Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Chapter Twenty-Four~

Siedziałam właśnie w autobusie, jadąc do wcześniejszego mieszkania. Zapomniałam jednej z najważniejszych rzeczy. Pierścionka, którego kiedyś dostałam od mamy.

Wysiadłam, idąc prosto do domu. W uszach miałam słodkie słuchawki, z których leciała moja ulubiona playlista. Piosenki, które tatuś sam śpiewa.

Nagle poczułam mocny uścisk, a później nie czułam już kompletnie nic...

Obudziłam się dopiero po dłuższym czasie, czując perfumy, ale nie należały one do tatusia...

- Co ja zrobiłem... - usłyszałam ledwo głos, który od razu rozpoznałam. Baek...

Otworzyłam delikatnie oczka, rozglądając się.

- Co Ty zrobiłeś, po co...? - wyszeptałam, siadając delikatnie.

- Przepraszam... Nie miało to tak wyjść, chciałem tylko porozmawiać, ale brałem też pod uwagę to, że nie będziesz chciała słuchać moich wyjaśnień... To nie tak miało być, naprawdę... - mówił przejęty i patrzył na mnie z troską.

- O czym znowu...? - wyszeptałam, siedząc z podkurczonymi nóżkami.

- To... Dlaczego Cię zostawiłem tu... Jak wiesz już... Był gang... Którego szefem był Chan... Wpakował mnie w to... Na początku było dobrze... Później zaczęło się sypać... Odszedłem... Reszta jego paczki groziła mi i przy okazji Tobie... Nie chciałem Twojej krzywdy... Chan o niczym nie wiedział, ale mógł lepiej dobierać sobie ekipę... Dlatego zacząłem się o Ciebie bać, gdy tylko dowiedziałem się, że to on... Park ChanYeol, znany wcześniej jako Mistrz Ognia... - westchnął, patrząc na mnie.

Nie mogłam wydusić żadnego słowa. Patrzyłam tylko na niego, nie dowierzając. Chronił mnie przed nimi, a sam Chan... Był szefem... Aczkolwiek tłumaczy go to, że nie wiedział o tym, ale... To słabe tłumaczenie...

- Baek... - wyszeptałam, patrząc na niego... - To jest chore... - wstałam szybko i zakręciło mi się w głowie. Chłopak w porę mnie złapał.

- Nie wstawaj tak gwałtownie... - pogłaskał mnie po główce.

- Z-Zostaw... - odsunęłam się, patrząc na niego.

- Dobrze, ale zostań na razie... Dopóki nie przestanie Ci się kręcić w główce...

Pokiwałam nią delikatnie, siadając i cały czas patrząc na niego.

Nagle telefon zaczął mi dzwonić. Wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Daddy. Nie teraz...

~~~*~~~

Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale miałam zdrętwiałą prawą rękę przez brata, a lewą trudniej i dłużej mi się pisze. ;;;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro