Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-1

Wszyscy rozmawiali, śmiejąc się, patrząc sobie w oczy lub spoglądając na wszystkich słuchających.
Niektórzy wygłupiali się, popisywali przed dziewczynami i kolegami z klasy.

— Hej! Udawajmy, że nikt z nas nie ma zadania domowego — podsunął pomysł na forum klasy, Kang Daniel.

— Co ty, pani Moon nas zabije — odparł Park Jihoon, który leżał na ławce i co chwilę ziewał.

— Dokładnie — przyznał mu rację Lai Kuanlin.

Kang westchnął, obrócił krzesło w stronę ich ławki i usiadł.

— Nudziarze z was — powiedział.

— Ale i tak nas ubóstwiasz — stwiedził Park, usmiechając się.

Daniel kiwnął głową.

— Ale ja chciałbym coś zrobić... — położył się zrezygnowany na ich ławce. — Coś... — zaczął pstrykać palcami, szukając odpowiedniego słowa. — Coś, czego nikt nie zapomni nawet po naszym odejściu ze szkoły.

— Może zjesz? Potem zajmiemy się misternymi planami.

Chłopak spojrzał na swojego kolegę zbolałym wzrokiem.

— Dobrze, mamo Lai...

Kuanlin uśmiechnął się, ukazując tym samym swoje dołeczki, i pogłaskał leżącego Daniel'a po włosach.

— Dobry chłopiec.

Jihoon podniósł głowę i podparł ją na dłoni.

— Whoa... co z wami? Bawicie się w dom?

— Tak, tato — odparł Kang.

Kuanlin i Jihoon spojrzeli na siebie.

— NIGDY W ŻYCIU! — krzyknął. — Nawet w waszej zabawie w dom, nie zamierzam być mężem Kuanlin'a.

— Ej, ranisz mnie — wydukał chłopak i zrobił smutną minę. — Mężu, musimy porozmawiać.

— Co? Powiedziałem, że się w to nie bawię!

— Tato! Kup mi mrożoną kawę — Daniel uśmiechnął się, ukazując przednie zęby.

— Jihoon-ah, spójrz, nasze dziecko jest takie urocze. Idźcie po kawę. Dla mnie też.

— Co jest z wami nie tak? — zawołał, śmiejąc się.

— Nie wiem — odparł Lai. Wstał i spojrzał na kolegów. — Idę po tę kawę, chcecie?

— Nie, dzięki — odpowiedział Daniel, a Park pokręcił głową.

Kuanlin wzruszył ramionami i wyszedł z tłocznej sali.

Tak naprawdę, nie miał ochoty na 'mrożoną' kawę, którą można było zdobyć jedynie w szkolnym automacie z napojami. Chłopak miał potrzebę ulotnienia się z klasy.

Miał problem, mianowicie, nie znosił odgłosów wydawanych przy jedzeniu oraz wszystkiego co było z tym związane.
Nie, żeby miał jakąś schizę na punkcie bakterii, jednak nie przepadał za tym, gdy ktoś pił z jego butelki czy jadł jego pałeczkami. To było dla niego uciążliwe w pewnym psychicznym sensie i nic nie mógł na to poradzić.

Aby dotrzeć do automatu, musiał przejść na przeciwległe skrzydło w szkole. Szedł przy oknach i spoglądał w widok za nimi, aby tylko nie zauważyli go znajomi, którzy byli w klasach, które mijał. Nie miał ochoty na nic, a szczególnie na pogaduszki ze słynnym 'składem', do którego niegdyś było dane mu należeć.

Szybko wybrał kawę i postanowił udać się na dziedziniec.
Usiadł na trawie, pod drzewem rzucającym rozległy cień.

I wtedy zauważył ją, a ona jego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro