.
POV Takumi
Leżałem bezczynnie na łóżku, gapiąc się w sufit. Nie miałem absolutnie nic do roboty. Dziś miałem wolne, nie było żadnych wyścigów, więc Itsuki także nigdzie mnie nie wyciągnął... Poza tym, nawet, gdybym miał gdzieś wyjść, nie miałem na to najmniejszej ochoty. Czułem, że dostałem takiej chwilowej depresji przez to, co stało się z moją 86.
No i Mogi... Eh, Mogi i ten jej facet od Mercedesa.
Nadal nie mogłem uwierzyć, że robiła... to za moimi plecami.
Postanowiłem zamknąć ten rozdział życia. Przecież nie mogłem kontynuować umawiania się z osobą, która zdradzała mnie za moimi plecami, i to jeszcze za pieniądze.
Całkowicie się wyłączyłem, pochłonięty muzyką z Walkmana. Spojrzałem na budzik. Wskazywał dwadzieścia po siedemnastej. Jęknąłem, zakrywając głowę poduszką. Na zewnątrz lało jak z cebra, było też ciemno, jak w piwnicy, urok zimowych dni.
Ani się spojrzałem, a zasnąłem. Wszystkie negatywne emocje uderzyły we mnie naraz, tak mocno, że aż padłem.
Obudził mnie mój ojciec, który zwykle nie wchodził do mojego pokoju, ale tym razem jednak to zrobił.
– Takumi? Spałeś? – tata wydawał się dość zdziwiony, w sumie nie dziwiłem się mu, bo nie zwykłem spać o tak wczesnych godzinach.
– Ta... – powiedziałem, ziewając przeciągle. – Coś się stało? Itsuki dzwonił?
– Nie... Jakiś laluś w białej FC stoi pod domem i wypytuje się o ciebie.
– Co?!
Jak poparzony podszedłem do okna. Nie wierzyłem, że to może być on...
Ryousuke Takahashi. Ten sam, którego pokonałem na Akina, tym samym odbierając mu zaszczytny tytuł najszybszego w Gunma.
– To jakiś twój znajomy? – powiedział mój rodzic, wypuszczając dym z zapalonego papierosa.
– M-można tak powiedzieć...
Ojciec spojrzał na mnie zagadkowo. Nie miał pojęcia, o co chodziło. Ja tym bardziej. Czego, do cholery, mógł ode mnie chcieć Ryousuke?
Niepewnie zszedłem na dół. Na wszelki wypadek zabrałem ze sobą kurtkę.
Gdy otworzyłem drzwi, zalała mnie jeszcze większa fala niepewności. Ryousuke... w pewien sposób mnie onieśmielał. Patrzył na mnie swoim jak zwykle zimnym spojrzeniem, które po wskroś mnie przeszywało spod lekko spuszczonych ciemnych okularów przeciwsłonecznych.
Przez chwilę obaj staliśmy bez ruchu i bez ani jednego chociażby słowa. W końcu postanowiłem się odezwać, zacząłem, niepewnie:
– Gratuluję zwycięstwa na Akagi – powiedziałem, lekko drżąc.
– Mhm. A ja tobie współczuję, usmażyć silnik, co za pech... – rzekł, ściągając okulary.
– Czyli przyjechałeś tutaj, żeby się ze mnie nabijać? – zadałem pytanie, zdenerwowany.
– Nie? Skąd ci to przyszło do głowy? – spytał, lekko rozbawiony sytuacją. – Czy to zbrodnia, że chcę cię gdzieś wyciągnąć i poprawić ci humor?
Ryousuke Takahashi we własnej osobie... chciał poprawić mi humor. Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem.
– Nie gap się tak, tylko wsiadaj – powiedział Takahashi, otwierając drzwi od strony siedzenia pasażera.
Nie wiem, co wtedy mną kierowało, ale przystałem na jego propozycję i zrobiłem to.
Poczułem na sobie spojrzenie ojca. Cholera, musiał teraz nieźle się dziwić...
Zapiąłem pasy, i zanim powiedziałem choćby jedno małe słowo, chłopak ruszył.
Jego samochód wyraźnie różnił się od mojej 86. Aż krzyczał "Ej, mój właściciel to ścigant". Ten spoiler, naklejki...
Ale on sam tak nie wyglądał. Emanowała od niego czysta klasa, elegancja, której brakowało bardzo wielu ludziom. Jego ubiór, zachowanie... Miałem wrażenie, że nigdy nie tracił nad sobą kontroli i każda czynność, której się podejmował była chłodno wykalkulowana. Zupełne przeciwieństwo jego narwanego, trochę nieokrzesanego młodszego brata...
– Gdzie jedziemy? – spytałem, patrząc uważnie na drogę. Ryousuke jechał, jakby chciał dotrzeć albo na przedmieścia, albo na Akina. Obstawiałem to drugie.
– Na Akina – moje przeczucia się potwierdziły.
– Chcesz tam pojeździć?
– Nie... Chyba, że ty byś tego chciał.
– Podziękuję...
To spotkanie było naprawdę niezręczne. Czułem, jak pomimo dość niskiej temperatury na zewnątrz i niewiele cieplejszego wnętrza FC pociłem się na powierzchni całego ciała. "Szlag", pomyślałem, patrząc ukradkiem na mojego towarzysza "Błagam, żeby tego nie poczuł".
Nagle zajechaliśmy na jakiś parking blisko jeziora. Było tu nawet ładnie. Zdziwiłem się, gdy Ryousuke otworzył mi drzwi.
– Niech panienka wyjdzie.
Chyba po raz pierwszy zobaczyłem starszego Takahashiego z takim uśmiechem na twarzy.
Wyszedłem z auta i pozwoliłem, by los wplątał mnie w ten bezsens...
POV Ryousuke
Boże.
Byłem taki zestresowany.
Czułem się, jakbym zaraz miał wybuchnąć płaczem, ale mimo wszystko udawało mi się utrzymać swoją zwyczajową maskę obojętności i stoickiego spokoju. Nie byłem gotowy, by... By mu o tym wszystkim powiedzieć. W końcu, co by było, gdyby uciekł ze śmiechem i rozpowiedział wszystkim kierowcom ze Speed Stars: "Ej, Ryousuke Takahashi, Biała Kometa z Akagi lubi chłopców"?
Sięgnąłem do bagażnika po uprzednio przygotowane bento.
– Co to? – zdziwił się Takumi, odgarniając kosmyk swoich jasnobrązowych włosów za ucho.
– Bento – powiedziałem, rozpakowując owo z materiałowej chustki, w którą je owinąłem. – Zgłodniałem. Chcesz trochę? – spytałem, siadając pod drzewem nieopodal mojego samochodu.
– Ch-chyba tak... skoro zadałeś sobie trud, żeby przynieść też jedzenie dla mnie...
Podałem mu drugi, identyczny do mojego pakunek.
Gdy go otworzył, dostrzegłem w jego oczach zdziwienie i pewien rodzaj podziwu.
– Sam to robiłeś? – spytał się z szeroko otwartymi oczami, gdy ujrzał jedzenie. Jednak moim zdaniem nie było to nic szczególnie spektakularnego, jedynie trochę curry, krewetki w tempurze, jakieś gotowane warzywa i nawet niezrobione przeze mnie, kupione gdzieś onsen-manjū.
– A co, myślałeś, że moim jedynym talentem jest szybka jazda po górskich przełęczach? – zaśmiałem się cicho, biorąc do ust kolejną krewetkę. Te słowa musiały wprawić Takumiego w jeszcze większe zakłopotanie, gdyż jego twarz oblał soczystoczerwony rumieniec.
– N-nie... – powiedział nieśmiało chłopak, biorąc trochę curry. – Dobre to!
– Tak? Od Keisuke słyszałem coś innego – powiedziałem z cieniem uśmiechu na ustach. Wiedziałem, że brat prawdopodobnie powiedział to tylko po to, żeby mi dopiec, ale i tak uważałem to za zabawne.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Obaj patrzyliśmy w taflę jeziora Akina, jedynymi dźwiękami, które wydawaliśmy były te, które były nieodłącznymi elementami jedzenia, czyli odgłosy przeżuwania i tak dalej.
Nagle usłyszałem cichy śmiech Takumiego, gdy ten wziął pierwszy kęs swojej onsen-manju.
– Coś się stało?
– Nie... Po prostu przypomniały mi się wakacje z Itsukim... Zawsze, gdy spóźnialiśmy się na obiad jedliśmy właśnie onsen-manju.
Był taki uroczy, gdy się śmiał. Jego szaroniebieskie oczy wtedy aż błyszczały, a w jego policzkach robiły się takie małe dołeczki. Wyglądał tak młodo... Nikt, kto widział go po raz pierwszy poza samochodem prawdopodobnie nawet nie podejrzewał, że to właśnie on jest do niedawna niepokonanym kierowcą legendarnej 86 z Akina.
Jeszcze ten czarny, obcisły golf tylko dopełniał ten efekt... Boże, jak on dobrze w nim wyglądał.
– Takahashi?
Dopiero teraz zorientowałem się, że nieprzerwanie od prawie dziesięciu minut się na niego gapię.
– N-nie, wszystko jest w porządku... – wykręciłem się, gwałtownie się od niego odsuwając. Cholera, znowu wszystko zepsuję! Zwykle byłem perfekcyjnie wręcz chłodny i opanowany, a teraz... Uh, ośmieszałem się. – To może... Może pójdę po kawę?
– Nie trzeba, naprawdę...
– Ja stawiam.
I szybko ulotniłem się w kierunku automatów. Chciałem jak najszybciej przerwać tę beznadzieję...
POV Takumi
Dlaczego on mnie tak onieśmiela?
Dlaczego...
Dlaczego gdy na niego patrzę, moje serce tak przyspiesza?
Ścisnąłem mocno materiał swojej kurtki, którą przed chwilą założyłem. Zrobiło się dosyć chłodno.
Jedzenie, które przygotował Ryousuke było przepyszne. Może generalizowałem, ale w życiu nie przypuszczałbym, że lider Red Suns lubi także coś ugotować.
Nie umiałem nazwać moich uczuć. Przy nim moje ręce drżały, a serce łopotało jak szalone.
Popatrzyłem w kierunku odchodzącego Ryousuke. Nadal nie rozumiałem - dlaczego właściwie mnie tu wyciągnął. Czułem się trochę tępo z tego powodu.
On z kolei wydawałby się niewzruszony całą sytuacją, o ile nie wytrąciłby się z równowagi kilka minut temu.
Czemu... Czemu on się wtedy na mnie tak gapił..?
Czy to możliwe, że on..?
"Nie, to głupstwo", zganiłem sam siebie w myślach, kręcąc przy tym głową.
W końcu czarnowłosy wrócił z dwoma puszkami.
– Pijesz z mlekiem? – spytał się, rzucając mi jedną z nich.
– Zgadłeś – potwierdziłem, trochę zdziwiony. Zobaczyłem ulgę na jego twarzy, jakby wziął ją na chybił-trafił. Postanowiłem zacząć rozmowę: – Takahashi-senpai? Dla...
– Możesz mówić mi Ryousuke – uśmiechnął się.
Delikatnie mówiąc, zdziwiłem się. Zacząłem się denerwować.
– N-naprawdę? Przecież... Przecież nawet nie jesteśmy przyjaciółmi...
– To zabolało, wiesz? – zaśmiał się czarnowłosy.
– N-nie, to nie tak, w porządku, bądźmy na ty... Ryousuke...
To imię sprawiło, że w jakiś sposób poczułem się... wyjątkowo. Znów czułem, że moje policzki zapłonęły czerwienią.
– Hej... Jeśli nie chcesz, nie musisz tego robić... Takumi...
Nie wiem, co było dziwniejsze - wypowiedzenie imienia starszego z braci Takahashi, czy usłyszenie z jego ust swojego. To było takie... niezwykłe. Zwykle nazywał mnie bardzo neutralnie "kierowcą 86" lub już po prostu "86".
Noc była piękna. Miliony gwiazd nad nami, na drodze ani żywej duszy, a co za tym szło, idealna wręcz cisza.
Robiło się coraz zimniej. Mimo, że nosiłem gruby golf i także niezbyt cienką kurtkę typu parka, aż drżałem z zimna.
Lecz nagle... Poczułem ciepło.
– Ryo... Ryousuke..?
Przytulił mnie. Poczułem się tak niezręcznie... i... przyjemnie jednocześnie.
Chłopak zachowywał się, jakby mnie nie słyszał.
W głębi duszy chciałem go odepchnąć, ale... Po prostu nie mogłem.
Po chwili ta chęć ustała. Pojawiła się za to chęć odwzajemnienia tego gestu. Wtuliłem się w jego klatkę piersiową. Poczułem się dziwnie, gdy pomyślałem, że ładnie pachnie.
– T-Takumi... – powiedział Ryousuke, delikatnie podnosząc moją głowę do góry do poziomu swojej twarzy, chwytając mnie za podbródek. Ująłem delikatnie jego rękę.
– Ryo... Ryousuke...
– Ja... Takumi... Te... Te kwiaty... – od razu wiedziałem, o co chodzi - te nieszczęsne kwiaty, które mi podarował, żeby wyzwać mnie na pojedynek... – Ja... One nie były bez powodu... Róże... Czerwone róże to symbol miłości. Takumi... Ja... Ja cię... kocham.
Przez głowę naraz przeszło mi z milion myśli. Miałem ochotę spytać "dlaczego?", "czemu ja?", i o miliard innych rzeczy. Jednak zanim zdążyłem powiedzieć chociaż jedno słowo, on zamknął mi usta. Przyłożył mi do buzi moją dłoń. Zarumieniłem się.
Na ten widok uśmiechnął się. Odpowiedziałbym mu tym samym, gdyby moje usta nie były zakryte.
Spojrzał mi w oczy. Boże. Jego ciemnobrązowe oczy o przeszywającym po wskroś spojrzeniu.
– Wybaczysz mi, jeśli..?
Pocałował moją dłoń spoczywającą na ustach.
Robił to z taką czułością, wyczuciem...
Po chwili ją chwycił i odsunął z miejsca, gdzie poprzednio była.
Jednak tym razem to ja mu przerwałem. Całując go nieśmiało w usta.
Co ja wtedy robiłem, do cholery?
Zamknąłem oczy i dałem się ponieść konsekwencjom.
Gdy skończyłem, Ryousuke ujął moją twarz w swoje dłonie i znów spojrzał mi w oczy. Znów mnie pocałował, tym razem wręcz rzucając mnie na ziemię i nie tylko w usta - teraz całował mnie także w policzki, szyję, którą odsłonił spuszczając golf mojego swetra.
Zajęczałem cicho. Obściskiwaliśmy się. Jeszcze nigdy nikt nie obdarzył mnie tak intensywnie swoimi uczuciami.
Nawet Mogi.
Po kilku minutach poczułem zimne krople deszczu spadające na moje policzki.
– Cholera – zaśmiał się Ryousuke, gdy już całkiem się rozpadało. Delikatnie mnie odsunął i otworzył samochód. – Szybko, wsiadaj!
Śmiejąc się, wykonałem jego polecenie.
– W ostatniej chwili – mruknąłem.
– Taaa... – zaśmiał się Takahashi.
– Ryousuke... – zacząłem, niepewnie. – Ja... Nigdy nie sądziłem, że możesz być taki romantyczny... Wiesz, zawsze myślałem, że nie masz uczuć. Momentami wyglądasz jak jakiś cyborg.
– Naprawdę? – spytał czarnowłosy, patrząc na mnie z uśmiechem. Znów mnie przytulił. – Wiesz... – zaczął mówić. – Jestem tym typem osoby, która otwiera się tylko przy tych... bardzo wyjątkowych ludziach...
– Czyli... Jestem taką osobą..?
– Oczywiście.
***
Ryousuke POV
– ...wyobraź sobie, że mój ojciec skąpi na ogrzewanie przy trzech stopniach na zewnątrz... "Takumi, jest ci zimno, bo się nie ruszasz"... – mruknął Takumi, nadal kuląc się w moich ramionach.
Siedzieliśmy razem na tylnej kanapie, średnio zważając na to, że była delikatnie za mała, by pomieścić nas oboje. Byliśmy przykryci kocem, którego zapomniałem wyjąć z bagażnika z jakieś pięć miesięcy temu, kiedy jechałem z dziewczyną na randkę. Krótko mówiąc - randka się nie udała, dziewczyna nie przyszła, wyszedłem na idiotę - ale koc został.
Nigdy nie sądziłem, że tak łatwo to przyjmie. Boże, a co dopiero, że odwzajemni moje uczucia.
Zachowywaliśmy się, jakbyśmy nie mieli nic do stracenia, trochę nawet lekkomyślnie, co zdecydowanie nie było do mnie ani trochę podobne. Ale... Było mi z tym dobrze. To był jeden z tych nielicznych momentów, kiedy naprawdę czułem, że żyję.
Nagle usłyszałem w oddali jakiś samochód. Spojrzałem instynktownie w tamtą stronę. Biała S13... O ile dobrze myślałem, lider Speed Stars taką jeździł...
– Ryousuke? Coś się stało?
– Nie – mruknąłem i jeszcze mocniej go przytuliłem. Nie chciałem, by cokolwiek przerwało tę chwilę.
***
Obudziłem się przez ból pleców. W sumie, czemu się dziwić, skoro zasnąłem w niewygodnej pozycji półleżącej, oparty o szybę i z Takumim w ramionach.
Uśmiechnąłem się. To uczucie... Było niezwykłe.
Zacząłem go głaskać po włosach. Były takie miękkie...
Musiało go to obudzić, bo zaczął cicho mruczeć i nieśmiało otworzył oczy.
– Ryou... Ryousuke? – kierowca białej 86 od razu gwałtownie się otrząsnął. Wyglądał, jakby nie bardzo pamiętał, co się stało. W sumie, nie bardzo mu się dziwiłem. W końcu niespodziewanie go zabrałem z domu... Wyznałem miłość...
Nagle w jego oczach zobaczyłem czyste przerażenie, gdy spojrzał na mój zegarek.
– Takumi? Coś się stało? – spytałem.
– Cholera, przepraszam Ryousuke, ale ja za piętnaście minut muszę być w pracy!
***
– Możesz tu stanąć? – spytał Takumi kilkanaście metrów przed stacją, na której pracował.
– Mhm.
Otworzył drzwi. Zawahał się. Spojrzał na mnie błagalnie.
– Ryousuke... Ja... ja naprawdę dobrze się z tobą bawiłem... – uśmiechnął się. – Czy... Czy moglibyśmy się jeszcze kiedyś spotkać?
Oczywiście, że na to przystałem. Posłałem mu uśmiech, na co on się zarumienił.
– No to... Cześć. – zamknął drzwi i pognał co sił w nogach ku miejscu pracy.
Chwilę siedziałem bezmyślnie za kierownicą samochodu. Zapaliłem papierosa i się zaciągnąłem.
Zwykle nie paliłem w samochodzie, ale dziś zdarzył się wyjątek.
"Cholera", pomyślałem, patrząc na oddalającą się sylwetkę chłopaka. "Czy ja... Naprawdę się w nim zakochałem..? I do tego ze wzajemnością..?"
Nie wiem, czy to, co teraz przeżywałem można by było nazywać radością. Była to bardziej... ulga.
Nie myśląc wiele więcej, odjechałem.
"Muszę się z nim znów spotkać", pomyślałem, zanim Takumi całkiem zniknął mi z pola widzenia.
***
POV Takumi
Szybko przybiegłem na stację. Iketani i Itsuki już dawno tam byli.
– O, Takumi, co tak długo?! – spytał jak zwykle zdecydowanie zbyt głośno Itsuki, wręcz skacząc wokół mnie.
– Zaspałem... – mruknąłem pospiesznie, przebierając się w ciuchy do pracy.
– Mhhhhhmmmmm... – było widać, że przyjaciel nie wierzy w moje oczywiste kłamstwo. Mimo tego, że zawsze wyglądałem na zaspanego, nigdy nie zdarzało mi się spóźniać gdziekolwiek z powodu zbyt długiego spania. Zbyt długo mnie znał, żeby w to uwierzyć.
Od razu wziąłem się do pracy. Gdy szef mnie zobaczył, spojrzał na mnie z takim wyrzutem, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Uczucie to zostało jedynie spotęgowane, gdy na horyzoncie pojawił się Iketani i powiedział:
– Ej, Takumi, wiesz, że wczoraj na Akina widziałem Ryousuke Tahahashiego?
– Naprawdę? – udawałem, że nic a nic się tym nie interesowałem, a tym bardziej nic nie miałem z tym wspólnego.
– Taaa... – mruknął i podał mi wiadro wypełnione wodą. – Fujiwara, obudź się, jest klient.
Popędziłem co rusz do owego osobnika, uprzednio zapisując sobie w myślach, by czym prędzej zadzwonić do ojca, by wyjaśnić swoją nieobecność w nocy.
***
W końcu wróciłem do domu, odwieziony przez Itsukiego.
Gdy tylko przekroczyłem próg, poczułem na sobie enigmatyczne, ni to zdziwione, ni to złe, ni to rozbawione spojrzenie ojca. Zaciągnął się papierosem i spytał:
– Co ci tak długo zajęło? Czy to była jakaś randka, czy co?
– Można tak powiedzieć... – mruknąłem, z lekkim uśmieszkiem na ustach.
Ojciec ponownie dziwnie na mnie spojrzał.
– Weź się przebierz, bo nosisz dokładnie to samo, co wczoraj.
– Mhm... – mruknąłem, i zniknąłem w drzwiach swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i wyszeptałem cicho: – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy... Niekoniecznie jako rywale – uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie jego miękkich warg i ciemnoczarnych włosów.
"Nigdy tego nie zapomnę"
***
To chyba mój najszybszy szot w życiu lol
#nikttegonieprzeczytażal
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro