Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R7

Na początku chciałabym zadedykować ten rozdział dwóm osobom, a mianowicie:

monikaa15 -dziękuję ci za przemiłe słowa, konserwację, motywację a przedewszystkim wsparcie <33

PaulaMoon58 - Tobie kochana dziękuje za to że jesteś ze mną zawsze, nawet wtedy kiedy cały świat wali mi się na głowę, za to że byłaś i jesteś ze mną w tych najtrudniejszych chwilach i przedewszystkim dziękuję Ci za mega ogromne wsparcie! <333

A teraz zapraszam wszystkich do rozdziału:
******************************
...Przyglądając się wszystkim tym płytą poczułam większy napływ bólu w głowie, a salon zawirował mi przez chwilę przed oczyma.
Bezwładnie opadłam, na moje szczęście na jeden z fotelów obitych czarną, lśniącą skórą.
Gdy mogłam już jakoś otworzyć oczy, miałam je ciągle przymrużone. Ból był tak silny, że nie mogłam normalnie patrzeć, nie miałam siły podnieść wyżej powiek, a mrzawka która zasłaniała mi większość obrazu, utrudniała bezpieczne poruszanie się.
Postanowiłam, dla własnego dobra zostać na tym fotelu i postarać się nie zrobić sobie krzywdy przez chwilowe zawroty głowy i wtedy właśnie rozległo się pukanie do drzwi.

Próbowałam podnieść się jakoś z tego fotela, ale wszystko szło na marne, gdy tylko chciałam wstać zaraz traciłam równowagę i opadałam z powrotem na miękkie siedzenie.
Pukanie robiło się co raz głośniejsze, może tak mi się tylko wydawało, bo mój mózg w tym stanie jest mega wrażliwy na bodźce, że to stukanie w te piękne, ciemne, dębowe drzwi dawało wrażenie jakby ktoś walił w dzwon kościelny...nie mogłam dłużej tego znieść, zebrałam trochę sił i mimo tego, że zadałam sobie wtedy niesamowity ból, krzyknęłam:

-Proszę!

Drzwi się uchyliły, a zza nich wyłonił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, jego włosy były złocistej barwy z grzywką lekko opadającą na czoło, a oczy chyba błękitne, nie widziałam ich zbyt dobrze.

Nieznajomy wszedł do pokoju z promiennym uśmiechem po czym się odezwał:

-Witaj Jennifer, nazywam się Jim Clancy, jestem osobistym lekarzem Pana Jacksona-przedstawił się, a mnie wmurowało.
Jak to? Jego osobisty lekarz tu? To znaczy, że jestem o Michaela w domu?

-Dzień dobry- odparłam i podałam mu dłoń po czy zadałam pytanie:

-Gdzie ja właściwie jestem?

-W Neverland, posiadłości Michaela-odrzekł zwyczajnie, jakby nie robiło to na nim jakiegoś większego wrażenia.
Pfm pewnie nie robi skoro jest tu codziennie.

-Przyszedłem zapytać jak się czujesz i podać ewentualne środki przeciwbólowe- po chwili ciszy dodał i zaraz po tym usiadł obok mnie.
Ogólnie nie miałabym nic przeciwko, ale przysunął się zbyt blisko, tak że nasze ciała zaczęły się stykać, a na karku mogłam poczuć jego oddech.

Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, moje źrenice powiększyły się, a całym ciałem zawładnął strach.
Nie wiedziałam co mam robić, wstać i próbować uciekać czy siedzieć tu i czekać na rozwój wydarzeń?
Nie miałam zbyt wielkiego wyboru, siedziałam jak sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć, nawet drgnąć.

Spojrzałam w jego oczy, teraz mogłam dostrzec, że są one jasno błękitne, koloru nieba.

Patrzyłam na niego z wielkim przerażeniem, bałam się, nie wiedziałam do czego jest zdolny.

W końcu zebrałam parę słów i cicho wydukałam:

-G-g-dzie j-j-jest Michael?

W odpowiedzi dostałam tylko donośny śmiech i obleśne spojrzenie skierowane na mój dekolt.
Wiedziałam co to znaczy, przerażenie dopadło mnie już chyba w największym stopniu.
W oczach zebrały się małe, słone kropelki, które zaczęły spływać po moich bladych policzkach.

Nagle poczułam jego chłodną dłoń na moim kolanie.
Znów spojrzał w moje zachodzące płaczem oczy i wyszeptał mi do ucha:

-Michaela nie ma, a ty jesteś mi coś winna. W końcu to mi zawdzięczasz życie...- po tych słowach przysunął się jeszcze bliżej. Bałam się jak cholera, w duchu modliłam się żeby ktoś tu wszedł i zabrał od mnie tego człowieka, a raczej potwora! Łzy zaczęły płynąć wodospadem, w moich tęczówkach zagościł strach, serce zaczęło bić co raz szybciej...błagam niech ktoś mi pomoże...

Czułam jak jego dłoń powoli wsuwa się pod moją sukienkę.
Całował moją szyję tymi swoimi obleśnymi ustami schodząc co raz niżej w stronę dekoltu, już miał ściągnąć ze mnie moją dolną część bielizny...nie wiedziałam co robić, bałam się. Zaczęłam panikować, krzyczeć, wtedy myślałam, że to najlepsze wyjście:

-Aaaa! Pomocy! Ratunku! Puszczaj mnie zboczeńcu jeden!- chciałam go odepchnąć, ale on pierwszy odskoczył od mojego ciała jak poparzony. Po chwili poczułam tylko cios wymierzony z niezwykłą siłą w moją twarz i ten szyderczy śmiech.
W moich oczach znów zebrały się łzy strachu, smutku, bólu, rozpaczy...wszystkiego po trochę w jednej małej kropelce.
Krzyk znów się nasilił i wydobył z moich ust:

-Pomocy!!!

Wtedy znów dostałam w twarz, ale tym razem z dziesięciokrotnie większą siłą, a dłoń która leciała w moją stronę zaciśnięta była w litą pięść, poczułam jak po mojej skroni spływa jakaś ciecz, no napewno nie był to sok pomarańczowy tylko krew, zaraz po oddanym uderzeniu wysyczał:

-Zamknij się! I tak Cię dorwę! A spróbuj coś komuś powiedzieć to gorzko tego pożałujesz!

Gdy skończył mi grozić, do pokoju wbiegł jeden z ochroniarzy. Brunet, ścięty na Presley'a, dobrze zbudowany, w dłoniach trzymał pistolet.

,,No dalej, strzelaj! Na co czekasz? Zabij tego bydlaka!"-moją głowę nachodziły różne okrutne myśli. Jeszcze nigdy nikomu nie życzyłam śmierci, ale ten człowiek to nie człowiek, to potwór! Ciekawe ile kobiet tak wykorzystał. Mam nadzieję, że będzie się smażyć w piekle, a umierać w najgorszych męczarniach za swoje czyny.
Boże, co się ze mną dzieje?
Zastanawia mnie tylko czemu Michael zatrudnił taką osobę?
Phm, on pewnie nie wie jaki ten jego doktorek jest naprawdę.

Po chwili rozległ się donośny głos ochroniarza:

-Wszystko w porządku? Słyszałem krzyki, coś się stało?

Już miałam się odezwać, kiedy Jim zlustrował mnie złowrogim spojrzeniem, które miało dać mi do zrozumienia mniej więcej takie coś: ,,Zamknij się, albo pożałujesz!"

Potem skierował się w stronę bruneta i z wymalowanym uśmiechem na twarzy odparł:

-Już jest w porządku Josh.

-Ale słyszałem wołanie o pomoc i czemu ta Pani ma połowę twarzy we krwi?- dociekał, wydaje mi się że ten ochroniarz coś podejrzewał, ale nic nie mógł zrobić bez dowodów.

Blondyn znów skierował swój posępny wzrok na mnie i bacznie obserwując moje zachowanie zwrócił się do Josha:

-Wiem Josh, też słyszałem krzyki i dlatego tu jestem.
Gdy doszło mnie wołanie, zerwałem się na równe nogi i jak najszybciej przybiegłem tutaj, gdyby nie ja, nie wiadomo co mogło by się dalej stać. Bo widzisz, kiedy już tu dotarłem ona leżała na podłodze z zakrwawioną twarzą na w pół przytomna. Gdybym przyszedł za późno, mogłby dojść do tragedii...- poklepał go po ramieniu i wyszedł, a za nim ochroniarz.

Gdy zauważyłam, że drzwi od pokoju są zamknięte, moją twarz zalał ocean łez, nie zwracałam uwagi już na tą pieprzoną migrenę, teraz liczyło się tylko to, że jak narazie wyszłam z tego cała.
Rzuciłam się na łóżko, wtulając mokrą twarz w puchową poduszkę i pozwoliłam płynąć łzą do woli.

Ten cały Jim Clancy to pieprzony psychopata i zboczeniec, ale jedno mogę mu przyznać,
skurwiel opowiada niezłe bajki.

******************************
No jestem z następnym!
Mam nadzieję, że się spodoba!
;*
Misiaki!
Dziękuję wszystkim za taką ogromną aktywność, za wszystkie gwiazdeczki i komenyarze! To naprawdę dla mnie dużo znaczy i motywuje <33
Piszcie w komach co myślicie o tym rozdziale, bardzo, bardzo mocno zależy mi na waszych opiniach ;*
No cuż to do next'a!

Kochani zachęcam was również do czytania opowiadań monikaa15 ! ;) mam nadzieję że wam sie spodobają jej historię
;) to już wam zostawiam wyrażać opinię ;**

Tylko przypomnę

Czytałeś?=gwiazdka+komentarz =wielki uśmiech na mojej twarzy i motywacja ;**

Buźkaa! Do następnego! <33





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro