Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 - 'Dlaczego nic wtedy nie zrobiłeś?!'

Wysiadłem z auta i powlokłem się do domu. Byłem strasznie zmęczony. Jedyne na co miałem teraz ochotę, to położyć się na łóżku i żałować swoich błędów. Właściwie, to wolałbym cofnąć czas i nigdy ich nie popełnić. Jednak to było już niemożliwe.

Od prawie dwóch lat, bezgranicznie oddawałem się muzyce. Rok temu, udało mi się wydać płytę "Off The wall", która odniosła dość duży sukces. Ale co z tego? Skoro nie mogłem osiągnąć pełnego szczęścia bez tej jednej osoby?

Otworzyłem drzwi wejściowe. Przypomniałem sobie, że oprócz La Toyi, w domu nikogo nie powinno być. Ucieszyło mnie to, gdyż choć teraz nie mogli próbować mnie pocieszyć. Ja dobrze wiedziałem, że jest to niemożliwe. Nikt nie jest wstanie mnie uszczęśliwić. Nikt oprócz tej jednej osoby. Cudownej Amy Morrison, którą zresztą sam spławiłem... Co za ironia. Chciałem dobrze, a okazało się, że jak zwykle jest na odwrót.

Niechętnie zdjąłem buty i powiesiłem płaszcz. Chciałem już tylko położyć się na łóżku i rozmyślać ile to błędów nie zrobiłem... W prawdzie to nie najprzyjemniejsze zajęcie ale kiedy nie ma się powodów do radości... Po prostu samo tak wychodzi...

-Cześć... - przywitałem się cicho z Toyą, która właśnie weszła na korytarz. Skierowałem się już na schody, kiedy poczułem jak mnie zatrzymuje. Jej wyraz twarzy był wściekły. Nie miałem pojęcia dlaczego. Czy zrobiłem coś nie tak?

-Ty... tchórzu, dupku! Dlaczego nic wtedy nie zrobiłeś?! Gdy miałeś tę cholerną szansę! - krzyczała wcelowując we mnie palec. Zdezorientowany patrzyłem na nią i oczekiwałem dokładniejszych wyjaśnień. Toya pokręciła głową i zaciągnęła mnie do mojego pokoju. Popchnęła mnie na łóżko, a sama nerwowo chodziła po pomieszczeniu. Trwało to chyba kilka minut, zanim w końcu się odwróciła. Jej twarz nie złagodniała. A ja wciąż nie miałem pojęcia, dlaczego.

-Powiesz mi wreszcie o co chodzi? - zapytałem niecierpliwie. Podeszła do mnie bliżej i wpatrywała się we mnie tym zabójczym wzrokiem.

-Twoja kochana Amy Morrison wychodzi za mąż! Za trzy miesiące! - wyjaśniła, po czym zostawiła na moim policzku, ślad po mocnym uderzeniu. Nie reagowałem nawet na ból fizyczny. Bardziej cierpiałem z powodu, moich błędów, które popełniłem. Moja Amy... Wychodzi za mąż... Nie mogłem w to uwierzyć. To wszystko we mnie uderzyło. Uderzyło i przygniotło mocniej niż cokolwiek innego. Sam kazałem jej odejść, chociaż kochałem ją do szaleństwa. La Toya miała rację. Zmarnowałem szansę.

-Toya... Chcę pobyć sam... - poprosiłem słabo, opadając bezsilnie na łóżko. O dziwo, spełniła moją prośbę i wycofała się z pomieszczenia. Zauważyłem, że trochę ochłonęła. Ja sam natomiast, czułem się jakby czekała mnie zaraz śmierć. Albo jakbym już był duchem i wszystko to, było dla mnie nieosiągalne. Moje serce rozpadło się na drobne kawałeczki, których najprawdopodobniej nie dało się już poskładać i przy każdym oddechu, każdej sekundzie życia, bolało bardziej.

Przez mój zabałaganiony umysł przechodziło wiele myśli. Winiłem się za każdą rzecz jaka teraz się działa. Ale czy nie tego właśnie chciałeś, Jackson?!

Usiadłem przy biurku i wyjąłem kilka kartek z jednej z szafek. Trzymałem je tam na nagły przypływ weny. W końcu trzeba być przygotowanym.

Szybko skleciłem kilka zdań i przyszedł czas na najtrudniejsze. Amy. Nie miałem pojęcia, co napisać. Tak, aby wszystko zrozumiała. Niespodziewanie naszła mnie wena. Co za ironia, nieprawdaż? Dlaczego gdy cierpimy, jesteśmy bardziej twórczy? Bezszelestnie udałem się na dół. Tak, aby Toya nic nie zauważyła. Zabrałem co chciałem i szybko ruszyłem do łazienki. Czułem się już naprawdę wycieńczony.

Pogrzebałem w kilku szufladach i w końcu znalazłem. Nabrałem w garść tabletki i połknąłem. Sięgałem już po butelkę wódki kiedy nagle owładnęła mną ciemność. Cholera.

                                                                                     ***

Tak jak mówiłam, jest kolejna część. Jak zwykle zapraszam do głosowania, komentowania i co tam tylko chcecie!            

                                                                                                                            Musicfreak739  :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro