~Chapter Twenty-Four~
Siedziałam właśnie w autobusie, jadąc do wcześniejszego mieszkania. Zapomniałam jednej z najważniejszych rzeczy. Pierścionka, którego kiedyś dostałam od mamy.
Wysiadłam, idąc prosto do domu. W uszach miałam słodkie słuchawki, z których leciała moja ulubiona playlista. Piosenki, które tatuś sam śpiewa.
Nagle poczułam mocny uścisk, a później nie czułam już kompletnie nic...
Obudziłam się dopiero po dłuższym czasie, czując perfumy, ale nie należały one do tatusia...
- Co ja zrobiłem... - usłyszałam ledwo głos, który od razu rozpoznałam. Baek...
Otworzyłam delikatnie oczka, rozglądając się.
- Co Ty zrobiłeś, po co...? - wyszeptałam, siadając delikatnie.
- Przepraszam... Nie miało to tak wyjść, chciałem tylko porozmawiać, ale brałem też pod uwagę to, że nie będziesz chciała słuchać moich wyjaśnień... To nie tak miało być, naprawdę... - mówił przejęty i patrzył na mnie z troską.
- O czym znowu...? - wyszeptałam, siedząc z podkurczonymi nóżkami.
- To... Dlaczego Cię zostawiłem tu... Jak wiesz już... Był gang... Którego szefem był Chan... Wpakował mnie w to... Na początku było dobrze... Później zaczęło się sypać... Odszedłem... Reszta jego paczki groziła mi i przy okazji Tobie... Nie chciałem Twojej krzywdy... Chan o niczym nie wiedział, ale mógł lepiej dobierać sobie ekipę... Dlatego zacząłem się o Ciebie bać, gdy tylko dowiedziałem się, że to on... Park ChanYeol, znany wcześniej jako Mistrz Ognia... - westchnął, patrząc na mnie.
Nie mogłam wydusić żadnego słowa. Patrzyłam tylko na niego, nie dowierzając. Chronił mnie przed nimi, a sam Chan... Był szefem... Aczkolwiek tłumaczy go to, że nie wiedział o tym, ale... To słabe tłumaczenie...
- Baek... - wyszeptałam, patrząc na niego... - To jest chore... - wstałam szybko i zakręciło mi się w głowie. Chłopak w porę mnie złapał.
- Nie wstawaj tak gwałtownie... - pogłaskał mnie po główce.
- Z-Zostaw... - odsunęłam się, patrząc na niego.
- Dobrze, ale zostań na razie... Dopóki nie przestanie Ci się kręcić w główce...
Pokiwałam nią delikatnie, siadając i cały czas patrząc na niego.
Nagle telefon zaczął mi dzwonić. Wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Daddy. Nie teraz...
~~~*~~~
Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale miałam zdrętwiałą prawą rękę przez brata, a lewą trudniej i dłużej mi się pisze. ;;;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro