Life #5
-Tak, mamo. Pamiętam, aby zadzwonić na miejscu. Mamo przecież jesteśmy dorośli. Tak, tak, nie. Dobrze, kocham Cię. Paaaa!
-Długo ci to zajęło.
-Ona zawsze tak was nańczy? Ja miałem luz, kiedy byłem waszym wieku.
-Bo jak ty miałeś 19, to my miałyśmy po 14, więc cała uwaga była znowu na nas.
-Tak jest zawsze traktuje nas jak dzieci, a przecież po tym roku idzimey na studia i nie będzie nas w domu.
-Moje drogie to się nazywa syndrom pustego gniazda. Boi się stracić sowje ostatnie dzieciaczki.
-Taka kolej rzeczy. Zaraz ja i Sera będziemy studentkami i możliwe, że w innych miastach na dodatek.
-Niestety, przyzwyczai się. Miejmy nadzieję.
-Apropo nadziei. JESTEM TAKA GŁODNA!!! Mam nadzieję, że zaraz będziemy na miejscu.
-Już za 30 min. Nie mamy juz jedzenia? Ciastka?
-Nie ma.
-Tosty?
-Zjedzone.
-A batony?
-Ty jeszcze pytasz, poszły.
-Matko! Ile wy jecie, przecież jedziemy tylko jakieś 6 godzin.
-To długo.
-Jak będziemy na miesjcu to zrobimy obiad.
-W końcu!!!
.......
Te wyjazdy pod namiot to nasza taka mała tradycja. Od kiedy Ket skończył 18 lat co rok, nie wiemy kiedy, przeważnie na początku października zabiera nas na wycieczkę. Nie znamy też miejsca gdzie jedziemy. Ma to być taki weekend człowieka z lasu. Śpimy na ziemi, jemy z ogniska, nie mamy telefonów, myjemy się w rzece. Kiedyś byłyśmy przeciwne takiej formie wyjazdów. No błagam jak można być wypoczętym po weekendzie w takich warunkach. Jak bardzo się myliłyśmy. Okazało to się wspaniałą odskocznią od życia w dużym mieście. I tak właśnie już 5 raz wyjeżdzamy niewiadomo gdzie. Tam gdzie poniesie nas wyobraźnia Keta.
- Jesteśmy na miejscu. Dobra rozdzielę zadania.
-Ajaj kapitanie!
-Ja i Lema rozłożymy rzeczy i rozstawimy namiot. Sera ty jako, że najbardziej marudziłaś, że jesteś głodna zbierzesz chrust i rozpalisz ognisko.
-Czyli będzie obiad!!
-Tak szybko jak go zrobisz.
-W mgnieniu oka.
-To do roboty załogo!
Chrust nic trudnego. Poszłam do lasu i na moje szczęście było tam pełno suchych gałęzi. Zaczęłam je przenosić na miejsce obozowiska. Uzbierała się zgrabna kupka.
-Ket wystarczy?
-Jeszcze trochę, aby na kolację zostało. My zaczniemy robić obiad, bo z namiotem już skończyliśmy.
-No okej.
Ehhhh. Chrust, chrust, chrust. Moja piękna kupka się skończyła więc musiałam wejść głębiej w las. Lubię las, czuję się w nim tak spokojnie, blisko z naturą. Nagle coś za mną pękło. Jakaś gałąź. Odwróciłam się, a na ziemi zauważyłam kamień obłożony kartką.
"Nie masz już przyjaciół, teraz jesteś moja. Już nie uciekniesz. Mam cię na wyciągnięciu ręki. Jak cię złapie, dowiesz się co to oznacza strach. Wiem o tobie wszytko. Znam twój sekret."
-Łowca
Co? On tu jest? Boże, on musiał to rzucić, chciał trafić we mnie?
-Nie boję się ciebie!
Zbyt przekonowująco nie brzmiałam, ale chciałam podnieść się na duchu. Dobra spokojnie, wezmę chrust i zacznę iść przed siebie zatoczę koło i wrócę do rodzeństwa. Może poprostu odwrócę się i sprawdzę czy ktoś jest za mną. Okej 1,2,3. Nic. Nikogo nie ma. Zaczęłam biec, nigdy tak szybko nie biegam. Bałam się. Chciałam zobaczyć polanę, a na niej Lemę i Keta. Nie chcę być już w lesie. Jest! Jest! Już blisko, dajesz Sera.
-Co się stało?
-Ja....
-Sera jesteś cała blada!
-Nie było tu nikogo? Obcego, dziwnie wyglądającego?
-Nie Sera, jesteśmy tu tylko my.
Co się stało w lesie.
Nie mogę im powiedzieć. Nie mogą się dowiedzieć o Łowcy. Zepsułabym weekend.
-Wydawało mi się, że kogoś widziałam. Wysokiego człowieka z nożem.
-Może to było tylko drzewo.
-Może....
-Dobra, chodź usiądź tu zaraz z Lemą zrobimy obiad. Masz napij się wody.
-Dziękuję.
On tu nadal może być, może mnie obserwować. Wiem, że Ket jest ze mną, ale nadal nie czułam się bezpieczna. Czułam się obserwowana. Muszę o tym powiedzieć Jou. On wie, on mi pomoże. Tak. W poniedziałek w szkole.
-Gotowe. Szef kuchni serwuje Makaron z sosem po meksykańsku.
-Smacznego!
-Smaczn...
...
-I wtedy poszliśmy pływać, to był wspaniały dzień. Najlepszy w tym roku, co nie Sera?
-Tak, super się bawiliśmy. Teraz ty Ket, opowiedz coś o swoich studiach.
-To już może jutro, jest już 3 w nocy, a my jutro idziemy na wędrówkę.
-Co?! Ile będziemy iść?
-To zależy czy nas zgubię czy nie.
-To może ja poprowadze.
-Nie ma mowy Sera ty gubisz się idąc ze szkoły do domu na piechotę.
-To było raz, czy dwa.
-Poprowadzę i obiecuję, że nie będzie więcej niż 25km i nie mniej niż 17. Cala reszta zależy od nas. Musimy się wyspać. Już do namiotu.
-I kto tu jest sztywny. Pan szef.
-Ej, pamiętajcie, że to moja wycieczka, wy macie swoją pod koniec roku.
To druga część tradycji. On ma w październiku pod namiot, a my w czerwcu gdzieś do jakiegoś dużego miasta. Jest to w sumie taki prezent od naszych rodziców, bo w tym miesiącu mamy urodziny z Lemą. Ket tylko na tym korzysta, mama by nas samych nie puściła.
-Twardo tu.
-Nie marudź Lema.
-Ket podaj poduszkę.
-Proszę, dobranoc.
-Dobranoc.
-Dobranoc.
Po jakiś 15 minutach słyszałam już jednostajne oddechy mojego rodzeństwa, czyli zasnęli. Ja nie. Boję się, że ktoś do nas się zakradnie. Dobra nie ktoś, ale Łowca. Nie wiem czy sobie poszedł, czy nadal się gdzieś ukrywa w lesie. Nie mogę zasnąć. Jak szybciej zasnę tym szybciej będzie rano i pojedziemy stąd. To dobra motywacja. Tylko nie myśl o NIM. Myśl o czymś przyjemnym. Myśl o Asgardzie, Thorze, Lokim.....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro