Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#6

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Moje myśli krążyły wokół wcześniejszego pocałunku z Harrym i wyrzutami wobec Max. Wciąż nie mogłam zrozumieć czemu Hunter to zrobił. Nie dawałam mu przecież żadnych sygnałów, przez które mógłby myśleć, że mi się podoba. Od początku traktowałam go jak przyjaciela. A może nie?
Uderzyłam otwartą dłonią o czoło i zacisnęłam powieki. Jak mogłam być tak głupia? Nie wiem czy przez wstyd dam radę zjawić się dzisiaj w szkole.
Obróciłam się na bok i spojrzałam w stronę okna. Zaczynało robić się jasno. Obstawiałam, że mogła być 3-4 nad ranem. Za niecałe dwie godziny powinnam wstać, chociaż w sumie mogę przyjść na późniejsze lekcje. Zmęczona nocnymi myślami, nie wiem kiedy zasnęłam.

Przetarłam zaspane oczy i sięgnęłam w stronę telefonu. Na ekranie widniała godzina 8:03. Jeśli szybko się ogarnę, zdążę na drugą lekcję. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam palcami o skroń. Ból głowy przyszedł niemal od razu i wiedziałam czego był skutkiem. Ostatni raz siedzę tak do późna.

Ponownie spojrzałam na telefon. Nie dostałam żadnej wiadomości. Nawet od Huntera. Po cichu liczyłam, że to co zrobił było tylko nieudanym żartem, ale niestety prawda była inna. I oboje o tym dobrze wiedzieliśmy.

Wstałam i udałam się do łazienki. Nie zmyłam wczorajszego makijażu, przez co dostałam lekkiej reakcji alergicznej na podkład. Przemyłam twarz letnią wodą i z ubolewaniem zauważyłam niewielkie czerwone plamki. Nie mogłam pokazać się w takim stanie w szkole. Zrezygnowana wróciłam do pokoju. Opadłam na łóżko i bliska płaczu patrzylam na zegarek.
Minuty mijały.
Czekałam, aż do pomieszczenia wparuje zdenerwowana mama.

Tik tak. Tik. Tak.

Nadal nic.

Zamknęłam oczy i dałam się ponieść swoim fantazjom.

Byłam w bibliotece. Stałam pośród książek. Wychyliłam dłoń ku "Odważnej i romantycznej", gdy nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstek. Znieruchomiałam. Powoli odwróciłam głowę i spotkałam się ze wzrokiem Harrego. W jego oczach widniało coś na ślad pożądania. Rozluźnił uścisk i opuszkami palców drugiej ręki przejechał po mojej twarzy. Zatrzymał się na moich wargach. Wciąż stałam tam, w tej samej pozycji i czułam jak zasycha mi w gardle. W końcu jednak nie wytrzymałam i niemal rzuciłam się na niego. Nie obchodziło mnie, że jesteśmy w miejscu publicznym. Nie obchodziło mnie, że ktoś może nas zobaczyć. Nie obchodził mnie fakt, że mogło to wyglądać niestosownie. Liczył się tylko on. My razem.

Oplatał moje włosy i czułam jak przygryza moje wargi. Dłonią, którą wcześniej trzymał za mój nadgarstek, zjechał poniżej moich obojczyków. Niemal dotknął moich piersi, gdy nagle spokój przerwało walenie do drzwi.

Zerwałam się na równe nogi i zdezorientowana popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Wtedy do mnie dotarło.

Szkoła. Mama. Ból głowy.

Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. W progu stała wściekła mama - tak jak się spodziewałam, nie była zachwycona moim widokiem.
Przejechała po mnie wzrokiem i pokręciła głową. Miała skrzyżowane ramiona.

- Czemu nie jesteś w szkole? - zapytała, a w jej głosie brzmiała czysta wściekłość. Czy to koniec świata jak odpuszczę sobie jeden zasrany dzień?

- Boli mnie głowa - odpowiedziałam, unikając kontaktu wzrokowego. Najwyraźniej mój argument nie przypadł jej do gustu, bo po moich słowach usłyszałam ciche prychnięcie.

- No i co? Tabletek nie masz?! - wrzasnęła na co się wzdrygnęłam - Bierz je i idź chociaż od tej trzeciej lekcji. Musisz iść, bo niedawno nie chodziłaś tydzień. Nie odpuszczaj tak sobie - dodała. Nie chciałam się z nią kłócić, głównie dlatego, że łeb mi pękał.

W odpowiedzi skinęłam głową i zamknęłam drzwi.
Muszę się ogarnąć - pomyślałam, a po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy. W kwestii szkoły mama miała jedno zdanie. Szkoła jest najważniejsza. Zero dyskusji. Podeszłam do okna, aby spojrzeć na zielone liście drzew - z nadzieją, że i tym razem ich widok mnie uspokoi.

                              ***

Max unikała mnie jak tylko mogła. Każda próba zbliżenia się do niej kończyła się porażką. Nie chciałam, żeby nasze relacje znowu uległy zmianie. Tak dobrze się z nią czułam. Wszystko powoli wracało do normy. Gdyby nie tej głupi wieczór, z pewnością dzisiejszy dzień wyglądałby inaczej.

Szukałam właśnie podręcznika od fizyki, gdy nagle dostałam smsa. Na wyświetlaczu widniała wiadomość od Harrego. Szybko zamknęłam szafkę i kliknęłam w czat.

Harry
Przyjdź do mojego gabinetu po lekcjach.

Czytałam tą wiadomość już po raz piąty.
Z jednej strony czułam niemal ekstazę o ponownym zobaczeniu się z Harrym.
Z drugiej natomiast miałam co do tego obawy. Martwiłam się, że mogą męczyć go wyrzuty sumienia po wczorajszym pocałunku. Myśl o tym, że tego żałuje, zabijała mnie wewnętrznie.

Grace
Okej
Będę o 15

Odpisałam i poszłam na zajęcia. Wchodząc do klasy zauważyłam Max. Na uszach miała słuchawki. To dobra okazja, żeby jeszcze raz spróbować do niej zagadać. Poprawiłam ramiączka plecaka i niepewnym krokiem podeszłam do jej ławki. Kiedy byłam wystarczająco blisko, lekko poklepałam ją po ramieniu. Zdziwiona obejrzała się i widząc moją twarz, natychmiast spochmurniała. Nie spodziewałam się innej reakcji. Zdjęła słuchawki i odwracając wzrok zapytała ostro

- Co chcesz?

- Błagam porozmawiajmy - powiedziałam cicho. Poczułam jak ból głowy wraca z podwójną siłą.

- Nie mamy o czym. Obie wiemy, że to co odjebałaś było kurwa podłe - niemal wykrzyczała spoglądając w moją stronę. Widziałam jak w jej oczach nagromadziły się łzy - Wiedziałaś, że Hunter mi się podoba, a mimo to postanowiłaś z nim zatańczyć. Nie byłabym zła, ale to w jaki sposób się poruszałaś był mega obleśny - dodała nieco ciszej. Tym razem łzy poleciały po jej policzkach.

Patrzyłyśmy na siebie przez dłuższą chwilę. Chciałam coś powiedzieć, ale w głębi serca wiedziałam, że żadne usprawiedliwienie nie jest dobre w tej sytuacji.

- Masz rację - powiedziałam, czując gorzki posmak w ustach - Chcę tylko powiedzieć, że po prostu mnie poniosło. Nie przez Huntera. Przez Harrego. To chore, ale chciałam wzbudzić w nim zazdrość. Liczyłam, że jeśli zobaczy mnie z kimś innym to coś się między nami zmieni. To było głupie i kiedy mówię to na głos to brzmi jak serio pojebany pomysł. Jestem wariatką wiem o tym - powiedziałam przez łzy - Ale wiedz, że cię kocham i jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Hunter mi się nie podoba i powiedziałam mu, że to co zrobił było nie na miejscu. Wiedziałam, że coś do niego czujesz. Wykorzystałam go do własnym widzimisie, nie patrząc na uczucia najbliższej mi osoby - skończyłam i wycierając mokry od łez nos, usiadłam na swoim miejscu.

Nie chciałam płakać. Nie w klasie. Zresztą nie miałam prawa. To Max jest tutaj ofiarą. To wszystko moja wina.

W momencie kiedy wyciągałam książki do klasy wszedł nauczyciel.
Przez resztę dnia nic się nie zmieniło. Max nadal mnie unikała. Hunter nadal się nie odezwał. Nadal czułam się jak gówno.
Jedyne ziarnko nadziei na lepszy dzień miało mi przynieść spotkanie z Harrym. Mimo wszystko stresowałam się tym co mnie czeka.

                               ***

Stanęłam przed drzwiami do gabinetu Harrego. Wiedziałam, że jeśli przekroczę próg tego pokoju, nie będzie już odwrotu.
Wzięłam trzy głębokie oddechy i zapukałam do drzwi. Nie musiałam długo czekać, bo po chwili mężczyzna otworzył je szeroko. Jego spojrzenie było chłodne. Miałam złe przeczucia.

- Wejdź proszę - powiedział i ustąpił mi miejsca.

Przekraczając próg, usłyszałam zatrzaskujące się drzwi. Zamknął je na klucz.

Robi się ciekawie - pomyślałam, przez co kącik moich ust lekko się uniósł.

Szybko się opanowałam i odwróciłam w stronę mężczyzny. Ten jednak nie odwzajemnił mojego spojrzenia i płynnym ruchem podszedł do biurka.

- Usiądź - nakazał. Nie pozostało mi nic innego jak tylko zrobić to co powiedział.

Stał w bezruchu. Żaden z jego mięśni nie drgnął nawet o milimetr. Podziwiałam jego opanowanie. W przeciwieństwie do niego - ja wręcz drżałam od nadmiaru emocji. Czułam jak atmosfera między nami jest coraz to gęściejsza. Zrobiło mi się gorąco. Ile mam jeszcze czekać?

Rozejrzałam się po jego gabinecie. W sumie jest tu od niecałego tygodnia, więc na półkach widniały pustki. Kartony, na których było coś nabazgrane, leżały na podłodze.
Z jednego wystawał róg książki - obstawiałam, że to kolejny tom o twierdzeniach z dziedziny matematyki.

- Grace - powiedział stanowczo - Chciałbym wyjaśnić z tobą pewne sprawy - mówiąc to usiadł na rogu biurka, tak, że nasze kolana niemal stykały się ze sobą. Czując jego ciepło, momentalnie się spięłam.

To jest to. Ta chwila. Zaraz dowiem się prawdy. Wytrzymam. Spokojnie Grace. Oddychaj.
Niecierpliwie poprawiłam się na krześle, po czym skrzyżowałam nogi. Wyprostowałam się i zaplotłam dłonie. Przyglądałam się jak oczy Harrego, obserwują każdy mój ruch. Przestań - pomyślałam - to zbyt podniecające.

- Może wróćmy do wczorajszej sytuacji, która zdarzyła się podczas imprezy szkolnej - zaczął patrząc mi głęboko w oczy - Rozumiem, że to co zrobiliśmy, stało się pod wpływem silnych emocji. Proszę nie zrozum mnie źle, ale widzę to jak na mnie patrzysz - po tych słowach poczułam jak robi mi się słabo, mimo to słuchałam dalej - Ośmielę się twierdzić, że ci się podobam - kontynuował - Powiem szczerze, że czuję się winny z tego powodu. To moja wina, że jest jak jest. Dawałem ci sprzeczne sygnały, które mogły doprowadzić cię do niesłusznych wniosków. A ten wczorajszy pocałunek - urwał nagle i ciężko wzdychnął - Myślę, że on tylko pogorszył sprawę - skończył i wlepił wzrok w swoje palce.

Nie mogłam się ruszyć. Czyli jednak nic między nami nigdy nie było. I nie będzie. A ja głupia dałam sobie nadzieję, że taka gówniara jak ja może go zainteresować. Mimo wszystko czułam rozczarowanie. Moje dotychczasowe życie uległo zmianie. Po raz kolejny. Czułam się tak, jakbym coś straciła. Pustka, która zaczynała ppwoli kiełkować ścisnęła mnie w klatce. Wstałam i bez słowa wyszłam z gabinetu. Nie zwracałam uwagi na to, że Harry -  jeszcze przez chwilę - wołał moje imię.
Najpierw straciłam Jane. Potem przez własną głupotę Huntera i Max. Jak mogłam być tak naiwna?
Wychodząc ze szkoły, zauważyłam zbliżające się ciemne chmury.

- Świetnie, jeszcze tego brakowało - powiedziałam do siebie i pobiegłam w stronę miasta.

Nie miałam kurtki, a wcześniej nic nie zwiastowało na deszcz. Byłam cholernie zła na siebie. Czy cały wszechświat chce sprawić, aby ten dzień był dla mnie okropny na każdym kroku?

Idąc wzdłuż ulicy, poczułam krople deszczu na moich włosach. Po chwili zaczęło lać. Pobiegłam do najbliższego sklepu, w którym sprzedawano antyki.
Szarpnęłam za klamkę.

Cholera.
Zamknięte.

Przeklinając w myślach, rozejrzałam się dookoła. Moją uwagę przykuł znajomy samochód. To auto Harrego. Przez chwilę przyszło mi na myśl, żeby podbiec w jego stronę, jednak po chwili pokręciłam przecząco głową.

Grace co ty sobie myślisz? - skarciłam się

Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wzdrygnęłam się przez co z moich ust wybiegł cichy krzyk.

- Spokojnie - powiedział - To ja Harry

Harry!?

Gwałtownie odepchnęłam jego rękę i przeniosłam przerażone spojrzenie na oczy mężczyzny. Stał niewzruszony, po czym podszedł bliżej mnie. Nachylił usta na wysokości mojego ucha

- Jesteś cała mokra, zawiozę cię do domu - wyszeptał

Nim zdążyłam zaprotestować, ujął mnie w pasie i oboje poszliśmy w kierunku jego samochodu. Czułam jak złość przeradza się w uczucie zażenowania. Co on sobie myśli? Najpierw daje mi wykład, że to co między nami zaszło było złe, a teraz jak gdyby nic ciągnie mnie do swojego auta. Chory pojeb.

Otworzył mi drzwi i cierpliwie czekał, aż usiądę. Gdy już to zrobiłam, zapięłam pasy i usadowiłam swój plecak między nogi. Zatrzasnął drzwi i usiadł na miejscu kierowcy. Zwinnym ruchem odpalił silnik i po chwili ruszyliśmy.

Jadąc, ciszę przerywały wycieraczki. Ich skrzypienie wyprowadzało mnie z równowagi. Patrzyłam na mijające nas samochody, ludzi idących z parasolami lub kapturami. Rozmawiających ze sobą, śmiejących się. Ten widok tylko pogorszył mój nastrój.
Utkwiłam spojrzenie na swoich przemoczonych ubraniach. Czułam jak mokry materiał nieprzyjemnie przylepił się do mojego ciała.
Jazda dłużyła się niemiłosiernie. Z utęsknieniem czekałam, aż w końcu zajedziemy do domu i będę mogła się wykąpać, a potem płakać przez następne godziny.
Nagle samochód się zatrzymał. Pytającym spojrzeniem, zerknęłam na przyczynę. Okazało się, że jest spory korek. Dzięki losie - pomyślałam w duchu.

- Kurwa - przeklnął cicho Harry - Co za dzień.

Ukradkiem spojrzałam w jego kierunku. Poczułam silną potrzebę odezwania się. Zacisnęłam dłonie w pięści.

- Co jest? - zapytałam ochrypniętym głosem, miałam nadzieję, że nie będę chora.

Mężczyzna zignorował moje pytanie. Nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Co za dupek. Skoro chce mnie ignorować to po co zaciągnął mnie do swojego auta? Jebany hipokryta.

Wypuściłam nadmiar powietrza z płuc i przymknęłam oczy. Błagam losie zlituj się i pozwól, żebym jak najszybciej opuściła ten pojazd.
Jak na zawołanie, poczułam lekkie szarpnięcie i po chwili samochód znowu ruszył.

Byłam wykończona. Ból głowy dawno minął - na szczęście - jednak dzisiejszy dzień pozostawi mi odcisk. Nie miałam siły na nic. Nie pamiętam już kiedy ostatnio tak się czułam. A może jednak pamiętam?

Momentalnie wróciły wspomnienia.
Moje szóste urodziny.
Tata. Kłótnia. Zapłakana mama. Tłuczone szkło, którego fragment wbił mi się w udo. Potworny, piekący ból. Szpital.

Tego dnia widziałam ojca po raz ostatni. Później już nigdy się nie odezwał. Nie napisał. Nie zadzwonił.
Na początku było nam trudno. Razem z mamą mocno przeżywałyśmy to co się wydarzyło - może i nawet wyprowadzka ojca była główną przyczyną, przez którą mama stała się pracoholiczką. Jej praca była jak odskocznia od rzeczywistości. Obowiązki pochłonęły ją tak bardzo, że był czas, w którym mogłoby się wydawać, że kompletnie zapomniała ona o moim istnieniu.

Teraz na szczęście jest już lepiej, chociaż czasem wydaje mi się, że widzę mamę jako tą kobietę, którą była jeszcze przeszło dziesięć lat temu.
Rodzice wzięli rozwód. Potem razem z mamą chodziliśmy na terapię, która szczerze w ogóle mi nie pomagała, ale widziałam, że mama jej na prawdę potrzebowała. Jej nadzieja dodawała mi sił, przez co udało mi się nie załamać.

Miałam tylko sześć lat. Potem przeprowadziłyśmy się do Sant Louis i rozpoczęłam naukę w publicznej szkole. Poznałam tam Max i jakoś tak wszystko się potoczyło.
Z transu wybudził mnie dotyk Harrego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jego dłoń nie spoczywała na moim udzie. Biło od niego takie ciepło. Potrzebowałam tego jak narkotyk, jednak wiedziałam, że ten stan jest wręcz niebezpieczny

- Nie dotykaj mnie - powiedziałam ledwo słyszalnym głosem, bliska płaczu.

Spojrzałam w jego oczy,  w których widać było zmartwienie. Zdziwiła mnie ta nagła zmiana nastroju. Był dla mnie jak zagadka, w którą pragnęłam się pogłębiać i badać każdy jej szczegół. Szybko się otrząsnęłam z tych myśli i patrząc w przednią szybę zauważyłam, że jestem u siebie na podjeździe

- Dziękuję - wyszeptałam i wyszłam z samochodu.

Podchodząc do drzwi, zajrzałam za ramię i zauważyłam, że auto Harrego wciąż tam jest.

Pewnie chce się upewnić, że wrócę bezpiecznie do domu.

W innych okolicznościach pewnie byłabym teraz w stanie euforii, jednak dziś nie miałam na to kompletnie nastroju. Zresztą o czym tu mówić. Wszystko jest już jasne. On mnie nie chce. Jesteśmy dla siebie tylko nauczycielem i uczennicą.
Chwyciłam za klamkę i weszłam do domu. Zdjęłam buty i nie zwracając uwagi na pytanie mamy, poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam plecak w kąt i usiadłam koło łóżka. Skulona, czołem podpartym o kolana, zaczęłam cicho szlochać.

Chyba mam deja vu.

Czułam ból w klatce piersiowej. Ścisk w sercu nie dawał mi prawa do oddechu. Miałam ochotę umrzeć. Wrzeszczeć na wszystko i wszystkich. Czemu to wszystko musi się tak kończyć?! Dlaczego.
Usłyszałam pukanie do drzwi. To na pewno była mama.

- Grace - powiedziała spokojnym głosem. Teraz chce się godzić? Przepraszam mamo, ale teraz nie mam na to ochoty - Wejdę dobrze? - bardziej stwierdziła niż zapytała i po chwili po pokoju rozległ się odgłos otwierających się drzwi.

Nie patrzyłam na nią. Nadal byłam w ten samej pozycji, przez co zaczynałam odczuwać ból w okolicy karku.

- Kochanie - wyszeptała niemal błagalnym głosem - Co się dzieje powiedz.

- Mamo odejdź - powiedziałam stanowczo. Rozpacz powoli zaczynała zmieniać się w złość.

Słysząc mój ton, kobieta wypuściła ciężko powietrze i bez słowa wyszła z pokoju.
Poczułam ulgę z tego powodu - jednak tylko przez chwilę.
Wyprostowałam się i powoli stanęłam na nogach. Na wyświetlaczu telefonu widniała godzina 16:00, a pod spodem sms od Harrego. Niechętnie sięgnęłam po telefon.

Harry
Dzisiaj miały odbyć się korepetycje. Widzę jednak że nie dasz rady skupić się na nauce więc postanowiłem odwołać zajęcia
Powiadomiłem o tym twoją mamę - pisząc że dzisiaj w szkole nie czułaś się najlepiej i dobrze by było gdybyś zrobiła sobie dzień wolnego.

Nie odpisałam. Rzuciłam urządzenie w róg łóżka, po czym zdjęłam ubrania i poszłam pod prysznic. Nie interesowało mnie, że paraduję po domu całkiem naga. Normalnie wstydziłam się to robić, jednak dzisiaj nie miałam do tego kompletnie głowy.

Odkręciłam kran i czułam jak ciepłe krople spływają po moim ciele, na którym pojawiła się gęsia skórka.
Nie myślałam już o niczym. Czułam pustkę - zarówno wewnętrzną jak i zewnętrzną.
Potem poszłam do kuchni i unikając kontaktu z mamą, zrobiłam sobie coś do jedzenia.
Po wszystkim wróciłam do pokoju i ubrałam bluzę po czym położyłam się do łóżka i z oczami mokrymi od łez zasnęłam.

____________________________

Hej : ) Nie martwicie się - ten smutek nie potrwa zbyt długo
Do następnego
- Juki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro