Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R12

Michael:

Obudziły mnie jasne promyki słońca wpadające do pokoju, lekko drażniąc moje zaspane jeszcze oczy.
Przetarłem twarz rękoma i obróciłem głowę na bok. Wtedy właśnie, ujrzałem Ją.
Spała.
Wyglądała tak słodko i niewinnie jak malutka dziewczynka, która dopiero co wróciła z przedszkola. To uczucie, że jest tu, obok, przyprawiało mnie o ogromną radość, a na moją twarz momentalnie wkradał się skromny, ale promienny uśmiech.

Po dłuższej chwili leżenia i wpatrywania się w pogrążoną we śnie Jen, sięgnąłem na stolik nocny po telefon.
Na wyświetlaczu widniały dwie wiadomości, obie od Franka:

,,Taak Michael, oczywiście że ich tam zaprowadzę, niczym się nie przejmuj"

,,Cholera Mike! Co z Tobą jest? Masz być o 9:00 w moim biurze!
A teraz dobranoc i proszę Cię, nie spóźnij się"

Tak, cały Frank, ten to ma zawsze świetne poczucie humoru.
No cuż, ale lepiej go nie denerwować i stawić się na spotkanie.
Ciężko westchnąłem, po czym skierowałem swój wzrok na ogromny zegar w kształcie Myszki Miki, który wisiał nad kominkiem.
Wskazywał on 8:50.

,,O matko! Co? To niemożliwe! Streszczaj się Michael, bo twój menager pożre Cię żywcem!"-wyskoczyłem z łóżka jak poparzony i udałem się w stronę garderoby, zasypując się myślami, co zrobi ze mną Frank gdy się spóźnię.

Szybko przebrałem się w czyste ubrania i poprawiłem niesforne kosmyki włosów.
Mając na sobie granatową marynarkę wysadzaną małymi kryształkami, przepasaną złotą chorągwią i zwykłe, garniturowe spodnie tego samego koloru pognałem do wyjścia.

Już miałem wychodzić, kiedy przypomniało mi się, że zapomniałem o jednym, drobnym szczególe, a mianowicie o mojej białej rękawiczce.

Inny człowiek machnął by na to ręką i wyszedł na spotkanie, aby się nie spóźnić, ale nie ja.

Nigdy nie jestem zadowolony ze wszystkiego, bo jestem perfekcjonistą.
To część tego kim jestem.

Puściłem klamkę i wróciłem się do garderoby.
Szybko nałożyłem element na dłoń i znów poszedłem do drzwi. Chwyciłem za klamkę i już miałem wychodzić kiedy jeszcze odwróciłem głowę w stronę gdzie spała Jennifer.

Na szczęście jej nie obudziłem swoją energiczną pobudką. Posłałem jej mały uśmieszek i wyszedłem.

Szybko zbiegłem po schodach i już miałem wparować do pomieszczenia, kiedy drzwi otworzyły się, a ja wpadłem na Lisę, córkę Elvisa.
Biegłem zbyt szybko aby wyhamować i po chwili obydwoje leżeliśmy na podłodze.
-Przepraszam, nic Ci nie jest?- powiedziałem podnosząc się z niej i podając dłoń w ramach pomocy.

Ona uśmiechnęła się lekko i cicho odpowiedziała:

-Nie, wszystko w porządku.

Odwzajemniłem skromnie uśmiech, po czym spojrzałem na Franka, a następnie na Elvisa.
Atmosfera była dość drętwa, a w pomieszczeniu panowała niezręczna cisza.
Rozejrzałem sie w koło i postanowiłem się odezwać:

-Wow! Jesteście bardzo do siebie podobni! -podszedłem bliżej Lisy.

-Tylko ściąć Ci te włosy, uczesać jak tatę, no i...usunąć te...no...tu...-mówiłem, machając rękoma przy jej klatce piersiowej.

Po chwili zorientowałam się co ja najlepszego powiedziałem.
Czułem jak się rumienię, z każdą sekundą robiło mi się co raz goręcej w obawie ich reakcji.
Dłonie, które przed chwilą wymachiwały się przy córce Presley'a automatycznie skrzyżowały się na moich ustach.
Po chwili usłyszałem głośne oburzenie Lisy, miałem ochotę zapaść się pod ziemię, poprostu zniknąć.
Znowu ta grobowa cisza. Nie wiem co mam robić, stoję tu jak sparaliżowany z rękoma na ustach i nie mogę nawet drgnąć.

Po paru sekundach pomieszczenie wypełnił głośny śmiech Króla Rock'n'roll'a i mojego menagera.

Poczułem jak całe napięcie uchodzi ze mnie, a policzki robią się chłodniejsze.

Wtedy właśnie usłyszałem głos samego Elvisa:

-Okay, to może przejdźmy do rzeczy. Michael?

Jennifer:

Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi.
Powoli otworzyłam moje ciężkie powieki i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Nigdy tu nie byłam...
Po chwili zaczęło do mnie docierać co się wczoraj stało i chyba już wiem gdzie jestem.

Pukanie robiło się co raz głośniejsze.
Wygramoliłam się z cieplutkiego łóżka i udałam się w stronę ciemnych, dębowych drzwi.
Nacisnęłam klamkę, a w wejściu ukazała mi się starsza kobieta w fartuszku.
Na jej twarzy gościł piękny, promienny uśmiech.
Po krótkiej chwili usłyszałam jej radosny głos:

-Witam Panienkę, w sumie przyszłam do Pana Jacksona, ale chyba go tu nie ma.
Chciałaby Panienka coś do picia, jedzenia? - mówiła to z takim entuzjazem, a z jej twarzy nie schodził uśmiech.

,,Kurde, w sumie przydałoby się coś do picia...po wczorajszej nocy mam niezłego kaca"- pomyślałam, odwzajemniając kobiecie lekki uśmiech, po czym odparłam:

-Jeżeli to nie problem to poprosiłabym szklankę wody.

-Oczywiście kochaniutka, żaden problem! Zaraz przyniosę- odrzekła i po chwili znikła z mojego pola widzenia.

Bardzo sympatyczna z niej kobieta. Widocznie nie wszyscy tu pracujący to jacyś popaprańcy.

Zamknęłam dębowe drzwi, po czym oparłam się o nie i głośno wypuszczając powietrze z płuc, osunęłam się na podłogę.
Kierując wzrok w rozświetlone przez poranne słońce okno, oddałam się myślą.

Ciekawe jak to jest?
Jak jest być sławnym na całym świecie?
Jak to jest być Królem, żywą legendą?

Pfm...napewno nie jest łatwo.
Media gadają, brukowce piszą wszystko aby wpłynąć na twoją niekorzyść i zarobić pieniądze na krzywdzie drugiej osoby.
Nie zważając na to, jak bardzo cierpisz, jak bardzo bolą Cię te kłamstwa, które ludzie bez najmniejszych skrupułów, bez nawet chwilowego zastanowienia mówią o Tobie, a co gorsza wierzą w to.
Może są osoby, które wiedzą, że te wszystkie pogłoski, te tak zwane ,,fakty" to jedna wielka bzdura i nawet nie spojrzą, a tym bardziej nie kupią takiego artykułu.
Może...
Może świat nie musi być taki okrutny, nie musi...ale jest, niestety...

Są ludzie, którzy chcą z tym walczyć, ale...ale nie dają rady.

Dlaczego?

Bo zaczynają od złej strony.
Zaczynają najpierw zmieniać świat, zmieniać ludzi.
Tylko, że jeśli chcesz naprawiać świat, najpierw musisz przyjrzeć się sobie.
Zacznij od tego gościa, którego widzisz w lustrze.

Nie jest to łatwe, nie zaprzeczam, ponieważ dostrzeżenie w sobie jakiej kolwiek wady wymaga tego, aby umieć zauważać w sobie nie tylko te dobre cechy, ale też to jakimi ludźmi jesteśmy naprawdę.
Jeżeli myślisz, że jesteś idealny, to wiedz, że jesteś w idealnym błędzie jaki popełnia większość społeczeństwa na tej planecie.
Nikt z nas nie jest znakomity, bez żadnych złych cech.
Bóg stworzył nas z zaletami, ale niestety nie zapomniał też o wadach...

Tak, tak to już jest na tym całym popapranym świecie...
Jeżeli myślisz, że jest inaczej, to uwierz mi, będąc tego zdania oszukujesz sam siebie.

Musimy nauczyć się żyć i kochać siebie nawzajem, zanim będzie za późno. Musimy przestać! Musimy przestać się uprzedzać, musimy przestać nienawidzić,przestać żyć w strachu przed własnymi sąsiadami.

Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu jakiejś łazienki.
Wstałam i podeszłam do puerwszych, lepszy drzwi, po czym je otworzyłam, a moim oczom ukazała się duża, przestronna łazienka.
Spojrzałam po sobie i zorientowałam się, że mam na sobie jeszcze wczorajsze ubrania pożyczone od Amber.
Weszłam do pomieszczenia, aby chociaż opłukać twarz.
Zaraz na przeciwko mnie stała ogromna wanna, na lewo od niej dwie szafeczki, jedna wisząca na ścianie, a druga stojąca na podłodze tuż pod nią.
Ja jednak skierowałam się na prawo, gdzie nad porcelanową umywalką wisiało ogromne lustro.
Odkręciłam kran, ustawiając przy tym ciepłą wodę i przepłukałam twarz, zmywając tym jednocześnie resztki wczorajszego makijażu, o ile można to jeszcze nazwać makijażem.
Wytarłam mokrą skórę w ręcznik, który spoczywał złożony w niezwykle równą kostkę, na skraju umywalki.
Wyszłam z łazienki i udałam się z powrotem do pomieszczenia, w którym spędziłam resztę nocy.
Założylam buty i lekko kulejąc wyszłam na długi korytarz posiadłości.
Postanowiłam pkszukać starszej kobiety, ktora miała przynieść mi wodę, albo chociaż znaleźć Michaela.
Postanowiłam więc udać się schodami w dół, wtedy własnie usłyszałam głos znany mi tylko z radia.
Głos samego Elvisa Presley'a dobiegający zza uchylonych drzwi, był czymś niesamowicie rozbawiony:

- Okay, to może przejdźmy do rzeczy. Michael?

Na paluszkach czmychłam bliżej pokoju, z którego dobiegał głos Króla Rock'n'rolla.

Wtedy usłyszałam jak odzywa się Mike, tylko to co tam usłyszałam, przekuło moją klatkę piersiową jak strzała wystrzelona z łuku o niezwykłej sile:

-Aaa tak! Lisa, kochanie wyjdziesz za mnie?

Przez niewielką szparkę w uchylonych drzwiach udało mi sie zobaczyć jak klęka przed córką Presley'a i wysówa w jej stronę pierścionek.

-Oh, Mike! Oczywiście! - mówi uradowana i po chwili rzuca mu się na szyję, tego wszystkiego utwierdza jeszcze namiętny pocałunek.

Nie wytrzymuję, z moich oczu zaczynają wypływać małe, przezroczyste kropelki, a z ust wydaję się niekontrolowany jęk rozpaczy.
Chyba mnie usłyszeli, wystraszona ruszam w przeciwnym kierunku.
Chcę jak najszybciej opuścić to cholerne miejsce.
Idąc tak, a właściwie prawie biegnąc przez korytarz, z pod moich powiek roni się co raz wiecej łez, a obraz przed oczami zaczyna mi się rozmazywać.

Co ja w ogóle sobie myślałam?!
Taka legenda i zwykła studentka?
Miłość?
To niedorzeczne...jestem głupia jeśli myślałam, że znaczę coś dla takiego człowieka jak On.
Gdzie ja mam oczy? Mogłam od razu uświadomić sobie, że nic dla niego nie znaczę, ale nie, w mojej głowie musiały uroić się myśli nadziei, miłości i Bóg wie czego jeszcze.

Moje nogi z każdą chwilą przyspieszały, a choryzont robił sie już praktycznie nie widoczny.
Nagle poczułam, że na kogoś wpada.
Pomyślałam, że to Michael, ale było znacznie gorzej.
Moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o blond włosach i grzgywce lekko opadającej na czoło.
Moje tęczówki  wypełnił strach, źrenice powiększyły się, a serce z przerażenia o mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej.

-No, no kogo my tu mamy- odezwał się, a w mojej głowie zaczęły rodzić się same czarne scenariusze.

******************************
Hej hej!
Jak widzicie jestem z kolejnym rozdziałem, co oznacza, że książka nie zostanie usunięta!
Niedawno dostałam od koleżanki niezłego kopniaka w dupe kiedy dowiedziała sie, że chcę to usunąć, więc tak jak i dla niej, tak i dla was zostaję z tą książką! ;)

Kochani, informuję was, że książka ta od teraz nosi tytuł
,,You are Not alone" i taki tytuł zostaje do końca.

W tym rozdziale zamieściłam trzy cytaty MJ ;) podpowiem, że jeden zawarty jest w perspektywie Michaela, a pozostałe dwa w perspektywie Jennifer ;) kto z was je odnajdzie?
Znalazcę wszystkich trzech cytatów przy następnym rozdziale czeka nagroda! ;) hihi

Okay, to chyba na tyle tych ogłoszeń parafialnych...a nie!

Jam podobał się rozdział?
Jak myślicie, kim jest mężczyzna, na którego wpadła Jen?
I co sądzicie o nowej okładeczce? :p hihi

Do next'a miśki! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro