Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Sygnał policyjnego wozu rozbrzmiewał z daleka, zmuszając pozostałe samochody do zjazdu na bok. Przechodnie z zainteresowaniem przyglądali się mijającemu ich pościgowi, w którym dwóch trzymających się za ręce chłopaków przemierzało w błyskawicznym tempie zatłoczone ulice, zaś policja próbowała ich dogonić, nieudolnie wydostając się z korku. Nikt nawet nie myślał, by zatrzymać rozpędzonych uciekinierów, bo w sumie po co? Dla zwykłych świadków owej akcji, Yoongi i Jeongguk mogli być niebezpieczni, przerażający i nieprzewidywalni. Nikomu nawet nie wpadło do głowy, że obaj zostali wcześniej złapani na paleniu marihuany, której spore ilości mieli również przy sobie. Ludzie sami tworzyli sobie scenariusze do całej sytuacji, jednak w żadnym nie pojawiała się opcja interwencji z ich strony, co dla pary dealerów było niczym błogosławieństwo.

Mieli farta, że policjanci nie znaleźli ich przy samochodzie wypełnionym narkotykami, inaczej na areszcie z pewnością by się nie skończyło, a już i tak groziła im odsiadka. W chwili gdy komisarze spisywali ich fałszywe dane, Yoongi zaatakował jednego z nich, uderzając z zaskoczenia pięścią w twarz mężczyzny, chwycił Jeongguka za rękę i, nim ktokolwiek zakodował całą sytuację, wybiegli z komisariatu, uciekając co sił w nogach. Min sam był w szoku, kiedy dotarło do niego, co przed chwilą zrobił. Przecież nigdy nie kierował się agresją. Czy to drażniący głód narkotyczny wysysał z niego resztki odpowiedzialności, opanowania, spokoju? Czy może szaleńcza miłość do Jeongguka odbierała mu rozum w momencie, gdy jego ukochany był w niebezpieczeństwie? Właściwie Yoongi nawet się nad tym nie zastanawiał. Nie, kiedy tuż za jego plecami pędziły radiowozy, a więzienne cele stały dla nich otworem. Gubiąc się w zupełnie nieznanym im mieście, starali się zniknąć z pola widzenia policji oraz przerażonych świadków, póki adrenalina pomagała im swobodnie oddychać. Skręcali w wąskie uliczki, przeskakiwali przez ogrodzenia, spychali z drogi zawadzające śmietniki i nawet sami nie wiedzieli, kiedy dźwięk sygnału stał się tylko odległym echem, a ich sylwetki były widoczne jedynie dla świerszczy, kryjących się w trawie opustoszałego parku. Czując ból wszystkich mięśni w nogach oraz dudnienie serca, domagającego się większej dawki tlenu, obaj zatrzymali się pod ledwo świecącą latarnią, o którą Yoongi oparł się zdyszany, przyciągając do siebie roztrzęsionego Jeongguka. Chłopak mocno wtulił się w jego klatkę piersiową, przez chwilę nie mówiąc nic, a jedynie szlochając cicho i łapczywie zaciągając się powietrzem. W końcu odsunął się nieznacznie, by ująć twarz Yoongiego w dłoniach i pocałować delikatnie jego spragnione napoju usta.

— Bałem się — szepnął licealista.

— Wiem. Ja też.

— Jedźmy stąd, Yoongi. Nie chcę tu być.

Jeongguk nie musiał dwa razy się powtarzać. Blondyn skinął głową na jego prośbę i, trzymając go za rękę, ruszył z nim w stronę najbliższego przystanku. Orientując się mniej więcej w terenie, w końcu udało im się wrócić autobusem w okolice ich motelu, przed którym stał błękitny Pickup Yoongiego. Na szybko sprawdzili, czy zawartość tylnych siedzeń nie została naruszona, jednak wszystko wskazywało na to, że na razie nikt nie wpadł na ich trop, a więc w teorii mogli się czuć choć trochę bezpieczni. W areszcie nie mieli przy sobie dokumentów ani telefonów - wszystko zostawili w swoim obskurnym pokoju w razie nieprzyjemnych zdarzeń. Już raz uciekali przed policją, wtedy mieli przy sobie dowody osobiste, pieniądze z handlu i parę działek kokainy. Woleli sobie nie wyobrażać, co by wtedy było, gdyby dali się złapać tak jak tutaj.

Gdy tylko weszli do pokoju, porządnie zamknęli drzwi i obaj padli na łóżko zmęczeni ucieczką, głodem i nadmiarem emocji. Sprzedaż w Gwangju nie była tak owocna jak w Ulsan czy Busan. Mieli mało pieniędzy, nie mogli ćpać, a na domiar złego podpadli policji. Gdyby tylko Taehyung o wszystkim się dowiedział, pewnie obaj byliby już spaleni. Trzeba było uciekać. Jednak wpierw pozwolili sobie na sen w swoich objęciach, który ukoił wszystkie negatywne myśli i uczucia, jakie ciążyły nad nimi niczym ciemne chmury. Jeongguk obudził się jako pierwszy, około siódmej rano. Podniósł się do siadu i przetarł poszarzałe powieki. Półprzytomnie spojrzał na uchylone okno, przez które wpadał przyjemny chłód. Słońce niedawno wzeszło i delikatnym światłem okrywało sąsiednie paskudne budynki oraz pustą ulicę. Wszystko wydawało się być w porządku. Nigdzie nie było policyjnych wozów, nikt nie wydzwaniał na ich telefony. Spokojny poranek, zupełnie jakby wczorajszej nocy nic się nie stało.

Jeongguk spojrzał w końcu na pogrążonego we śnie Yoongiego. Ostrożnie przeczesał palcami jego jasne włosy, odgarniając grzywkę z czoła. Starszy mruknął coś tylko i zmarszczył zabawnie nos, na co licealista zaśmiał się cicho.

— Wstawaj — szepnął, pochylając się nad jego uchem.

Niestety budzenie Yoongiego nie należało do najłatwiejszych zadań i choć zwykle Jeongguk był wobec niego łaskawy, dzisiaj nie mieli czasu na leżenie do południa. Musieli się szybko zebrać i wyjechać do kolejnego miasta, jak najdalej od Gwangju, w którym ich twarze były już znane stróżom prawa.

— Nie śpij, pora jechać — powiedział, dźgając go palcem po żebrach. Yoongi wzdrygnął się parę razy, jęknął coś niechętnie, po czym zasłonił oczy przedramieniem.

— Jeszcze pięć minut...

— Yoongi, proszę...

Blondyn westchnął ciężko, domyślając się, że tym razem ignorowanie Kooka nic mu nie da. Jego ukochany ciągle się bał i było to dla niego jak najbardziej zrozumiałe, a ponieważ nienawidził, gdy młodszy panikował, czy to z większych czy mniejszych powodów, zdecydował się wstać z łóżka szybciej niż zwykle. Niechętnie usiadł na krawędzi materaca i przeciągnął się powoli, czując okropne zakwasy w nogach po wczorajszej ucieczce. Aż na samo wspomnienie przeszły go dreszcze... Szybko odświeżyli się pod prysznicem i zebrali swoje rzeczy, by po godzinie wymeldować się z motelu i w końcu ruszyć w stronę Incheon - ich ostatniego przystanku przed Seulem. Na myśl o końcu trasy, czuli jednocześnie radość, jak i strach. Bali się osobistego spotkania z Taehyungiem oraz tego jak przyjmie ilość swoich strat. Co prawda, sprzedali dużo więcej niż sami zabrali, w wakacje ludzie ćpali jak nienormalni, jednak czuli, że to wcale nie udobrucha ich szefa. To prawdopodobnie był ich pierwszy i ostatni sezon pod nadzorem "Stigmy", nie wiadomo tylko, czy zostaną skatowani na śmierć czy po prostu wylani na zbity pysk.

Właściwie sami nawet nie wiedzieli, kiedy niewinna zabawa zamieniła się w męczące uzależnienie. Chociaż Yoongi miał już za sobą nawet strzykawki, Jeongguk próbował zaledwie kokainy i LSD, a mimo to jego silna wola była dużo słabsza niż u jego chłopaka. Chciał coś wziąć, ale nie mógł. Chciał nawet zapłacić, ale wtedy nie byłoby ich stać na noclegi czy jedzenie, a już i tak załatwiali wszystko po kosztach. W końcu cel był jeden - uzbierać jak najwięcej oszczędności dla ojca Yoongiego, a to co im zostanie, mieli wykorzystać na coś pożytecznego, na pewno nie na prochy. Jednak teraz wizję godnego życia zasłaniał zakazany owoc, który mieli na wyciągnięcie ręki. Brak porządnego haju doprowadzał ich do szaleństwa. Byli drażliwi, kłócili się o byle drobnostki, a jeśli akurat rozmawiali, bo ostatnio cisza stała się ich wiernym towarzyszem, temat w końcu schodził na dragi. A to prowadziło do kolejnej awantury.

Gdy wyjechali z Gwangju, zatrzymali się na pierwszej lepszej stacji benzynowej, żeby coś zjeść. Ostatnio zaczęli mocno pomijać posiłki. Obaj wyraźnie spadli na wadze. Jedyne czym się karmili to wieczny stres, strach, dym papierosów lub marihuany, butelka wody, czasem jakiś baton oraz pragnienie wzięcia czegokolwiek, co by zaspokoiło ich dużo bardziej męczący głód. Zamówili zwyczajne zapiekanki, Yoongi oczywiście kupił sobie mocną kawę. Przez cały czas siedzieli w milczeniu - zarówno podczas podróży, jak i próbując wcisnąć w siebie chociaż połowę wysuszonego pieczywa. W końcu Jeongguk spojrzał marnie na Yoongiego i westchnął cicho, zwracając tym na siebie jego uwagę.

— Zróbmy z tym coś... — mruknął Kook, ściszając ton swojego drżącego głosu. — Przecież nie dajemy już sobie rady.

— To przejdzie — odparł blondyn, choć doskonale wiedział, że okłamywał i jego i siebie.

— Kiedy?

— Tego nie wiem.

— No właśnie... Mam już dość. Wiesz jak się czuję? Jakby mi ktoś zabierał tlen, jestem kompletnie bezradny.

— A myślisz, że ja czuję się lepiej? — Yoongi uniósł brew i przygryzł mocno wargę, chcąc powstrzymać się przed podniesieniem głosu.

— Będziemy się tak kłócić teraz bez przerwy, prawda? Na chwilę będzie dobrze, ale potem znów będziemy sobie skakać do gardeł, zgadza się?

— Mówisz o tym tak, jakby jedynie to ścierwo trzymało cię przy mnie.

— Oczywiście — odparł sarkastycznie, krzyżując ręce na piersi. — Może tak jest?

Yoongi nic mu nie odpowiedział. Spuścił wzrok, upijając łyk kawy i pogrążając się w ponownej niekomfortowej ciszy. Myślał, że w sumie czego innego mógł się spodziewać? Sam w to wciągnął Jeongguka, choć zapierał się, że nigdy tego nie zrobi. Teraz miał za swoje. Chłopak chciał ćpać, nic dziwnego. Być może gdyby sam nie wkręcił się w ten interes, teraz siedzieliby w Daegu, gdzie beztrosko spędzaliby ze sobą każdy dzień. Yoongi pracowałby na więcej zmian, ale miałby w garści uczciwe pieniądze. Mniej niż za narkotyki, ale na pewno nie hańbiące jego człowieczeństwa. Ojciec nie musiałby się o nic martwić, rodzice Jeongguka też. Po prostu żyliby w rodzinnym mieście, wieczorami siedząc nad Geumho i całując się pod gwiazdami. Piękna wizja, szkoda że w tym momencie kompletnie nierealna...

— Co zamierzasz dzisiaj robić? — spytał po chwili Jeongguk, wyciągając Yoongiego z zamyślenia.

— Nic. Nie mam dziś siły pracować.

— Szef nie byłby z tego zadowolony.

— Co z tego?

Młodszy wzruszył ramionami obojętnie. Miał dość tej napiętej atmosfery, która tylko odbierała mu apetyt. Wstał od stołu i bez słowa opuścił stację, kierując się do samochodu. Wskoczył na skrzynię ładunkową, opierając się o jedną ściankę i wyjął z kieszeni spodni pogniecioną paczkę papierosów. Musiał zapalić, uspokoić się, przemyśleć wszystko. Przecież kochał Yoongiego, nie chciał, żeby się kłócili. Próbował znaleźć w ostatnich wspomnieniach ten jeden konkretny moment, który sprawił, że wszystko zaczęło się psuć i choć domyślał się, że początek miał miejsce już w Ulsan, gdzie pod wpływem radości z pierwszych większych zarobków skusili się na kreskę koksu, coś próbowało wyrzucić z jego głowy myśl, że ta przyjemna euforia po wzięciu narkotyku mogła niszczyć ich miłość. Przecież na haju kochali się jeszcze bardziej, zupełnie jakby wszystkie uczucia eksplodowały w trakcie. To nielogiczne, by ich wspólne zauroczenie wprowadzało chaos między nimi. Powinno ich wzmacniać, a jednak coś działało na ich niekorzyść.

— Zbieramy się? — Usłyszał nagle głos swojego chłopaka, który oparł się o skrzynię rękoma.

— Dokąd?

— Gdziekolwiek.

Jeongguk zszedł na ziemię i, zaciągając się papierosem, udał się do samochodu na miejsce pasażera. Pozwolił na to, by Yoongi przez cały dzień jeździł po Incheon, zabierając go co chwilę na krótkie spacery. Rozmowy nadal się nie kleiły, a myśli zajmowały prochy. Ich dłonie nawet nie stykały się ze sobą, a spojrzenia uciekały na boki. Byli spięci do tego stopnia, że w końcu Yoongi nie wytrzymał. Po całodniowej włóczędze bez konkretnego celu, zajechali nad jedną z pustych plaż. Słońce powoli chowało się za horyzontem, kolorując spokojnie szumiące fale na pomarańczowo. Jeongguk nawet nie był pod wrażeniem romantycznych okoliczności w jakich się znaleźli. Nie obchodziło go nic, poza Yoongim, który niespodziewanie sięgnął do tylnych siedzeń, by wyjąć z nich foliowy woreczek z brązowym proszkiem. Chłopak spojrzał na blondyna z ulgą, radością oraz przerażeniem. W końcu do tej pory nie próbował heroiny.

Yoongi otworzył schowek, wyjmując spod sterty pieniędzy dla Taehyunga strzykawkę i małą łyżkę, na którą wysypał zawartość woreczka. Sięgnął do kieszeni po zapalniczkę, której płomień umieścił pod łyżką i cierpliwie czekał, aż heroina stanie się płynna. Zerknął na Jeongguka, który niepewnie przyglądał się całemu procesowi do momentu, aż płyn z łyżki wylądował w strzykawce zakończonej ostrą igłą.

— Nigdy tego nie robiłem — powiedział, czując jak ekscytacja i lęk wprawiały w drżenie całe jego ciało.

— Wiem. Mam zrobić to pierwszy?

Kookie kiwnął głową i przygryzł wargę zdenerwowany. Nim Yoongi wziął narkotyk, uważnie rozejrzał się po okolicy przez uchyloną szybę, jednak w pobliżu nie ani było żywej duszy. Rozpiął swój pasek i wysunął go ze szlufek spodni, a następnie zawinął go mocno na przedramieniu, chwytając końcówkę w zęby. Wyprostował rękę i skierował igłę na jej lekko zasinione zagięcie. Z drobnym grymasem na twarzy, wbił ją powoli w żyłę, wpuszczając do krwiobiegu narkotyk. Przymknął oczy i westchnął z ulgą, czując błogość, za którą tak bardzo tęsknił. Heroina nawet nie zdążyła porządnie zadziałać, a on już odpływał z rozkoszy, jakby sam akt ćpania sprawiał mu wystarczającą przyjemność do zaspokojenia głodu. Następnie przygotował dawkę dla Jeongguka, a gdy już wszystko było zrobione należycie, podał mu strzykawkę. Chłopak przez chwilę patrzył na nią zdezorientowany, czując jak serce podskakiwało mu do gardła. Coś kazało mu uciekać, a coś kazało w to brnąć. Ale z tej drogi nie dało się już zawrócić i on o tym doskonale wiedział. Mimo to, chciał zacząć nią kroczyć. Bał się tylko postawić pierwszy krok.

— Jesteś pewien, że chcesz tego spróbować? — spytał Yoongi, który przyglądał mu się uważnie.

— Chcę — odpowiedział szybko Jeongguk. — Jeśli to ma mi pomóc, to chcę.

— Wolałbym, żebyś później nie cierpiał. To już nie jest takie lekkie jak to, co brałeś do tej pory. Na jednym razie się nie skończy, Kookie.

— Yoongi, ja to wiem. Powiedzmy to sobie szczerze - i ty i ja jesteśmy już na dnie. Niżej nie upadniemy. Pogodziłem się z tym. Proszę, nie dręcz mnie dłużej i po prostu... Pomóż mi to wbić, okej? Chcę wreszcie odpocząć.

Blondyn zacisnął wargi zmartwiony, jednak nie zamierzał odciągać go od jego decyzji. Zresztą, to i tak nic by nie dało. Nie, kiedy Jeongguk był już na granicy normalnego funkcjonowania. Ostrożnie zapiął pasek na jego przedramieniu, a następnie chwycił strzykawkę w dłoń. Opuszkami palców przejechał po gładkiej ręce Kookiego. Bladej, bez śladów, blizn, oznak jakiegokolwiek przyjmowania narkotyków. Widział, że chłopak oddychał ciężko, ze strachem przyglądając się wiszącej tuż nad zieloną żyłą igle. Yoongi czule chwycił jego dłoń.

— Spokojnie — szepnął, na co młodszy spojrzał mu w oczy. — Zrobię to delikatnie, okej? Patrz cały czas na mnie, dobrze?

Jeongguk kiwnął głową i przygryzł wargę zestresowany.

— Zaczynam.

Po paru sekundach Jeongguk poczuł nieprzyjemne ukłucie. Zacisnął powieki i skrzywił się, czując jak narkotyk powoli mieszał się z jego krwią. W końcu Yoongi ostrożnie pozbył się strzykawki, a Kookie od razu oparł głowę o jego ramię, oddychając ciężko. Z każdą kolejną minutą czuł, jak przyjemność ogarniała całe jego ciało. Przymknął oczy, zaciskając dłonią zagięcie drugiej ręki i wsłuchiwał się w szepty Yoongiego, który powtarzał mu, że chłopak był dzielny i że bardzo go kocha. Nim to do nich dotarło, poczuli upragniony haj.

Cudowna błogość utrzymywała się przez długi czas, pozwalając im zapomnieć o wszystkich problemach. Nie zawracali sobie głowy złamaniem zasad, policją, możliwą utratą wszystkiego, nawet siebie. Liczył się spokój, radość, miłość rozgrzewająca ich serca oraz gwieździsta noc, którą obserwowali roześmiani, leżąc na kocu na skrzyni ładunkowej Pickupa. Wsłuchiwali się w szum fal i cicho grającą w radiu piosenkę, a ich usta co chwilę łączyły się w leniwych pocałunkach.

— Kocham cię — szepnął Jeongguk, chichocząc po tych słowach. Patrzył w oczy Yoongiego, zastanawiając się, czy gwiazdy z nieba naprawdę przeniosły się na te intensywnie ciemne tęczówki, czy to może zwyczajne halucynacje. W każdym razie były piękne, tak czy inaczej. — Nawet nie wiesz jak bardzo.

— Ja ciebie też, Kookie. Cieszę się, że ciebie mam.

— Myślałeś, jakby to było, gdybyś nigdy mi tego nie wyznał? Gdzie teraz byśmy byli? Dalej przychodziłbyś do mnie grać na konsoli? Spacerowalibyśmy do późna wzdłuż naszej ulicy, okrążając ją sto razy? A może bylibyśmy tutaj - wtuleni, tak jak teraz, całując się, dotykając...?

— Myślę, że bylibyśmy w twoim pokoju. Na twoim łóżku. Wtuleni, tak jak teraz, całując się i dotykając. Bo wyznałbym ci to prędzej czy później, ale na pewno w tym roku. Dłużej nie dałbym rady tego ukrywać.

Jeongguk uśmiechnął się lekko, pozwalając skraść ze swoich ust kolejne pocałunki, które niespodziewanie stały się dużo bardziej intensywne. Ich ciała były spragnione pieszczot dłoni i warg, a wszelkie myśli odleciały wraz z rozmarzonymi westchnieniami.

— Yoongi... — Jeongguk nagle ujął twarz swojego chłopaka w dłoniach i spojrzał mu w oczy, rumieniąc się nagle. — Czy... My...

— Chcesz tego, Kookie?

— Od dawna.

Gorące pocałunki ponownie zajęły ich usta, wargi zaczerwieniły się od delikatnego przygryzania, a szyje po chwili ozdobiły słodkie piętna miłości. Ciepły wiatr zaczął pachnieć namiętnością, wprowadzając swym podmuchem gęsią skórkę na ich ciała, powoli odkrywane poprzez wzajemne zsuwanie zbędnych materiałów. Yoongi chciał wycałować cały tors Jeongguka, jego ramiona, ręce, zejść niżej i zostawić mokre ślady na udach, pokazać mu jak kocha w nim wszystko bezgranicznie. Zaś Jeongguk nie wiedział, co powinien robić ze swoimi dłońmi, bo z jednej strony chciał dotykać Yoongiego, a z drugiej chwycić w pięści koc pod sobą, wyginać się, jęczeć i wzdychać, oddać się w całości osobie, której ufa i którą darzy silnym uczuciem. Było mu tak dobrze, że przez chwilę czuł się jak we śnie. Najpiękniejszym śnie, jaki przyszło mu śnić. Nie czuł bólu, nie czuł lęku. Czuł tylko, że kochał.

— Jesteś taki piękny — szeptał Yoongi, podziwiając każdy milimetr jego ciała. — Najpiękniejszy na świecie.

— Kocham cię — odparł Jeongguk, obejmując go czule.

— Ja ciebie też.

— Przepraszam za te wszystkie kłótnie, wiem, że czasem jestem nie do zniesienia. Nie chcę, żeby nas coś rozłączyło, okej? Obiecaj mi, że będziemy razem zawsze, dobrze?

— Obiecuję.

Yoongi nie rozumiał, dlaczego w tej chwili coś boleśnie ścisnęło jego serce. Odrzucił jednak kumulujące się w nim negatywne emocje, skupiając się na słodkim uśmiechu Jeongguka, a po chwili też wsłuchując się w jego ciche jęki, tłumiąc je raz po raz namiętnymi pocałunkami. Młodszy wbijał paznokcie w jego plecy, zostawiając na nich czerwone ślady, a czasem wtulał się w zagłębieniu jego szyi, szepcząc jego imię tak, jakby recytował najpiękniejszą poezję. Wstydliwy księżyc zaczął chować się za puszystymi, granatowymi chmurami, a morze niosło ich miłość na spienionych falach aż za horyzont niczym poruszający serce list w butelce. Yoongi i Jeongguk wykreowali własny świat, w którym nikt nie miał prawa im przeszkadzać i w którym obaj osiągnęli wymarzone spełnienie.

Później obaj zasnęli na tylnych siedzeniach samochodu, otuleni drapiącym kocem. W tą piękną gwieździstą noc pierwszy raz oddali się w pełni sobie oraz stale kuszącej swoją magią heroinie. W starym, błękitnym Pickupie. Na pustej plaży w Incheon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro