Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R13

Jennifer:

Moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o blond włosach i grzgywce lekko opadającej na czoło.
Moje tęczówki wypełnił strach, źrenice powiększyły się, a serce z przerażenia o mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej.

-No, no kogo my tu mamy- odezwał się, a w mojej głowie zaczęły rodzić się same czarne scenariusze.

-Przepraszam, śpieszę się- odsunęłam się od jego ciała i chciałam jak najszybciej pójść dalej, uciec od tego "psychopaty", poprostu zniknąć i wyjść z tego cało.
Jednak gdy tylko niepewnie wysunęłam nogę w przód, ten zastawił mi drogę swoim rozbudowanym ciałem.
Chwytając kurczowo moje nadgarstki i uniemożliwiając im jakikolwiek ruch.
Ułożył swoje usta w ten obleśny uśmieszek, po czym przysunął się bliżej mojej twarzy, tak abym mogła poczuć jego niezbyt świeży oddech i wyszeptał cicho:

-Ależ do kąd to moja ślicznotko? Jesteś mi coś winna, pamiętasz?

-Zostaw mnie Ty zboczeńcu!- próbowałam się wyrwać, jednak na próżno. Jego dłonie na moich nadgarstkach zacisnęły się jeszcze bardziej, a już po chwili w moich uszach rozbrzmiewał jego szyderczy śmiech.

Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym pożądania i dalej śmiejąc się, powiedział:

-A więc tak chcesz się bawić?

Zlustrował moje ciało w każdym najmniejszym milimetrze, dosłownie pożerał je wzrokiem.
Bałam się, nie wiedziałam co robić...

Boże ratuj!

Po krótkiej chwili wgapiania się w mój dość spory dekolt, zwinnie odwrócił moje ciało tyłem do siebie i stosując "chwyt policyjny" pchnął do przodu.

Wydałam z siebie tylko cichy jęk bólu, oczy znów się przeszkliły, a zaraz po tym spod powiek zaczęły spływać małe, przezroczyste kropelki.

Czemu tu nikogo nie ma?!
Do cholery!
Czy w tej pieprzonej posiadłości nie ma żadnych ludzi? Ochroniarzy? Nikogo kto by mógł tędy przechodzić?
Nawet zwykłej sprzątaczki?!
Kurwa!
Jak zwykle, ja i to moje pierdolone, opaczne szczęście...

Chciałam wołać o pomoc, krzyczeć, drzeć się w niebo głosy, ale nie mogłam...nie dawałam rady.
Jakby wszystko ugrzęzło w jednym miejscu i nie mogło wydostać się na wolność.

Dotarliśmy do jakiś drzwi, nie wiem gdzie jesteśmy, nigdy nie byłam w tej części domu.
Właściwie to nie byłam nigdzie oprócz pokoju, zdaje się Michaela i korytarza.

Poczułam jak lekarz na chwilę uwalnia moje ręce z uścisku i podchodzi do drzwi wsuwając w ich zamek klucze.

,,Jennifer masz okazje, uciekaj! No uciekaj Jennifer! Na co czekasz? Biegnij! No dalej!"- myśli same nachodziły do głowy.

To co działo się wtedy w moim umyśle, było nie do opisania...ale piekło miało się dopiero rozpętać.

W końcu udało mi się otrząsnąć sparaliżowane strachem ciało i wykorzystując chwilę, rzuciłam się do ucieczki.

Niestety, nie dobiegłam zbyt daleko, już po kilku krokach niemiłosiernie trzęsących się nóg poczułam jak masywne ciało blondyna opada na moje plecy z niesamowitą siłą.

Upadłam przygnieciona twarzą do podłogi wyłożoną ciągnącym się w nieskończoność puprpurowym dywanem, a na mnie On...ten pieprzony doktorek.

Po moich policzkach znów zaczynają sączyć się łzy.
Z błyskawiczną siłą dociera do mnie, że to koniec.

Wszystkie możliwe nadzieję umarły.

Nie ma już nic...to czarna dziura, ślepy zaułek i ja niestety dobrze już o tym wiem.

-Myślałaś, że możesz mi uciec, co? Popełniłaś najgorszy błąd w swoim życiu skarbie. Teraz zobaczysz co to znaczy lekarska zabawa z pacjentką.
Mmm...wyglądasz kurewsko apetycznie w tej sukieneczce, napewno doskonale skomponuje się z łóżkiem w moim gabinecie- wyszeptał, przygniatając moje ciało do podłogi jeszcze bardziej.
Nie mogłam dalej powstrzymywać łez, one same leciały, niczym wodospad.

Dlaczego?

Dlaczego to przytrafia się akurat mi?
Czym ja zawiniłam?
Czemu muszę tyle cierpieć?

Po paru sekundach poczułam jak podnosi się ze mnie i przygląda z góry.

-Wstawaj!- na jego ztonowany krzyk tylko się wzdrygłam.
Nie mogłam się podnieść, nie miałam tyle siły...tego wszystkiego było zbyt dużo.

Leżałam na tej podłodze jak sparaliżowana, nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu i obawiając się o każdą kolejną sekundę mojego życia.

Zaraz po wcześniej wypowiedzianych przez lekarza słowach, znów poczułam silnie przeszywający ucisk na swoich nadgarstkach, a zaraz po tym zostałam wciągnięta do pomieszczenia o zimnej podłodze i białych ścianach.

Tuż przy wejściu stało duże, dębowe biurko zawalone stertą papierów, po prawej stronie przy ścianie znajdowało się ciemno zielone, szpitalne łóżko, a zaraz na przeciwko niego wysoka, szklana gablota ze strzykawkami i lekarstwami.

Przez dłuższą chwilę leżałam na podłodze, której chłód przechodził przez każdy centymetr mojego trzęsącego się ze strachu ciała.

Usłyszałam trzask drzwi, po nich kroki zbliżające się do mnie.
Jak przez mgłę zobaczyłam pochylającego się nade mną Jim'a, a następnie poczuam jak podnosi moje bezwładne ciało i delikatnie kładzie na łóżko znajdujące się tuż przy ścianie.

Ten gest nieco mnie zdziwił.
Myślałam, że będzie trakrował mnie jak zwykłą szmatę i nie będzie zwracał uwagi na to czy coś może mnie zaboleć, czy nie.

Łzy płynące spod moich powiek dalej nie ustawały, sączyły się bez przerwy.
Zebrałam się na odwagę i postanowiłam się odezwać:

-Jim, tak?

Blondyn odwrócił się od gablotki, po czym spojrzałam na mnie przemierzając wzrokiem każdą część mojego ciała.
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, po czym jego usta ułożyły się w sposób wypowiedzenia jakiegoś słowa:

-Em...tak.

-Dlaczego to robisz?- szlochającym głosem zadałam kolejne pytanie, kierując swój wzrok wprost w jego oczy.

Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Pistanowiłam więc ponowić pytanie, wiem że tym bardziej go prowokuje, ale w sumie co mam do stracenia?

Teraz już nic...

-Odpowiadaj! -dalej cisza.

To coś w nim siedzi, ja to czuję.
On potrafi być dobrym człowiekiem, tylko zabłądził i nie może znaleźć odpowiedniej drogi.
Nie wie co ma robić, nie wie kim jest naprawdę.
Wierzę, że pod tą grubą powłoką, jest ten mały chłopczyk-Jim Clancy, kochający, dobry i mający uczucia...kiedyś mocno skrzywdzony chłopiec, teraz krzywdzący mężczyzna.

-Słyszysz? Czemu to robisz? Przed czym uciekasz? Kto Cię skrzywdził?- chciałam chociaż spróbować mu pomóc, jednak zostało to odebrane jako prowokacja...

-Zamknij się dziwko!- moje ciało podskoczyło na jego niespodziewany wybuch emocji.
Bałam się.
Serce z każdą chwilą uderzało mocniej, oczy znów zachodziły mi łzami.
Zauważyłam jak przyspiesza mu oddech, a już po chwili stał tuż przy mnie.

Szybko odskoczyłam, wciskając się w białą ścianę i kuląc jak najmocniej.

-Teraz zacznie się koszmar twojego życia-zbliżył swoje usta i wyszeptał mi te słowa do ucha, pomału zjeżdzając swoją dłonią z mojego ramienia na udo zataczając na nim małe koła, a następnie wsuwając ją pod sukienkę.

Nie protestowałam...nie miałam siły, ani najmniejszych szans.
Opadłam bezwładne plecami na ścianę, uwalniając przy tym kolejny potok łez.
Udało mi się tylko wyszlochać ciche:

-Nie, proszę...- ale jego ręka ściągała w tym czasie już dolną część mojej bielizny, a usta obleśnie całowały dekolt po mału zjeżdżając co raz to niżej.

Michael:

Po paru sekundach pomieszczenie wypełnił głośny śmiech Króla Rock'N'Roll'a i mojego menagera.

Poczułem jak całe napięcie uchodzi ze mnie, a policzki robią się chłodniejsze.

Wtedy właśnie usłyszałem głos samego Elvisa:

-Okay, to może przejdźmy do rzeczy. Michael?

Po chwili ocknąłem się z tego niby transu, po czym szybkim ruchem ręki sięgnąłem do kieszeni, wyciągając z niej małe, czarne pudełeczko.

-Aha! Tak! Lisa, wyjdziesz za mnie?- uklękłem przed nią, wysuwając ku jej srebny pierścionek wysadzany diamentami.
Pobocznie słyszałem rozweselony śmiech Elvisa i Franka, a do tego teksty, głównie ze strony mojego menagera tupu
,,Aha! No tak! Miałem się tylko oświadczyć. Ah ten Michael, on nigdy nie dorośnie".

W sumie nie miałem mu tego za złe, w końcu to mój przyjaciel, a ten mój tekst ,,Aha! No tak!" rzeczywiście nie zbyt dobrze wyglądał.

Teraz jednak skupiałem się tylko na Lisie i oczekiwałem jej reakcji, która z resztą była oczywista, bo musiała zgadzać się z tą w kontrakcie, ale musiała zostać potwierdzona jej słowami:

-Michael, oczywiście! -powiedziała i już po chwili, dosłownie rzuciła mi się na szyję.

Wtedy nagle oślepiło mnie światło fleszu z aparatu.

-No! Zdjęcie na pamiątke i do umowy jest, teraz jeszcze kochani tylko tu podpiszcie-powiedział Frank, jednocześnie szukając, zdaje się naszej umowy do podpisania.

Dobrze, że ten cały ślub jest tylko "na niby".
Lisa to naprawdę piękna, urocza i wrażliwa kobieta, ale nie w moim typie.
Przyznam się bez bicia, że tę całą akcję ze ślubem wymyśliłem ja, a Frank po dłuższych namowach zgodził się zrealizować ten, że mój plan.
Lecz to nie jest jakiś mój kaprys, bo niby po co miałbym brać ślub z kobietą, do której kompletnie nic nie czuję i która jest mi całkiem nie znana.
No właśnie, umowa zostanie zawarta na okrest trzech lat,nie dłużej, a to tylko dlatego, aby ludzie przestali spistrzegać mnie za pedała i pedofila...

Przecież to, że nie mam dziewczyny, nie oznacza chyba od razu, że jestem gejem.
Jest tylu facetów, którzy są trzy razy starsi ode mnie, a dalej nie mają dziewczyn, ani żon i jakoś nikt nie nazywa ich pedałami.

Pedofilia?

Gatunek ludzki jest nie pojęty.
Człowiek chce być dobry, pomagać, stworzyć dzieciństwo maluszkom, które go nie miały, a ludzie zaraz oskarżą go o pedofilię, nie licząc się z prawdą i uczuciami osoby niewinnej, którą oskarża się o ten niedożeczny czyn.
Prędzej podciął bym sobie żyły, niż skrzywdził jakiekolwiek dziecko!
To straszne!
Jak ludzka zazdrość i żądza fortuny potrafi zniszczyć człowieka, a Ci niby dziennikarze skłonni są napisać wszystko, dosłownie wszystko aby zarobić niewiadomo jakie pieniądze, nie zważając na uczucia innch.
Nigdy nie skrzywdziłem i nie skrzywdze żadnego dziecka, chcę aby to było jasne.
Ja widzę w nich Boga, a ludzie we mnie potwora i dziwaka.
Dlaczego?
Czy już nie można kochać? Czy miłość jest zakazana?

Z moich przemyśleń wyrwał mnie nieco zzaniepokojeny głos Franka:

-O matko! Michael, nie wziąłem kontraktu. Pewnie został u Jim'a w gabinecie, kiedy wypełniał tam twoją kartę zdrowotną.

-Jasne Frank! Mogę po nią pójść jeżeli chcesz-odparłem z promiennym uśmiechem goszczącym na mojej twarzy.

-Tak? To wspaniale! Powinny leżeć u niego na biurku. Tylko wracaj szybko- wytłumaczył i lekko się podśmiechując wskazał na drzwi.

-Okay- odpowiedziałem krótko i już po chwili przemierzałem długi korytarz, kierując się w stronę gabinetu mojego lekarza.
Gdy w końcu dotarłem na miejsce i już nacisnąłem złotą klamkę, to co tam zobaczyłem przeszyło moje ciało, umysł i serce na wylot, nie mogłem uwierzyć własnym oczom.

******************************
Hej!
No i koniec rozdziału ;)
Mam nadzieję, że się spodoba
Przepraszam za moją nieobecność, ale były tego powody osobiste...

Aha!
Jeszcze przyznanie nagrody za odnalezienie wszystkich trzech cytatów w poprzednim rozdziale.
A więc w ramach nagrody dedykację teg rozdziału i worek cukierków ode mnie i od Mike'a przyznaję:

Martina250601

Gratuluję!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro