~Chapter Ten~
- Tatusiu? - powiedziałam słodko.
- Tak, Skarbie? - usłyszałam zachrypnięty głos chłopaka i muzykę w tle.
- Bo... Pomyślałam tak sobie, że... Moglibyśmy jednak się spotkać... - wyszeptałam do telefonu. Mam nadzieję, że usłyszał...
- Powiem tak... Czas dla Ciebie zawsze i wszędzie, wystarczy tylko ustalić datę, godzinę i gdzie. - zaśmiał się cicho. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Naprawdę...? - zachichotałam.
- Tak, Księżniczko. - wysłał mi buziaka.
- A kiedy... Ci pasuje, tatusiu?
- Zawsze i wszędzie. Mówiłem. - zaśmiał się słodko.
- Nie umiem nigdy ustalać spotkań. - uśmiechnęłam się.
- To może kiedy Tobie pasuje, Słoneczko? - zachichotał.
- Też zawsze. - zaśmiałam się słodko.
- To mamy problem. - uśmiechnął się. - Może za tydzień... Około południa... Park przed centrum?
- Dobrze. - zachichotałam.
- To do zobaczenia za tydzień, moje Słoneczko. - cmoknął do słuchawki.
- Do zobaczenia, Daddy. - uśmiechnęłam się, rozłączając.
Od razu poszłam się umyć, założyć piżamkę i zeszłam na dół. Zjadłam szybką kolację, poszłam do pokoju, kładąc się od razu.
- Zaczynam Cię coraz bardziej lubić, Daddy... - wyszeptałam i ułożyłam się. Zasnęłam.
Obudziłam się dość wcześnie, biorąc delikatnie telefon.
Zobaczyłam ponad dziesięć nieodebranych połączeń od tatusia.
Zachichotałam tylko i zadzwoniłam. Po chwili usłyszałam jego głos.
- Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Dlaczego dopiero teraz dzwonisz? Coś się stało? - powiedział z troską.
Zachichotałam tylko.
- Jest w porządku. Dobrze się czuję. Dopiero wstałam. Nic się nie stało. - zaśmiałam się słodko.
- Na pewno?
- Tak, na pewno, Daddy. - uśmiechnęłam się.
- To dobrze. - uśmiechnął się. - Jak noc minęła?
- Nawet dobrze, a Tobie, tatusiu?
- Też, Skarbie. Jadłaś już?
- Jeszcze nie. - zaśmiałam się. - Wstałam i od razu na telefon. Żeby tatuś się nie martwił, aczkolwiek chyba za późno troszkę... - zachichotałam słodko.
- Ale już wszystko wyjaśnione. - zaśmiał się. - Idź zjedz, wyszukuj się i działaj na miasto, tak?
- Miasto?
- Załatw sobie słodką sukienkę i pokażesz mi się w niej za tydzień. - uśmiechnął się.
- Dobziu. - zachichotałam. - To do później, Daddy.
- Do później, My Baby Girl. - wysłał buziaka, jak zazwyczaj i rozłączył się. Uśmiechnęłam się do siebie, poszłam umyć i niedługo potem ruszyłam na miasto.
~~~*~~~
Miało być wieczorem, ale spotkałam w Sopocie Azjatów i nie obyło się bez zdjęcia, więc przepraszam. ;;;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro