Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11


- Styles? Co ty tu robisz? - usłyszałem głos Liam'a.

Spojrzałem na niego i posłałem szeroki uśmiech. Długo nie musiałem czekać, jak widzę. Payne szybko się zmył. Podobno jakiś z jego kadetów  miał wypadek, dlatego go wezwali. Lepiej już być nie mogło. Jednak opłacało się stać na deszczu przez pięć minut. Znów byłem mokry, a z włosów kapały mi kropelki wody. Nie została na mnie ani jedna sucha nitka.

- Czekam, sierżancie. - odparłem spokojnie. - Już wychodzisz?

- Wracaj do siebie, nie denerwuj Tomlinson'a. - powiedział jedynie.

- A czy ja kiedykolwiek go zdenerwowałem? - spytałem i przyznam, że to było dość głupie. Oczywistym był fakt, że tylko ja potrafiłem go wyprowadzić z równowagi, że aż toczył pianę z pyska.

- Harry... - westchnął. - Nie odpuścisz, nie? - popatrzył się na mnie uważnie.

- Nie, sir! - odpowiedziałem i wyszczerzyłem się w szerokim uśmiechu.

Nigdzie się nie wybierałem. Nie po to mokłem na deszczu by sobie tak po prostu pójść. Nie wrócę do siebie. Nie  teraz. Muszę zobaczyć się jeszcze z Tomlinson'em.

- Zrobisz coś dla mnie? - zapytał. - Mógłbyś po coś pójść?

- Zależy po co. - odparłem zainteresowany.

Wręczył mi pęk kluczy. Wziąłem je od niego i spojrzałem pytająco. Po co mi klucze? Coś mi się wydaje, że nie są od domku Tomlinson'a. A szkoda... Bardziej by mi się przydały.

- Pójdziesz do gabinetu Malika i przyniesiesz mi tabletki na ból głowy?

- Tobie czy Louis'owi? - zapytałem.

Usłyszałem jak wypuszcza ze świstem  powietrze. Przez chwilę po prostu milczał. Potarł kark ręką, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Są dla niego, ale naprawdę powinieneś już dać mu na dziś spokój. -  westchnął - Nie wiem co robiliście przed tym, jak wszedłem do domku, ale sądząc po jego reakcji, przegiąłeś. Jeśli nie chcesz podpaść, to wracaj do siebie. - poprosił.

- Ja już podpadłem. - dodałem. - Pójdę po te tabletki, przyniosę je porucznikowi i już mnie nie ma, może być?

- Na pewno? - dopytał, wyraźnie mi nie wierząc. I miał ku temu  rację.

- Przysięgam na swój stopień wojskowy. - odparłem.

- Jesteś kadetem, Styles. - westchnął zmęczony.

- Chyba wołają pana, sir. - uśmiechnąłem się, odwracając jego uwagę.

Nie mógł się zdecydować czy zostać, czy iść do swoich obowiązków. Wybrał to drugie. Wraz z mężczyzną w mundurze pobiegli prosto, kierując się w stronę placu treningowego. Po chwili zniknęli mi z oczu. Mocniej ścisnąłem klucze i powolnym krokiem ruszyłem w stronę budynku, w którym zazwyczaj pracował Malik.

Po kilku minutach stałem przy szafeczce z różnymi lekarstwami, maściami i bandażami. Wybrałem opakowanie tabletek na ból głowy i schowałem je do kieszeni spodni. Już miałem zamykać szafkę, kiedy coś przykuło moją uwagę. Na samym dole, obok opasek uciskowych znalazłem tabletki na przeczyszczenie. Na mojej twarzy mimowolnie wymalował się szeroki uśmiech. I jak tu nie wykorzystać takiej szansy? Chwyciłem za pudełeczko i po chwili i ono znalazło się  w mojej kieszeni.

Starannie zamknąłem szafkę i rozejrzałem się chwilę po gabinecie. Panował tu porządek. Ściany były koloru białego. Chyba bym zwariował, gdybym musiał spędzać większą część swojego dnia tutaj. Ale jak kto woli. Zgasiłem światło i zamknąłem na klucz drzwi.

Droga z powrotem zajęła mi mniej czasu. Bez pukania wszedłem do domku Louis'a. W środku wciąż paliła się lampka nocna, więc tym razem nie było szans, by mnie nie zauważył. Nie mógł pomylić mnie z Liam'em lub Zayn'em. Nie da się nabrać. A szkoda...

- Tęskniłeś? - zapytałem przekraczając próg drzwi.

Zamknąłem je za sobą i spojrzałem na postać leżącą na łóżku. Usłyszałem jego ciche westchnięcie. Zaśmiałem się pod nosem. Podszedłem bliżej  i podstawiłem sobie krzesło blisko jego łóżka. Gdybym usiadł na materacu, pewnie by mnie z niego skopał.

- Aż tak bardzo mnie nienawidzisz? - jęknął i odwrócił się do mnie plecami.

- Nie, wręcz przeciwnie, uwielbiam cię i dlatego to robię. Polubiłem cię, wiesz? Może jesteś czasem nieznośnym dupkiem, ale to mi nie przeszkadza. - odparłem.

Spojrzałem się na niego, licząc na jakąkolwiek reakcję. Nie zrobił nic. Dalej leżał do mnie plecami. Chciałem, aby ze mną porozmawiał. Postanowił mnie ignorować? To chyba gorsze od tego, jeżeli miałby mnie wyzywać i rozkazywać mi.

- Mam dla ciebie leki, wiesz? - kontynuowałem.

Sięgnąłem do kieszeni po opakowanie tabletek. Pomachałem nim, chcąc zwrócić jego uwagę. Chyba mi się udało. Przekręcił głowę i spojrzał się na mnie. Zmrużył oczy i skierował swój wzrok na opakowanie.

- Wal się, Styles. - syknął.

- Oops! -zaśmiałem się, czytając napis na opakowaniu. - Nie ta kieszeń.

Schowałem opakowanie środków przeczyszczających znów do kieszeni i wyciągnąłem teraz właściwe. Podałem mu, a on zabrał je od razu. Jakby bał się, że mu zabiorę. W sumie mógłbym go nimi zaszantażować. Byłoby zabawnie. Podniosłem się i podałem mu butelkę wody, stojącą na stoliku.

Chwilę przyglądałem się jak podnosi się do pozycji siedzącej i wyciąga tabletkę. Przyjął ode mnie wodę. Popił lekarstwo i odłożył przedmioty obok poduszki.

- Dzięki. - powiedział i zamierzał ponownie się położyć.

- Wyglądasz jak gówno, Tomlinson. - podsumowałem.

- Tylko na to czekałem, byłoby za pięknie, gdybyś bezinteresownie mi pomógł bez jakiejkolwiek kpiny. - prychnął.

- Chodziło mi o to, że może byś zmienił ubranie. Ta bluzka jest cała przepocona. - wskazałem na szary T-shirt, który przylegał mu do ciała. Chyba było mu za gorąco. Kosmyki włosów przylegały  do jego czoła. - Poza tym, chętnie popatrzył bym na ciebie bez zbędnych ubrań. - wyjaśniłem.

- Nie przeginaj. - mruknął, kładąc się na łóżko. - Możesz już wyjść. Doceniam twoją pomoc.

- Mówię serio. - odparłem.

Odsunąłem krzesło od łóżka i podszedłem bliżej. Chwyciłem pod ramion chłopaka i ustawiłem do pozycji siedzącej. Był bardzo leciutki, więc nie miałem zbytnio problemu. Zaczął się szarpać jak ryba w sieci. Oberwałem nawet w twarz. Zabolało.

- Przecież nie chcę cię zgwałcić! - warknąłem. - Chcę tylko zmienić ci ubranie!

Na te słowa zastygł w bezruchu. Czy on na serio myślał, że byłbym w stanie go wykorzystać? Oczywiście niczego bardziej nie pragnąłem, niż mieć to wspaniałe ciałko pod sobą, ale nie jestem psycholem. Wierze, że prędzej czy później mi ulegnie i sam będzie o to prosił. Nie chciałem by mnie znienawidził, choć pewnie i tak jest już za późno.

- Zostaw. - mruknął, gdy chwyciłem koniec jego bluzki w dłonie i pociągnąłem w górę.

Rzuciłem gdzieś jego górną garderobę na podłogę. Mogłem teraz podziwiać umięśnione i  wysportowane ciało. A uwierzcie, było co podziwiać! Na klatce piersiowej miał kilka tatuaży, lecz to jego ramię zdobiło ich najwięcej. Zapatrzyłem się znacznie dłużej niż sądziłem.

- Oddaj mi moją koszulkę! I to jest rozkaz, Styles! - zawołał wściekły.

- Spokojnie, poruczniku. - odpowiedziałem. - Jaką karę mi wymyślisz za nie wykonanie rozkazu? Hmm? Zarazisz mnie katarem? - zaśmiałem się cicho.

Nic nie odpowiedział. Posłał mi wściekłe spojrzenie. Tą umiejętność opanował już chyba do perfekcji. Zaśmiałem się ponownie na jego minę. Nie potrafił być groźny. Wyglądał raczej jak mały, napuszony kociak, niż groźny lew.

Odszedłem od niego w stronę szafy. Tam znalazłem taką samą, szarą koszulkę. Czy innych kolorów w wojsku nie mieli? Człowiek może nabawić się depresji. Przerzuciłem sobie ubranie przez ramię i zamknąłem szafę. Wróciłem do Tomlinson'a, który zdążył zakopać się pod kocem aż po czubek głowy.

- A koszulka? - zapytałem po chwili, siadając na materacu tuż przy jego nogach.

- Wypchaj się nią. - mruknął i nawet nie obdarzył mnie spojrzeniem.

- To chyba najdłuższa rozmowa jaką ze sobą odbyliśmy, wiesz? - zagadnąłem. - Nie staraj na siłę być niemiłym. Nie wychodzi ci, wiesz?

Wystawił głowę i sięgnął po koszulkę. Zaśmiałem się pod nosem. Chwilę potrwało, zanim się w nią ubrał. Zakładanie ubrań pod kocem musiało być niewygodne, a poza tym niepraktyczne.

- Po co w ogóle tu siedzisz? - zapytał, gdy zapadła dłuższa cisza.

- Może martwię się o ciebie? Nie przyszło ci to do głowy? - wyjaśniłem. - Bałem się, że cię więcej nie zobaczę.

- Nie żartuj sobie ze mnie, Styles. - powiedział przez zęby.

- Naprawdę. Stęskniłem się. Grimshit jest okropny, wolę już być wgniatany w błoto przez ciebie, niż słuchać jego głosu ,,Podnieś plecak, Harry'' lub ,,Baczność, Harry''. - próbowałem naśladować jego głos.

- Jednak  Grimshaw dał sobie z tobą radę. - zaśmiał się. - To dobrze, od jutra na stałe przenosisz się do jego jednostki.

- Co?! - podniosłem swój głos. - To jest żart, Tomlinson?!

- Dla ciebie ,,panie poruczniku''. - mruknął poprawiając mnie.

Zgrzytnąłem zębami. To był kurwa jakiś żart! Co on sobie myśli? Że może mnie tak po prostu przenieść? Nie zgadzam się! Nie zamierzam codziennie oglądać twarzy Nick'a.

- A teraz wyjdź. - polecił i znów odwrócił się do mnie plecami.

Nakrył się bardziej kocem i zaczął mnie ignorować. Pewnie myślał, że sobie pójdę. Nic bardziej mylnego. Nie dam się tak łatwo spławić.

- Skoro już mną nie dowodzisz, to nie możesz mi rozkazywać. - odparłem i poprawiłem poduszkę, która wystawała spod głowy szatyna.

Jak gdyby nigdy nic położyłem się obok niego. Musiałem go nieco przesunąć, gdyż zajmował całe łóżko. W sumie nie ma się co dziwić, wojsko nie dba o komfort żołnierzy. Nikt nie ma własnej sypialni z dwuosobowym łóżkiem. A szkoda...

- Wypierdalaj! - wrzasnął.

Uśmiechnąłem się pod nosem i oplotłem go rękami w pasie. Spiął się i zaczął szarpać. Kopał i  uderzał rękami na ślepo. Raz dostałem nawet z łokcia, ale się nie zraziłem. Krzyczał, jakby go ze skóry obdzierali. Był strasznie głośny.

- Puszczaj! - rozkazał.

- A będziesz już grzeczny? - zapytałem i wtuliłem głowę w zagłębienie jego szyi, zaciągając się jego zapachem.

- Przysięgam, że gdy tylko się uwolnię będziesz błagał o śmierć! Słyszysz Styles?! Już jesteś martwy!

- Kociak dużo miauczy i pokazuje pazurki. Robi się coraz zabawniej. - zaśmiałem się i przejechałem nosem po odsłoniętej szyi Louis'a. - Idealny.

I tak przez kilkanaście minut musiałem znosić jego wyzwiska, groźby i obelgi. Czy robiły na mnie jakiekolwiek wrażenie? Oczywiście, że nie. Szarpał się strasznie i dwa razy nawet się ode mnie uwolnił, przez co oberwałem. W końcu chyba się poddał. Uspokoił się nieco i gwałtownie wciągał powietrze. Zachowywał się jakby właśnie przebiegł maraton.  Podczas  tej szarpaniny nieźle się zgrzał i zmęczył. Przykryty pod kocem i dodatkowo otoczony przez drugie ciało, cały się lepił od potu. Chyba na nic  zdała się  świeża koszulka. Teraz szary T-shirt wyglądał jak jego poprzednik. Musiałem przyznać, że i ja nieźle się zmęczyłem.

Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że zasiedziałem się tu z dwie godziny. Szybko ten czas zleciał. Delikatnie puściłem drobne ciało, gdy usłyszałem spokojny i równomierny oddech. Zasnął? Chyba tak. Ostrożnie podniosłem się na łokciach i przyjrzałem się jego twarzy. Na policzkach miał duże rumieńce, a na czole poprzyklejane kosmyki włosów. Wyglądał wspaniale, pomimo choroby,  niczym aniołek o charakterze diabełka.

Nie chciałem wracać do siebie. Zostało mi mało czasu do pobudki, więc postanowiłem zostać. Odkryłem nieco Tomlinson'a, gdyż musiało mu być za gorąco. Robiłem to bardzo ostrożnie. Mruknął coś niezrozumiałego przez sen i nieznacznie się poruszył. Na moją twarz wypłynął szeroki uśmiech. Opadłem z powrotem na poduszkę i przytuliłem drobne ciało chłopaka do siebie.


Przespaliśmy może tylko  z cztery godziny. W końcu musiał się obudzić, prawda? Skończyłem z podbitym okiem i rozciętym łukiem brwiowym. Czy było warto? Jak cholera!


☾☆☾☆☾☆☾☆☾☆☾☆☾☆☾☆☾☆☾☆☾☆☾


Dziękuję za ★ i komentarze ✉!


♒ ♒ ♒ ♒ ♒ ♒ ♒ ♒


- Jutro czeka was test, kadeci! Nie spóźnijcie się na poranną zbiórkę! ~porucznik Sieg. ✉

Zabierzcie ze sobą:

Długopis z czarnym tuszem

Szczęśliwe ,,majtki kadeta''

Własną wiedzę

Ściągi (o ile ktoś nie posiada punktu powyżej)

Kolorowe zakreślacze

Lupę, lornetkę lub mikroskop (do wyboru)

Naładowaną komórkę (istnieje opcja ,,telefon do przyjaciela'')

Na tego, kto obleje test czeka:  ekskluzywna kąpiel błotna przy orzeźwiającym deszczyku, spokojny ,,spacerek'' od świtu do zachodu,  miło spędzony czas  na robieniu pompek w towarzystwie samego porucznika Sieg'a.

⌚⌚Dobrej nocy wszystkim!!! ⌚⌚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro