Life#18
Sobota. Dziś już jest sobota. To już jutro! Czy czuję się gotowa? Absolutnie ani w jednym procencie. Nie wiem czego mogę oczekiwać od Łowcy. Czy jest człowiekiem, czy czymś więcej. Jeśli wie o moim darze i o Asgardzie, to musi wiedzieć coś więcej i nie przychodziłby jutro bezbronny. Musi mieć jakiegoś "Asa w rękawie".
-Sera słuchasz mnie?
-Tak, tak mamo. Co pytałaś?
-Wiedziałam, że znowu odpłynęłaś. Pytałam co robimy z szkołą? To twój ostatni rok i piszesz w tym roku egzaminy.
-Oj mamo, nie wiem...
-Sero minął już miesiąc od kiedy, kiedy odeszła. Musimy żyć dalej. Ona tego by chciała.
-Tato, nie mów tak. Ja nie potrafię...
-Wiem, że potrafisz. Wiemy też, że pewnie teraz ciężko wrócić do szkoły, więc chcielibyśmy zaproponować ci nauczanie domowe. Codziennie na pięć godzin przychodziły by do ciebie guwernantka.
-Z dwojga złego lepiej tą stroną.
-Shrek!
-Dobrze, punkt dla ciebie.- ostatnio z Lokim oglądamy wiele bajek, tak dla rozluźnienia między treningami. Czasami staramy się wkładać do rozmów cytaty z różnych animacji.
-Co? Dobra nie ważne. Zgadzasz się? Musisz zacząć jak najszybciej, masz dużo do nadrobienia.
-Wiem, no zgoda.- wolę to niż wrócić do szkoły i radzić sobie nie tylko z nauką, ale też z znajomymi. Z Luce... czasami widuje go na cmentarzu. Na początku płakał zawsze przy nim, ale teraz się chyba pogodził z tym. Często zanim mu się pokażę, to podsłuchuję jak jej opowiada o szkole. Czasami nawet się śmieje.
-Jakie macie dziś plany?
-Po śniadaniu idziemy pobiegać, a potem nie wiem może coś obejrzymy, zmuszę Serę do nauki.
-Hahah, dobrze Loki zmuszaj ją. Loki mam jeszcze jedno pytanie.
Mogę?
-Niech pyta pan o co chcę?
-Gdzie są twoi rodzice? Miało ich nie być miesiąc, a minęły chyba ze trzy. Coś się stało? Nie żebym Cię wyganiał, nasza rodzina bardzo Cię polubiła i bardzo wspierasz Serę.
-Myślałem, że Sera państwu przekazała?- co?! Co znowu miałam przekazać? Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
-A no tak, zapomniałam....
-Moi rodzice zostali nastałe, tym razem chyba w Norwegii. I Sera mi zaproponowała...- aaaaa, dobre.
-Aby z nami został, puki nic nie znajdzie, a wiecie jak ostatnio wyglądało nasze życie. Zapomnieliśmy, a Loki niczego nie szukał, bo był zajęty mną.
-Myślałem, że to uzgodniłaś z rodzicami?- Loki szepnął mi na ucho, ale na tyle głośno, aby moi rodzice usłyszeli. Mistrz, mistrz intrygi.
-Przepraszam- też grałam w jego grę.
-Loki oczywiście, że możesz zostać ile chcesz. Bardzo nas wspierasz w ostatnim czasie. - dobrze kupili to.
-Dziękuję. - puścił mi oczko. Głupek, wiem że on jest bogiem kłamstw i nie ma z tym problemu, ale ja nie. Mnie łatwo rozgryźć.
-To my już pójdziemy, musimy jeszcze się przebrać.
-Miłego biegania.
-Dzięki. - ruszyliśmy na górę po schodach. Słyszałam jak chłopak cicho się śmieje pod nosem. Mi nie było do śmiechu.
-Co to było?
-Udane kłamstwo. Dobra jesteś.
-Weź, myślałam, że zejdę. To jest stresujące. - padłam na łóżko. W nocy mieliśmy znowu trening i jestem wymęczona.
-Co ty robisz?
-Śpię, w nocy nie mogłam.
-Idziemy biegać.
-Ty tak na serio?
-No tak. Wstawaj.
-Loki nieeee- zakryłam się po nos kołdrą. Na początku chłopak ją szarpał, ale potem... przestał. Czy niebiosa są dziś mi przychylnę i się wyśpię? Niemożliwe.
-Szdzrray. - co? Loki coś mamroczy pod nosem. O nie, nie, nie.
-Loki! Aaaaa- po chwili nie miałam na sobie kołdry i do tego byłam cała mokra. - zapłacisz mi mi za to. - po chwili też był mokry. Czasami kocham magię.
-Mała jędza.
-Głupek. - teraz się obrażamy, a po sekundzie leżeliśmy już na Ziemi śmiejąc się.
-Co tu się dzieję? - tata, jego mina była nieziemska. Takiego widoku się chyba nie spodziewał. Nas mokrych na podłodze, całych mokrych.- ile wy macie lat?
-19
-21
-No właśnie, a zachowujecie się jakbyście mieli po pięć. Idę, a wy się wysuszcie się przed bieganiem. Jest chłodno.
-Dobrze!!!
-Jak dzieci.
-Hahha, dobra wstajemy. Trzeba na serio już zbierać. Dziś próba generalna. - no tak to już jutro.
-Mhm.
-Łap. - oczywiście nie zdążyłam i skończyłam z ręcznikiem na głowie.
-Dzięki. - pokazałam mu okejkę i zaczęłam się suszyć.
-Za dziesięć minut na dole.
.....
-Dobra, a teraz się ścigamy do tamtego płotka.- nie minęła sekunda, a już rozdziłam się do swojej maksymalnej prędkości. Wyuczyłam się już tej komendy. Ale palą mnie płuca. Już blisko, a idziemy łeb w łeb. Dajesz Sera, szybciej. Starałam się jak najbardziej wyciągać nogi.
-Ha pierwszy!
-To nie fair!
-A czemu niby?
-Bo jesteś paręnaście centymetrów wyższy, czyli masz dłuższe nogi.
-Dobra, remis.
-No.- oparłam się na płotku i starałam się uspokoić oddech. Spojrzałam na niego. Nawet teraz wygląda dobrze, kiedy ja pewnie wyglądam jak siedem nieszczęść.
-Chodź.
-Gdzie znowu?- czy on kiedykolwiek się męczy? Idzie teraz jakby ten trening na nim nic nie zrobił. Biegliśmy dobre dwie godziny.
-Mówiłem próba generalna, ostatni trening. - robi się poważnie. Nadal nie mogę uwierzyć, że to już jutro.
-A w nocy nie zrobimy jeszcze jednego?
-Nie musisz się w końcu kiedyś wyspać. - przynajmniej to. Po chwili marszu trafiliśmy na polanę. Jeszcze nie byłam nigdy w tej części lasu.
-Dzisiaj nauczę cię jeszcze parę zaklęć obronnych i jak wyczarować broń, którą będziesz mogła się posługiwać. - nasze treningi oprócz zaklęć, biegania obejmują jeszcze walkę bronią, w naszym wypadku sztyletami. Próbowałam też innych rodzai broni, ale to one najlepiej mi leżą. Co ucieszyło to Lokiego, bo to też jego ulubiona broń.
-To zaczynamy?
-Tak, załóż tylko bluzę, poczekaj wyjmę je z plecaka.
-Dobrze mamooo.
-Zabawne. Dobra teraz możemy zacząć. Więc zaczniemy od...
.....
-Nie czuję rąk i nóg. - od jakiś dwóch godzin doszkalamy walkę. O dziwo wyczarowanie sztyletów poszło mi szybko, więc mieliśmy więcej czasu na walkę.
-To znaczy, że trening był dobry. Jesteś gotowa.
-Jestem?
-Tak. Od dłuższego czasu uczymy się dzień i noc. Zrobiłaś duży postęp, jesteś na takim poziomie jak ja po wielu latach szkolenia w pałacu. Masz talent.
-Dzięki, ale nadal czuję się bezbronna i nie gotowa.
-Pamiętaj, że będą przy tobie. Pomogę ci. Uda nam się.
-Wiem, musi. - co jeśli się nie uda? Świat, który znamy, się skończy. Nie będzie już Ziemi i Asgardu, a... nie wiem co będzie potem.- tęsknię za nią. Myślisz, że on...
-Jest tam i jest bezpieczna.
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.- spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Jest moim najlpeszym przyjacielem, najbliższą osobą. - proszę obiecaj mi coś.
-Znowu obietnica? Wiesz, że jestem w tym słaby.
-Tej musisz dotrzymać. Nie żartuję. Proszę Cię Loki. Jutro, gdy będziemy walczyć z Łowcą, nie graj bohatera. Nie wygrywają za wszelką cenę. Gdybyś ty...ty...gdybym ciebie też straciła. Nie dałabym rady.- łzy same wpłynęły mi z oczy. Nie chciałam płakać, ale wizja go martwego. Nie mogę, nie mogę stracić drugiej ważnej dla mnie osoby.
-Dobrze, ale masz obiecać mi to samo. Masz nie umrzeć.
-Loki...., ale to...
-Nie ma, ale. Też nie mogę cię stracić. - w jego oczach też pojawiły się łzy.
-Obiecuję.
-Obiecuję. Na mały paluszek?
-Na mały paluszek.- wystawił swój, który po chwili był spleciony z moim. Oby tej obietnicy dotrzymał.
-Boję się.
-Nie ma czego. Pewnie ten Łowca okaże się tylko człowiekiem, psychincznie chorym człowiekiem. Wtedy nawet nie będzie żadnej walki.
-Tak nie będzie. Przyzwyczaiłam się już, że ostatnio życie rzuca mi same kłody pod nogi.
-Bez przesady, nie tylko kłody.
-A co jeszcze?
-Mnie, a ja chyba nie jestem kłodą?
-Tak patrząc to w sumie...
-O ty mała wiedźmo. Masz trzy sekundy na ucieczkę.
-Haha, oj Loki. Ja żartuję.
-Ja nie. 1...
-O ty.- w mgnieniu oka wstałam i zaczęłam biec. Wiem jaka mnie kara kara, jeśli mnie dogoni. Już zaczął biec. Na bank zaraz mnie dogoni.
-Mam Cię!!
-Loki, nie proszę.- moje błagania szły na marne. Kolejnego słowa już nie wydusiłam, bo psotnik zaczął mnie łaskotać. Jak ja nie nienawidzę łaskotek, a on wie gdzie mam najgorsze.
-Przeproś i powiedz, że nie jestem kłodą.
-Nigdy!- nie mogę dać tak łatwo za wygraną.
-Dobra, mamy caaaałe popołudnie.
-O nie! Dobra, nie jesteś kłodą!!!
-I co jeszcze?
-Przepraszam!
-Wspaniale.
-Zejdź już ze mnie. - zrobił to o co poprosiłam i podał mi rękę, którą przyjęłam.- Loki mi się już nie chce iść.
-Musimy wrócić, tu nigdzie nie ma żadnych przystanków, więc autobus odpada. Chodź. - wpadłam na genialny pomysł. Wzięłam rozbieg i..- Ej co ty robisz?
-Na barana!!
-Masz szczęście, że jesteś lekka. - i tak właśnie takim miłym sposobem wróciłam do domu. Na plecah psotnika.
.....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro