Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Dwa tygodnie spędzone w Incheon były niczym odskocznia od mrocznej rzeczywistości. Pracę zastąpiły ciągłe ucieczki w objęcia heroiny; właściwie ledwo co udało im się zarobić, a więcej zużyć na własne zachcianki. Z tego powodu Yoongi czuł strach, im więcej znaków informujących o zbliżaniu się do Seulu mijał po drodze. Złamał zasady, pomimo wyraźnych ostrzeżeń. Zignorował swojego szefa - najgroźniejszego dealera w całym koreańskim półświatku. Skazał się na śmierć. 

Zresztą, Jeongguka również.

Zatrzymawszy się na światłach, zerknął smutno na swojego chłopaka, otulonego kocem. Jedna słuchawka wypadła mu z ucha, wypuszczając niewyraźne dźwięki piosenki do wnętrza śmierdzącego papierosami samochodu. Czerwony blask sygnalizacji oświetlał delikatnie śpiącą twarz Jeongguka, opierającego głowę o szybę, za którą panowała późna noc. Zapadnięte policzki, okrążone szarością powieki, popękane usta, zdarty naskórek w okolicach nosa. Wychudzony, osłabiony, wiecznie spragniony wrażeń. To nie ten sam słodki licealista, którego Yoongi odbierał spod szkoły, któremu niechętnie dawał fajki, którego zabierał na długie wieczorne spacery. To nie był już Kookie. Sam go zniszczył, doprowadził do stanu, na granicy którego Yoongi niegdyś balansował. Odwzajemniona miłość odciągnęła go od strzykawek. Paradoksalnie ta sama miłość, która chroniła go i trzymała przy zdrowych zmysłach, sprowadziła go do punktu wyjścia - na samo dno zapchlonego, ćpuńskiego świata. Yoongi westchnął ciężko, czując jak smutek ściskał go za gardło.

— Nie tak to miało wyglądać... — szepnął, ostrożnie poprawiając kocyk na ramionach Kookiego.

Gdy światło zmieniło się na zielone, on niechętnie ruszył dalej, walcząc z dwiema pokusami. Pierwszą była ucieczka. Drugą - szybka dawka heroiny na uspokojenie. Starał się ze sobą walczyć i jakoś przeżyć brak narkotyku. Pomyślał nawet, że skoro rozważał już odejście ze "Stigmy" i zaszycie się w jakimś bezpiecznym miejscu, mógłby wyrzucić pozostałe prochy do rzeki, żeby nie kusić losu. Jednak nie zrobił ani tego, ani nie zmienił kursu. Po prostu dojechał do Seulu, pozwalając na to, by niewidzialny sznur owinięty wokół jego szyi zaciskał się mocniej i mocniej z każdą kolejną godziną, dzielącą go od konfrontacji z Taehyungiem.

Zaparkował na ulicy nieopodal wysypiska śmieci, z dala od centrum. Zbliżała się czwarta rano, a on czuł, jak jego serce dudniło boleśnie, domagając się porządnego zastrzyku. Nie zasnąłby w takim stanie, prędzej wykończyłyby go bóle ciała i zbierające się wymioty. Nie wytrzymał. Sięgnął po kolejny woreczek heroiny i już po chwili na przypalonej, zgiętej łyżce szykował sobie dawkę, za którą Taehyung przestrzeli mu mózg. Unoszące się w powietrzu opary zbudziły Jeongguka, który wpierw rozejrzał się po okolicy, zastanawiając się, czy dojechali już do Seulu, a następnie skierował swój nieprzytomny wzrok na skupionego blondyna.

— Co ty robisz? — spytał lekko zachrypniętym głosem.

— A nie widać? — prychnął Yoongi. Nie chciał zareagować tak kąśliwie, jednak jego pragnienie było teraz ważniejsze od dobrych manier.

— Yoongi, on nas za to zabije.

— Jeongguk, proszę cię, zamknij się na chwilę, okej? Wiem! Wiem, że nas zabije! Nie musisz mi tego powtarzać.

— Dobra, uspokój się... — odparł Jeongguk, spuszczając wzrok na swoje dłonie. — Nie lubię, kiedy na mnie krzyczysz...

Min nic mu na to nie odpowiedział. Nabrał do strzykawki narkotyk i w końcu wprowadził go do krwi, wzdychając spokojnie. Odchylił głowę na oparcie fotela i utkwił pusty wzrok w przestrzeni przed sobą, rozkoszując się działaniem heroiny. Natomiast Jeongguk przyglądał mu się w ciszy, zazdroszcząc tego stanu. Nagle sam odczuł potrzebę zaćpania.

— Nie pójdziemy do Taehyunga — powiedział nagle Yoongi. — Ani mi się śni.

— Więc? Co zamierzasz zrobić?

— Bierzemy ten hajs, kupujemy jutro bilety i lecimy gdziekolwiek. Z dala od tego zasranego gangu.

— Wiesz, że to nie takie proste.

— Przestań. Wszystko jest proste.

— Bredzisz.

Yoongi spojrzał na niego bez wyrazu, choć od razu dało się wyczuć emanującą wokół niego agresję. Jeongguk odwrócił wzrok i skulił się w sobie, przygryzając niepewnie wargę. Nie chciał znowu się kłócić. A na pewno nie teraz, kiedy jego chłopak był nieprzewidywalny, a on sam zbyt trzeźwy.

— Pomożesz mi wbić igłę? — spytał cicho, zerkając na blondyna.

— Żartujesz? Nie możesz tyle ćpać, bo ci wysiądzie serce!

— Boże, daj sobie spokój. — Jeongguk przewrócił oczami poirytowany. — Sam bierzesz jak nienormalny. Poza tym, do tej pory robiłem to dzień w dzień i jakoś nic mi się nie działo!

— Kook, nie i koniec!

W samochodzie znów zapadła cisza. Yoongi wyjął z paczki ostatniego papierosa i zapalił go, skupiając się na dziwnych wzorach szarego dymu. Nagle wydawały mu się one nadzwyczaj ciekawe. Takie spokojne, ulotne, śliczne... Hipnotyzowały go swą gracją i pięknym, ciemnym kolorem, wyróżniającym się na tle światła pobliskiej latarni.

— Co teraz zrobimy? — spytał Jeongguk, wyciągając go z chwilowego transu.

— Nie wiem. Pewnie najpierw zmienimy numery. Potem zwiejemy.

— A co z rodzicami?

— Dopiero teraz o nich pomyślałeś? Trzeba było wcześniej, zanim ze mną gdziekolwiek pojechałeś.

— Przestań Yoongi... — Chłopak zacisnął mocno dłonie na kocu. W jego oczach zaczęły gromadzić się słone łzy. — Tu nie tylko chodzi o mnie. Co z twoim tatą?

Min przez chwilę nic nie mówił, ponownie skupiając się na tańczącym do akompaniamentu ciszy dymie. Dokończył papierosa, zgasił go o przypaloną miejscami kierownicę i wyrzucił niedopałek za okno. Rozsiadł się wygodnie w fotelu, odwracając się od Jeongguka plecami i skulił się niczym do snu.

— Beze mnie będzie mu lepiej... — wymamrotał niewyraźnie. — Na co mu kolejny ćpun pod dachem?

Jeongguk zacisnął wargi, nie wiedząc co powiedzieć. Początkowo wyciągnął rękę w jego stronę, chcąc objąć go i dodać otuchy, jednak słysząc jego ciężki, choć spokojny oddech, wycofał się. Yoongi zasnął, zostawiając swojego chłopaka z milionem chaotycznych myśli. Ucieczka, rodzina, Taehyung, narkotyki... Wszystko to kumulowało się w nim, tworząc jedną wielką mieszankę wybuchową, rozszarpującą jego serce i umysł na kawałki. Nagle zaczął odczuwać niewyjaśniony lęk oraz ból wszystkich mięśni. Skrzywił się, zmieniając pozycję w fotelu i oparł czoło o zgięte kolana, próbując uregulować oddech. Zimny pot spływał po jego skroni, a dłonie drżały coraz intensywniej. Potrzebował heroiny.

Zerknął uważnie na śpiącą sylwetkę Yoongiego. Blondyn był pogrążony w głębokim śnie, z którego ciężko było go wybudzić. Jeongguk postanowił skorzystać z okazji, nawet jeśli wcześniej nie robił tego bez nadzoru swojego chłopaka. Przygotował na łyżce własną dawkę narkotyku, starając się nie stracić ani kropli, podczas gdy obie jego ręce łapały bolesne skurcze. Wziął strzykawkę i napełnił ją, wciągając wszystko, co udało mu się stopić. Rozprostował rękę, kierując igłę na sine zagięcie pełne śladów po wkłuciach, po czym odliczył w myślach do trzech i wbił się prosto w żyłę, powoli wpuszczając w siebie magię hery. Bóle i skurcze ustąpiły. Lęki odeszły w niepamięć. Całe jego ciało zrelaksowało się do tego stopnia, że niemal po chwili powieki zamknęły się same, ściągając go do przyjemnych snów.

Dopiero o świcie głośne pukanie w szybę samochodu zdołało zbudzić Yoongiego. Blondyn gwałtownie uniósł głowę i zmrużył oczy, czując jak ból głowy i suchość warg zaczęły go dręczyć równie mocno co promienie słońca, wpadające przez przednią szybę. Od razu zerknął na Jeongguka. Chłopak nadal spał. Spuścił wzrok na leżącą na jego nogach opróżnioną strzykawkę oraz łyżkę. Zmarszczył brwi i już chciał zbudzić licealistę, gdy nagle pukanie w okno rozległo się ponownie, a Yoongi odwrócił głowę w stronę dźwięku. Zamarł i poczuł, jak jego serce nagle przyspieszyło swój rytm, niemal podskakując mu do gardła. Niepewnie opuścił szybę, patrząc z przerażeniem w oczy mężczyzny w policyjnym mundurze.

— Dzień dobry — odezwał się policjant ironicznie przyjaznym tonem, prezentując swoją odznakę. — Aspirant Jung Hoseok. Poproszę pańskie dokumenty. Dowód, prawo jazdy. Tylko tym razem te prawdziwe.

Yoongi oblizał wargi nerwowo, domyślając się, że teraz nie uda mu się wywinąć z tej sytuacji. Drżącą dłonią sięgnął do schowka i, jak na złość, nagle wyleciała z niego cała uzbierana z sezonu suma, która miała iść do Taehyunga. Mocno zacisnął powieki, krzywiąc się na myśl o tym, jak bardzo on i Jeongguk będą mieć teraz przesrane. Westchnął ciężko i mimo wszystko wygrzebał ze schowka swoje dokumenty, przekazując je policjantowi, który dokładnie im się przyjrzał.

— No, teraz wszystko ma sens — powiedział mężczyzna, po czym sięgnął po kajdanki. — Proszę wysiąść, panie Min. Jest pan aresztowany za udział w przemycie i handlu środków odurzających oraz użycie przemocy wobec policjanta.

Yoongi nie sprzeciwiał się aspirantowi, to i tak nie miało już sensu. Wysiadł z samochodu, dając się gwałtownie odwrócić policjantowi, napierając ciałem na maskę Pickupa, czując następnie chłodny metal wokół jego nadgarstków. W pobliżu dostrzegł jeszcze dwa radiowozy i trzech policjantów. Jeden z nich dogadywał się w jakiejś sprawie przez krótkofalówkę, dwóch pozostałych zbliżyło się do błękitnego samochodu, przeszukując go dokładnie. Prędko znaleźli podejrzane wybrzuszenia na tylnych siedzeniach. Yoongi kątem oka dostrzegł, jak któryś siłą zaczął wyciągać Jeongguka z samochodu, chcąc zakuć go w kajdanki. Nagle dziwna siła zaczęła szamotać ciałem blondyna.

— Zostawcie go! — Szarpał się, chcąc wyrwać się policjantowi, który mocniej chwycił jego przedramiona, zaciągając do radiowozu. — On nie ma z tym nic wspólnego!

— Nie mi się będziecie z tego tłumaczyć. Ruszaj się!

Yoongi co chwilę potykał się o własne nogi, odwracając się panicznie w stronę błękitnego Pickupa. Nagromadzone w jego oczach łzy nie pozwalały mu wyraźnie przyjrzeć się sytuacji wokół samochodu. Ciężki oddech sprawiał, że szloch sam uciekał z jego sinych ust. Nie tak miało być... Nie tak miała skończyć się ich historia.

— Jeonggukie! — krzyczał drżącym i rozhisteryzowanym głosem. — Jeonggukie, przepraszam! Słyszysz? Przepraszam!

Nie było mu już dane spojrzeć na ukochanego. Aspirant bezlitośnie wsadził go do radiowozu, zamykając z hukiem drzwi. Krzyki i płacz Mina nie robiły na nim żadnego wrażenia.

***

— Czy tyle ci wystarczy? — spytał Yoongi, patrząc wrogo na Namjoona.

— Nie — odparł policjant. — Do pełni szczęścia potrzeba mi nazwy twojego gangu oraz nazwiska. Kto wami kierował?

— Nie będę nikogo sprzedawać!

Namjoon skinął głową, uśmiechając się półgębkiem, po czym chwycił leżącą pod wszystkimi papierami niebieską teczkę, którą wysunął w stronę blondyna.

— Co to jest? — spytał oskarżony.

— Tutaj masz wszystkie informacje co do Jeona. Gdzie jest, co się z nim dzieje, jak się czuje... Wystarczy, że odpowiesz na moje pytanie.

— Nie taka była umowa.

— Owszem, właśnie taka była. Miałeś mi powiedzieć wszystko, a to wciąż mało.

— Mało? Zdradziłem ci, gdzie najczęściej handluje szajka, przyznałem się do wszystkiego, o co do tej pory mnie oskarżałeś, wszystko ci wytłumaczyłem, a tobie ciągle, kurwa, mało?! Chcę tylko wiedzieć, co z moim chłopakiem i czy jest bezpieczny, nic więcej. On jest niewinny, jasne? To ja go w to wciągnąłem, ja wszystko spieprzyłem, więc jemu dajcie spokój!

Namjoon bez żadnych emocji patrzył na Yoongiego, który w tym momencie wsunął swoje skute ręce we włosy. Czuł się tak cholernie bezradny, że aż miał ochotę się rozpłakać, a szarość tego maleńkiego pomieszczenia doprowadzała go do jakiegoś szaleństwa. Od trzech godzin nic nie wziął. Miał ochotę zwymiotować, było mu duszno. Chciał stąd czym prędzej wyjść. Uniósł ponownie głowę i spojrzał na Namjoona z rezygnacją w swych zaczerwienionych oczach.

— Nazwa gangu i twój szef — upierał się dalej policjant. — Mogę ci zagwarantować, że nikt cię za to nie zabije, jeśli tego się boisz.

Blondyn przygryzł niepewnie wargę. Tylko te informacje dzieliły go od tego, by dowiedzieć się co z Jeonggukiem. Ale czy ten niezrozumiały bełkot na paru papierkach mu wystarczył? Czy zdradzenie tak ważnych rzeczy było warte przeczytania jakichś głupich policyjnych raportów? Nie... On potrzebował czegoś więcej. Musiał się z nim zobaczyć. Musiał go przytulić, pocałować, jeszcze raz przeprosić za wszystko i obiecać, że będzie dobrze. Inaczej jego poświęcenie nie było niczego warte.

— Powiem — zdecydował w ostateczności. — Pod warunkiem, że pozwolicie mi się zobaczyć z Kookiem.

— Nie ma problemu — odparł Namjoon, wzruszając ramionami z obojętnością. Jego luźna postawa zaskoczyła Yoongiego. — Zadam więc jedno proste pytanie. Czy twój szef jest znany pod pseudonimem "V"?

Blondyn westchnął ciężko, czując dreszcze przebiegające wzdłuż jego pleców. W tym samym momencie do pomieszczenia weszło dwóch innych policjantów, jakby doskonale wiedzieli, że tutaj kończy się przesłuchanie. Yoongi z trudem przełknął ślinę.

— Tak. Nazywa się... Kim Taehyung... — Jego głos drżał niekontrolowanie. Śmierć najwyraźniej przymierzała swoją kosę do jego gardła. — Kieruje gangiem "Stigma".

— Bardzo ładnie. — Namjoon uśmiechnął się zadowolony, notując wszystko, po czym otworzył teczkę i wyjął z niej parę kartek. — Jesteś pewien, że chcesz się zobaczyć z Jeonem?

— Oczywiście, że tak — prychnął zirytowany Yoongi. — Czemu miałbym nie chcieć?

— Bo myślę, że ten widok byłby dla ciebie dosyć traumatyczny.

— O czym ty mówisz?

— Jeon Jeongguk nie żyje. Przedawkował heroinę.

W jednej sekundzie cały świat Yoongiego zawalił się w ruinę. Odniósł wrażenie, jakby jego serce zatrzymało się na chwilę, a ciało straciło jakiekolwiek czucie. Nie zwrócił nawet uwagi, kiedy policjanci chwycili go za ramiona, chcąc podnieść go z krzesła. Jego wzrok tkwił w leżącym na środku stołu akcie zgonu. Nie miał siły krzyczeć, płakać, mówić... Zupełnie jakby wszystkie emocje wyparowały wraz z utraconą miłością. Otaczający go świat wydawał się być nierealny, wyłączony z rzeczywistości. Świat nie istniał, kiedy nie było w nim Jeongguka.

Szedł białym korytarzem, patrząc jedynie na swoje skute dłonie. Wszystko poruszało się tak wolno, jakby czas zatrzymał się gwałtownie. Obraz przed jego oczami rozmazywał się co chwilę, a nogi uginały się pod ciężarem jego ciała, jakby były z waty. Dźwięki dookoła próbowały przebić się przez bańkę, w której Yoongi nagle utknął i która pękła gwałtownie, gdy słowa Namjoona dotarły do jego zwiędłego serca.

Jeongguk nie żyje.

Padł boleśnie na kolana, dusząc się nagłym, histerycznym płaczem. Z jego gardła wydobywał się wyłącznie żałosny krzyk pełen bólu, żalu, nienawiści do samego siebie i miłości do Jeongguka. Nie potrafił złapać oddechu, dusił się łzami, spływającymi rzewnie po jego policzkach. Chciał wydrapać sobie serce, wyrwać włosy, torturować samego siebie za to, że wciągnął najbliższą i najukochańszą mu osobę w coś, co przynosi wyłącznie ból i cierpienie. Gdyby nigdy nie wyznał mu, jak bardzo go kochał, gdyby nigdy nie poznał go ze światem zniszczenia, Jeongguk dalej by żył. Byłby szczęśliwy, kończyłby wkrótce szkołę... A Yoongi zrujnował wszystko, co jego ukochany mógł tak łatwo mieć.

Zabił go. Min Yoongi zabił swoją miłość.



***

Koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro