Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

— Znałem go od dawna, byliśmy sąsiadami — zaczął, nie odrywając wzroku od zdjęcia chłopaka. — Jeongguk od zawsze był nieśmiały. Ciężko mu szło nawiązywanie bliższych znajomości. Tylko mnie miał za swojego najlepszego przyjaciela. To ja wspierałem go w trudnych chwilach, pomagałem mu z nauką, zabierałem na długie przejażdżki, dawałem fajki... Często podwoziłem i odbierałem go ze szkoły, niektórzy nawet myśleli, że jestem jego starszym bratem. — Kącik jego ust uniósł się lekko do góry na każde związane z Jeonem wspomnienie. — W każdym razie... Z czasem zaczęło do mnie docierać, że czuję do niego coś więcej, choć początkowo nie chciałem mu o tym mówić. Zresztą, tak jak o wielu innych rzeczach.

— To znaczy? — spytał Namjoon, nie spuszczając wzroku z oskarżonego.

— Po śmierci mojej matki, w domu przestało się układać. Ojciec stracił pracę, a mój brat znikał na całe dnie i wracał późno w nocy naćpany. Początkowo mi to przeszkadzało. Chciałem, żeby wziął sprawy w swoje ręce, pomagał rodzinie, a zamiast tego łaził po melinach i brał wszystko, co podsunęli mu pod nos. Ja pracowałem wtedy w zwyczajnym spożywczaku, nie przynosiłem do domu kokosów. Dlatego kiedy Geumjae zaczął dokładać się do rachunków i jeszcze zostawało nam sporo kasy, zainteresowałem się światem dragów. Wciągnąłem pierwszą działkę i... Zakochałem się. A potem rzuciłem robotę na rzecz sprzedaży narkotyków.

— Twój brat trafił już przez to za kratki — zauważył policjant, przeglądając akta starszego Mina.

— Wiem.

— A ty idziesz w jego ślady. — Yoongi posłał mu wrogie spojrzenie, którego mężczyzna nie był w stanie zauważyć, będąc wciąż skupionym na aktach. Postanowił jednak nie komentować kąśliwej wypowiedzi Namjoona i kontynuował swoje zeznania.

— Początkowo współpracowałem z bratem, ale kiedy zostałem sam, podpiąłem się pod pewną szajkę. Jakoś tak wyszło, że Jeongguk o wszystkim się dowiedział. Najpierw był na mnie wściekły, powiedział, że nie chce mnie znać. Omijał mnie szerokim łukiem, traktował jak nieznajomego. Znosiłem to przez dwa miesiące. Próbowałem zaćpać związany z tym smutek, ale... Wtedy pomyślałem, że biorąc dragi, stawałem się dla Jeongguka jeszcze większym zerem. Musiałem się wziąć w garść. I naprawić to, co zniszczyłem.

***

Słońce grzało przyjemnie, przypominając o zbliżających się wakacjach, a delikatny wietrzyk wprawiał w szum zielone liście drzew. Słodki śpiew ptaków przebijał się przez śmiechy i radosne okrzyki dzieci z pobliskiego przedszkola. W powietrzu czuć było świeży zapach skoszonej trawy oraz miętową woń mentolowego papierosa. Yoongi, opierający się o skrzynię ładunkową swojego błękitnego, starego Pickupa, kończył palić fajkę, zerkając co chwilę na godzinę w telefonie. W momencie, gdy wybiła równo szesnasta, głośny dzwonek zabrzmiał donośnie, a on wyrzucił niedopałek i zgniótł go pod podeszwą swojego znoszonego buta, brudząc przez przypadek białe, rozwiązane sznurówki. Po chwili drzwi znajdującego się przed nim liceum otworzyły się na oścież, wypuszczając sporą gromadę uczniów w bordowych mundurkach. Niektórzy z zainteresowaniem przyglądali się Yoongiemu, dziwiąc się jego nagłą wizytą, i szeptali coś między sobą, kompletnie nie dbając o dyskrecję. On jednak nie zwracał na to kompletnej uwagi i tylko szukał wzrokiem swojego przyjaciela, który już po chwili wyłonił się z tłumu, gwałtownie przystając nieopodal.

Chłopak od razu zwrócił na niego uwagę, kiedy przyciągnął go błękit doskonale mu znanego samochodu. Przyglądał się Yoongiemu z zaskoczeniem, zastanawiając się, czy powinien po prostu odejść czy jednak zmierzyć się ze swoją zniszczoną znajomością i wysłuchać słów, które być może ożywiłyby to, co zostało brutalnie zakopane pod stertą zapomnienia. Zacisnął wargi, walcząc z niepewnością, zaś blondyn uśmiechnął się niemrawo i wsunął dłonie do kieszeni swoich dresowych szortów, chcąc powstrzymać się od nerwowego wyrywania skórek przy paznokciach. W końcu Jeongguk zdecydował. Westchnął ciężko i zbliżył się do samochodu, ignorując wścibskie spojrzenia mijających ich rówieśników.

— Co ty tu robisz?

— Przyjechałem po ciebie — odparł Yoongi, oblizując wysuszone ze stresu wargi.

— Nie prosiłem o to — prychnął.

— Chciałem z tobą porozmawiać.

— Niby o czym?

— O nas.

Jeongguk spuścił wzrok, wykrzywiając usta w konsternacji. Czuł, że ogromne zaufanie, jakim zawsze go darzył, zmalało do minimum. Był na niego wściekły, ale jednocześnie tęsknił głupio niczym torturowany psiak, który na chwilę zostaje sam w domu, czekając wiernie na swojego okrutnego właściciela. Yoongi krzywdził go swoim uzależnieniem. Myśl, że w każdej chwili najbliższa mu osoba mogłaby zniknąć lub zmienić się w pragnące haju zombie, zabijała go od środka, rozszarpując jego serce na drobne kawałeczki. Zmarszczył brwi, czując nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej. Ponownie spojrzał w ciemne oczy Yoongiego, wciąż błyszczące troską i ciepłem, choć tym razem lekko podkrążone i wyraźnie zmęczone. Min bardzo potrzebował tej rozmowy, a Jeongguk nie chciał go ranić, nawet jeśli sam musiał przez niego cierpieć.

— Wsiadaj. — Starszy przerwał ciszę między nimi i udał się do swojego samochodu, zasiadając na miejscu kierowcy. Jeongguk nie protestował. Usiadł obok niego, rzucając plecak pod swoje nogi i ściągnął bordową marynarkę od mundurka. Warkot silnika rozbrzmiał głośno, gdy Jeon zapinał pas i oparł głowę o zagłówek fotela, włączając ledwo żywe radio.

Początkowo chłopak spodziewał się, że Yoongi po prostu odwiezie go do domu i tam na spokojnie porozmawiają. Zdziwił się jednak, kiedy starszy zamiast skręcić w ulicę prowadzącą do ich osiedla, jechał dalej, przed siebie. Jeongguk zerknął na niego lekko zmieszany, jednak nie zamierzał się odzywać. Odwrócił wzrok w stronę okna, obserwując rozmazujące się sklepy, restauracje, gnające, różnorakie pojazdy i ludzi, którzy po sekundzie znikali mu z oczu. Wiatr mierzwił jego czarne włosy i muskał zaczepnie zmrużone powieki, a słońce powoli zachodziło, kolorując błękitne niebo i puszyste chmury na pomarańcz i pudrowy róż, zalewając ciepłem wysokie budynki Daegu.

W końcu zatrzymali się nieopodal rzeki Geumho. Yoongi zgasił silnik i całkowicie otworzył okna, wpuszczając do samochodu świeże powietrze, wymieszane ze smrodem spalin. Zapach miasta. Przyjemna muzyka mieszała się z hałasem dobiegającym z pobliskiej, ruchliwej ulicy. Rozpięli pasy i w tym samym momencie spojrzeli sobie w oczy, chłonąc nawzajem swój ból. Siedzieli przez chwilę w ciszy, aż w końcu Yoongi westchnął ciężko i odwrócił wzrok w stronę spokojnie płynącej wody, w której odbijały się lśniące promienie słońca.

— Przepraszam, Kookie — powiedział. Jego głos drżał. — Wiem, że masz mnie za kompletnego idiotę... Ale chyba jesteś w stanie mnie zrozumieć, prawda? Nie daję sobie rady...

— Po co rzucałeś tamtą pracę? — spytał cicho Jeongguk. — Przecież... Jakoś sobie radziliście. Mogłem pomóc, ja...

— To nie jest takie proste. Nie wyrobilibyśmy z rachunkami, z życiem... Zresztą, ojciec pewnie już dawno się domyślił, skąd mam ten hajs. I pewnie martwi się tak samo jak ty, tym bardziej, że Geumjae... — Przerwał, czując jak żal nieprzyjemnie ściskał go za gardło. Chwycił leżącą przy kierownicy paczkę papierosów i odpalił jednego. Pierwszy porządny zastrzyk nikotyny ugasił jego smutek, łagodząc drżenie dłoni. — To jest jedyna dobra opcja. A przynajmniej najszybsza. Jeśli tylko uda nam się odłożyć więcej, rzucę to, obiecuję! Ale na razie nie mogę, Kookie... Możesz być pewien, nie skończę jak mój brat.

— Skąd możesz to wiedzieć? — Jeongguk przygryzł wargę boleśnie, próbując powstrzymać nagromadzone w kącikach oczu łzy. — Co jeśli też wylądujesz za kratkami albo, co gorsza...

— Hej, hej... — Yoongi odruchowo chwycił go za dłoń, jednak szybko ją odsunął, gdy młodszy spojrzał na niego zaskoczony. Odchrząknął, wyciągając się z dość niewygodnej sytuacji, po czym spojrzał na niego, czując jak na widok spływających po policzkach chłopaka łez, łamało mu się serce. — Nic mi nie będzie. Wiem, że mi nie wierzysz i... Masz do tego pełne prawo. Zachowywałem się jak dupek, kiedy ćpałem dzień w dzień. Przepraszam, że musiałeś na to patrzeć, że widziałeś mnie kiedykolwiek w takim stanie. Jest mi tak strasznie wstyd... Kookie... Te dwa miesiące bez ciebie były dla mnie najgorszą karą. Już nie mogę tak dłużej żyć, nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować. Tylko myśl o tym, że za durną chęć wzięcia jakiegoś ścierwa mógłbyś mnie znienawidzić, powstrzymywała mnie przed robieniem kolejnych głupot.

Zaciągnął się nerwowo, czując jak serce podskakiwało mu do gardła, a Jeongguk otarł łzy i pociągnął nosem, patrząc nierozumnie na swojego przyjaciela. Czekał cierpliwie, aż Yoongi wypali połowę fajki, by następnie zgasić ją o kierownicę i wyrzucić niedopałek za okno. Ich spojrzenia skrzyżowały się ponownie, a atmosfera stawała się coraz gęstsza, odbierając im obu możliwość swobodnego oddychania.

— Kookie... To ty mnie uzależniasz. Nic innego.

— Co masz na myśli? — wyszeptał, czując przyspieszone bicie serca i łaskoczące skrzydłami motylki w podbrzuszu.

— Mam na myśli to, że... — Yoongi śmielej chwycił jego dłoń, ściskając ją delikatnie. — Kocham cię, Jeongguk.

— Co?

— Kocham cię. I to tak strasznie mocno, że kiedy tylko o tobie myślę, czuję że odlatuję i... Boże, kocham cię, Kookie, tylko ty trzymasz mnie przy zdrowych zmysłach.

Między nimi zapadła cisza. Piosenka grająca w radiu, stłumione dźwięki z jezdni i szum pobliskiej rzeki nie były w stanie przebić się przez bańkę, w której obaj utknęli, zapatrzeni w siebie niby zahipnotyzowani. Ich dłonie, splecione w czułym uścisku, nie oderwały się od siebie nawet na chwilę, a dudniące głośno serca harmonizowały się tak, jakby były jednością. Yoongi próbował odczytać niejasne emocje Jeongguka. Szukał radości, gniewu, smutku, czegokolwiek. Po raz pierwszy w życiu nie potrafił go zrozumieć. W pewnym momencie zaczął się obawiać, że być może to wyznanie pogorszyło całą sytuację, że teraz ich przyjaźń przepadnie na zawsze, gdy nagle Jeongguk przyciągnął go do siebie i wtulił się w jego szarą bluzę, wplątując dłoń pomiędzy blond kosmyki włosów Yoongiego.

— Cholera, zawsze chciałem, żebyś mnie kochał — wyznał młodszy, od razu po tym czując jak jego największa miłość odwzajemniła uścisk równie intensywnie.

Siedzieli w samochodzie do późna, aż słońce kompletnie ukryło się za horyzontem, a w rzece zaczęły się odbijać światła miasta i gwiazdy na niebie. Wtuleni, palili papierosy, śmiali się i po prostu cieszyli się sobą, nadrabiając dwa miesiące samotności czułymi pocałunkami w policzki i głaskaniem opuszkami palców swoich dłoni, raz po raz łącząc je w jednym, ciepłym uścisku.

***

— Jeongguk sam zaproponował, że będzie mi pomagać w biznesie.

— A ty się zgodziłeś — dodał Namjoon, odpalając kolejnego papierosa.

— Nie. Nie chciałem go w to mieszać. Ale on się uparł, nie dawał mi żyć... Wtrącał się bez przerwy i nim się obejrzałem, latał za mną na każdą akcję. W ostateczności sam się w to wciągnął. Na początku było miło i przyjemnie, zresztą jak zawsze. Potem wszystko wymknęło się spod kontroli. On i ja zaczęliśmy brać, staczając się na samo dno...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro