~Chapter Eleven~
- Księżniczko. - warknął, a ja tylko zachichotałam słodko.
- Tatusiu. - spróbowałam warknąć, co nie wyszło mi za dobrze. Zaśmiałam się.
- Jesteś bardzo niegrzeczna, a niegrzeczne dziewczynki lądują w łóżkach swojego tatusia. - mruknął seksownie, a mnie aż przeszły dreszcze.
- Tatusiu... - zachichotałam, będąc już czerwona. - Zmieńmy temat, proszę...
- Dobrze. Jak Ci mija dzień, Baby?
- Nawet, nawet, ale mogło być lepiej. - westchnęłam.
- Co się stało?
- Bo... Nie mam sukienki... - wyszeptałam.
- Masz jeszcze czas, a poza tym... Nie musisz przecież. - uśmiechnął się.
- Jesteś kochany, Daddy, ale i tak kupię ją dla Ciebie. - zachichotałam, chodząc po pokoju.
- Jesteś pewna, że chcesz?
- Tak. Chcę dobrze prezentować się przy tatusiu i z tatusiem. - uśmiechnęłam się i zaśmiałam słodko.
- Dobrze. Ale to Twoja decyzja. Ja tylko wpadłem na pomysł i powiedziałem, a tutaj widzę niespodzianka. - zaśmiał się.
- Taaak, specjalnie dla tatusia. - poszłam na dół do kuchni i wzięłam sobie wodę. Otworzyłam ją, przez co było słuchać mocny gaz.
- Co to było? - spytał lekko zdenerwowanym głosem.
- Butelka wody...
- No dobrze. Wystraszyłem się po prostu.
- Usłyszałam, Daddy, przepraszam... - wyszeptałam.
- Nie masz za co, przestań, Baby. - zaśmiał się. - Jestem po prostu zbyt opiekuńczy.
- Ale to w Tobie dobre, tatusiu. - zachichotałam.
- Na pewno? Żebyś tego źle nie odebrała...
- Na pewno. - uśmiechnęłam się.
- Dobrze. - zaśmiał się cicho. - Kończymy już?
- A chce tatuś? - napiłam się.
- Zależy, czy Ty nie jesteś zmęczona mną, Księżniczko.
- Nigdy w życiu! - zachichotałam. Niedługo dopiero będę...
- Dobrze, ale i tak na dzisiaj kończymy. - uśmiechnął się.
- No dobrze. - westchnęłam.
- Mamy jeszcze jutro... Będzie też spotkanie. - zaśmiał się słodko, a ja to odwzajemniłam.
- Niech Ci będzie, Daddy. - zaśmiałam się uroczo i wysłałam mu buziaka. - Papa, tatusiu i do usłyszenia. - zachichotałam.
- Do usłyszenia. - zaśmiał się i rozłączył.
Położyłam się na kanapie, kładąc telefon na brzuszku. Nagle usłyszałam dźwięk powiadomienia, ale nie był to Daddy... A Baek.
Zadzwoniłam.
- Baekkie...?
- Ten Twój Daddy, to Park ChanYeol?
- No tak...
- Uważaj, proszę...
~~~*~~~
Nie mogłam dodać wcześniej, bo byłam zwiedzać, więc dopiero teraz i jeszcze przerwa w takim momencie, ale! Będzie rozdział jutro i nim kończę maraton. ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro