Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12 - 'Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi'

- Nie powiedziałaś im? - zdziwił się, chociaż przed chwilą wyraźnie mu to oznajmiłam. Przygryzłam wargę. W tym momencie cieszyłam się, że towarzyszy mi tylko jako głos w telefonie. Inaczej zmusiłby mnie, abym wyznała to wszystko moim rodzicom właśnie teraz.
- Niedługo to zrobię.... Obiecuję. - odparłam. Ja sama nie byłam tego taka pewna. To nie jest wcale proste... - Mam już nawet pewien pomysł. - wyjaśniłam tajemniczo. Nie chciałam mu narazie zdradzać więcej.
- Amy! - usłyszałam wołanie mojej mamy z kuchni. Przewróciłam oczami i westchnęłam ciężko.
- Muszę kończyć, Michael. Mama mnie woła... - odparłam smutno do słuchawki.
-Rozumiem, zadzwoń później, dobrze? - zapytał jakby z nadzieją.
- Powinieneś pracować... - zauważyłam. Mike nagrywał piosenki na nową płytę, która miała ukazać się dopiero za dwa lata. Ale ten perfekcjonista musi dopieścić przecież każdy najmniejszy szczegół... Mimo to, gdy tylko miał przerwę, zawsze do mnie dzwonił. Chociaż nie widziałam go teraz, dałabym sobie rękę uciąć, że przygryzał właśnie wargę.
- Ale... - nieporadnie próbował się wytłumaczyć.
- Przecież i tak wiesz, że zadzwonię! - zaśmiałam się. Zawsze lubiłam się z nim trochę podroczyć. - Ale teraz idź do pracy, ja muszę już kończyć, cześć! - pożegnałam się radośnie, chociaż wcale nie chciałam jeszcze kończyć rozmowy z czarnowłosym.
- Cześć, księżniczko... - odrzekł, po czym odłożyłam słuchawkę. Minęło już tyle czasu, a mnie nadal tak samo to cieszyło. Teraz tym bardziej zalewała mnie fala ciepła, gdy po dwóch latach rozłąki, nasz kontakt się odnowił. "Księżniczko..."
Zanim zeszłam na dół, podeszłam jeszcze do okna i rozglądałam się po okolicy. Zebrało mi się na przemyślenia... Los Angeles... Tutaj spędziłam całe swoje życie. Właśnie tutaj poznałam mojego najlepszego przyjaciela. Piękne wspomnienia. I zupełnie nagle podczas jednej kolacji wszystko się popsuło. Jeszcze rok temu, gdyby ktoś powiedział mi, że odnowię kontakt z Michaelem, odpowiedziałabym mu, że ma się puknąć w czoło. A jednak. Teraz wszystko powracało do normy. Oboje przez te dwa nieszczęsne lata, przeżywaliśmy koszmar. Mike pogrążony w depresji, a ja uwięziona w toksycznym związku. Tak naprawdę to wszystko zawdzięczam tylko Jemu. Michaelowi. Mimo, że jego stan psychiczny, podobnie jak zresztą mój, nie był najlepszy, to udało mu się mnie obronić. Mógł zwyczajnie odejść i nie narażać się na taką bójkę. Jednak nie zrobił tego.
- Mój królewicz...
- Słyszysz mnie?! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos mamy, która stała oparta o ścianę. Gwałtownie obróciłam się w jej stronę zdezorientowana. Kobieta przewróciła oczami. - Nieważne... - westchnęła i podeszła do mnie, siadając na niepościelonym łóżku. - Ostatnio rzadko się widzicie, tęsknisz za nim, prawda? - zagadnęła mama, patrząc mi w oczy. Powstrzymałam się od skrzywienia. Co miałam jej powiedzieć? "Tak, oczywiście, tęsknię za Davidem." - nie przechodziło mi to przez gardło. To kompletne kłamstwo, a ja nie miałam zamiaru dalej tego ciągnąć. Jednak nie potrafiłam jej także wyznać prawdy. Jeszcze nie teraz... Spuściłam wzrok i milczałam.
- Masz dzisiaj czas? Może zjemy kolację w czwórkę? - zapytałam. Miałam tylko nadzieję, że pomyśli, że tą czwartą osobą, ma być David. Nie mogłam jej powiedzieć, co planuję. Kobieta posłała mi uśmiech.
- Bardzo chętnie, ale jedziemy z tatą do cioci Nancy. Wrócimy pewnie jutro wieczorem. Myślę, że kolacja we dwojga to także dobry pomysł, nie uważasz? - poklepała mnie po plecach, po czym wstała z mojego posłania.
-Jasne... - przyznałam ze sztucznym uśmiechem. Mama spojrzała na mnie ostatni raz, po czym wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą z moimi myślami. Czy naprawdę, kiedy już zdecydowałam się na taki krok, moi rodzice akurat jadą do ciotki?! Z jednej strony widziałam w tym także plusy. Oby tylko Michael nie miał żadnych planów...
***
-Jeszcze raz! - zawołałem niezadowolony ze swojego wykonania piosenki.
- Żartujesz? Było idealnie! - odezwał się Quincy. Pokiwałem przecząco głową.
- Wcale nie. W mojej głowie, to brzmiało inaczej. Lepiej. - wyjaśniłem zdenerwowany. Chciałem aby wszystko było dopracowane do perfekcji. Abym nie miał żadnych uwag i przede wszystkim - był zadowolony ze swojego nowego albumu. Q popatrzył na mnie zrezygnowany. Wiedział, że ze mną nie wygra. Kiedy upierałem się, że coś wyszło nie po mojej myśli - nie miał wyjścia, musiał ustąpić. Takie życie perfekcjonisty. Miałem już wchodzić do kabiny nagraniowej, kiedy przypomniałem sobie o jednej rzeczy. Odwróciłem się w stronę Quiny'ego.
-Nie dzwoniła? - zapytałem przygryzając wargę. Minęła dopiera godzina, jednak ja już nie mogłem się doczekać, kiedy Amy do mnie zadzwoni. Q uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.
- I wy się tylko przyjaźnicie? - zaśmiał się. Spuściłem wzrok.
-Tak, jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. - wyjaśniłem. Miałem dosyć tych wszystkich insynuacji.
-To dla kogo jest ta piosenka? - zapytał podejrzliwie. Na moich policzkach pojawił się rumieniec. Domyślił się... Może to nie było takie trudne. W końcu ile kobiet jest obecnych w moim życiu? Milczałem. Odwróciłem się i już miałem tam wejść ale to nie dawało mi spokoju. Jeszcze raz spojrzałem w stronę Q.
- Czyli nie dzwoniła, tak? - odezwałem się niepewnie. Musiałem się upewnić. Inaczej przy śpiewie nie potrafiłbym się skupić.
- A nie mówiłem! - zaśmiał się z mojego dociekania. - Niestety nie, Michael. - oznajmił, gdy już powstrzymał chichoty. Westchnąłem.
Nałożyłem słuchawki i w myślach przypomniałem sobie tekst. Przymknąłem oczy, aby lepiej się wczuć. Teraz byłem już gotowy. Odciąłem się całkowicie od rzeczywistości. W moim umyśle została tylko jedna osoba. Amy.

"There'll be no darkness tonight
Lady our love will shine
Lighting the night
Just put your trust in my heart
And meet me in paradise
Now is the time girl
You're every wonder in this world to me
A treasure time won't steal away

So listen to my heart
Lay your body close to mine
Let me fill you with my dreams
I can make you feel alright
And baby through the years
Gonna love you more each day
So I promise you tonight
That you'll always be the lady in my life

Lay back in my tenderness
Let's make this a night we won't forget
Girl, I need your sweet caress
Reach out to a fantasy
Two hearts in the beat of ecstasy
Come to me, girl

And I will keep you warm
Through the shadows of the night
Let me touch you with my love
I can make you feel so right
And baby through the years
Even when we're old and gray
I will love you more each day
'Cause you will always be the lady in my life

Stay with me
I want you to stay with me"

Słowa automatycznie wychodziły z mojego wnętrza. Śpiewając myślałem tylko o niej. W końcu napisałem to właśnie dla NIEJ. Planowałem w jakiś sposób pokazać Amy co do niej czuję. Musiałem tylko czekać na idealny moment. Postanowiłem, że gdy się taki nadarzy - muszę go wykorzystać. Wiedziałem, że muszę poczekać, aż ochłonie po poprzednim związku z Davidem. Ale nie potrafiłem tyle czekać. Zwyczajnie zachowywać się jakby wcale mnie nie pociągała. Nie oczekiwałem, że zaraz zaprosi mnie do swojego łóżka. Nie o to mi chodziło. Wystarczyłoby mi samo odwzajemnienie uczuć. Zwykłe "Ja Ciebie też.", gdy powiem "Kocham Cię.". Po prostu.
Tym razem byłem zadowolony ze swojego śpiewu. Musiałem jeszcze to odsłuchać, chociaż byłem pewny, że jest dobrze.
-No powiem Ci, że myślałem, że nie da się tego lepiej zaśpiewać niż za poprzednim razem ale teraz... To było coś! - zachwycał się Quincy. Uśmiechnąłem się. Jego zdanie było dla mnie bardzo ważne. - A tak przy okazji... Ktoś chyba próbował się do ciebie dodzwonić. - dodał puszczając mi oczko. Moje oczy zabłysły. Zaśmiałem się i sięgnąłem po telefon, który leżał na szafce. 1 nieodebrane połączenie od Amy... Wybrałem tak dobrze znany mi numer. Odebrała po kilku sygnałach.
-Cześć, Mike! Jesteś jeszcze w studiu? - zapytała z nadzieją. Spojrzałem niepewnie na Q. Nagrywaliśmy kilka dobrych godzin, chyba mogę już wrócić... Quincy jakby zrozumiał moje spojrzenie.
-Jasne, na dzisiaj już kończymy. - posłał mi przyjacielski uśmiech, na co odpowiedziałem mu tym samym.
-Właśnie niedługo jadę do domu. - wyjaśniłem.
- Świetnie, będę u ciebie za godzinkę, ok? Wiesz, u mnie nie da rady... - odparła Amy. Dobrze wiedziałem, że jej mama mnie nie lubi. Sam nie wiem, co takiego zrobiłem. Jednak dla własnego spokoju, razem z Amy, nie pokazywaliśmy się przy pani Morrison. Nie miała nawet pojęcia, że odnowiliśmy kontakt.
- Oczywiście, będę czekał, księżniczko. - powiedziałem radośnie. Pożegnała się ze mną, po czym zakończyła połączenie. Schowałem telefon do kieszeni spodni i zacząłem szykować się do wyjścia. Zamierzałem już otworzyć drzwi. Jednak ostatni raz spojrzałem w stronę Quincy'ego.
- Dzięki. - powiedziałem jeszcze, na co zaśmiał się pod nosem. Wyszedłem ze studia szybkim krokiem, przy okazji bujając w obłokach. Oczywiście w mojej głowie nie było niczego innego jak Amy... Czasami miałem już dość samego siebie. Nie było chwili, abym o niej nie myślał. Czy można to nazwać miłością? A może zwykle zauroczenie? Nie... Za długo to trwa, jak na zauroczenie.
Nadal bałem się, że ją zranię. Bałem się, że jeśli wejdzie w cały ten show-biznes... Ach, po prostu bałem się, że będzie miała tego dosyć. Paparazzi, które nie opuszcza nas na krok. Plotki i różne spekulacje: "Czy dziewczyna Michaela Jacksona - Amy Morrison jest w ciąży?!" "Jacko znalazł sobie nową zabawkę?". Mogłoby ją to przytłoczyć... To nic dziwnego, w końcu...
Nagle poczułem jak w kogoś uderzam, a na mojej koszuli rozlewa się kawa. Idealnie. Podniosłem wzrok. Moim oczom ukazała się blondynka ubrana w elegancki strój z ustami pomalowanymi na krwistoczerwony kolor.
- Przepraszam... - wyjąkała kobieta. Westchnąłem. Nie cieszył mnie widok ciemnej plamy na koszuli.
- Eh... Nic się nie stało... - odparłem z grzeczności. Nie chciałem na nią krzyczeć. Zapewne zaczynała tutaj pracę, gdyż wcześniej nigdy jej tu nie widziałem. A jej ubiór wskazywał na to, że jest nową recepcjonistką.
- Naprawdę przepraszam, panie Jackson. Na pewno nic się nie stało? - dociekała blondynka spoglądając na mnie z miną smutnego pieska.
- Oczywiście, wracam już do domu, więc nie ma problemu... - zapewniłem, chcąc jak najszybciej wyjść z budynku. Jednak młoda kobieta mi to uniemożliwiała. Nastała chwila niezręcznej ciszy. Otwierałem już usta, aby przeprosić i móc po prostu pojechać do domu, gdzie za niecałą godzinę miała być Amy. Niestety blondynka mnie wyprzedziła.
-Melanie. - przedstawiła się, przygryzając delikatnie wargę. Wydawało mi się, że chce po prostu zrobić na mnie wrażenie. Czerwone usta, lekko rozpięta koszula spod której zupełnie przypadkowo widać było jej biustonosz. Nie ze mną te numery.
- Michael. - powiedziałem, ściskając delikatnie jej rękę. Starałem się być miły, chociaż Melanie nie przykuła mojej uwagi.
- Masz czas...? Może poszlibyśmy do mnie? - zapytała, dyskretnie łapiąc moją dłoń.

- Um... Wiesz co, akurat umówiłem się z moją... - zawahałem się - dziewczyną! - wypaliłem. Blondynka zrobiła zdziwioną minę i odsunęła się ode mnie.

-Taa... Idź już, spóźnisz się. - doradziła, po czym odeszła w przeciwną stronę. Zaśmiałem się pod nosem. Nie rozumiałem kobiet, które chciały mnie uwieść, przelecieć, a potem zostawić, aby tylko pochwalić się koleżankom, że spały z Michaelem Jacksonem. Melanie najwidoczniej należała do właśnie tej grupy. Dlatego też postanowiłem skłamać i powiedzieć, że jestem umówiony z dziewczyną, której tak naprawdę nie mam.
Potrząsnąłem głową, aby odciągnąć od siebie wszelkie myśli i skierowałem się do auta. Zanim wyszedłem na zewnątrz, założyłem na oczy czarne okulary. Tak na wszelki wypadek, gdyby ludzie kręcili się koło studia. Wprawdzie i tak by mnie rozpoznali ale w okularach przeciwsłonecznych czułem się bardziej komfortowo.
Sprawdziłem teren. Nikogo nie było. Wsiadłem do samochodu i od razu pojechałem w stronę domu. Droga zajmowała mi zwykle niecałe pół godziny. Niestety potrafiła się wydłużyć, aż do półtorej godziny, gdyż korki w LA są nie do wytrzymania. Miałem tylko nadzieję, że teraz takich nie będzie.
***
Wysiadłem z czarnego samochodu, kiedy zaparkowałem już przed domem. Spojrzałem na zegarek. 17:37. Amy powinna przyjść za jakieś piętnaście minut. Wyjąłem klucze i powoli otworzyłem drzwi. Gdy przekroczyłem próg posiadłości, do moich uszu dotarły dźwięki rozmowy. Zdjąłem czarne mokasyny i skierowałem się do salonu, z którego pochodziły owe dźwięki. Na kanapie siedziała moja mama wraz z Amy. Czarnoskóra kobieta rozmawiała, a dziewczyna tylko przytakiwała. Spoglądałem na nie przez chwilę, aż Amy w końcu mnie dojrzała.
- O, Michael! - zawołała, przerywając pogadankę z moją mamą. Kobieta odwróciła się, gdyż siedziała tyłem do mnie. Amy podbiegła i przytuliła mnie lekko. Jak przyjemnie było znów poczuć jej obecność. Ponownie zyskać przyjaciela, który zawsze wesprze i pomoże. Tego mi brakowało przez tamte dwa lata.
- Cześć, Amy... - przywitałem się, tuląc ją do siebie. Nawet nie zauważyłem, kiedy z salonu wyszła moja mama. Zapewne zrobiła to specjalnie. Ciągle insynuowała, że między mną, a Amy jest coś więcej niż tylko przyjaźń. No właśnie... Co więcej, nie miała wcale pojęcia, o tym, że moja księżniczka zerwała zaręczyny z Davidem. Zastanawiało mnie więc, jak może tak myśleć?
- Przyszłam trochę wcześniej, wiem... Ale mam powód! - zaczęła brunetka. Chwyciłem delikatnie jej rękę i pociągnąłem do mojego pokoju. Pod wpływem dotyku zadrżała prawie niewyczuwalnie. Kiedy znaleźliśmy się już w środku, dokończyła swoją myśl.
- Moi rodzice wyjechali do ciotki Nancy. - zrobiła przerwę na nabranie powietrza.
- I co w związku z tym? - zapytałem nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza. Westchnęła zirytowana tym, że nie daję jej dokończyć.
- Pojechali na noc. - dodała, po czym znów przerwała na chwilkę, co wykorzystałem.
- I? - dopytywałem, robiąc się coraz bardziej niecierpliwy. Chociaż nie ukrywam, że przerywałem Amy głównie dlatego, by się z nią trochę podroczyć.
- Ach, daj mi wreszcie dokończyć! - zdenerwowała się, na co tylko zachichotałem.
- Zamieniam się w słuch. - odparłem z udawaną powagą. Amy zrezygnowana pokiwała głową i przeszła się po pokoju. Po chwili odwróciła się w moją stronę i kontynuowała.
- I chciałam cię poprosić, abyś spędził ze mną ten czas. Jeśli masz ochotę - możesz u mnie nocować. Wiesz, że moja mama... - nie dokończyła. Spuściła wzrok, po czym spojrzała mi w oczy. Szczerze, nie spodziewałem się takiej propozycji. Czy zamierzałem z niej skorzystać? Oczywiście, że tak. Nie chciałem, by to zabrzmiało dwuznacznie ale to była jedyna szansa, kiedy mogłem przebywać u Amy. Na pewno nie byłoby nudno, bo w końcu, kiedy jesteśmy razem w jednym miejscu, zawsze mamy co robić! Nie wiem, ile tak patrzyłem na nią z otwartymi w połowie ustami ale w końcu ocknąłem się i zorientowałem, że jeszcze nie udzieliłem odpowiedzi.
- Nie chcesz... - zauważyła smutno.
- Jasne, że chcę! - przerwałem jej odrazu. - Ale jesteś pewna, że wytrzymasz ze mną te dwa dni? - zapytałem. Spojrzała na mnie, chichocząc.
- Właśnie się zastanawiam... - przyznała, po czym rozczochrała moje czarne loczki. Chwyciłem po jakąś poduszkę, aby się nią obronić. Jednak Amy zabrała z łóżka kolejną i rzuciła we mnie. Tak rozpętała się prawdziwa "wojna". Rzucaliśmy się poduszkami po całym pokoju, w którym wszędzie dookoła latało pierze...
***
Witam po prawie miesięcznej przerwie! Cały czas mówiłam sobie, że w końcu napiszę ten rozdział i go wstawię ale dopiero wczoraj wzięłam się w garść i to zrobiłam.
Ostatnio dopadł mnie brak weny, a do tego nie miałam wcale czasu na pisanie. W szkole miałam różne konkursy. To z angielskiego, to z polskiego... Dlatego kiedy już decydowałam się coś napisać, robiłam to po nocach. Ale teraz uroczyście obiecuję, że będę wstawiać rozdziały regularnie! :D Mniej więcej, raz na 7/10 dni. Mam nadzieję, że mi się to uda. A teraz zapraszam do komentowania, głosowania i czegokolwiek tam chcecie! ;)
Musicfreak 739 :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro