R8
Jennifer:
...Rzuciłam się na łóżko, wtulając mokrą twarz w puchową poduszkę i pozwoliłam płynąć łzą do woli.
Ten cały Jim Clancy to pieprzony psychopata i zboczeniec, ale jedno mogę mu przyznać,
skurwiel opowiada niezłe bajki.
Nawet nie wiem kiedy i zasnęłam.
Mimo dzisiejszych przeżyć miałam cudowny sen:
,,Byłam na planie filmowym, akurat miała być kręcona ostatnia scena filmu, tylko że mnie nie było w tym miejscu, w którym właśnie powinnam być, czyli przed kamerą.
Wszyscy mnie szukali, słyszałam wołania reżysera i innych ludzi, ale ja byłam z Michaelem, ich krzyki nie były dla mnie istotne.
Nasze dłonie były splecione, a Mike ciągnął mnie za sobą. Na naszych twarzach gościły niesamowicie promienne uśmiechy, wpatrywałam się w jego oczy gdy tylko skierował swoją twarz w moją stronę.
Biegaliśmy po całym planie ukrywając się przed całą ekipą filmową, bawiąc się przy tym w najlepsze. W moich uszach rozbrzmiewał łagodny śmiech Michaela aż w końcu zatrzymał się w oślepiająco jasnym pomieszczeniu, nie wiedziałam gdzie jesteśmy, jego blask tak dał mi po oczach,że wpadłam na Michaela.
Odchylając głowę od jego klatki piersiowej i powoli otwierając jeszcze przed chwilą oślepione oczy znów spojrzałam w niekończące się tęczówki bruneta po czym zapytałam:
-Michael? Gdzie my jesteśmy?-zaczęłam rozglądać się po oślepiająco białym pomieszczeniu,w sumie to nawet nie wiem czy to było pomieszczenie, bo wszędzie była tylko ta jaskrawa biel, nigdzie nie było widać nawet kawałeczka ściany.
Michael lekko uchwycił mój podbrudek i skierował w swoją stronę, tak abym znów mogła zatopić się w jego czekoladowych oczach. Wpatrywaliśmy się tak w siebie przez chwilę, aż w końcu Mike zdecydował się mi odpowiedzieć i wydał melodyjnym głosem słowa:
-Skarbie, jesteśmy tu gdzie każdy dobry człowiek kiedyś trafi.
Ja i ty...i nawet jeżeli kiedyś śmierć spróbuje nas rozłączyć to spotkamy się właśnie w tym miejscu.
-Michael?
-Tak?
-Czy my jesteśmy w niebie?- spojrzałam na niego, a moje oczy uroniły łezkę. Nagle poczułam na swojej twarzy ciepłą dłoń Michaela, która ociera z moich policzków słone kropelki, a po chwili moja twarz przywiera do jego torsu i słyszę już tylko melodyjne bicie jego serca..."
Nagle ze snu wyrwał mnie dzwięk dochodzący z mojej komórki, zerwałam się z łóżka jak poparzona, gwałtownie rozglądając się po pokoju i uświadamiając, że to wszystko był tylko sen...niestety.
Spojrzałam na białą, puchową poduszkę i zauważyłam na niej małą, czerwoną plamę krwi, która pod czas snu wyciekła mi z rany.
Moje oczy znów przepełniły się łzami, a przez głowę przemknęło tylko parę okropnych wspomnień z dzisiejszego dnia.
,,Tak bardzo chciałabym komuś o tym powiedzieć, co ten sukinsyn chciał mi zrobić...chciałabym żeby ten cudowny dzisiejszy sen stał się prawdą...ja chyba serio się zakochałam, ale czy On odwzajemnia moje uczucie?-poczułam jak po moich chłodnych policzkach zaczęły spływać małe łezki.
Szybko je otarłam i chwyciłam telefon leżący na stoliku nocnym obok łóżka.
Odebrałam połączenie, przez które ktoś próbował się do mnie dobić od jakiś 10minut i nawet nie spoglądając na wyświetlacz, odebrałam i zachrypniętym głosem powiedziałam:
-Słucham?
-Słucham? A co tak oficjalnie? Jak się czujesz po wypadku?-gdy usłyszałam ten radosny, pełen życia głos na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. To była Amber, ona zawsze wiedziała kiedy dzwonić, troszczyła się o mnie jak o własną siostrę i na tym właśnie polega przyjaźń. Ona skoczyłaby za mną w ogień, ja wydrapałabym komuś za nią oczy.
Gdy zapytała jak się czuję, z moich oczu znów uroniła się mała łza, a gardło zacisnęło się.
Szybko ją otarłam i probując nie dać nic po sobie poznać odparłam:
-W porządku
-Jenny? Jesteś w Neverland? Już po Ciebie jadę!- w jej głosie nie było już radości tylko stanowczość i zmartwienie. Wiedziała, że nie powiedziałam jej prawdy, wiedziała kiedy kłamie.
-Amber, nie trzeba naprawdę-próbowałam ją jakoś powstrzymać, ale ona się rozłączyła.
Nie chciałam robić zamieszania, wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń u tego pieprzonego doktorka, nie chciałam żeby ktoś się o mnie martwił. Do tej pory dawałam sobie radę sama i teraz też muszę...
Odłożyłam telefon z powrotem na stolik, po czym wstałam z wygodnego łóżka i pognałam do łazienki.
Zdjęłam bandaż, którym miałam owiniętą całą głowę i obmyłam twarz z zakrzepniętej już krwi, która wcześniej spływała z rozcięcia na skroni.
Ogarnęłam jeszcze tylko trochę włosy i zmyłam resztki makijażu, po czym wsunęłam stopy w moje buty, które stały przy drzwiach i ukratkiem wyszłam z pokoju, nie zwracając nawet uwagi na brudną sukienkę.
Nie spostrzeżenie wyszłam z posiadłości i pobiegłam w stronę dużej bramy gdzie czekała już na mnie Amber w swoim czarnym mercedesie.
Otworzyłam po cichu drzwi samochodu i wsiadłam.
Z wejścia zostałam zaatakowana pytaniami Amber:
-Mów mi tu zaraz co się stało! O Matko Przenajświętsza! Ty krwawisz! Jennifer co się dzieję?!-spojrzałam w jej oczy, były zamglone i przestraszone, a jej głos drżał.
-Amber, proszę nie teraz. Opowiem Ci wszystko tylko pojedźmy najpierw do hotelu, do twojego pokoju, daj wziąć mi prysznić, przebrać się, a potem wyskoczymy do jakiegoś klubu na drinka i ci wszystko opowiem. Dobrze?
-No okej- zgodziła się, choć i tak wiem, że wolałaby wiedzieć wszystko tu i teraz, ale ja tak nie mogłam.
Musiałam się odprężyć, troche wypić, a potem język sam mi się rozwiąże i wszystko jej wyśpiewam.
90minut później
Jesteśmy już w klubie, a dokładnie w ,,Astra Club", w uszach rozbrzmiewa muzyka, parkiet jest cały zapełniony ludźmi ruszającymi się w jej rytm.
My kierujemy się w stronę baru gdzie wolne są akurat tylko dwa miejsca.
-Dwa razy whisky z lodem proszę-powiedziałam do barmana, a ten po chwili zaserwował nam trunek, który przed chwilą zamówiłam.
-Czterdzieści dolarów się należy- odparł ustawiając kieliszki na blacie.
Uśmiechnęłam się zalotnie i wypowiedziałam w jego stronę:
-A ile kochaniutki chcesz za całą butelkę?
-150$-odpowiedział stanowczo, nawet na mnie nie spoglądając.
-A jak dla niej?-wskaałam na siedzącą obok złotowłosą Amber.
-100$- spojrzał na moją przyjaciółkę i posłał jej zalotny uśmieszek, na jego policzkach widać było lekko zaczerwienione rumieńce.
-A jak dla mnie?- spojrzałam na niego kusząco i położyłam swoją dłoń na jego, tak że poczułam jak po jego ciele przechodzą dreszcze.
-50$?-wyjąkał
-A jak dla nas obydwu?
-Jak dla takich pięknych kobiet to ja chętnie postawię i dwie butelki-nagle usłyszałam męski głos znany mi tylko z filmów.
Między mną, a Amber stał Johnny Depp. Widziałam tylko jak blondwłosa wiesza mu się na szyję, a brunet płaci za obydwie butelki, po czym wręcza mi jedną z nich i posyła promienny uśmiech. Odwzajemniłam gest i podziękowałam, po chwili widziałam już tylko oddalających się Amber i Johnnego obejmujących się.
,,No, coś nam się tu kroi"- pomyślałam i opróżniłam sporą część alkoholu. Po 40minutach byłam już nieźle wstawiona.
Nagle poczułam wibracje w mojej torebce, ledwo znalazłam zapięcie i wyciągnęłam komórkę po czym wybełkotałam:
-Hallllo?
******************************
No Misiaki ;) mamy kolejny!
Baaardzo was przepraszam, że dodany tak późno, ale ostatnio miałam ogrom nauki... :(
Dziękuję wszystkim za cierpliwość, za to że to czytacie, za gwiazdeczki i co najbardziej motywuje za cudowne komentarze ;*
Co sądzicie o tym rozdziale? Jak myślicie kto zadzwonił do Jenny? ;)
Piszcie w komentarzach swoje domyślenia, a co najbardziej motywuje pozostawiajcie w nich również swoje opinię ;*
i klikajcie małe gwiazdeczki :)
To do next'a? ;* haha
Buźka! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro