3
Głośna muzyka wprawiała w drżenie ściany i podłogę, a kolorowe światła migały w ciemnościach, sprawiając że tłum tańczących ludzi zdawał się poruszać dziwacznie niczym w niedokładnej animacji. Zapach spoconych ciał i perfum mieszał się z papierosowym dymem i alkoholowym odorem. Typowy klub w Busan - jak zawsze przepełniony w weekend do granic możliwości.
Yoongi, trzymając między wargami papierosa, przeliczał dokładnie banknoty, które udało mu się zebrać na spragnionych wrażeń małolatach. To już drugi tydzień, odkąd zaczął przychodzić do tego klubu. Interes kręcił się tutaj o wiele lepiej niż w Ulsan, tam mógł co najwyżej polegać na bandzie ćpunów i paru dzieciakach z liceum, którym akurat zachciało się trawki. Ani mu się śniło stąd wyjeżdżać, a przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Jak zawsze czekał w spowitym ciemno-różowym światłem korytarzu, prowadzącym do toalet, mając przy sobie wszystko, czego dusza zapragnie - od marihuany po heroinę, i nikt z właścicieli czy ochrony klubu nawet nie myślał, że tuż pod ich nosem miał miejsce taki proceder. Westchnął zadowolony, wypuszczając miętowy dym z ust, kiedy nagle obok niego zatrzymał się facet znany pod pseudonimem "Kris". To nieprzyjemny typ, również należący do gangu Taehyunga i przede wszystkim działający w tym samym klubie od kilku miesięcy. Można powiedzieć, że ich rywalizacja była dosyć bezsensowna, w końcu obaj pracowali dla tego samego człowieka, jednak tutaj chodziło głównie o sam fakt przypodobania się szefowi. Ogólnie Yoongi i Kris nie przepadali za sobą z wielu innych powodów, a to, że ktoś mniej doświadczony wszedł na teren jednego z lepszych dealerów w Busan, tylko dolało oliwy do ognia ich nieprzyjemnego konfliktu.
— Widzę, że interes się kręci — prychnął, patrząc znacząco na pieniądze, które Yoongi od razu schował do kieszeni. — Ja dzisiaj tyle nie zarobiłem. Wiesz dlaczego? Bo jakiś leszcz kradnie mi klientów...
— Nie moja wina, że wolą atrakcyjniejszych sprzedawców. — Yoongi posłał mu sekundowy uśmieszek przepełniony ironią, co oczywiście zadziałało na Krisa jak płachta na byka.
— Jesteś pieprzonym nowicjuszem w tym biznesie. Lepiej uważaj na to, co do kogo mówisz.
— To, że siedzisz w tym dłużej, wcale nie robi z ciebie wielkiego profesjonalisty. Z tego co słyszałem, szef wcale nie traktuje cię poważnie. Trochę to przykre, nie sądzisz? Ja na twoim miejscu dwa razy bym się zastanowił, kto tutaj jest prawdziwym nowicjuszem, skoro nawet nie potrafisz utrzymać stałych klientów.
Kris warknął wyraźnie wkurzony drwinami Yoongiego i gwałtownie zacisnął dłoń na gardle blondyna, przyciskając go do ściany.
— Lepiej pilnuj swojego dzieciaka — syknął. — Ściany mają uszy. Wiem, że i ty i on ćpacie towar, który powinien iść na sprzedaż. Możesz być pewien, że Taehyung się o tym dowie. I wiesz co? Sam fakt, że złamałeś jedną z najważniejszych zasad, świadczy o twoim braku jakiegokolwiek doświadczenia w tej dziedzinie. Dobrze ci radzę, spierdalaj z tego miasta w podskokach, zanim zrobi się naprawdę nieprzyjemnie.
Puścił go, odchodząc w głąb klubu, a Yoongi z trudem zachłysnął się powietrzem. Delikatnie rozmasował szyję, patrząc nienawistnie w stronę znikającego w tłumie Krisa, do którego przyłączyli się jego koledzy, zerkający znacząco na Yoongiego. Blondyn zdecydowanie nie chciał im podpaść, nie tylko dlatego, że szczerze obawiał się o swoje życie, ale też z uwagi na to, że jednocześnie mogli zrobić krzywdę Jeonggukowi, a do tego nie chciał za nic w świecie dopuścić. Szybkim krokiem udał się na parkiet, szukając wzrokiem swojego chłopaka. Ledwo udało mu się przecisnąć przez ocierających się o siebie w chaotycznym tańcu ludzi, gapiących się na niego ze zwierzęcą dzikością w oczach. Serce dudniło w jego klatce piersiowej ze strachu, a myśli zajmowały wizje, w których Jeonggukowi działo się coś złego. Nie wybaczyłby sobie, gdyby choćby włos spadł jego ukochanemu z głowy. Już i tak poczucie winy zżerało go od środka przez to, że wciągnął go w ćpanie.
W końcu dostrzegł go nieopodal baru. Chłopak ledwo trzymał się na nogach, bujając się bez jakiegokolwiek poczucia rytmu do chaotycznie brzmiącej muzyki. Yoongi podszedł do niego szybko i wyciągnął go z klubu, trzymając mocno za nadgarstek. Świeże powietrze momentalnie uderzyło w przyćmiony umysł Jeongguka, który to zaczął rozglądać się po okolicy zmrużonymi, zaczerwienionymi oczami. Potykając się o własne nogi, chłopak pozwolił Yoongiemu zaciągnąć się do samochodu. Usiadł na tylnym siedzeniu, chwiejąc się na różne strony, a blondyn zajął miejsce obok, od razu ujmując jego twarz w dłoniach i patrząc czujnie w jego nieprzytomne oczy.
— Zwariowałeś? — syknął wkurzony. — Ile tego wziąłeś?
— Trochę — odparł Jeongguk, uśmiechając się niemrawo.
— Czyli?
— Nie pamiętam, nie sprawdzałem.
— Jak to "nie sprawdzałeś"? Co wziąłeś?
— Zgadnij... — Chłopak zaśmiał się niewinnie i nieudolnie zarzucił dłonie na kark Yoongiego, przybliżając się do jego twarzy. — Chcę cię. Tu i teraz.
— Uspokój się, Jeongguk, mamy przesrane, a ty jeszcze pogarszasz sytuację — warknął zirytowany, strącając jego dłonie. Jednak do młodszego kompletnie nie docierały jego słowa. Z błogim uśmieszkiem usiadł okrakiem na kolanach blondyna, składając następnie pocałunki na jego szyi. Yoongi westchnął ciężko, zaciskając dłonie na biodrach młodszego i tylko walczył sam ze sobą, starając się odrzucić zaloty ukochanego. — Kookie... Zapytam jeszcze raz. Co wziąłeś?
— Tylko troszkę koksu — szepnął, zaczepnie muskając wargami płatek jego ucha. — Ale to naprawdę było troszkę. Nie gniewaj się, dobrze? Będę już grzeczny.
Jeongguk powoli zbliżył się do ust Yoongiego i pocałował go czule, powoli dodając tej czułości coraz więcej pikanterii. Wodził dłońmi po jego ramionach i torsie, zaciskając raz po raz dłonie na materiale jego koszulki, aż w końcu zatrzymał się na pasku spodni blondyna, próbując z niemałym trudem go rozpiąć. Yoongi nawet nie wiedział, kiedy uległ słodkim pieszczotom Jeongguka. Czuł, jak odpływał pod wpływem zasysających się na jego szyi warg chłopaka oraz sugestywnych ruchów jego bioder. Jednak gdy młodszy w końcu poradził sobie z paskiem, Yoongi gwałtownie chwycił go za nadgarstki i spojrzał mu z powagą w oczy.
— Nie, Kookie — powiedział stanowczo. — Nie zrobimy tego teraz. Nie, kiedy jesteś naćpany.
— Ale...
— Nie i koniec.
Jeongguk westchnął z rezygnacją i usiadł obok Yoongiego, który okrył go leżącym na siedzeniu kocem. Po paru minutach chłopak zasnął wtulony w swojego ukochanego. Jednak blondyn nie był w stanie zmrużyć oka. Jego głowę zajmowało mnóstwo myśli i wątpliwości. Przede wszystkim martwiło go to, skąd Kris w ogóle wiedział o ich ćpaniu? Przecież starali się być jak najbardziej dyskretni. Czuł zbliżającą się paranoję. Co, jeśli byli pod stałą obserwacją? Co, jeśli w każdej chwili ich życie mogło być zagrożone? Lęk paraliżował Yoongiego do tego stopnia, że nim sen zmorzył go nad ranem, zdołał zapalić jednego skręta.
Obudził się dopiero w południe, gdy Jeongguk zaczął kręcić się po samochodzie, szukając czegoś zaciekle. Blondyn spojrzał na niego nieprzytomnie, po czym przetarł zaspane oczy.
— Czego szukasz? — spytał, na co chłopak odwrócił wzrok w jego stronę.
— Wody — jęknął cicho, krzywiąc się.
Najgorsze w całym ćpaniu były te momenty, kiedy narkotyk przestawał działać, pozostawiając po sobie nieprzyjemną pustkę, którą chce się wypełnić z powrotem, tą samą cudowną euforią. Okropne uczucie w gardle i ból głowy, jakie towarzyszyły licealiście, doprowadzały go do szału. Chciał znów wciągnąć kreskę, by chwilowo ukoić cierpienia, jednak Yoongi zabronił mu brać cokolwiek z towaru Taehyunga, tłumacząc w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźli. Tylko to było w stanie przekonać Jeongguka, inaczej już dawno zignorowałby zakazy swojego chłopaka.
Koło czternastej podjechali do najtańszej knajpki, wcześniej zahaczając o sklep, gdzie kupili parę butelek wody, z czego jedną Jeongguk od razu opróżnił co do ostatniej kropli. Na śniadanie zamówili tosty z sadzonym jajkiem, przy czym Yoongi wziął sobie mocne Americano. Kompletnie nie czuł się na siłach po tak ciężkiej nocy, a w końcu musieli ruszać dalej w trasę. Nie chciał, żeby Kris go dopadł. Zresztą, sam do końca nie wiedział, czy to już obsesja czy może zwykłe zwidy, ale mógłby przysiąc, że przez cały czas czuł się obserwowany i szczerze nie zdziwiłby się, gdyby był na celowniku ludzi klubowego dealera.
Nagle na wyświetlaczu jego telefonu pojawił się zastrzeżony numer. Czując jak serce podskoczyło mu do gardła, zerknął zaniepokojony na Jeongguka, który automatycznie przestał przeżuwać swojego tosta, zupełnie jakby od razu zrozumiał obawy Yoongiego. Blondyn westchnął ociężale i drżącą dłonią wcisnął zieloną słuchawkę.
— Halo?
— Kris wszystko mi wyśpiewał. — Od razu rozpoznał ten głęboki, mrożący krew w żyłach głos. To był Taehyung. — Co ty sobie myślisz, co?
— Szefie... — Yoongi przygryzł wargę, próbując znaleźć odpowiednie słowa. — Ja... Przepraszam, to już się więcej nie powtórzy.
— Ta? Ciekawe. Powtarzasz to sobie za każdym razem, kiedy mnie okradasz?
— Oddam pieniądze za wszystko. Przysięgam.
Ciężkie westchnienie rozległo się w słuchawce. Yoongi czuł się tak, jakby ktoś stał za nim z naładowanym pistoletem tuż przy jego głowie. Choć podobno Taehyung stosował gorsze kary od zwyczajnego rozstrzelania. Min zdecydowanie nie chciał się o tym przekonywać na własnej skórze.
— Powiedz mi, co ja mam z waszą dwójką zrobić, co? — Mężczyzna odezwał się w końcu, sprawiając że dreszcze przebiegły po ciele Yoongiego. — Macie czas do końca tego sezonu. Spotkamy się w Seulu i tam się rozliczymy. Pamiętaj, że doskonale wiem ile czego miałem. Nie kombinuj, rozumiemy się?
— Jasne...
— I nie wchodź już Krisowi w drogę. Nie chcę mieć przez was więcej problemów. Na razie.
Taehyung rozłączył się, pozostawiając Yoongiego w niespokojnym bezwładzie. Kątem oka dostrzegł, jak dwóch facetów, zajmujących pobliski stolik, wstało nagle, gapiąc się groźnie w jego stronę i opuścili knajpkę. Jeśli nie byli to ludzie Krisa, to z pewnością ktoś, kogo szef nasłał na zwiady. Tyle mu wystarczyło, by rozumieć, że w tym mieście nie było już miejsca dla niego i dla Jeongguka.
***
— Tego samego dnia wyjechaliśmy do Gwangju i tam zajęliśmy się normalnym handlem. Niestety nasz głód był nie do powstrzymania. Człowiekowi odwala, kiedy nie może wziąć czegoś, co ma tuż pod nosem.
— Trafiliście do aresztu. — Namjoon spojrzał czujnie na Yoongiego, unosząc wzrok znad jakichś dokumentów. — I zwialiście.
— To tylko potwierdza, jak beznadziejni jesteście w swoim fachu, nie uważasz?
Policjant uśmiechnął się z ironią i odpalił kolejnego papierosa. Yoongi już nawet nie liczył, ile ich wypalił. Nie rozumiał niektórych jego pytań. Przecież sam był od czegoś uzależniony, więc dlaczego chęć zaspokajania czyjegoś głodu miała być karana? To absurdalne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro