Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17.

Siedziałam w salonie razem z Toby'm, a Niall robił obiad. Od ostatniej kłótni można powiedzieć, że było między nami dobrze. Nadal pracował dla Blaze'a, ale już mniej mi to przeszkadzało, lecz nadal strasznie się o niego bałam. Tamara nie odezwała się do Niall'a, więc wiedziałam ,ze z jego pracy nici. Z jednej strony był to moja wina. Mogłam nie grać zazdrosnej żony, le ko by tego nie zrobił? Wiedziałam jaki był Niall w przeszłości...ale to przeszłość, tak? Toby bawił się swoimi zabawkami, a ja oglądała telewizję co chwilę na niego zerkając Dzieci w jego wieku potrafią wymyślić różne rzeczy. Pod naszym domem dalej stali ochroniarze i tym razem był to Milo. 

- Obiad już gotowy - usłyszałam i aż się wzdrygnęłam. Odwróciła głowę i zobaczyłam uśmiechniętego Niall'a. Wstałam z kanapy zabierając ze sobą Toby'ego. Podniosłam go a w moim brzuchu coś mnie zakuło. Zamknęłam na chwilę oczy i odetchnęłam głęboko. - Mercy, wszystko w porządku? - blondyn pojawił się obok mnie i położył dłoń na moim ramieniu. 

- Tak, to tyko skurcz - powiedziałam i otworzyłam oczy.

- Daj, ja go wezmę - powiedział i odebrał ode mnie syna. 

To było naprawdę dziwne, ale wiedziałam, że to przez poronienie. 

Weszłam do kuchni  i na stole zobaczyłam spaghetti. Uśmiechnęłam się i usiadłam na krześle. 

- Na pewno wszystko w porządku? - spytał zmartwiony blondyn.

- Tak, to tylko przez... - urwałam. Wiedziałam, że ten temat jest ciężki dla nas obojga. Blondyn spuścił głowę, a ja spojrzałam na niego zmartwionym wzrokiem. Wstałam z krzesła pod uważnym wzrokiem Toby'ego. To dziecko było bardzo ciekawskie. Podeszłam do blondyna i usiadłam na jego kolanach i objęłam rękami jego szyję. Ten automatycznie oplótł mnie ramionami w talii i schował twarz w zagłębienie mojej szyi. 

- Przepraszam - szepnął. - Nie powinienem tego mówić.

- Nie martw się - powiedziałam. - To była moja wina - dodałam. 

- Nie, wcale nie. To ja spieprzyłem na całej linii.

- Słownictwo, Niall - powiedziałam i spojrzałam kątem oka na Toby'ego, który tym razem zainteresował się plastikowym widelcem dla dzieci. - Wiesz, że zawsze możemy postarać się o drugie dziecko. 

- Wiem - szepnął i złożył pocałunek na mojej szyi na co zachichotałam. Złapałam w dłonie jego twarz i zmusiłam go przy spojrzał na mnie. - Kocham Cię, Mers.

-Wiem - uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w usta. Wstałam z jego kolan i usiadłam na poprzednim miejscu. Szybko zjedliśmy obiad, po czym zdecydowaliśmy, że wybierzemy się na spacer. Ubrałam ciepło Toby'ego i wsadziłam go do wózka. Narzuciłam na ramiona ciepłą bluzę Niall'a i w trójkę wyszliśmy z domu. Milo od razu, gdy wsiadł do samochodu i odpalił go. Musiał nas pilnować czy tego chciał czy nie. Niall prowadził wózek Toby'ego, a ja trzymałam ręce w kieszeni bluzy i rozglądałam się po okolicy. Weszliśmy do parku i zatrzymaliśmy się przy ławce. Niall wyciągnął Toby'ego z wózka, aby mały mógł trochę pochodzić. Usiadłam na ławce po turecku i naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie. Niall usiadł obok mnie i patrzył na Toby'ego, który już potrafił utrzymać równowagę, lecz nadal trochę sprawiało mu to trudności. - Chciałbym, żeby wszystko było po staremu - odezwał się Niall.

- Przecież jest - powiedziałam i spojrzałam na niego. 

- Kiedyś nie musieliśmy mieć ochroniarza - powiedział i spojrzał na samochód Milo, który stał po drugiej stronie ulicy. 

- Zdążyłam się do tego przyzwyczaić - odparłam. 

- To przeze mnie wszystko się popsuło.

- Niall to nie twoja wina - pogładziłam go po ramieniu. - To niczyja wina i widzisz? Nawet nie osądzam Blaze'a - powiedziałam, a blondyn się zaśmiał. - Tak musiało być - dodałam. 

- Wiesz, że cię kocham? 

- Wiem - uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek. 

***

Godzinę później wracaliśmy do domu. Na niebie pojawiły się ciemne chmury, które wskazywały deszcz. Weszliśmy do domu i w tym momencie lunął deszcz. Toby spał, więc Niall ostrożnie wyjął go z wózka i zaniósł do jego pokoiku. Ściągnęłam bluzę oraz buty i weszłam do salonu. Wyjrzałam przez okno, by zobaczyć samochód Milo, ale go tam nie było. Zamiast tego stał tam inny, nieznany mi samochód. Szybko podbiegłam do drzwi i zamknęłam je na klucz. 

- Mers, co jest? - spytał Niall, gdy zszedł na dół.

- Ktoś jest pod naszym domem - powiedziałam. - I to nie Milo, to nie jego samochód - dodałam. Niall wszedł do salonu i wyjrzał dyskretnie przez okno. 

- Kurwa - przeklął. -  Nie wychodź, choćby nie wiem co - powiedział i ruszył w kierunku wyjścia. 

-  Gdzie idziesz? 

- Załatwić to raz na zawsze - powiedział i już chciał otworzyć drzwi, ale złapała jego rękę. 

- Nigdzie nie idziesz, dzwon do Blaze'a, do Troy'a, kogokolwiek, ale nie idź tam sam - powiedziałam patrząc w jego oczy. - Nie mogę cię stracić - dodałam. - Nie po raz kolejny. 

- Dobrze, zadzwonię do niego - powiedział. Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer Blaze'a. Wszedł do salonu, a ja odetchnęłam z ulgą. Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Blondyn wrócił do mnie, a ja przerażona na niego spojrzałam. - Spokojnie, Mers, idź na górę. 

- Nie ma mowy - szepnęłam. 

- Mers...

- Nie - powiedziałam stanowczo. Blondyn westchnął i podszedł do drzwi. Chwycił klamkę i jednocześnie sięgał po pistolet, który miał za paskiem spodni. Otworzył powoli drzwi, a moim oczom ukazała się osoba, której na pewno bym się tu nie spodziewała. 

- Witaj Mercy - uśmiechnął się.

O nie.

XXXX

Witam w nowym rozdziale. 

Wiem, że dawno nie było, ale brak weny :( Jestem teraz w Niemczech na praktykach i, gdy tylko będę mieć chwilę coś wam napiszę :) 

Marcelina x 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro