-5
Chłopak był zmęczony i obolały.
Leżał na zimnej podłodze i modlił się w myślach do boga, w którego zresztą nie wierzył, aby zdobył się na to, by sobie pomóc. Jednak nie nastąpiło to prędko.
Najpierw starał się wstać, lecz znów został powalony na ziemię, mocnym ciosem w bok.
Kolejna próba skończyła się uderzeniem w twarz. Kuanlin leżał i patrzył w sufit, oddychając ciężko.
Kto by pomyślał, że zostanie dzisiaj zaatakowany w szatni przez tego spokojnego Joo Haknyeon'a?
— Uspokój się! — krzyknął w końcu, podpierając się ciężko na łokciach. — Znowu cię na humorki wzięło?
— Nie na humorki, tylko na Zdrajcę — Joo zaśmiał się, patrząc na wpół leżącego. — Myślałeś, że ci się upiecze, co?
Kuanlin, czując, że ma szansę, wstał i oparł się plecami o szafki. Podparł się dłońmi o kolana i spojrzał na swojego oprawce.
— Cokolwiek sobie myślałem, nie upoważnia cię to do ciągłego tyrania mnie... — wyszeptał z jadem w głosie.
— Upoważnia mnie Yoo Seonho.
— Nie waż się wymawiać jego imienia.
— Bo co? — zarechotał. — Bo zabijesz mnie, tak jak to zrobiłeś z nim?
Głuchą ciszę w sercu Lai'a przerywał, jakby przez mgłę, śmiech Haknyeon'a.
— Wal się.
Chłopak odepchnął się, na tyle ile mógł, od szafek i odszedł, szturchając przy okazji ramię Joo.
— Tylko na tyle cię stać?! — usłyszał wołanie. — Jesteś tchórzem, Kuanlin! Nie uważasz, że czas się przyznać?!
Jednak tamten zamknął się w swoim świecie i nie dopuszczał do siebie słów bordowo włosego chłopaka, który po części miał rację.
Park Jihoon przechadzał się po szkole. Nie miał większego powodu, aby to robić. Po prostu, gdy w pobliżu nie było jego znajomych, musiał zająć czymś myśli. A najlepiej zajmował je spacer po szkole i obserwowanie uczniów.
W końcu nie na darmo nazywany był przez innych Informatorem.
Chłopak miał niezwykłą wręcz umiejętność do rejestrowania zachowań, takich jak mięcie materiału, gdy się denerwują, drżenie powiek, przechodzenie z nogi na nogę. A najlepsze jest to, że wiedział, jak skutecznie się kamuflować.
Szczerze mówiąc, to chłopak był dumny z tego co robił. Lubił to zajęcie, a także pomaganie innym.
I tylko w skrajnych przypadkach działał na czyjąś niekorzyść. Nawet obserwowanego ucznia.
To właśnie wtedy poznał Lai'a Kuanlin'a. Chłopaka, którego miał zniszczyć, lecz nie potrafił tego dokonać. Wtedy czuł frustrację, a teraz cieszył się, że nie potrafił odgadnąć co siedzi w jego głowie.
I choć Yoo Seonho był wściekły na Jihoon'a, tamtego czasu, to teraz życie układa się prawie dobrze.
A przynajmniej tak uważał do czasu, gdy zauważył chyba najgorszą możliwą scenę, od dwóch lat.
Joo Haknyeon okładający pięściami ciało Lai'a Kuanlina.
Joo Haknyeon, którego znał od dziecka i Lai Kuanlin, który od pewnego czasu był dla niego całym światem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro