》01《
Zayn
Wpatrywałem się w drzwi, które przed chwilą zatrzasnęły się za Niallem. Wyszedłem szybko za nim, ale gdy złapałem go za ramię, odepchnął moją dłoń.
- Nie możesz tak po prostu odejść! Nie po tym wszystkim! - krzyknąłem łapiąc go za ramiona i obracając w swoją stronę. Wpatrywał się w mój tors, a po jego policzkach ściekały łzy - Daj mi chwilę, wytłumaczę ci wszystko i..
- Nie chcę żebyś mi cokolwiek tłumaczył - wyszeptał, a ja czułem jak znów pęka mi serce gdy odsunął się ode mnie - Chcę żebyś dał mi spokój. Ty masz żonę i córkę, ja mam siedemnaście lat i życie przed sobą, nie psuj tego, okay? - rozchyliłem wargi czując jak łzy wzbierają w moich oczach - Czasem.. - urwał biorąc głęboki oddech i w końcu unosząc wzrok. Spojrzał mi w oczy i uniósł dłoń by położyć ją na moim policzku. Przymknąłem powieki rozkoszując się ciepłem jego drobnej dłoni - Czasem kochać znaczy pozwolić komuś odejść - zacisnąłem oczy i usta gdy zabrał dłoń. Nie pozwoliłem łzom spłynąć po moich policzkach, rozchyliłem powieki i spojrzałem na Nialla.
- Louis cię odwiezie do domu - odchrząknąłem cicho robiąc krok do tyłu. Blondyn zacisnął usta i kiwnął głowa.
- Dziękuję.
Po chwili wsiadał już do samochodu. Złapałem w ostatniej chwili za drzwi gdy chciał je zamknąć gdy zajął już miejsce z tyłu auta. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Kocham cię - powiedziałem patrząc mu w oczy. Bez słowa szarpnął za drzwi, a ja pozwoliłem mu je zamknąć. Patrzyłem jak odjeżdża, jak miłość mojego życia mnie opuszcza.
Wszedłem do domu i schowałem twarz w dłoniach, pozwalając łzom wydostać się spod powiek. Załkałem cicho, a u szczytu schodów pojawiła się Emily. Zeszła po schodach i dotknęła mojego ramienia. Odtrąciłem jej rękę, wycierając szybko mokre policzki wierzchem dłoni.
- Przez osiem lat naszej znajomości, w tym cztery lata naszego małżeństwa, nigdy nie widziałam jak płaczesz - powiedziała idąc za mną do salonu - Ten dzieciak..
- Niall - warknąłem. Podszedłem do barku i nalałem sobie whisky. Stałem plecami do mojej byłej żony popijając alkohol.
- Ten Niall, naprawdę musiał ci zawrócić w głowie - mruknęła, a ja odwróciłem się do niej, mrużąc zły oczy.
- Spokojnie, teraz mnie nienawidzi - wysyczałem.
- Ja i twoja córka, byłyśmy w niebezpieczeństwie! Jesteś jej ojcem! Powinieneś choć trochę się nią przejmować! - zawołała, jednak zaraz zakryła usta spoglądając na schody.
- Interesuję się nią - warknąłem - Dostałaś mieszkanie? Dostałaś! Dostajesz pieniądze na Kate? Dostajesz! I to zdecydowanie za dużo niż powinnaś, myślisz, że nie wiem, że wydajesz te pieniądze na nowe ciuchy? - prychnąłem napełniając pustą już szklankę.
- Chcę tu zostać z Kate, tu gdzie jest bezpiecznie - powiedziała kładąc dłonie na biodrach.
- Nie ma sprawy, zostaw Kate, a ty się wynoś. Mogę się zająć naszym dzieckiem, ale ciebie w komplecie z nią nie zniosę. Nie rozwiodłem się z tobą, by wciąż musieć cię oglądać.
- Uważaj bo..
- Bo co? - prychnąłem - Nic mi już nie odbierzesz. Moje dziecko jest przy mnie i jeżeli będę chciał to ona tu zostanie. A jedyna osoba na której mi zależało, właśnie przez ciebie odeszła - powiedziałem niskim głosem, podchodząc do niej. Patrzyłem jej wciąż w oczy, w jej tęczówkach zalśnił strach mimo iż nigdy w życiu, nie uniosłem na nią ręki - Więc nie gróź mi w moim własnym domu, skoro nie możesz spełnić tych gróźb - minąłem ją dopijając whisky i stawiając szklankę na pierwszej lepszej szafce.
Zanim podszedłem do sypialni, wziąłem Kate z jej pokoiku. Położyłem się z nią i przytuliłem do siebie. Moja córeczka wtuliła się w moją koszulkę, a ja zdałem sobie sprawę, że nie jestem już w stanie zasnąć sam.
- Kocham cię tatusiu - wyszeptała zaciskając malutkie rączki na materiale mojej koszulki. Cmoknąłem ją w czółko.
- Ja ciebie też. Śpij aniołku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro