Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

SasoDei [+18] v2

Dzień dobry.
Dzisiaj po raz pierwszy napiszę one shota z jakimś au, także świętujmy.
I tak to wszystko przez Wszy_Diavolo. Podziękujcie mu za trzecie SasoDei w tej książce/czymś tam XDDDD.
Pornolach.

Cyberpunk (nie chodzi o tą grę, poza tym kiedy Wszy to wymyślał tej gry jeszcze nie było) au.
Miłego cyberpunku.

Hejjj może mnie kojarzycie może nie (jak nie to się polecam), ale cieszę się, że udało nam się zrobić collab, bo od dawna chciałem coś zrobić z tym au : >

Od razu mówię, że to nie moja wina, że pisanie tak długo trwało, więc nie do mnie z pretensjami, tylko do mojego chłopaka <3

Miłego czytania

***


[Pov: Sasor]


Trzymam mocno włosy Deidary i poruszam się w nim z wściekłością. On krzyczy głośno. Nie powiem, czy z bólu czy z przyjemności. Deidara nie zna emocji. To dobrze. Nienawidzę emocji. Gdybym mógł, odebrałbym je wszystkim. Wszystkim, łącznie ze mną. A już najlepiej wszystkim "androidom" tego gówniarza. Jakim prawem on-

- Bardzo Panu gratuluję zajęcia drugiego miejsca - przerwał mi szmacenie całego świata (i Deidary) jakiś głos, podkreślając słowo "drugiego" jakby nie było już wystarczająco podkreślone.

Przestałem wpatrywać się w nicość i ujrzałem gówno. Wiadomo, że nieprawdziwe. Nie mam akurat chęci na opisywanie tego zjawiska po imieniu.

- Dziękuję - odparłem z niechęcią. Naprawdę wolałbym jej nie odpowiadać, ale nie mogę pokazać, że jestem w jakiś sposób urażony (tym cholernym konkursem i całą zawszoną bandą debili, których wzrusza byle łezka wypierdziana przez jakąś obeszczaną przez twórcę kupę metalu!).

- Hmpf, nie jest Panu przykro? - ciągnęła rozmowę dalej Temari (gówno) - Przegrał Pan pierwszy raz od dziewiętnastu lat, Panie Akasuna.

- Wie Pani, ja przynajmniej się nie wybijam na popularności rodzeństwa i sam sobie na nią zapracowałem, Panno Sabaku* - odgryzlem się jej tak samo aroganckim tonem, co ona - Nie tworzę też rozlatujących się wiatraczków do pokoju.

- Jak Pan śmie?! - żyłka na czole kobiety była już na skraju wytrzymałości, mimo że mówiłem samą prawdę. Nie rozumiem ludzi.

- Tak samo jak Pani śmie - kątem oka zauważyłem, przepychających się przez tłum wystrojonych gości, reporterów. Kierowali się prosto na mnie - A teraz żegnam.

Wyszukałem palcami w kieszeni okrągły breloczek, przywieszony do pęku innych kształtem i działaniem breloczków, po czym zamknąłem oczy i wcisnąłem znajdujący się na nim guzik.

*

Otworzyłem oczy. Stoję przed swoim domem. W końcu. Westchnąłem. Podszedłem do głównego wejścia i wyciągnąłem ręce z kieszeni. Urządzenia do jednorazowej teleportacji są tak nieporęczne. W dodatku działają tylko do jednego, przypisanego wcześniej miejsca. Ktoś musi to wreszcie naprawić. Nieidealne rzeczy szybko zaczynają mnie irytować, ale nie będę się tym teraz zajmował. Priorytetem jest teraz zrobienie wszystkiego, aby ulepszyć moje androidy, tak żebym następnym razem wygrał i znowu pokazał, że emocje i robienie z maszyny człowieka są czystą głupotą.

Wizjer w tym czasie skończył skanować moje ciało i mechanizm rozsunął przede mną drzwi. Wszedłem do środka. Zdjąłem czarną marynarkę i podałem ją wieszakowi, który prędko wyprał, wysuszył, wyprasował i spoczął wraz z ubraniem w przedpokojowej szafie. Eleganckie buty odłożyłem na usuwającej brud z podeszw wycieraczce. To, że byłem niesamowicie wkurwiony wcale nie znaczyło, że przestanę dbać o swoją idealność. Nastała moja, ulubiona cisza. W domu nikt mnie nie witał. Nigdy. Może oprócz czasu, kiedy miałem rodziców. Oczywiście, że moje roboty mogłyby to robić, ale czy było mi to potrzebne? Zdecydowanie nie. Byłem sam i było mi z tym dobrze. Wcale nie. Cicho. Przegnałem żałosne myśli. Jedyne na co teraz miałem ochotę, to sprawić by ktoś cierpiał. Ruszyłem przez pusty korytarz i wszedłem do równie pustego salonu. Moje mieszkanie wyglądało jak gdyby było wystawione na sprzedaż. O mnie z resztą możnaby powiedzieć to samo.
Wszystko wysprzątane i równo ułożone tak, jak chciałem. Przeszedłem przez pokój i trafiłem do kolejnego korytarza prowadzącego do sześciu pomieszczeń. Wszedłem do ostatniego po lewej - pokoju Deidary.

- Panie Sasori! - blondwłosy android zerwał się z łóżka i stanął przy mnie uśmiechnięty, jakby miał się zaraz na mnie rzucić. Kącik ust bezwiednie mi się uniósł.

Poczułem obrzydzenie. Moje własne dzieło posiada emocje. Nie dodałem ich oczywiście naumyślnie. Wszystko musiało się spieprzyć przy montażu samodzielnej nauki i percepcji wzrokowej. Ohyda, ohyda, OHYDA!

Wściekły złapałem Deidarę za szyję i mocno zacisnąłem na niej dłoń. Przyjemne ciepło pracującej maszynerii poskutkowało ekscytującym drgnięciem mojego penisa. Rzuciłem tym rupieciem na łóżko, aż zadudniło kiedy jego głowa przypadkiem uderzyła o ścianę. Nie zmartwiło mnie to jednak ani trochę. Moje dzieła były o wiele wytrzymalsze niż ludzkie ciało.

- Bo ja dzisiaj, kiedy Pana nie było, nauczyłem się czegoś bardzo ważnego, hm - Deidara mówił z tym swoim błędem w wymowie (którego za cholerę nie potrafię się pozbyć), jak gdybym nigdy nie jebnął nim właśnie z całej siły o ścianę - To jest coś naprawdę ważnego. Chciałbym żeby Pan posłuchał.

Nie odpowiedziałem mu. Nie obchodziło mnie to w tym momencie wcale.

- Czuję, że muszę to Panu powiedzieć... - gadał dalej blondyn nie zważając zbytnio na moje palce, które z dbałością o materiał, pozbywały się kolejnych części jego ubioru. Wreszcie leżał przede mną nagi. Robot miał zakodowane, że gdy pozbywam się jego ubrań ma być podniecony. Jego policzki przybrały więc bardziej czerwony kolor, a klatka piersiowa zaczęła podnosić się nieco szybciej, jak gdyby maszyna odczuwała nieśmiałość.

- Mm... Panie Sasori... - niemalże wyszeptał Deidara - Proszę...

Przyłożyłem mu pięścią w twarz.

- Zamknij się - dlaczego on musi być tak piękny - Nie mam dzisiaj ochoty na twoje stęki.

Android z głową obróconą w bok, przez impakt z moją ręką, patrzył się na mnie z uwielbieniem. Mimo tego, jak go traktowałem, musiał pozostać mi posłuszny. Taki był już los każdego robota. Nacisnąłem na ledwo widoczną klapkę w ścianie nad łóżkiem, a ta odsunęła się by pokazać zawartość. Umieściłem tam kiedyś: kajdanki, bicze, pejcze, sznury etc. właśnie na takie okazje, lecz potrzebne mi były dzisiaj tylko trzy rzeczy. Wcisnąłem malutkie guziczki przy kajdanach przytwierdzonych na sznur do wnętrza schowka. Nie minęła sekunda, kiedy nadgarstki Deidary były już uwięzione. Wyjąłem ze skrytki także niewielki wibrator i jeden z moich ulubionych biczy. Rękojeść cała czarna ukręcona z mocnego, wytrzymałego sznura, a frędzle skórzane o krwistej, matowej barwie. Przejechałem palcami po całej długości bata, napawając się jego teksturą.

- Hm?! - Deidara wzdrygnął się, kiedy zamachnąłem się batem w powietrze.

- Tak, to wyląduje dzisiaj na tobie - powiedziałem uprzedzając pytanie - Ale najpierw...

Odłożyłem bicz na mały, wypolerowany stołek i zająłem się aplikowaniem wibratora.

- Zegnij kolana i rozłóż nogi - nakazałem.

Blondyn bez wahania wykonał polecenie. A raczej jego ciało. Na jego twarzy widać było wątpliwość. Wszystko zdawało się działać normalnie, tylko wyskakujące jedna za drugą emocje w zachowaniu androida nie chciały dać mi upragnionej ulgi. Przejechałem powoli dwoma palcami po obnażonym odbycie Deidary. Był to znak dla maszyny, że musi się przygotować na przyjęcie obiektu. Poczułem drganie materiału, łudząco przypominającego ludzką skórę, i zbierającą się na nim wilgoć. Rozciągnąłem palcami jego wejście i gwałtownie wsunąłem w nie cały wibrator.

- Ngh! - robot zajęczał podniecająco. Uwielbiałem te dźwięki. Zasługiwał na wydawanie ich. Do tego właśnie był stworzony.

Wyjąłem z kieszeni spodni urządzenie do kontroli seks zabawki. Uśmiechając się złośliwie oraz łapiąc kontakt wzrokowy z blondynem, włączyłem od razu najmocniejszy poziom wibracji.

- A-agh! - ciało Deidary wygięło się w łuk. Maszyna robiła wszystko, aby mnie zadowolić - P-panie S-Sasori dlaczego tak... M-mocno...

- To jeszcze nie jest mocno, Deidara - odparłem biorąc znowu do rąk mój bicz. Przejechałem po nim palcami ostatni raz doceniając jego budowę. Smagnąłem narzędziem blondyna po raz pierwszy. Odpowiedzią był krótki krzyk mojego tworu, gdy koło jego odbytu pojawiło się czerwone rozcięcie. Cały jego ból był jedynie zakodowany. Wszystkie jego reakcje były przeze mnie stworzone. To ja byłem jego bogiem, a bóg ma prawo do ranienia swoich owieczek.

Z tą myślą począłem silnie uderzać Deidarę. Tym razem nie kazałem mu liczyć. Nie był winny mojej złości. Przynajmniej nie w przeważającej części. Zasypywałem ranami sztuczną skórę robota, a moje machnięcia stawały się coraz bardziej chaotyczne. Główną ofiarą mojej agresji były genitalia androida, które widocznie były najbardziej zmasakrowane. Czułem, jak przyjemne mrowienie rozchodzi się po całym moim ciele wraz z każdym kolejnym ciosem. Oh, tak. To była jedna z rzeczy, o których nikt nie może się o mnie dowiedzieć. Moje sadystyczne zapędy przynosiły mi zbyt wielką ulgę. Ah! Po co ludziom roboty z emocjami, gdy mogą się wyżyć na bezdusznej maszynie? Androidy takie, jak Deidara mogłyby wygrać z rupieciami tego pimpka! Tak, to jest genialny pomysł!

Z mojego samouwielbienia wyrwało mnie, niespodziewane uczucie nadchodzącego orgazmu. Moje nieznośnie pulsujące przyrodzenie ocierało się o bokserki, ubrudzone już niestety prejeakulatem. Cholera. Odłożyłem bat na czarny stolik, a sam oparłem się o krawędź łóżka. Odetchnąłem chwilę, po czym podniosłem wzrok na moje dzieło. Deidara leżał przede mną, nie ważył się nawet ruszyć. Jego klatka piersiowa podnosiła się równie szybko co moja. Nie miał on jednak serca. To tylko maszyneria. Spojrzałem na jego poranione uda oraz genitalia. Penis wciąż pozostawał we wzwodzie, a w odbycie drżał wibrator. Wszystko pozostawało na moich zasadach. Szkoda, że lekki uśmiech Deidary nie pozwalał mi dać mu odpocząć. Irytujący bachor. Zmasakruję go, więc doszczętnie.

Klęknąłem na łóżku przed wpatrzonym we mnie blondynem. Błaga, abym dalej robił z nim co tylko chcę.

Grzeczny.

Kurwa mać! Co to za myśl?! To musiała być jakaś instynktowna reakcja. Ygh, nieważne. Muszę się skupić na sprawieniu sobie przyjemności, a nie na chwaleniu robota. Wyłączyłem wibrator i jednym ruchem wyciągnąłem go z androida.

- Ah! - Deidara stęknął głośno, zaciskając powieki.

Wstałem z łóżka i podszedłem po raz kolejny do czarnego stolika. Wyciągnąłem jedną chusteczkę z pudełka i przetarłem trzymane w ręce urządzenie.

- Deidara, stań na czworaka i pochyl się do przodu. Chcę wszystko widzieć.

Robot natychmiast wykonał polecenie. Łańcuchy były na tyle długie, że mogłem mu nakazać ustawić się we właściwie każdej pozycji. Perfekcja moich dzieł liczyła się nawet w takich sytuacjach. Odłożyłem w końcu wyczyszczony wibrator. Przez cały ten czas nie spuszczałem wzroku z blondyna. Ruszyłem w stronę łóżka, aby wrócić do poprzedniej pozycji. Idąc, wpatrywałem się w poraniony, lecz nadal pulsujący, odbyt mojego androida. Doskonale go wykonałem. Klęknąłem znowu i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, zobaczyłem jak wejście Deidary rozciąga się delikatnie, pod wpływem ruchu jego palców. Dreszcz obiegł całe moje ciało.

Chcę go zerżnąć.

Dlaczego znowu to samo?! Przez tego gnoja ciągle myślę o jakichś głupstwach! Koniec. Jednak on też zasłużył na karę.

Rozpiąłem spodnie i obsunąłem je, wraz z bokserkami, w dół. Spojrzałem na swoje odstające przyrodzenie i podtrzymując jedną ręką, pokierowałem je ku podwojom blondyna. Wsunąłem w niego od razu całą długość penisa i poczułem zaciskające się na mojej skórze ścianki jego wnętrza.

- Agh! - długowłosy android jęknął głośno zdziwiony.

Zacisnąłem powieki, powstrzymując się od przedwczesnego orgazmu. Naprawdę już potrzebowałem wylać z siebie całą, dzisiejszą beznadziejność. Zazwyczaj byłem w stanie się kontrolować, ale teraz nie potrafiłem normalnie myśleć. Zacząłem się w nim poruszać, powoli przyzwyczajając się do otaczającego mnie przyjemnego ciepła. Deidara wydawał z siebie zróżnicowane tonacją stęknięcia, za każdym moim pchnięciem. Nie próbował jednak ich powstrzymać. Wiedział, że tego nie lubię. Trzymałem go za biodra i wchodziłem w niego coraz głębiej. W końcu czubkiem penisa dotknąłem słabego punktu blondyna, co skutkowało głośnym wyrazem aprobaty z jego strony:

- Mmh...Ta-ak! Proszę...Jeszcze...

Tym razem posłuchałem jego polecenia. Tylko dlatego, że sam tego chciałem. Ruszałem się w nim szybko i coraz bardziej chaotycznie. Moje przyrodzenie otaczały krwio-podobna maź oraz lubrykant, a mięśnie pozostawały wręcz boleśnie napięte, w ciągłym działaniu. W głowie buzowały mi złość i obezwładniająco-erotyczne jęki Deidary. Z czoła skapywały mi kropelki potu. To wszystko wprowadzało mnie w stan psychicznego szału. Wbiłem paznokcie w różowy, elastyczny materiał androida i główką penisa uderzałem mocno w jego środek. Były to już jedne z ostatnich pchnięć. Więcej nie wytrzymałem. Spazmy przeszły przez całe moje ciało. Zatrzymałem biodra na końcu powtarzanej przeze mnie sekwencji ruchów i doszedłem wewnątrz niego, a moja sperma zmieszała się z resztą płynów.

- Panie Sasori, czy mogę teraz Panu coś powiedzieć? - zaczął Deidara jak gdyby nigdy nic. Jego głos nadal był niepewny, oddech nierówny, a członek w całkowitym, niemal proszącym o litość, wzwodzie. Był jednak, tylko robotem, więc nie mogło mu to przeszkadzać.

- Yh...Możesz, ale nie obiecuję, że odpowiem - odparłem i wyszedłem z niego. Byłem cholernie zmęczony i najchętniej to bym się położył na tym łóżku, ale musiałem się doprowadzić do ładu, inaczej czułbym się po prostu obrzydliwie. Ruszyłem w stronę pudełka z chusteczkami.

- Mm...Bo... - mówił blondyn, pozostając ciągle w tej samej pozycji, co wyglądało całkiem śmiesznie. Może bym się zaśmiał, gdybym pamiętał jak - Yh, kocham Pana, Panie Sasori.

- No bardzo śmieszne, Deidara. Naprawdę nie mam teraz ochoty na takie żarty - zirytowałem się, wycierając chusteczką swoje przyrodzenie z brudu po stosunku.

- Ale ja mówię poważnie. Naprawdę czuję, że Pana kocham - upierał się dalej android.

- Ha! Czujesz?! A, to doprawdy śmieszne! Naprawdę potrafisz mnie rozbawić, Deidara! - zaśmiałem się, jednak w moim głosie nie było żadnej radości. Była sama wściekłość.

- Panie Sasori, ale ja... Ja mówię prawdę... Proszę mnie posłuchać... - Deidara usiadł na łóżku i patrzył mi w twarz.

Naciągnąłem na siebie bokserki i spodnie i podszedłem do androida wpatrując się niby w niego, ale tak naprawdę przeszywając go rozedrganymi ze złości oczami.

- Nie ma czegoś takiego jak kochanie mnie, rozumiesz?! Jesteś robotem, androidem, tworem stworzonym z kupy metalu! Nie ma czegoś takiego jak emocje! NIE MA! JA NIE KOCHAM NIKOGO, A W SZCZEGÓLNOŚCI MOJEGO DZIEŁA, KTÓRE JAK SIĘ OKAZUJE NIE JEST IDEALNE I TY TEŻ NIE KOCHASZ NIKOGO!

Popchnąłem go z całą silą do tyłu. Uderzył głową o ścianę. Wyszedłem z pokoju, trzaskając drzwiami i jeszcze usłyszałem za sobą tylko:

- Ty ciągle pokazujesz emocje...

Tego wieczoru Deidara po raz pierwszy płakał ze smutku.


***

No, to dziękuję bardzo za czytanie.
Mam nadzieję, że macie milutkie odczucia po lekturze XDDDD
Następnym razem będzie Gintama.
Miłego życia wszystkim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro