14 - 'Pozwól mi tym jednym wieczorem zmienić wszystko'
Sam byłem zaskoczony swoją spontanicznością i nagłym zadecydowaniem. Ale nie mogłem stracić takiej szansy. Nie mogłem, gdyż idealnie pokrywała się z moim planem. W głowie miałem już wszystko ustalone. Co do nawet najdrobniejszego szczegółu. Jedyne, czego nie mogłem przewidzieć, to reakcja mojej księżniczki... Ta jedna kolacja znów może nas poróżnić. Zawsze jest takie ryzyko. Jednak teraz na to nie pozwolę. Bo czy właśnie tak ma się potoczyć nasza historia? Historia wieloletniej przyjaźni?
Szybko wyjaśniłem Amy, o co chodzi i biegiem udałem się do domu. Zostawiłem ją oszołomioną na środku schodów. Ale musiałem działać jak najszybciej. Nie zdążyła mnie nawet o nic zapytać.
Momentalnie znalazłem się po drugiej stronie ulicy, zapominając kim jestem. Przy Amy wcale nie czułem się jak ktoś sławny. Uwielbiałem poczuć się jak 'zwykły' człowiek. Cokolwiek to znaczy. Niestety, wiele osób nie potrafi tego zrozumieć.
Dość niedbale zakryłem twarz koszulą i z prędkością światła wparowałem do domu. Natychmiast chwyciłem za telefon i wybrałem numer restauracji.
-Sapphire Restaurant, dzień dobry. W czym mogę pomóc? - odezwał się kobiecy głos.
-Dzień dobry... - przywitałem się, zdejmując buty - Chciałbym wynająć cały lokal na godzinę 17:00. - wyjaśniłem. Wyczekiwałem reakcji recepcjonistki.
-Przepraszam, ale takie rezerwacje w najlepszym wypadku przyjmujemy z kilkudniowym wyprzedzeniem. - odparła nieco zdziwiona moją prośbą. Westchnąłem ciężko. W takim razie, trzeba zastosować inną metodę. Nie lubiłem tego robić, ale w końcu raz na jakiś czas można...
-Przepraszam, nie przedstawiłem się. - zrobiłem krótką pauzę - Moje imię - Michael Jackson. - odparłem, przygryzając wargę. Kobieta nie odzywała się przez chwilę, a ja z całej siły próbowałem nie wybuchnąć śmiechem.
-Rezerwacja na godzinę 17:00, tak? - zapytała, chcąc się upewnić. Uśmiechnąłem się do siebie.
-Tak, dziękuję. - rzekłem z dumą, po czym odłożyłem słuchawkę. Nazwisko często ułatwiało mi wiele rzeczy, nierzadko natomiast mi je utrudniało.
Szczęśliwy, że udało mi się wszystko załatwić, chciałem już skierować się do mojego pokoju, aby móc się przygotować. Jednak na drodze stanął mi Joseph... Tylko tego brakowało. Spróbowałem nie zwracać na niego uwagi i wyminąć mężczyznę. Niestety, nie dane było mi tak od razu stąd uciec.
-Gdzie idziesz? - zapytał szorstkim głosem - Znowu umawiasz się z tą dziewczyną? - dodał, zaciskając zęby.
-Tak... - odparłem krótko. Nie chciałem kolejnej kłótni. Nie teraz... Choć sam mogłem zauważyć, że dotąd zmierza ta rozmowa.
-Nie widzisz, że ta gówniara wszystko psuje?! - warknął Joseph.
-Nie nazywaj jej tak! - odkrzyknąłem. Oboje mieliśmy to wrogie spojrzenie. W korytarzu zaraz zjawiła się cała rodzina.
-Zaniedbujesz przez nią muzykę!
-Nieprawda!
-Czyżby? A kiedy zamierzasz przyjść na próbę The Jacksons?!
-Cisza! - krzyknął Jermaine. Wszyscy zamilkli.
-Jeśli moja następna płyta nie odniesie takiego sukcesu jak "Off The Wall", przestanę spotykać się z Amy. - wysyczałem, po czym opuściłem pomieszczenie. Od razu zaszyłem się w swoim pokoju i zacząłem wybierać strój. Na niczym nie potrafiłem się skupić. Wciąż kotłowała się we mnie złość. Jak mógł ją tak nazwać? Ja sam byłem trochę zdziwiony tym, co powiedziałem. Czy naprawdę gdyby mój album nie odniósł takiego sukcesu, przestałbym się z nią widywać? Czy to co obiecałem nie było trochę nieprzemyślane? Oczywiście, planowałem, aby mój nadchodzący krążek okazał się najlepiej sprzedającym albumem na świecie; tak samo, jak dążyłem do tego, by moja przyszłość była związana z Amy. Ale czy takie obietnice nie są brakiem szacunku? Bo co by się stało, gdyby jednak moja płyta nie zyskała przychylności krytyków? Sam nie wiedziałem, co o tym myśleć. Zupełnie nie potrafiłem się skupić. Wszystkie te emocje we mnie buzowały. Teraz, gdy akurat nie za bardzo mi to odpowiadało. Nie chciałem podczas tej kolacji zaprzątać sobie głowy Josephem i jego durnymi planami. Pragnąłem cieszyć się chwilą, którą mogę spędzić z Amy. Tylko na tym mi zależało.
-Nie przejmuj się nim... - usłyszałem dobrze znany mi głos. Podskoczyłem ze strachu, gdyż nie miałem pojęcia, że ktoś wszedł do mojego pokoju. Mama zaśmiała się delikatnie z mojej reakcji. - Wybacz, Mike, nie chciałam cię przestraszyć. - odparła spokojnie.
-Nic się nie stało, mamo. - zapewniłem, śmiejąc się z samego siebie.
-David też idzie? - zapytała w końcu czarnoskóra kobieta. Spuściłem wzrok, wlepiając go w jakże ciekawą drewnianą podłogę.
-Nie... - powiedziałem krótko. Czułem jednak, że nie udzieliłem jej dość wyczerpującej odpowiedzi. - Amy zerwała zaręczyny... - wyjaśniłem cicho. Moja mama pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Toya wszystko mi powiedziała.
-Przecież... Nie miała nikomu mówić... - zauważyłem zdziwiony i trochę rozczarowany.
-Spokojnie, mnie możesz ufać. - zapewniła, całując mnie delikatnie w czoło. Posłała mi piękny uśmiech, który odwzajemniłem, po czym wyszła z pokoju. Westchnąłem ciężko. Wciąż pozostawał jeden problem - co mam założyć?
***
Po tym jak Mike zostawił mnie oszołomioną, a sam pobiegł do domu, otrząsnęłam się i nie tracąc czasu, ruszyłam do pokoju, aby wybrać strój. Jako, że nigdy nie lubiłam wymyślnych strojów, postawiłam na zwykłą przewiewną sukienkę w czarnym kolorze i biały sweter.
Przejrzałam się w lustrze i okręciłam kilka razy, aby mieć pewność, że wyglądam dobrze. Nie będę kłamać, zależało mi ma tym. Dla Davida nigdy nie dbałam tak o wygląd. Nie obchodziło mnie, czy kilka włosów wystaje mi z warkocza, albo czy moje kolczyki pasują mi do nowych butów. Nie dbałam o to ani trochę. Natomiast, kiedy to Michael zapraszał mnie na kolację... wszystko się zmieniało.
Ponownie w mojej głowie kłębiło się wiele myśli. Nie miałam pojęcia na czym mam się skupić. W końcu mam tylko pół godziny, jak powiedział Michael. Potrząsnęłam głową i szybko skierowałam się do łazienki, aby wykonać choć delikatny makijaż. Dodałam jedynie trochę korektora i tuszu do rzęs. Liczyłam, że uda mi się zakryć cienie pod oczami, które zdradzały moje częste problemy z zaśnięciem. Szczerze mówiąc, nie wyszło najgorzej.
Wyrobiłam się znacznie szybciej niż myślałam. Zostało mi jeszcze prawie dziesięć minut. Tak bardzo bałam się, że nie zdążę, a okazało się, że to ja muszę czekać na Mike'a. W każdym razie, wolałam to, niż, aby to on miał siedzieć znudzony na kanapie i powoli zasypiać, tylko dlatego, że nie umiem wybrać sukienki. Na szczęście, poszło mi niesamowicie szybko.
Po kilku minutach, podczas których zastanawiałam się nad kolacją, która właśnie ma się odbyć, usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko, na ile to było możliwe w szpilkach, ruszyłam, aby je otworzyć. Moim oczom ukazał się mężczyzna o oczach w kolorze gorzkiej czekolady. Chłopak, którego znam od kilku dobrych lat. Stał i przygryzał wargę. Zupełnie tak, jak to robił dwa lata temu, gdy mieliśmy iść na kolację. Żadne z nas nie chciało przerwać ciszy. Zwyczajnie spoglądaliśmy na siebie nawzajem, nic przy tym nie mówiąc.
Wreszcie Mike chwycił delikatnie moją dłoń i zaprowadził do czarnego samochodu, stojącego przed domem. Automatycznie chwyciłam za klamkę, aby wejść do środka, jednak brązowooki mnie wyprzedził, szepcząc "Ja otworzę.". Ach, no tak, dżentelmen. Uśmiechnęłam się delikatnie. Już całkowicie się od tego odzwyczaiłam. Czy David kiedykolwiek otworzył przede mną drzwi? Oczywiście, że nie! Myślę, że nawet nie przyszło mu to do głowy.
Kiedy oboje siedzielismy już w aucie, do moich uszu dotarła znajoma piosenka. Na usta wpełzł mi ogromny uśmiech i natychmiast pogłośniłam muzykę. Michael spojrzał na mnie z politowaniem. Jednak ja zaczęłam śpiewać razem z radiem.
-A B C
It's easy as, 1 2 3
As simple as, do re mi
A B C, 1 2 3...
-Baby, you and me girl... - dokończył czarnowłosy, spoglądając mi prosto w oczy. Zastygliśmy, patrząc tak na siebie nawzajem. Trwało to krótko, może minutę. Ale czułam, jakby tym spojrzeniem był w stanie wyczytać ze mnie wszystko; przeczytać moje myśli i zauważyć każdą emocję, jaka malowała się na mej twarzy. Krępowało mnie to.
-Jedźmy już - powiedziałam cicho. Mike odchrząknął i odpalił samochód. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Jedynym dźwiękiem, jaki można tam było usłyszeć, było radio. Co jakiś czas leciał jakiś znany kawałek; czasami słyszałam zupełnie nowe utwory. Tak czy siak, nie zwracałam na to większej uwagi. Rozglądałam się tylko po ulicach, którymi przejeżdżaliśmy. Widok był mniej więcej ten sam co dwa lata temu: bary i domy, z których dochodziła donośna muzyka, przeplatały się nawzajem. Był piątek, więc już przed siedemnastą ludzie rozpoczynali imprezy czy domówki. Zdarzało się, że ich krzyki mogłam usłyszeć nawet w samochodzie. Zważając na to, że była zima, która w LA wcale nie jest taka sroga, już o tej godzinie powoli robiło się ciemno, dlatego, to może niedziwne, że wszyscy zmierzają do klubu o tak "wczesnej" porze.
Po chwili, nawet sama nie wiem kiedy, znużona wpatrywaniem się w nieznajome obiekty, odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
***
Zaparkowałem samochód przed restauracją. Spojrzałem na Amy, która słodko spała na siedzeniu pasażera. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Niestety, musiałem obudzić moją księżniczkę. Wyglądała tak pięknie...
-Amy... - wyszeptałem. Sam nie wiem na co liczyłem? Że zbudzi się, gdy do jej uszu dotrze ledwo słyszalne wołanie? - Amy, już jesteśmy. - powiedziałem, tym razem już głośniej. Rozejrzałem się jeszcze, czy, aby na pewno nikt nie zauważył, że tu jestem. Na szczęście nikogo nie było. Ponownie spojrzałem na Amy. Leniwie otworzyła oczy i przeciągnęła się.
-Przepraszam... Trochę mi się przysnęło. - zauważyła brunetka.
-Nic się nie stało. - zaśmiałem się. Chwyciłem jej gładką dłoń, po czym razem skierowaliśmy się w stronę wejścia do restauracji. Kiedy oczy dziewczyny dostrzegły wielki napis w kolorze ciemnej zieleni, przystanęła. Spojrzała na mnie zdumiona.
-Znowu to robisz? - zapytała, unosząc jedną brew. Wyszczerzyłem się, ukazując przy tym szereg białych ząbków, po czym pociągnąłem Amy do środka.
-Pozwól mi tym jednym wieczorem zmienić wszystko. - wyszeptałem jej do ucha. Dziewczyna niepewnie przytaknęła. Zapowiadał się bardzo ciekawy wieczór...
***
Hej! Dzisiaj taki trochę zapychacz ;P Ale za to wynagrodzę to kolejnym rozdziałem ;D Jak zawsze, mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania, głosowania i czego tam tylko chcecie!
P.S. Sorry Madzia, ale musisz jeszcze poczekać na hocik 😂😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro