Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Life#18

Sobota. Dziś już jest sobota. To już jutro! Czy czuję się gotowa? Absolutnie ani w jednym procencie. Nie wiem czego mogę oczekiwać od Łowcy. Czy jest człowiekiem, czy czymś więcej. Jeśli wie o moim darze i o Asgardzie, to musi wiedzieć coś więcej i nie przychodziłby jutro bezbronny. Musi mieć jakiegoś "Asa w rękawie".
-Sera słuchasz mnie?
-Tak, tak mamo. Co pytałaś?
-Wiedziałam, że znowu odpłynęłaś. Pytałam co robimy z szkołą? To twój ostatni rok i piszesz w tym roku egzaminy.
-Oj mamo, nie wiem...
-Sero minął już miesiąc od kiedy, kiedy odeszła. Musimy żyć dalej. Ona tego by chciała.
-Tato, nie mów tak. Ja nie potrafię...
-Wiem, że potrafisz. Wiemy też, że pewnie teraz ciężko wrócić do szkoły, więc chcielibyśmy zaproponować ci nauczanie domowe. Codziennie na pięć godzin przychodziły by do ciebie guwernantka.
-Z dwojga złego lepiej tą stroną.
-Shrek!
-Dobrze, punkt dla ciebie.- ostatnio z Lokim oglądamy wiele bajek, tak dla rozluźnienia między treningami. Czasami staramy się wkładać do rozmów cytaty z różnych animacji.
-Co? Dobra nie ważne. Zgadzasz się? Musisz zacząć jak najszybciej, masz dużo do nadrobienia.
-Wiem, no zgoda.- wolę to niż wrócić do szkoły i radzić sobie nie tylko z nauką, ale też z znajomymi. Z Luce... czasami widuje go na cmentarzu. Na początku płakał zawsze przy nim, ale teraz się chyba pogodził z tym. Często zanim mu się pokażę, to podsłuchuję jak jej opowiada o szkole. Czasami nawet się śmieje.
-Jakie macie dziś plany?
-Po śniadaniu idziemy pobiegać, a potem nie wiem może coś obejrzymy, zmuszę Serę do nauki.
-Hahah, dobrze Loki zmuszaj ją. Loki mam jeszcze jedno pytanie.
Mogę?
-Niech pyta pan o co chcę?
-Gdzie są twoi rodzice? Miało ich nie być miesiąc, a minęły chyba ze trzy. Coś się stało? Nie żebym Cię wyganiał, nasza rodzina bardzo Cię polubiła i bardzo wspierasz Serę.
-Myślałem, że Sera państwu przekazała?- co?! Co znowu miałam przekazać? Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
-A no tak, zapomniałam....
-Moi rodzice zostali nastałe, tym razem chyba w Norwegii. I Sera mi zaproponowała...- aaaaa, dobre.
-Aby z nami został, puki nic nie znajdzie, a wiecie jak ostatnio wyglądało nasze życie. Zapomnieliśmy, a Loki niczego nie szukał, bo był zajęty mną.
-Myślałem, że to uzgodniłaś z rodzicami?- Loki szepnął mi na ucho, ale na tyle głośno, aby moi rodzice usłyszeli. Mistrz, mistrz intrygi.
-Przepraszam- też grałam w jego grę.
-Loki oczywiście, że możesz zostać ile chcesz. Bardzo nas wspierasz w ostatnim czasie. - dobrze kupili to.
-Dziękuję. - puścił mi oczko. Głupek, wiem że on jest bogiem kłamstw i nie ma z tym problemu, ale ja nie. Mnie łatwo rozgryźć.
-To my już pójdziemy, musimy jeszcze się przebrać.
-Miłego biegania.
-Dzięki. - ruszyliśmy na górę po schodach. Słyszałam jak chłopak cicho się śmieje pod nosem. Mi nie było do śmiechu.
-Co to było?
-Udane kłamstwo. Dobra jesteś.
-Weź, myślałam, że zejdę. To jest stresujące. - padłam na łóżko. W nocy mieliśmy znowu trening i jestem wymęczona.
-Co ty robisz?
-Śpię, w nocy nie mogłam.
-Idziemy biegać.
-Ty tak na serio?
-No tak. Wstawaj.
-Loki nieeee- zakryłam się po nos kołdrą. Na początku chłopak ją szarpał, ale potem... przestał. Czy niebiosa są dziś mi przychylnę i się wyśpię? Niemożliwe.
-Szdzrray. - co? Loki coś mamroczy pod nosem. O nie, nie, nie.
-Loki! Aaaaa- po chwili nie miałam na sobie kołdry i do tego byłam cała mokra. - zapłacisz mi mi za to. - po chwili też był mokry. Czasami kocham magię.
-Mała jędza.
-Głupek. - teraz się obrażamy, a po sekundzie leżeliśmy już na Ziemi śmiejąc się.
-Co tu się dzieję? - tata, jego mina była nieziemska. Takiego widoku się chyba nie spodziewał. Nas mokrych na podłodze, całych mokrych.- ile wy macie lat?
-19
-21
-No właśnie, a zachowujecie się jakbyście mieli po pięć. Idę, a wy się wysuszcie się przed bieganiem. Jest chłodno.
-Dobrze!!!
-Jak dzieci.
-Hahha, dobra wstajemy. Trzeba na serio już zbierać. Dziś próba generalna. - no tak to już jutro.
-Mhm.
-Łap. - oczywiście nie zdążyłam i skończyłam z ręcznikiem na głowie.
-Dzięki. - pokazałam mu okejkę i zaczęłam się suszyć.
-Za dziesięć minut na dole.
.....
-Dobra, a teraz się ścigamy do tamtego płotka.- nie minęła sekunda, a już rozdziłam się do swojej maksymalnej prędkości. Wyuczyłam się już tej komendy. Ale palą mnie płuca. Już blisko, a idziemy łeb w łeb. Dajesz Sera, szybciej. Starałam się jak najbardziej wyciągać nogi.
-Ha pierwszy!
-To nie fair!
-A czemu niby?
-Bo jesteś paręnaście centymetrów wyższy, czyli masz dłuższe nogi.
-Dobra, remis.
-No.- oparłam się na płotku i starałam się uspokoić oddech. Spojrzałam na niego. Nawet teraz wygląda dobrze, kiedy ja pewnie wyglądam jak siedem nieszczęść.
-Chodź.
-Gdzie znowu?- czy on kiedykolwiek się męczy? Idzie teraz jakby ten trening na nim nic nie zrobił. Biegliśmy dobre dwie godziny.
-Mówiłem próba generalna, ostatni trening. - robi się poważnie. Nadal nie mogę uwierzyć, że to już jutro.
-A w nocy nie zrobimy jeszcze jednego?
-Nie musisz się w końcu kiedyś wyspać. - przynajmniej to. Po chwili marszu trafiliśmy na polanę. Jeszcze nie byłam nigdy w tej części lasu.
-Dzisiaj nauczę cię jeszcze parę zaklęć obronnych i jak wyczarować broń, którą będziesz mogła się posługiwać. - nasze treningi oprócz zaklęć, biegania obejmują jeszcze walkę bronią, w naszym wypadku sztyletami. Próbowałam też innych rodzai broni, ale to one najlepiej mi leżą. Co ucieszyło to Lokiego, bo to też jego ulubiona broń.
-To zaczynamy?
-Tak, załóż tylko bluzę, poczekaj wyjmę je z plecaka.
-Dobrze mamooo.
-Zabawne. Dobra teraz możemy zacząć. Więc zaczniemy od...
.....
-Nie czuję rąk i nóg. - od jakiś dwóch godzin doszkalamy walkę. O dziwo wyczarowanie sztyletów poszło mi szybko, więc mieliśmy więcej czasu na walkę.
-To znaczy, że trening był dobry. Jesteś gotowa.
-Jestem?
-Tak. Od dłuższego czasu uczymy się dzień i noc. Zrobiłaś duży postęp, jesteś na takim poziomie jak ja po wielu latach szkolenia w pałacu. Masz talent.
-Dzięki, ale nadal czuję się bezbronna i nie gotowa.
-Pamiętaj, że będą przy tobie. Pomogę ci. Uda nam się.
-Wiem, musi. - co jeśli się nie uda? Świat, który znamy, się skończy. Nie będzie już Ziemi i Asgardu, a... nie wiem co będzie potem.- tęsknię za nią. Myślisz, że on...
-Jest tam i jest bezpieczna.
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.- spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Jest moim najlpeszym przyjacielem, najbliższą osobą. - proszę obiecaj mi coś.
-Znowu obietnica? Wiesz, że jestem w tym słaby.
-Tej musisz dotrzymać. Nie żartuję. Proszę Cię Loki. Jutro, gdy będziemy walczyć z Łowcą, nie graj bohatera. Nie wygrywają za wszelką cenę. Gdybyś ty...ty...gdybym ciebie też straciła. Nie dałabym rady.- łzy same wpłynęły mi z oczy. Nie chciałam płakać, ale wizja go martwego. Nie mogę, nie mogę stracić drugiej ważnej dla mnie osoby.
-Dobrze, ale masz obiecać mi to samo. Masz nie umrzeć.
-Loki...., ale to...
-Nie ma, ale. Też nie mogę cię stracić. - w jego oczach też pojawiły się łzy.
-Obiecuję.
-Obiecuję. Na mały paluszek?
-Na mały paluszek.- wystawił swój, który po chwili był spleciony z moim. Oby tej obietnicy dotrzymał.
-Boję się.
-Nie ma czego. Pewnie ten Łowca okaże się tylko człowiekiem, psychincznie chorym człowiekiem. Wtedy nawet nie będzie żadnej walki.
-Tak nie będzie. Przyzwyczaiłam się już, że ostatnio życie rzuca mi same kłody pod nogi.
-Bez przesady, nie tylko kłody.
-A co jeszcze?
-Mnie, a ja chyba nie jestem kłodą?
-Tak patrząc to w sumie...
-O ty mała wiedźmo. Masz trzy sekundy na ucieczkę.
-Haha, oj Loki. Ja żartuję.
-Ja nie. 1...
-O ty.- w mgnieniu oka wstałam i zaczęłam biec. Wiem jaka mnie kara kara, jeśli mnie dogoni. Już zaczął biec. Na bank zaraz mnie dogoni.
-Mam Cię!!
-Loki, nie proszę.- moje błagania szły na marne. Kolejnego słowa już nie wydusiłam, bo psotnik zaczął mnie łaskotać. Jak ja nie nienawidzę łaskotek, a on wie gdzie mam najgorsze.
-Przeproś i powiedz, że nie jestem kłodą.
-Nigdy!- nie mogę dać tak łatwo za wygraną.
-Dobra, mamy caaaałe popołudnie.
-O nie! Dobra, nie jesteś kłodą!!!
-I co jeszcze?
-Przepraszam!
-Wspaniale.
-Zejdź już ze mnie. - zrobił to o co poprosiłam i podał mi rękę, którą przyjęłam.- Loki mi się już nie chce iść.
-Musimy wrócić, tu nigdzie nie ma żadnych przystanków, więc autobus odpada. Chodź. - wpadłam na genialny pomysł. Wzięłam rozbieg i..- Ej co ty robisz?
-Na barana!!
-Masz szczęście, że jesteś lekka. - i tak właśnie takim miłym sposobem wróciłam do domu. Na plecah psotnika.
.....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro