych.

***

-Pomóc w czymś?- spytała jedna ze sklepowych ekspedientek, kiedy już chyba z dobre piętnaście minut sterczałam przy lodówce z nabiałem.

-Nie dziękuję- odparłam, na co kobieta uśmiechnęła się i odeszła.

Prawdę mówiąc sama zapomniałam, po co tu stoję, skoro już za pierwszym razem przejeżdżając obok tej lodówki, wzięłam z niej wszystko co potrzebowałam. Jak widać dzisiejszy dzień zapowiadał się naprawdę fantastycznie. Obydwoje byliśmy w tak fatalnych nastrojach, ledwo żywi, że już na samą myśl o tym chciało mi się płakać. Jeśli wrócę do domu i nie zacznę wyć w poduszkę, jedząc trzy opakowania lodów, które wsadziłam właśnie do koszyka, to naprawdę będzie można uznać to za sukces.

-Przepraszam.- Z tego całego zamyślenia wpadłam na jakiegoś chłopaka.-Nick?- Otworzyłam szerzej oczy widząc przed sobą zielonookiego, który tak samo jak ja wydawał się być zdziwiony.

-Wybacz, ale nie mam teraz czasu.- Wyminął mnie podążając szybkim krokiem w stronę wyjścia.

-Poczekaj!- krzyknęłam, próbując go dogonić co nie było łatwe, jeśli miało się ze sobą duży wózek sklepowy.

Chłopak odwrócił się, jednak nie zatrzymał się, przez co już po chwili zgubiłam go w tłumie innych klientów. Chciałam mu wyjaśnić wczorajszą sytuację, a przede wszystkim przeprosić go, jednak Nick nie dawał mi nawet szansy. Rozumiem, że był zły, ale mógłby mnie chociaż wysłuchać. Zrezygnowana ruszyłam w stronę kas, żeby zapłacić za zakupy.

***

-Obiecałeś, że pójdziemy dzisiaj na pizzę.- Usłyszałam błagalne głosy chłopców, którzy siedzieli razem z brunetem na kanapie.

Prawdopodobnie jeszcze nie usłyszeli, że wróciłam do domu, dlatego postanowiłam wykorzystać tą okazje i podsłuchać o czym rozmawiają. Po cichu odłożyłam reklamówki z zakupami. Oparłam się o ścianę, rezygnując ze zdjęcia butów i kurtki, nie dają tym samym jakichkolwiek znaków, że już wróciłam.

-Naprawdę nie możemy tego przełożyć?- Noah starał się prawdopodobnie ubłagać maluchy, aby przełożyć wypad, o którym słyszę pierwszy raz. Nie przypominam sobie, aby wcześniej o tym wspominali.

-Dlaczego? To przez tą waszą wczorajszą kłótnię?

Usłyszałam jak brunet głośno wzdycha. Prawdopodobnie zastanawiał się co ma im powiedzieć. W sumie krzyczeliśmy na tyle głośno, że na sto procent musieli wszystko słyszeć, nawet jeśli byli na górze. Dlatego teraz ciężko będzie ich okłamać i wcisnąć im jakiś słaby kit.

-Dobrze powiem wam, ale obiecajcie, że to zostanie między nami.- W pokoju zapanowała cisza, przez co mogłam się tylko domyślać, że chłopcy zgodnie przytaknęli, kiwając głowami.- Zoe jest dla mnie bardzo ważna, ale nie mam odwagi jej tego powiedzieć.

-Dlatego zdenerwowałeś się kiedy poszła na randkę z tym chłopakiem?

-Mniej więcej.

-No ale mniej czy więcej- westchnął Charlie, żądając tym samym dokładniejszej odpowiedzi.

-Czekaj to teraz będziesz jej mężem?!- krzyknął radośnie Toby.

-Dokończymy tą rozmowę jak będziecie starsi ok?- Noah zaczął się śmiać pod nosem, tak samo jak ja.-A teraz zbierajcie się jeśli chcecie jechać na tą pizzę.

Bracia zaczęli krzyczeć z radości i biegać po pokoju, przez co na moje nieszczęście jeden z nich mnie zauważył. Spanikowana wiedziałam, że będą podejrzewać iż podsłuchiwałam, dlatego wiele nie myśląc, zaczęłam udawać, że dopiero co weszłam. W sumie nie było to takie ciężkie skoro miałam na sobie cały czas kurtkę.

-Coś mnie ominęło?- spytałam, nadal trzymając się wersji, że dopiero wróciłam.

Chłopcy podbiegli do mnie, przytulając mnie i krzycząc, że jedziemy na pizzę. Spojrzałam na Noah, który widząc mnie szybko wstał, zabierając się za zakupy, które sprawnie zaczął przenosić na blat kuchenny.

-Jedziesz z nami?- Brunet uśmiechnął się lekko, choć po jego oczach nadal widziałam, że jest mu przykro z powodu wczorajszej kłótni.

-Jasne, czemu nie- puściłam mu oczko, widząc jak w jego oczach pojawia się malutka iskierka nadziei.

******

Hej! Prawdę mówiąc średnio jestem zadowolona z tego rozdziały, gdyż nie miałam na niego żadnego pomysłu. Poza tym po kłótni w ostatniej części ciężko było mi wstawić coś wesołego i zabawnego, dlatego też wieje w nim trochę nudą. Obiecuję jednak, że w następnym rozdziale będzie już ciekawiej. 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro