#19
Grace
Nie uwierzysz kogo spotkałam
Szum klimatyzatora odbijał się echem po prawie pustej restauracji.
Z kuchni dobiegały odgłosy krzątaniny pracowników, przygotowujących się do zamknięcia lokalu.
Zgasiłam ekran telefonu, który następnie włożyłam do torby.
Siorbiąc wodę ze słomki, czekałam na powrót Harrego.
Nad jeziorem siedzieliśmy jeszcze przez kolejne dwie godziny, do momentu w którym powoli zaczęło się ochładzać.
Mama i Steve nadal nie wrócili co zaczynało mnie martwić.
Konkretnie martwiłam się tylko o matkę.
Szczerze, wizja braku powrotu Stevena wprawiała mnie w dobry nastrój.
Tylko co by było z mamą?
Wzdrygnęłam się na myśl o smrodzie taniego alkoholu.
Ona nie może wrócić do nałogu.
- Podać coś jeszcze? - głos niskiej blondynki przywrócił mnie do rzeczywistości. Jej duże brązowe oczy wpatrywały się we mnie, przez co poczułam lekki dyskomfort.
Spojrzałam na nią nieobecnym wzrokiem, próbując przypomnieć sobie gdzie jestem.
- Nie, nie trzeba - powiedziałam cicho, podając jej pustą szklankę - Dziękuję
- Bardzo proszę - jej nieprzyjemny uśmiech jeszcze przez jakiś czas utkwił mi w pamięci - Za dziesięć minut zamykamy - dodała na odchodne
Nie zwlekając dłużej, wstałam szurając przy tym krzesłem.
Pisk ocierającego się drewna o kafelki zwrócił uwagę jakiejś młodej pary, siedzącej dwa stoliki przede mną.
Skinieniem głowy przeprosiłam za ten nagły hałas i szybko chwyciłam za swoją torbę.
Postanowiłam poczekać na Harrego przed wyjściem.
Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne i wbiłam wzrok w widok za oknem.
Było już po zachodzie słońca. Lampy nocne oświetlały ruchliwe ulice miasta.
Rozglądając się, moją uwagę przykuła znajoma twarz
- Mama? - wyszeptałam, wciąż nie będąc pewna czy kobieta przede mną to na prawdę ona
Skoro jest tutaj sama to gdzie Steve?
Pokłócili się?
A może jest inny powód?
Patrzyłam jak ogląda plakaty kinowe, co trochę przybliżając się do niektórych z nich.
Po jej charakterystycznym tupaniu nogą mogłam stwierdzić, że była zdenerwowana.
Zastanawiałam się czy do niej podejść.
- Jestem - odskoczyłam, prawie zderzając się przy tym ze szybą. Harry - rozbawiony - próbował wstrzymać się od parsknięcia śmiechem.
- Kurwa prawie dostałam zawału - powiedziałam ledwo łapiąc oddech. Czułam jak serce podskakuje mi do gardła - Co tak długo? W kiblu się topiłeś?
- Po pierwsze - spiorunował mnie spojrzeniem - Uważaj na język, bo zasłużysz sobie na karę, po drugie miałem ważny telefon i musiałem odebrać - dodał wciąż patrząc na mnie spod byka
- Jasne - zaśmiałam się - Jaki telefon?
- A może zapytasz jaka kara? - odbił pałeczke
- Spasuje - nie dałam za wygraną - Nie ma odpowiedzi nie ma se- - jego dłoń spoczęła na moich wargach. Mężczyzna patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, w których widziałam przerażenie
- Teraz to już na prawdę zasłużyłaś na karę - jego oczy złagodniały, a wcześniejszy strach zastąpił błysk
- To podchodzi pod groźby karalne - powiedziałam kiedy odsunął dłoń z mojej twarzy - Poza tym starłeś mi pomadkę
- Wybacz - podrapał się po karku - Nie uważasz, że powinniśmy już wyjść? - zapytał patrząc w stronę wściekłej blondynki - tej samej, która wcześniej nas obsługiwała
"Wypierdalajcie w końcu" mogłam odczytać z jej spojrzenia
Kiedy wyszliśmy, ostatni raz spojrzałam w kierunku gdzie stała moja matka, ale po niej nie było już śladu
***
Max
Nie pierdol serio?
Grace
No sama byłam w szoku
Krople wody wciąż skapywały po wilgotnych kosmykach moich włosów. Siedziałam po turecku na łóżku, w całkowitej ciemności.
Kiedy brałam prysznic nagle zabrakło prądu.
Obsrałam się, bo z przyjściem ciemności, w mojej głowie pojawiły się najstraszniejsze twarze jakie mogłam sobie wyobrazić.
Po omacku szukałam telefonu i kiedy w końcu udało mi się go znaleźć, od razu włączyłam latarkę.
Max
Ciekawe na ile zostanie
Grace
Nie wiem i nie chcę o tym myśleć
Grace
Wiesz że jutro jest festyn? Muszę iść na wszystkie atrakcje 🤩
Max
Z Harrym na pewno będziesz się świetnie bawić
Postanowiłam zignorować tę zaczepkę
Grace
Byleby nie spotkać Huntera
Max
Może już jutro wyjeżdża? Pewnie go nie będzie
Grace
Mam nadzieję
Odłożyłam telefon na szafkę nocną, wcześniej jednak sprawdziłam godzinę.
Było po 23.
Wyciągnęłam ręce wzdłuż siebie i wyprostowałam się, czując jak w pewnym momencie coś strzyka mi w kręgosłupie.
Moje myśli powróciły do mamy. Wciąż zastanawiałam się czy pomiędzy nią a Stevenem wszystko gra.
Nie powiem, że ucieszyłaby mnie wiadomość o ich rozstaniu, jednak wiedziałam że to mogłoby mieć koszmarne konsekwencje.
Wstałam z łóżka, czując jak zimne panele nieprzyjemnie chłodzą mnie w stopy.
Chodziłam po pokoju, z kąta w kąt, obgryzając paznokcie nie patrząc na to, że zależy mi na ich zapuszczeniu.
Martwiłam się o swoją matkę, bo jeśli z nią będzie źle to wszystko inne również się posypie.
Martwiłam się wizją swojej przyszłości lub jej brakiem - w zależności od samopoczucia mamy.
Martwiłam się jej ślubem, który może być nowym początkiem najgorszych lat mojego życia.
Martwiłam się o swoje całe życie, o to jakie piekło może zgotować mi Steve. Jaką traumę pozostawić do końca życia.
Martwiłam się o moją przyszłość z Harrym. Czy to tylko chwilowy romans? Zauroczenie?
Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to co teraz z nim przeżywam może okazać się tylko złudzeniem, chwilowym kryzysem, przez który mogę się zrazić do miłości.
Słyszałam swój przyśpieszony oddech i dudniące w piersi serce.
Adrenalina nie pozwoliła mi na odczuwanie zimna od wciąż mokrych włosów. Trzęsłam się choć wcale tego nie czułam.
Nagle usłyszałam odgłos pukania do drzwi, na którego dźwięk podskoczyłam. Ciągle byłam w innym świecie i tępo wpatrywałam się w miejsce, z którego dobiegało pukanie.
Może to mama? Ta myśl sprawiła, że moje wcześniejsze troski momentalnie zniknęły, zastąpione żmudną nadzieją.
Podbiegłam do drzwi, energicznie je otwierając. Mój uśmiech zniknął w mgieniu oka.
- Steve? - czułam jak mój głos się załamał
Mężczyzna stał patrząc na mnie, a jego wzrok nie zdradzał żadnych emocji. Jedną rękę trzymał w kieszeni, natomiast drugą gładził swoje krótko ścięte blond włosy.
Na jego widok, mój żołądek skręcił się, a nogi ugięły.
- Twoja mama zwichnęła sobie nadgarstek - zaczął nie spuszczając ze mnie oczu - Właśnie wróciłem ze szpitala po nasze rzeczy. Spakuj się, kiedy ją wypiszą wszyscy wrócimy do domu
Patrzyłam jak odchodzi, a jego sylwetka znika za drzwiami.
Stałam jak wryta, ciągle przetwarzając to co przed chwilą usłyszałam.
Moja matka jest w szpitalu? Zwichnięty nadgarstek.
Wcześniejszy wyjazd.
Jednak jedno pytanie nurtowało mnie najbardziej.
Jak to się mogło stać?
Przecież widziałam ją przed wyjściem z restauracji. Wszystko było z nią w porządku. Jasne istnieje możliwość, że mogła zrobić sobie coś po drodze, ale jedno w tym wszystkim było podejrzane, a raczej ktoś był podejrzany.
Steve.
Jego wzrok. Zimny ton głosu i obojętność jaką miał mówiąc o mojej matce.
Jakby wcale się tym nie przejął.
Z drugiej strony może właśnie tak przeżywa szok - nie okazując emocji, bądź zamykając się w sobie.
Chociaż...
Nie ufam mu w ogóle, żeby wierzyć w jego szczere uczucia wobec mamy.
A co jeśli...
Moje serce zabiło mocniej.
Myśl o tym, że to on sprawił, że moja matka wylądowała w szpitalu wprawiła mnie w ogromną wściekłość, nie tylko na niego ale i na samą siebie.
Czemu na siebie? Bo mogłam wtedy do niej podejść i upewnić się, że dotrze bezpiecznie na miejsce, nie musiałaby tułać się samotnie po ulicach.
Miałam sobie za złe, że nie postąpiłam inaczej.
Zacisnęłam pięści, czując jak pod napięciem moje mięśnie drżą.
Steve może mydlić oczy każdemu, ale ja się tak łatwo nie dam.
I wtedy do wróciło światło, rażąc moje przyzwyczajone do ciemności oczy.
***
Zapukałam do drzwi chatki Harrego, nie zwracając uwagi na chłód jaki czułam przez zdenerwowanie.
Czekałam przed drzwiami dobre dwie minuty, po czym zapukałam znowu - tym razem głośniej.
Odczekałam kolejną minutę, ale znów nie dostałam odpowiedzi. Po tym postanowiłam wejść do środka.
Chwyciłam za klamkę i z ulgą zobaczyłam, że drzwi nie były zamknięte na klucz.
Jak najciszej weszłam do pomieszczenia. W środku panowała ciemność.
Było na tyle ciemno, że nie byłam w stanie stwierdzić kiedy w coś nieświadomie uderzę. Mogłam tylko mieć nadzieję, że chatka Harrego jest tak samo urządzona jak moja.
Próbując się rozejrzeć za znajomą twarzą, zauważyłam strugę światła wydobywającą się spomiędzy - jak przypuszczam - drzwi od łazienki.
Jeśli bierze prysznic to by wyjaśniało czemu nie słyszał mojego pukania.
Podeszłam do drzwi, modląc się by akurat w tym momencie podłoga nie postanowiła zaskrzypieć.
Przyłożyłam ucho do drewna.
Sama nie wiem czemu to zrobiłam i co mogło mnie do tego podkusić.
Spomiędzy kropel wody, uderzających o brodzik dało słyszeć się coś jeszcze.
Na ten dźwięk poczułam jak zlewa mnie zimny pot, a źrenice poszerzają się.
Szum wody łączył się z głębokim sapaniem i wymykającym się czasem cichym pojękiwaniem.
Jak oparzona odskoczyłam od drzwi, o mało co nie potykając się o własne nogi.
Oddech przyspieszył, a przed oczami widziałam pulsujące białe plamki.
Nie chciałam dopuścić do siebie myśli o tym co mężczyzna robił w tej chwili pod prysznicem, jednak w głębi duszy wiedziałam, że odpowiedź jest oczywista.
Harry się masturbował.
Próbując uspokoić oddech, musiałam oswoić się z tym na czym go nieświadomie przyłapałam.
Uczucie wstydu, które towarzyszyło mi w tamtym momencie trwało, do momentu w którym całą trójką dojechaliśmy do szpitala.
Nie powiedziałam Harremu o tym co usłyszałam. Uznałam, że byłoby to dla nas zbyt niezręczne i nie chciałam psuć tego co między nami zaczynało się dziać.
Wchodząc do szpitala i przemierzając te obskurne, białe korytarze, wraz ze Stevenem podeszliśmy do recepcji, gdzie stała dość pulchna starsza pielęgniarka.
Steve przedstawił nas i kiedy kobieta wpisywała coś na klawiaturze od starego komputera, poczułam nagły impuls przytulenia się do kogoś.
Nie wiedząc co dokładnie robię, chwyciłam za dłoń Stevena i mocno ją uścisnęłam.
Było to tak nagłe, że mężczyzna wzdrygnął się pod moim dotykiem.
W tamtej chwili miałam to w dupie, że ten zboczeniec, który prawdopodobnie zrobił krzywdę mojej matce, właśnie łapie mnie za ramię i gładzi je wierzchem wolnej ręki.
Po prostu potrzebowałam czyjegoś wsparcia, nie patrząc na to kim jest osoba, od której je dostaję.
Kątem oka zerknęłam w kierunku, gdzie stał Harry.
Patrzył na przemian raz na Stevena, raz na mnie. Próbowałam złapać z nim kontakt wzrokowy, jednak gdy to się nie udało, poddałam się i odwróciłam z powrotem do recepcji.
- Dobrze, pani Grace La rosa i pan Steve Wilson - jej wysoki ton rozbrzmiał mi w uszach - Pacjentka znajduje się na pierwszym piętrze, w pokoju 102. Aktualnie rozmawia z nią doktor Young. Proszę pojechać windą bądź pójść schodami - uśmiechnęła się blado, próbując w ten sposób okazać swoje wsparcie.
- Dziękujemy - powiedział Steve, którego wciąż trzymałam za rękę - Chodź Harry - zwrócił się do Jonesa
- Przepraszam - ponownie usłyszałam głos recepcjonistki - Pan jest z rodziny?
- Nie - odchrząknął - Jestem przyjacielem-
- To bez znaczenia - przerwała mu kobieta - W tak późnych godzinach wpuszczamy jedynie członków rodziny
Nic nie mówiąc, mężczyzna skinął głową i posłał nam przepraszające spojrzenie.
- Poczekam tutaj - powiedział podchodząc do jednego z wolnych krzeseł - Nie śpieszcie się
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał Steve bezbarwnym głosem
- Tak
Podchodząc do windy ostatni raz spojrzałam na Harrego, który zajęty odpisywaniem na telefonie, nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
Dopiero kiedy weszliśmy do środka, puściłam dłoń mężczyzny, który nie zdawając sobie z tego sprawy, nadal trzymał moje ramię.
Jechaliśmy w ciszy, oboje zamyśleni o czymś innym.
Serce bolało mnie na myśl o matce w szpitalnym pokoju, leżącej na łóżku i wpatrującej się ze zmęczeniem w widok za oknem.
Jeśli Steve zrobił jej krzywdę nie daruję mu - obiecałam sobie w myślach zanim drzwi od windy otworzyły się.
_______________
wybaczcie za przerwę
brak pomyslow, czasu itp
bonusowy rodzial wieczorem : )
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro