2
— Wraz z początkiem wakacji, dostałem pierwsze poważne zlecenie od szefa. Wymieniłem się towarem z facetem ze Stanów, a to co dostałem miałem sprzedać do końca sierpnia.
— Kto jest twoim szefem?
— Spodziewasz się, że ci powiem? — prychnął rozbawiony.
— Utrudnianie pracy policji znacznie pogorszy twoją sytuację. — Namjoon uśmiechnął się złośliwie i ponownie zaciągnął się dymem papierosa.
— Gorzej być nie może.
— Oj, może...
— Co? Skażecie mnie na śmierć? — Yoongi zaśmiał się gorzko. — Cholera, co mnie to obchodzi?
— Mamy sporo czasu. Jeszcze możesz zmienić zdanie, ułatwić nam robotę, a sobie nieco zapunktować w oczach sędziego.
Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem. Bawiło go to, jak durni i naiwni byli wszyscy ci stróże prawa. Miał zdradzić nazwiska jego współpracowników? Dobre sobie! Yoongi doskonale znał zasady tego biznesu. Gadasz - giniesz. Prosta matematyka. Już i tak dużo powiedział. Powinni się cieszyć z tego, co do tej pory dostali.
— No dobra, uczestniczyłeś w przemycie i miałeś w posiadaniu spore ilości kokainy, marihuany, LSD, heroiny i MDMA — kontynuował Namjoon, zapisując coś na jednej z kartek. — A to wszystko ukryte w tylnych siedzeniach twojego samochodu...
— Zgadza się.
— Na jakim obszarze to rozwoziliście?
— Obszar? — parsknął, uśmiechając się półgębkiem. — My podbiliśmy cały kraj! Wszyscy pragnęli naszego towaru.
Namjoon zaciągnął się papierosem, nadal spisując coś na kartce, natomiast Yoongi chwycił zdjęcie swojego chłopaka i spojrzał na nie z żalem. Tak bardzo się o niego bał... Miał nadzieję, że wszystko z nim w porządku i że siedzi gdzieś na tym paskudnym komisariacie, dzielnie znosząc złośliwość policjantów. Pomyślał, że jak tylko go zobaczy, padnie przed nim na kolana, przepraszając za wszystko po raz kolejny, a potem ucałuje jego słodkie usta i zrobi wszystko, by już nigdy nie stała mu się żadna krzywda. Ciszę w pomieszczeniu przerwało znaczące chrząknięcie policjanta, na którego blondyn niechętnie uniósł wzrok.
— Co było dalej? — spytał, a Yoongi uśmiechnął się bez wyrazu.
— Dalej? Wzbogacaliśmy się.
***
Yoongi początkowo nie był pewien, czy dobrze zrobił, zabierając ze sobą Jeongguka. Wmówili jego rodzicom, że po prostu jadą na wspólne wakacje, niemal błagając, by go puścili. Rodzice chłopaka nie przepadali za blondynem, odkąd jego brat trafił do więzienia. Nie dziwił im się. Też za sobą nie przepadał. W każdym razie, Jeongguk uprosił matkę i ojca, obiecując że wróci w sierpniu cały i zdrowy, a pod słodką wymówką o wakacjach z przyjacielem skrywał się fakt, iż przez cały ten czas obaj mieli sprzedawać dragi w najciemniejszych zakątkach różnych miast Korei. Oficjalnie Jeon nie należał do szajki, w którą wkręcił się Yoongi, jednak szef doskonale wiedział o jego uczestnictwie w akcji i, na szczęście, nie miał z tym większego problemu. Co najwyżej obaj pójdą do odstrzału. Kim Taehyung, który to w branży siedział już dobre dziesięć lat, był osobą, której lepiej nie podskakiwać. Szanował swoich ludzi i klientów tak długo, jak trzymali się jego zasad. A jeśli ktoś odważył się robić w jego interesach bajzel, tak momentalnie ginął o nim słuch. Dlatego też Yoongi i Jeongguk starali się działać jak najbardziej profesjonalnie, by zdobyć uznanie szefa i nie musieć obawiać się o to, że za byle drobnostkę dostaną kulkę w łeb.
Mając w posiadaniu tyle narkotyków, o ilu nawet im się nie śniło, czuli niemały stres, wymieszany z niebotyczną ekscytacją. Starali się nie zwracać na siebie uwagi policji i ilekroć słyszeli zbliżający się w ich stronę dźwięk sygnałów, zaciskali dłonie w pięści i modlili się, aby to nie oni byli celem stróżów prawa. Na szczęście podróż do ich pierwszego celu - Ulsan - minęła całkiem spokojnie, a cały lęk zniknął w chwili, gdy piękno nowego miasta uderzyło w nich swoim urokiem. Przyjechali wieczorem, kiedy neonowe światła kolorowały szare ulice tęczą i złotem, a zza rosnących w oczach drapaczy chmur, można było dostrzec zarys gór, okrytych resztkami słonecznego światła. Jeongguk z zachwytem przyglądał się wszystkiemu, chłonąc czar miasta niczym przyjemny sen. Opuścił szybę i wychylił się przez nią nieznacznie, pozwalając by ciepły wiatr szarpał lekko jego włosy. Yoongi zerknął na niego i uśmiechnął się, widząc słodką ekscytację swojego chłopaka. Żałował, że nie mogli skorzystać z tego wyjazdu i stworzyć kilku nowych wspomnień. Jeongguk nie powinien kojarzyć sobie tych chwil z brudną robotą. Pomyślał, że jeśli tylko skończą z handlem, wynagrodzi mu to i zabierze go we wszystkie miejsca, o jakich Jeon marzył.
Po chwili przejażdżki wzdłuż ruchliwych dróg Ulsan, wjechali w ciemną uliczkę pomiędzy szarymi budynkami, oszpeconymi wulgarnymi graffiti. Słabe światła latarni rozświetlały drogę w stronę klubu nocnego. Nad wejściem znajdował się neonowy szyld, działający tylko w połowie, zaś przez otwarte na oścież drzwi, przy których stał umięśniony, brodaty ochroniarz, widać było fioletowo-granatowy blask dobiegający z korytarza. Yoongi wyjął z kieszeni swojej bluzy paczkę papierosów i odpalił jednego, dokładnie obserwując teren.
— Na pewno jest tutaj bezpiecznie? — spytał Jeongguk, zerkając z niepewnością na swojego chłopaka.
— Mhm. — Yoongi kiwnął głową, wypuszczając dym ze swoich ust. — To zwykła melina. Tutaj spotkasz najwięcej naiwnych ćpunów, którzy zrobią wszystko, żebyś sprzedał im jakiegoś halucyna.
— No tak... Rzeczywiście.
— Hej, nie spinaj się, Kookie. — Przybliżył się nieco do młodszego i objął go ramieniem. — Jesteś ze mną, tak? Już nieraz to robiliśmy.
— Ale nie w obcym mieście. Nie wiesz, jak tu jest, nie znasz klientów.
— Ale klienci znają Taehyunga.
Jeongguk przygryzł wargę zestresowany, patrząc swojemu chłopakowi w oczy. Przerażał go fakt, że w tylnych siedzeniach samochodu mieli ukryty towar z przemytu, znajdowali się w kompletnie nieznanej im okolicy, a w dodatku mieli na karku niebezpiecznego dealera, który pewnie tylko czekał na jakiś fałszywy ruch swoich nowych podwykonawców. Po części żałował, że zdecydował się w to wejść, ale z drugiej strony nie działał sam, Yoongi był ciągle przy nim i dbał o jego bezpieczeństwo. W końcu tak długo jak byli razem, nie miał się czego bać, prawda? Chłopak uśmiechnął się niemrawo na tą myśl i zmniejszył dzielącą odległość między ich ustami, łącząc je w krótkim, spokojnym pocałunku.
Yoongi odsunął się po chwili i umieścił filtr papierosa pomiędzy wargami Jeongguka. Licealista chętnie zaciągnął się dymem, a następnie strzepał popiół przez okno, odwracając wzrok w stronę klubu, z którego w tym samym momencie wyszło dwóch zataczających się chłopaków w towarzystwie równie nietrzeźwych i roześmianych dziewcząt. Zniknęli gdzieś w zaułku między blokiem a budynkiem klubu, a Yoongi i Jeongguk od razu spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Min przeszedł na tyły samochodu i wsunął dłoń między skórzane siedzenia. Znalazł ukryty między nimi zamek i ostrożnie rozsunął materiał, pod którym znajdował się czekający na nowego właściciela towar. Wyjął spod siedzeń parę foliowych woreczków z pigułami i ukrył je w swoich spodniach, po czym ostrożnie zapiął zamek w fotelu.
— Zaraz wrócę — oznajmił, po czym opuścił samochód i udał się w stronę zaułku, z którego słyszał roześmiane głosy imprezowiczów.
Yoongi szedł pewnym siebie krokiem, zerkając orientacyjnie na wyraźnie znudzonego ochroniarza. Wyglądało na to, że kompletnie nie obchodziło go to, co działo się w okolicach klubu. To nawet lepiej. Min skręcił do zaułku, zastając gromadki nawalonych osób, palących papierosy i podpierających ściany, ledwo utrzymując się na nogach. Ich rozmowy i śmiechy przebijały się przez stłumioną muzykę, dobiegającą z klubu. Zerkał na każdego z osobna, chcąc wyczaić jeszcze kilku klientów, mając nadzieję, że uda mu się zyskać zadowalającą sumę. Bądź co bądź, ich zarobek to ledwo trzydzieści procent z tego, co szło dla Taehyunga, a im więcej uda im się sprzedać, tym większą podwyżkę da im szef.
W końcu dostrzegł upatrzoną wcześniej grupkę, co zresztą nie było takie trudne. Byli chyba najgłośniejsi z całego zebranego tutaj towarzystwa. Interes z nimi przebiegł całkiem sprawnie, zapewne głównie dlatego, że byli już ostro wstawieni alkoholem, a chłopaki najwyraźniej chcieli zaimponować swoim koleżankom, decydując się na cztery tabletki Ecstasy. Złapał jeszcze pojedynczych klientów, wciskając im towar nieraz za wyższą niż to ustalone cenę, po czym już zamierzał wracać do samochodu, gdy nagle jakiś ćpun, który był tak narąbany, że ledwo kontaktował, chwycił Yoongiego za rękaw bluzy i spojrzał na niego wygłodniałym wzrokiem, pełnym desperacji.
— Widziałem wszystko — szepnął, rozglądając się na boki podejrzliwie. — Widziałem i słyszałem. Masz towar od V, zgadza się?
— Nie wiem, może — odparł nieufnie Yoongi, unosząc brew. Ćpun uśmiechnął się krzywo i przybliżył jeszcze bardziej do jego twarzy, chuchając nieprzyjemnym odorem wódki.
— Słuchaj... Ja i moi kumple pilnie potrzebujemy dobrej jakości kompotu, a słyszałem, że wasz jest najlepszy.
— Sto dwadzieścia kafli za gram.
— Tak drogo? — Ćpun wytrzeszczył swoje zaczerwienione oczy. — Jasna cholera...
— A czego się spodziewałeś? Zdajesz sobie sprawę, skąd my to mamy? To nie jest byle co. To jest najmocniejszy towar w kraju.
— No tak... Dobra... Dobra, niech będzie! Słuchaj, podam ci adres naszego lokum, wpadnij tam jutro koło południa. Będziemy czekać z hajsem.
— W porządku.
Yoongi zapisał w swoim telefonie wszystkie potrzebne informacje, a następnie wrócił do samochodu, gdzie czekał na niego zmartwiony Jeongguk. Wyjął z kieszeni pieniądze i podał je chłopakowi, który od razu wszystko przeliczył.
— Osiemdziesiąt tysięcy — mruknął, chowając kasę do schowka. — Niewiele...
— Jutro czeka nas większy interes — powiedział Yoongi, odpalając silnik samochodu. — Jakaś grupa potrzebuje heroiny. Coś czuję, że nieźle zarobimy.
Przeczucia Yoongiego wcale nie były mylne. Po nocy w najtańszym motelu, udali się do umówionego miejsca - starej, zniszczonej fabryki na przedmieściach. Zatrzymali się nieopodal, przyglądając się miejscówce ćpunów uważnie. Obskurne ściany, wybite szyby i rozerwane ogrodzenie świadczyły o braku jakiegokolwiek zainteresowania ze strony właścicieli ziemi. Na zewnątrz panował niewyobrażalny skwar, zapewne wszystkie ćpuny siedziały wewnątrz budynku, czekając na upragniony towar. Yoongi założył okulary przeciwsłoneczne, zapalił papierosa i zadzwonił do swojego klienta, informując o przybyciu na miejsce. Już po chwili z budynku wyszła grupka wychudzonych chłopaków, a wraz z nimi jedna skąpo ubrana dziewczyna. Min wziął towar i gaz pieprzowy, na wszelki wypadek, a Jeongguk z uwagą obserwował wymianę pomiędzy nimi, stale mając się na baczności. Akcja trwała zaledwie minutę, a kiedy Yoongi wrócił do samochodu, przekazał chłopakowi pokaźny plik banknotów. Jeongguk przeliczył dwa razy, nie dowierzając. Z wrażenia aż musiał zapalić.
— Boże... — wyszeptał, patrząc w szoku przed siebie.
— Będziemy bogaci — dodał Yoongi, zaciskając dłonie na kierownicy.
Cały strach automatycznie zniknął. To było pierwsze większe zamówienie, a dopiero zaczął się sezon. W głowach kalkulowali jak wiele wyciągną do końca sierpnia i aż oblał ich zimny pot na myśl o luksusach, na jakie będą mogli sobie po tym wszystkim pozwolić. Spojrzeli na siebie zszokowani, by chwilę po tym wybuchnąć śmiechem przepełnionym radością.
Pod koniec dnia pojechali na opustoszałą plażę, obserwując powoli zachodzące za horyzont słońce. Siedzieli na skrzyni ładunkowej, paląc skręta i wsłuchując się w szum lśniących fal, napawając się ogarniającą ich przyjemnością.
— Cieszę się, że jestem tutaj z tobą — powiedział Jeongguk, opierając głowę o ramię swojego chłopaka i uśmiechając się błogo.
— Nie żałujesz niczego? — spytał Yoongi, wypuszczając z ust gęstą, szarą chmurę. Zapach marihuany lekko mącił im w głowach, w których i tak już nieco wirowało.
— Nie. Wcześniej żałowałem, teraz już nie.
— Kiedy będziemy bogaci, uciekniemy stąd gdzieś za granicę. Kupimy sobie mały domek i zapomnimy o wszystkim co było kiedyś. Będziemy żyć tylko we dwoje, może z jakimś psem.
— Obiecujesz?
— Na mały paluszek. — Yoongi żartobliwie pstryknął młodszego w nos i poczochrał jego włosy. Chłopak uśmiechnął się lekko, wtulając się bardziej w blondyna i wdychając przyjemny zapach jego perfum. Nie był pewien, czy to przez haj czy przez to, że był cholernie zakochany, ale w tym momencie mógłby tak po prostu zasnąć, zapominając o otaczającym ich świecie, nie przejmując się kroczącym za nim niepokojem. Wokół jego własnego świata nie było nic. Tylko on i jego Yoongi.
— Kocham cię — szepnął, przymykając powieki.
— Ja ciebie też. Bardzo.
***
— Ile w sumie zarobiliście w Ulsan? — spytał Namjoon.
— Coś około miliona wonów. Potem wyjechaliśmy do Busan. Tam interes rozwijał się jeszcze lepiej, a z nami było już trochę gorzej.
— Co masz na myśli?
— Wciągnęliśmy się bardziej w ćpanie, a to przysporzyło nam problemów u szefa...
***
120,000 KRW = 390 PLN
80,000 KRW = 260 PLN
1,000,000 KRW = 3260 PLN
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro