Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

- Już więcej z wami nie piję - mamrotał Ash, trzymając się za bolącą głowę.

- Zawsze tak mówisz - prychnął Michael, który był w świetnej formie, jak on to ujął.

- Wy wszyscy tak narzekacie - powiedziałam popijając przy tym szklankę wody.

Siedzieliśmy wszyscy przy kuchennym stole i najbardziej ogarnięta osoba z prawem jazdy i samochodem miała nas zaraz odwieźć do domu. Oczywiście padło na Michaela.

- Dlaczego to znowu muszę być ja?
- Bo szybko trzeźwiejesz - dogryzł mu Calum.
- Chyba zacznę pić jeszcze więcej, żebyście nie robili ze mnie prywatnego szofera.
- Nie pierdol tylko weź kluczyki i ruszamy - krzyknęła Izzy. Ona jest taka marudna, kiedy jest na kacu.
- Spokojnie panno "zdechł mi kot, chodźmy na imprezę" - Michael uniósł ręce w ochronnym geście.

Po porannej kłotni, która jest w naszym porządku dziennym wszyscy zapakowaliśmy się do auta. Widocznie mieli w zwyczaju przyjeżdżać osobno, a wracać razem. Najpierw Calum, potem Ash, Luke i Izz, a ja zostałam na końcu. Czyli byłam skazana na Michaela. Nie chciałam tego po wczorajszyć wydarzeniach.
Spojrzałam w ekran telefonu przypominając sobie tego cholernego sms'a. Jezu, Michael to taki.. Nawet brakuje mi słów na określenie tego dupka. Po wysadzeniu Luke zdałam sobie sprawę jak bardzo głodna jestem. W pewnym momencie zaburczało mi w brzuchu, że Izzy i Michael się zaśmiali.
- Ktoś tu chyba jest głodny? - zażartowała Izzy.
- Ogromnie.
- Michael weź ją na śniadanie, jak już mnie podrzucisz.
- A co ja jestem?
- Proszę - rzekła to takim tonem, że nawet Obama uległby jej.
- Dobra. Nie licz na więcej, jak na Mcdonalds'a...
Na te słowa uśmiechnęłam się słabo.

- Z tobą nie liczyłabym nawet na jedzenie ze śmietnika, a tu proszę jednak potrafisz być wytworny - zaśmiałam się, kiedy zajeżdżaliśmy na parking McDonalds'a.
- Ha ha - zadrwił. - Sądzisz, że nie potrafię być wytworny?
- Ani romantyczny.
- A chcesz się przekonać.
- Jak mi to udowodnisz? - odpięłam pas.
- Zaczynając od teraz.
Michael wyskoczył z auta i podbiegł otworzyć mi drzwi.
- Proszę Delilah - podał mi rekę, żebym wysiadła. Trochę zdziwniona, zgodziłam się. Otwarł też przede mną drzwi wejściowe. Na szczęście było już późno i oferta śniadaniowa się skończyła.
- To czego sobie życzysz, kochanie?
- Uhm, nuggetsy z frytkami i colę - zwróciłam się do sprzedawczyni z plakietką "Jenny".
- A dla mnie niech będzie to samo i cheesburger - uśmiechnął się do dziewczyny.
- To będzie 15$ - kiedy szukałam w torebce porfela, żeby zapłacić za siebie, to Michael zdążył już podać kasjerce pieniądze.
Skarciłam go wzrokiem, a ten podniósł tylko brwi.
- Nie lubię, kiedy ktoś za mnie płaci.
- Nie obchodzi mnie to. Od teraz będę próbował być romantyczny, więc w dupie mam to, że nie lubisz - wzdrygnał ramionami.
- Ah, więc tak się bawimy? Zakład, że przez miesiąc nie będziesz w stanie cały czas być romantyczny i takie tam?
- Zakład, ale jak wygram to pójdziesz ze mną na bal jesienny na moich warunkach, a jak przegram to...
- Będziesz musiałbyć dla wszystkich miły - wyciągnęłam rękę, żeby zawrzeć układ, a drugą wzięłam frytkę do ust.
- Zgoda. Przygotuj sobie sukienkę, kochanie - mrugnął do mnie i zaśmiał się cicho.
W co ja się wpakowałam?

✖️✖️✖️
xx - J.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro