Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18 - 'Proszę, powiedz, że to nieprawda.'

Ponownie usłyszałam pukanie.

- Jesteś tam? - zapytała mama. Jej głos nie wyrażał żadnych emocji, ale wiedziałam, albo chociaż miałam nadzieję, że gdzieś tam w środku ją obchodzę. Siedziałam w końcu w łazience od piętnastu minut i jedynie co robiłam, to wymiotowałam. - Michael dzwonił. - poinformowała beznamiętnie, jakimś cudem wypowiadając jego imię. Zebrałam się z podłogi i otworzyłam dębowe drzwi.

- Odebrałaś? - dopytałam.

- Chciał cię odwiedzić. - odparła kobieta. Po chwili do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko spojrzałam jeszcze na swoje odbicie w lustrze i otarłam usta ręcznikiem. Wyglądałam jak siedem nieszczęść - podkrążone oczy, blada twarz. Do tego mogłam się przyzwyczaić przez ostatnie kilka dni.

Na dole słyszałam już rozmowę taty i Mike'a. Ich relacja kwitła. Nawet mama powoli przełamywała barierę, choć pewnie trudno było przyznać jej się, że popełniła błąd, swatając mnie z Davidem.
Zakryłam się szczelniej błękitnym szlafrokiem, po czym niepewnym krokiem skierowałam się do salonu. W połowie schodów zatrzymałam się, widząc przed sobą Michaela.

- Witam, księżniczko. - przywitał się radośnie, całując mnie w policzek. Odpowiedziałam krótkim "cześć" i uśmiechnęłam się słabo.

- Nie wyglądasz najlepiej. - zaniepokoił się czarnowłosy. - W takim razie musimy odwołać spotkanie z Katie. - stwierdził, zakładając moje kasztanowe włosy za ucho. Zupełnie zapomniałam o tym, że to właśnie dzisiaj mieliśmy ponownie odwiedzić knajpkę Katie.

- Nie, Mike, czuję się wyśmienicie! Możemy... - zaprotestowałam, urywając w pół zdania, po czym szybko pognałam do łazienki, gdyż poczułam kolejną falę wymiotów. Chłopak pobiegł za mną, zaniepokojony stanem mojego zdrowia.

- Właśnie widzę. Zamiast Katie odwiedzimy dzisiaj lekarza, Amy. - westchnął, przytrzymując moje potargane włosy.

- Nie, nie potrzebuję lekarza! - oburzyłam się. Brzmiałam jak małe dziecko, które przekonuje swoją mamę, że nic mu nie jest. Trochę też się tak czułam, a już na pewno wyglądałam.

- Będę z tobą. - Mike ukucnął obok, masując moje ramię.

Zanim się obejrzałam, siedziałam w samochodzie Michaela, będąc w drodze do lekarza. Na kolanach trzymałam miskę - na wszelki wypadek i znudzona opierałam się o szybę. Czarnowłosy specjalnie zadzwonił wcześniej do przychodni, aby otworzyli tylne wejście, a jak wiadomo, nie ma rzeczy, której by nie zrobili dla samego Króla Popu.

Chłopak nucił pod nosem jedną z piosenek, która właśnie leciała w radiu, kładąc dłoń na moim udzie przy każdych światłach.

- Dwie ręce na kierownicy. - mruknęłam obojętnie.

- Już się robi, pani egzaminator. - zaśmiał się Mike, skręcając w boczną uliczkę i zaraz potem na tylny parking przychodni lekarskiej.

Miałam już wychodzić, kiedy poczułam jak czarnowłosy chwyta mnie za rękę.

- Okulary. - odparł, podając mi przedmiot ze schowka. Sam także założył, po czym wysiadł i już miał otwierać mi drzwi, jednak tym razem go wyprzedziłam.
Nagle zza drzwi wyłoniła się sztucznie uśmiechnięta kobieta, która gestem zaprosiła nas do środka. Mike podziękował, przepuszczając mnie pierwszą. Niechętnie przekroczyłam próg i rozejrzałam się po bokach. Na korytarzu nikogo nie było, miałam tylko nadzieję, że Mike nie posunął się do "wynajęcia" całej przychodni z tego powodu.

- Zapraszam do gabinetu. - zawołała lekarka, prowadząc nas do pomieszczenia nr 4. Oboje usadowiliśmy się na krzesłach, postawionych przed biurkiem lekarki. - Co was do mnie sprowadza? - zapytała miło kobieta, posyłając w naszą stronę szeroki uśmiech, choć pewnie dlatego, że właśnie stał przed nią sam Michael Jackson. Ja byłam tylko kolejną, nic nieznaczącą pacjentką.
Mike spojrzał w moją stronę, jakby chciał upewnić się, że to on ma zacząć.

- Amy cały czas wymiotuje przez ostatni...

- Tydzień. - dokończyłam za niego.

Lekarka pokiwała twierdząco głową, posyłając nam kolejny uśmiech od ucha do ucha, jakby cieszyła się z tego powodu, że przez ostatnie dni męczyło mnie zatrucie pokarmowe.

- Mogę zapytać, kiedy miała pani ostatni okres? - rzekła, w końcu kierując wzrok na mnie. Tym razem jednak wcale nie chciałam by na mnie spoglądała.

- Ja... - zawahałam się, w głowie próbując sobie przypomnieć datę. Niestety, dobrze ją znałam. - Mam dwa tygodnie spóźnienia... - odpowiedziałam, wbijając wzrok w moje jakże ciekawe buty. Nie chciałam widzieć teraz ani twarzy Michaela, ani uśmiechniętej pani lekarki.

- Jest szansa, że jest pani w ciąży?

Na to pytanie zastygłam, serce zaczęło bić mi z prędkością światła, a oczy powoli wypełniały się już pierwszymi łzami, które nieudolnie próbowałam powstrzymać.

- Przepraszam na chwilę. - usłyszałam tylko beznamiętny głos Mike'a i dźwięk zamykanych drzwi. Byłam już bezsilna w stosunku do nagłej fali płaczu. Wybuchłam.

- W takim razie powinniśmy zrobić badania, aby się upewnić. - zaleciła kobieta, wstając od swojego biurka.

***

- Do widzenia... - pożegnałam się ponuro, wychodząc z gabinetu. W rękach trzymałam plik potrzebnych papierów lekarskich. Nogi miałam jak z waty, jednak zmusiłam się do postawienia pierwszych kroków. Czarnowłosy wciąż chodził nerwowo po korytarzu, a kiedy w końcu mnie zauważył, podbiegł w moją stronę i drżącym głosem odparł:

- Proszę, powiedz, że to nieprawda.

Na moich policzkach znów pojawiły się strumienie słonej cieczy, które przerodziły się w jeden wielki wodospad łez. Odpowiedź była chyba w takim razie jasna. Mike także się domyślił, bo przytulił mnie najmocniej jak potrafił i delikatnie gładził moje plecy.

- Kocham cię, mimo wszystko. - wyszeptał, całując mnie w czoło.

A ja znów czułam się, jakby wszystko waliło się na nowo. Pozbyłam się Davida z mojego życia, jednak co z tego jeśli nosiłam w sobie jego dziecko?

***

I co, zaskoczeni? 😂
Dzisiaj wieczorem postaram się wstawić jeszcze kolejny rozdział 😜❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro