17.
Siedziałam w salonie razem z Toby'm, a Niall robił obiad. Od ostatniej kłótni można powiedzieć, że było między nami dobrze. Nadal pracował dla Blaze'a, ale już mniej mi to przeszkadzało, lecz nadal strasznie się o niego bałam. Tamara nie odezwała się do Niall'a, więc wiedziałam ,ze z jego pracy nici. Z jednej strony był to moja wina. Mogłam nie grać zazdrosnej żony, le ko by tego nie zrobił? Wiedziałam jaki był Niall w przeszłości...ale to przeszłość, tak? Toby bawił się swoimi zabawkami, a ja oglądała telewizję co chwilę na niego zerkając Dzieci w jego wieku potrafią wymyślić różne rzeczy. Pod naszym domem dalej stali ochroniarze i tym razem był to Milo.
- Obiad już gotowy - usłyszałam i aż się wzdrygnęłam. Odwróciła głowę i zobaczyłam uśmiechniętego Niall'a. Wstałam z kanapy zabierając ze sobą Toby'ego. Podniosłam go a w moim brzuchu coś mnie zakuło. Zamknęłam na chwilę oczy i odetchnęłam głęboko. - Mercy, wszystko w porządku? - blondyn pojawił się obok mnie i położył dłoń na moim ramieniu.
- Tak, to tyko skurcz - powiedziałam i otworzyłam oczy.
- Daj, ja go wezmę - powiedział i odebrał ode mnie syna.
To było naprawdę dziwne, ale wiedziałam, że to przez poronienie.
Weszłam do kuchni i na stole zobaczyłam spaghetti. Uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle.
- Na pewno wszystko w porządku? - spytał zmartwiony blondyn.
- Tak, to tylko przez... - urwałam. Wiedziałam, że ten temat jest ciężki dla nas obojga. Blondyn spuścił głowę, a ja spojrzałam na niego zmartwionym wzrokiem. Wstałam z krzesła pod uważnym wzrokiem Toby'ego. To dziecko było bardzo ciekawskie. Podeszłam do blondyna i usiadłam na jego kolanach i objęłam rękami jego szyję. Ten automatycznie oplótł mnie ramionami w talii i schował twarz w zagłębienie mojej szyi.
- Przepraszam - szepnął. - Nie powinienem tego mówić.
- Nie martw się - powiedziałam. - To była moja wina - dodałam.
- Nie, wcale nie. To ja spieprzyłem na całej linii.
- Słownictwo, Niall - powiedziałam i spojrzałam kątem oka na Toby'ego, który tym razem zainteresował się plastikowym widelcem dla dzieci. - Wiesz, że zawsze możemy postarać się o drugie dziecko.
- Wiem - szepnął i złożył pocałunek na mojej szyi na co zachichotałam. Złapałam w dłonie jego twarz i zmusiłam go przy spojrzał na mnie. - Kocham Cię, Mers.
-Wiem - uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w usta. Wstałam z jego kolan i usiadłam na poprzednim miejscu. Szybko zjedliśmy obiad, po czym zdecydowaliśmy, że wybierzemy się na spacer. Ubrałam ciepło Toby'ego i wsadziłam go do wózka. Narzuciłam na ramiona ciepłą bluzę Niall'a i w trójkę wyszliśmy z domu. Milo od razu, gdy wsiadł do samochodu i odpalił go. Musiał nas pilnować czy tego chciał czy nie. Niall prowadził wózek Toby'ego, a ja trzymałam ręce w kieszeni bluzy i rozglądałam się po okolicy. Weszliśmy do parku i zatrzymaliśmy się przy ławce. Niall wyciągnął Toby'ego z wózka, aby mały mógł trochę pochodzić. Usiadłam na ławce po turecku i naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie. Niall usiadł obok mnie i patrzył na Toby'ego, który już potrafił utrzymać równowagę, lecz nadal trochę sprawiało mu to trudności. - Chciałbym, żeby wszystko było po staremu - odezwał się Niall.
- Przecież jest - powiedziałam i spojrzałam na niego.
- Kiedyś nie musieliśmy mieć ochroniarza - powiedział i spojrzał na samochód Milo, który stał po drugiej stronie ulicy.
- Zdążyłam się do tego przyzwyczaić - odparłam.
- To przeze mnie wszystko się popsuło.
- Niall to nie twoja wina - pogładziłam go po ramieniu. - To niczyja wina i widzisz? Nawet nie osądzam Blaze'a - powiedziałam, a blondyn się zaśmiał. - Tak musiało być - dodałam.
- Wiesz, że cię kocham?
- Wiem - uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek.
***
Godzinę później wracaliśmy do domu. Na niebie pojawiły się ciemne chmury, które wskazywały deszcz. Weszliśmy do domu i w tym momencie lunął deszcz. Toby spał, więc Niall ostrożnie wyjął go z wózka i zaniósł do jego pokoiku. Ściągnęłam bluzę oraz buty i weszłam do salonu. Wyjrzałam przez okno, by zobaczyć samochód Milo, ale go tam nie było. Zamiast tego stał tam inny, nieznany mi samochód. Szybko podbiegłam do drzwi i zamknęłam je na klucz.
- Mers, co jest? - spytał Niall, gdy zszedł na dół.
- Ktoś jest pod naszym domem - powiedziałam. - I to nie Milo, to nie jego samochód - dodałam. Niall wszedł do salonu i wyjrzał dyskretnie przez okno.
- Kurwa - przeklął. - Nie wychodź, choćby nie wiem co - powiedział i ruszył w kierunku wyjścia.
- Gdzie idziesz?
- Załatwić to raz na zawsze - powiedział i już chciał otworzyć drzwi, ale złapała jego rękę.
- Nigdzie nie idziesz, dzwon do Blaze'a, do Troy'a, kogokolwiek, ale nie idź tam sam - powiedziałam patrząc w jego oczy. - Nie mogę cię stracić - dodałam. - Nie po raz kolejny.
- Dobrze, zadzwonię do niego - powiedział. Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer Blaze'a. Wszedł do salonu, a ja odetchnęłam z ulgą. Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Blondyn wrócił do mnie, a ja przerażona na niego spojrzałam. - Spokojnie, Mers, idź na górę.
- Nie ma mowy - szepnęłam.
- Mers...
- Nie - powiedziałam stanowczo. Blondyn westchnął i podszedł do drzwi. Chwycił klamkę i jednocześnie sięgał po pistolet, który miał za paskiem spodni. Otworzył powoli drzwi, a moim oczom ukazała się osoba, której na pewno bym się tu nie spodziewała.
- Witaj Mercy - uśmiechnął się.
O nie.
XXXX
Witam w nowym rozdziale.
Wiem, że dawno nie było, ale brak weny :( Jestem teraz w Niemczech na praktykach i, gdy tylko będę mieć chwilę coś wam napiszę :)
Marcelina x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro